środa, 4 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Sądziłem, że moja mała wyprawa na targ zajmie mi zdecydowanie więcej czasu. W końcu należało kupić tyle rzeczy nie tylko dla naszego nowego domownika, no ale też miałem wziąć kilka innych rzeczy. Po dwóch godzinach byłem gotowy do powrotu. Najpewniej czegoś zapomniałem, jak to zwykle mi się zdarza, ale zawsze mogę dokupić to później, w końcu czeka mnie jeszcze jedna wyprawa, ale zaraz. Jak na razie muszę wrócić do domu, dać Yuki'emu i Mikiemu jabłka w karmelu i pokazać mężowi, jak piękną koszulę kupiłem mu do spania. Taka sama, w jakieś śpi teraz, tylko jest nowa. I większa, rzecz jasna. Oczywiście lubiłem, kiedy koszula odkrywała mu to i owo, no ale sądzę, że dla niego wygodniej byłoby, gdyby spał w większej. 
W domu panowała cisza, co lekko mnie zdziwiło. Najwidoczniej Yuki musiał wziąć Codi'ego na spacer, więc co takiego robił Miki i Coco? Na wypadek, gdyby spał, nie krzyczałem na wejściu, że wróciłem. Odłożyłem torby na stół w kuchni i nadal trzymając małą na rękach zacząłem rozglądać się po domu. Długo szukać mojego męża nie musiałem; spał on na kanapie, a na jego kolanach leżała sobie kotka. No proszę, ktoś tu chyba zaczyna się do niej przekonywać. Tak samo było z Lucjuszem, chociaż do niego przekonywał się dłużej. 
– Coco! – krzyknęła głośno Misaki, wybudzając tym samym i mamę, i kota. Postawiłem ją na podłodze, a ona od razu podreptała w stronę kanapy i zaczęła się na nią wspinać. 
– Widzę, że już się dogadaliście – odezwałem się zadowolony, szczerząc się głupkowato do męża. 
– Wykorzystała to, że byłem zmęczony. Podobnie jak ty – burknął, pomagając Misaki wejść na kanapę. 
– Kiedy niby cię wykorzystałem? – spytałem nie rozumiejąc za bardzo, co ma na myśli. 
– Ty już dobrze wiesz, kiedy, więc nie udawaj.
Nie miałem pojęcia, co ma na myśli, i nawet nie wiem, czy chciałem wiedzieć. Pewnie znów coś sobie dopowiada, ale niechaj mu będzie, ja i tak wiem swoje. Wróciłem na moment do kuchni, by rozpakować zakupy, których było całkiem sporo. Musiałem w końcu znaleźć miejsce na miseczki, legowiska i inne rzeczy, które kupiłem dla Coco, a kiedy już to zrobiłem, mogłem spokojnie wrócić do kuchni. Później jeszcze będę musiał zanieść swoją nową koszulę do szafy, ale to później, teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Nadal musiałem jeszcze udobruchać Mikleo, chociaż nie było tak źle. W końcu, dał mi się pocałować, co więcej, odwzajemnił ten gest, czyli było wręcz cudownie. Wydaje mi się, że on się foczy tak po prostu dla zasady. Jakiej, nie mam pojęcia, no ale to jest Miki. Już się trochę nauczyłem z nim żyć, więc wiem co zrobić, by na koniec to on do mnie przyszedł i prosił o atencję. 
– Kupiłem ci coś – odezwałem się zadowolony, wchodząc do salonu z jabłkami w karmelu i nową koszulą. – Tobie też, kiciuś, jak wrócimy od weterynarza, dam ci znowu coś jeść – dodałem, kiedy kotka się odezwała, i pomiziałem ją po łebku. 
– Mówiłem ci, że nic nie chcę – odpowiedział Miki pochmurnie, kiedy zauważył, że na koniec zwróciłem się do kota. Znaczy, podejrzewałem, że to dlatego, ale pewności stuprocentowej nie miałem. 
– Albo jeszcze nie wiesz, czy nie chcesz. Tu masz jabłka w karmelu, które możesz zjeść razem z Yukim. A tu nową koszulę – mówiłem niezrażony, tym razem poświęcając mojej słodkiej marudzie całą swoją uwagę. 
– Ta koszula jest za duża. Nie pamiętasz nawet, jaki mam rozmiar? – przyznam, jego pytanie odrobinkę mnie uraziło. Jestem głupi i mam problemy z pamięcią, ale żeby aż takie? 
– Bo to jest koszula do spania. Sądziłem, że do spania wolisz takie większe rzeczy – wyjaśniłem, przyglądając się mu uważnie w poszukiwaniu uśmiechu na jego twarzy, ale nic takiego nie dostrzegłem. Dlaczego? Przecież to dokładnie taka sama koszula, w której śpi teraz, tylko jest większa i nowsza, co z nią jest nie tak? 
– Tyle, że ja już mam w czym spać. 
– W każdej chwili tamta koszula może się rozerwać, ma chyba jakieś dziesięć lat. Zresztą, ta jest taka sama, tylko nieco większa, co ci się w niej nie podoba? – dopytałem, chcąc wiedząc, o co mu chodzi. Logika mojego męża czasami mnie dobija, ale i tak staram się za wszelką cenę ją zrozumieć. Zazwyczaj mi to nie wychodzi, no ale za samo staranie należy mi się pochwała, to jest ciężki kawałek chleba do zgryzienia, czy jak to tam się mówi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz