Widząc te ogniki w oczach Mikleo wiedziałem, że kiedy tylko kobieta wyjdzie, to mi się dostanie, chociaż nie wiem, za co. Nic takiego nie zrobiłem. Nie wiedziałem, jak ta kobieta się nazywa, szczerze nawet nie sądziłem, że spotkam ją jeszcze raz. Myślałem, że od kiedy odstawię ją do domu, to już będzie ostatni raz. Tak w sumie, czy mój przełożony powinien podawać takie informacje? Moje imię owszem, ale żeby adres...? Tego raczej nie powinien zrobić. A jeżeli tak bardzo chciała mi oddać ten płaszcz, mogłaby go zostawić w koszarach.
- Jak już mówiłem, nie masz za co. To po prostu jest moja praca – powiedziałem ostrożnie, uważając na swoje słowa. Czułem, że miałem już u męża przerąbane, więc nie chciałem, by Miki był jeszcze bardziej zły. – Dziękuję za zwrócenie płaszcza, ale mogłaś go zostawić w koszarach.
- Chciałam mieć pewność, że trafi do twoich rąk – powiedziała, uśmiechając się w przesadnie słodki sposób. Przyznam, zaniepokoiło mnie to, chociaż nie do końca wiedziałem, dlaczego.
- I trafiło. A teraz przepraszam, ale muszę przyszykować się do pracy – starałem się nie zabrzmieć na niegrzecznego, ale już serdecznie miałem jej dosyć.
- Jeżeli będziesz potrzebował mojej pomocy, ja zawsze jestem chętna – dalej uparcie trzymała się swego, nie przestając się uśmiechać.
- Tak, zapamiętam sobie. Do zobaczenia – już chciałem zamknąć drzwi, ale kobieta nie pozwoliła mi na to, blokując drzwi stopą. No dobra, to było całkiem dziwne.
- Nie przedstawiłam się jeszcze. Nazywam się Junko.
- Cóż, moje imię już poznałaś, a to jest mój najukochańszy mąż Mikleo – na moment zerknąłem na mojego aniołka i gdyby spojrzenie mogło zabijać, oboje bylibyśmy martwi. – Wybacz, ale nie mam teraz za wiele czasu – dodałem, tym razem już skutecznie zamykając drzwi.
Gdy tylko to zrobiłem, westchnąłem z ulgą. To było bardzo dziwne i niepokojące. Miałem podejrzenie, że mogłem się podobać tej kobiecie, ale nie sądziłem, że aż tak... oby jej to niedługo minęło. Tylko uratowałem jej życie, i to nie sam, i odprowadziłem ją do domu, bo bałem się, że coś jej się stanie. A teraz będę musiał tłumaczyć się przed Mikleo mimo tego, że nic nie zrobiłem. I bądź tu człowieku miły...
- Co to miało być? – syknął Miki, kiedy tylko drzwi się zamknęły.
- Nie wiem. Nie zapraszałem jej tutaj, o czym chyba doskonale wiesz... dopiero teraz dowiedziałem się, jak ma na imię. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że po napaści odprowadziłem ją do domu. Była przerażona i skołowana, bałem się, że coś jej się stanie. Albo że ktoś ją wykorzysta – powiedziałem, chwytając jego dłonie, ale ten zaraz wyrwał się z mojego uścisku. Czyli był bardzo zły, chociaż za co, nie wiem. – Miki... nie wiem, czy wiesz, ale mnie kobiety nie interesują. No, może poza tobą, kiedy zmieniasz formę, ale to jest ten jeden jedyny wyjątek. Nie myślisz chyba, że mógłbym cię z nią zdradzić – mówiłem dalej nie chcąc, by się na mnie gniewał.
- Czyli mam być zazdrosny o twoich kolegów z pracy? – słysząc jego pytanie parsknąłem śmiechem.
- Chris ma żonę i trójkę dzieci, a Aiden z tego co się orientuję, chce niedługo zamieszkać ze swoim nowym partnerem... poza tym, naprawdę uważasz, że wczoraj niewystarczająco udowodniłem, że cię kocham? – wyszeptałem mu do ucha, zadziornie zaczepiając zębami jego płatek. Od razu jego ciało zadrżało delikatnie, na policzkach pojawił się przyjemny róż, a wzrokiem uciekł gdzieś w bok. Podążyłem za jego wzrokiem i zauważyłem stojącą w drzwiach kuchni panią Caitlyn. – O, nie wiedziałem, że mamy gości. Dzień dobry – wyszczerzyłem się wesoło do kobiety. Jakoś nie czułem się speszony, byłem w swoim własnym domu, więc mogłem robić, co mi żywnie podobało. Poza tym, wszyscy tutaj jesteśmy dorośli, więc takie delikatne zaczepki
- Dzień dobry – odpowiedziała kobieta, jakoś tak dziwnie rozbawiona.
- Proszę, załóż coś na siebie i chodź do kuchni, obiad już gotowy – burknął Mikleo, cały zaczerwieniony znikając w kuchni.
Właśnie, ubrać się. Powitałem Junko w samych bokserkach i białej koszulce, może dlatego nie mogła oderwać ode mnie wzroku. I dlatego mama Emmy była tak rozbawiona... oj tam, dopiero co wstałem. Nie spodziewałem się, że będę miał jakichkolwiek gości, więc miałem prawo wyglądać tak, jak wyglądałem. No i przynajmniej miałem czysty płaszcz w rękach... właśnie, miałem. Bo Mikleo wrócił i go zabrał mówiąc, że musi go przeprać, bo śmierdzi. Nie rozumiem, o co mu chodziło z tym smrodem, przecież płaszcz był wyprany. No ale skoro tak bardzo chce, niechaj już mu będzie.
- Mam nadzieję, że ta kobieta już więcej się u nas nie pojawi – powiedział Mikleo, kiedy już przyszedłem do kuchni w spodniach i koszuli.
- Nie tylko ty jeden. Ale mam nadzieję, że już więcej nie będziesz o nią zazdrosny, bo naprawdę nie ma o co – powiedziałem, chcąc mieć tę pewność, że Miki nie będzie na mnie zły. Dostaje mi się za to, że jestem miły, co jest w ogóle idiotyzmem.
<Aniołku? Nie bądź zły c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz