piątek, 27 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zerknąłem na męża, gdy zadał pytanie dotyczące Edny, od kiedy on się nią ta interesuje? Zresztą nie ważne, na pewno się o nią martwi w końcu dziewczyna nam pomaga i żadne z nas nie chce, aby stała się jej jakaś krzywda.
- Spokojnie, Edna jest w swoim pokoju. Dziś trochę mi pomogła z dzieciakami i ogarnięciem najpotrzebniejszych rzeczy w domu i na pewno jest zmęczona - Wyjaśniłem, leniwie rozciągając się na krześle, szczerze i ja bym zmęczony trochę dziś zrobiłem i dlatego bardzo chętnie położę się zaraz spać z mężem u boku, który również wyglądał na zmęczonego. Szukanie pracy wcale nie jest takie proste, jakim mogłoby się wydawać.
- Dobrze - Sorey kiwnął głową, wracając do jedzenia, najwidoczniej był bardzo głodny, co chyba nie powinno mnie dziwić, Sorey na sto procent nic dziś nie jadł na mieść, mogłem to wziąć pod uwagę i zrobić mu coś innego, teraz to i tak już za późno, no nic, musi nacieszyć się zwykłymi kanapkami, a jutro zrobię mu porządny obiad.
 - Umyjesz talerzyk i kubek? Poszedłbym się już umyć - Wyznałem, przecierając dłonią oczy, odczuwając zmęczenie.
- Oczywiście, że tak potrafię po sobie posprzątać, możesz iść - Gdy odpowiedział na moje pytanie, od razu kiwnąłem głową, wstając z krzesła. Dziś naprawdę dostałem w kość od dzieci, a mówi się, że rodzicielstwo jest takie przyjemne i proste. Cóż przyjemne może i jest, ale na pewno nieproste.
Bez zbędnych słów poszedłem zażyć gorącej, ale krótkiej kąpieli idąc po niej do sypialni, gdzie nie doczekałem, się męża zasypiając dość szybko jak na mnie.

Następnego dnia rano obudził mnie przyjemny zapach kawy, zaskoczony otworzyłem powoli oczy, przecierając je dłonią, dostrzegając tym samym męża stawiającego tace z jedzeniem i kawą na stoliku nocnym.
- A to z jakiej okazji? - Rozciągając się, przyglądałem cały czas mężowi po pierwsze zaskoczony jego wczesnym wstaniem a po drugie śniadaniem do łóżka tak chyba bez okazji.
- Dziś dzień mamy - Zaczął, co mnie rozbawiło. Dzień mamy naprawdę?
- Twoją mamą chyba nie jestem - Rozbawiony cicho zaśmiałem się, patrząc na męża.
- Moją nie, ale moich dzieci już tak i za to chciałem ci podziękować - Wyjaśni, całując delikatnie moje usta.
Przyznam, to było całkiem miłe uczucie, gdy ktoś pamięta o „twoim świecie”, nie żebym pamiętał o tym świecie, ale miło, że on o nim pamiętał.
- Kochany jesteś - Wymruczałem zadowolony kładąc dłonie na jego policzkach, aby pogłębić pocałunek, tak zwyczajnie ciesząc się z drobnych rzeczy.
Sorey uśmiechnął się do mnie ciepło, głaszcząc po policzku.
- To ja dziękuje, gdyby nie ty nie miałbym tak wspaniałej rodziny - Wyszeptał, patrząc prosto w moje oczy. Ta chwila nie trwała jednak zbyt długo mała, która zdążyła się już obudzić, zaczęła płakać, informując o swojej obecności. Chcąc po nią iść, już przygotowywałem się do wstania z łóżka, przed czym powstrzymał mnie mąż, proszący bym został. Nie kłócąc się z nim, kiwnąłem głową, pozostając w miękkim i przytulnym łóżku, w którym już po chwili znalazła się mała z tatą. Prawie cała rodzina w komplecie brakowało tylko naszego syna, który jeszcze pewnie spał.
Zadowolony położyłem się na poduszczę, obserwując małą bawiącą się z tatą, niewiarygodne, że ta mała istotka będzie wybranką, aż sam wciąż nie mogę w to uwierzyć. Kiedyś ja zostałem wybrany na serafina i opiekuna mojego męża, a teraz nasza córka została wybrana na bohaterkę, oby udało jej się pokonać wszystkie trudności, które czekają na nią w przyszłości.
- Tak właściwie, bo wczoraj nie dokończyliśmy tematu, od kiedy zaczynasz tę dorywczą pracę? - Spytałem, z ciekawości przypominając sobie o wczorajszej niedokończonej rozmowie.

<Pasterzyku? C::>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz