Byłem zaskoczony, słysząc w jego głosie szczery entuzjazm. Czy on naprawdę chciał iść? Myślałem, że nie za bardzo przepada za takimi uroczystościami, w końcu zazwyczaj jest na nich bardzo dużo ludzi, którzy czysto teoretycznie mogą mnie podrywać, a przynajmniej tak uważał mój mąż. Ja tam nie uważam, żebym by kiedykolwiek i przez kogokolwiek był podrywany... no dobrze, była jeszcze Junko, ale dopóki mi nie powiedziała mi wprost, że liczy na coś więcej, raczej bym się nie domyślił. To może jednak ludzie mnie podrywają, tylko jestem taki głupi i tego nie dostrzegam?
- Nie wiem, czy mając demona na karku powinniśmy gdziekolwiek wychodzić – zauważyłem, przyglądając się zaproszeniu. Czyli jednak zdecydowała się ulec presji rady i za niego wyjść... nie zazdrościłem jej. Dobrze, że ja nie należałem do żadnej królewskiej lub nawet arystokratycznej rodziny i nikt nie rozkazuje mi, co mam robić i za kogo wychodzić. Nie wyobrażam sobie być z kimś, kogo się nie kocha. Moje życie bez Miki’ego byłoby straszne. Albo gdyby Miki był przy nie jedynie jako przyjaciel. Chociaż, to nawet nie byłoby za bardzo możliwe. Miałem wrażenie, że Mikleo podobał mi się od zawsze, tylko po prostu się starałem się powstrzymywać, no bo przecież to był moim przyjacielem... i jak teraz widać, nie do końca nam to wyszło.
- To będzie niedługo? – dopytał, poprawiając malutką na rękach.
- Dwa tygodnie – powiedziałem zgodnie z prawdą, odkładając zaproszenie na bal na blat stołu.
- To dosyć sporo czasu – odpowiedział Miki, zaczynając przygotowywać mi kawę.
- Dla nas tak. Ale na przygotowanie królewskiego ślubu i wesela to bardzo mało. Muszą się bardzo spieszyć – wyjaśniłem, biorąc od Miki’ego Misaki, która była dzisiaj wyjątkowo żywa.
- Albo planowali to wcześniej.
- Trochę wątpię, ponieważ wcześniej na pewno coś bym o tym usłyszał – usiadłem przy stole, starając się odwracać uwagę Misaki od mamy. Zaraz dostanie śniadanie i będzie miała się czym zająć. – Tak właściwie, to... chciałbyś iść?
- Chyba tak. Alishi na pewno byłoby miło, gdybyśmy byli przy niej w tak ważnym dniu – odpowiedział, czym naprawdę mocno mnie zaskoczył. Wczoraj tak po prostu przygotował romantyczną kolację, po której już absolutnie nic nie chciało mi się robić poza spaniem, a dzisiaj chce iść na bal... skąd u niego taka zmiana? Nie, żebym nie narzekał, to bardzo miłe z jego strony, tylko tak trochę do niego niepodobne.
- Więc jeżeli chcemy iść, musimy już teraz pomyśleć o kilku rzeczach, jak chociażby strój dla ciebie i prezent dla nowożeńców.
Już pojawiły się widma kolejnych wydatków, a pieniędzy nam nie przybywa. Niby Mikleo miał ten piękny, niebiesko-biały strój od Alishy, ale podobnie jak koszula, miał już kilka dobrych lat i Mikleo mógł trochę z niego wyrosnąć. Mógł się bronić tym, że nikt go nie widzi i nie musi się ładnie ubierać, ale widzę go ja, oraz jedna z najważniejszych osób na balu, czyli Alisha. Poza tym, nie chciałbym sam ubierać się w takie ładne rzeczy sam, bo będę wyglądał jak idiota. Takie ubrania zwyczajnie mi nie pasują, ale niestety czasem po prostu trzeba było je założyć, by nie wypaść gorzej w oczach innych.
Może w takim razie powinienem dzisiaj poszukać jakiejś pracy? Nic stałego, może po prostu pomóc komuś tu czy tam za jakąś drobną opłatą. Dla mnie to nic takiego, a kilka monet zawsze się przyda, zwłaszcza w tym momencie. I że jeszcze chcemy wyremontować pokój Misaki... skąd my na to fundusze weźmiemy, nie mam pojęcia.
- Chyba dzisiaj znów pójdę do miasta – powiedziałem nagle, sadzając Misaki na jej krzesełku, by mogła sobie sama zjeść śniadanie. Ja się już nie bawiłem w karmienie jej, nie za dobrze mi to idzie, jeszcze znowu się rozpłacze, może obudzi Ednę i ta będzie na mnie zła.
- Po co tym razem? Chyba zrobiłeś wczoraj zakupy? – dopytywał ze zmartwieniem mój mąż. Też nie uśmiechało mi się zostawiać ich samych, zwłaszcza że demon na pewno gdzieś tutaj się czai.
- Tak jak mówiłem, trzeba kupić ci nowe odświętne ubrania. I prezent dla Alishy. I jeszcze chcemy wyremontować pokój małej... do tego wszystkiego potrzeba pieniędzy. Może mi się uda znaleźć jakąś dorywczą pracę, a skoro jest na razie względny spokój, to chyba mogę to wykorzystać – wyjaśniłem mu, przeciągając się leniwie. Mam nadzieję, że Lailah i Zaveid wrócą niedługo z jakimś pomysłem, dzięki któremu pozbylibyśmy się demona, bo nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymamy.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz