No tak, dzieci, przy nich rzadko kiedy mamy czas tylko dla siebie. Tak, wiem, przecież wczoraj i przedwczoraj mieliśmy dla siebie całkiem sporo czasu, bo cały wieczór i połowę dnia, ale to i tak troszkę za mało. Cóż, z dużą rodziną przychodzą obowiązki. Jak ludzie sobie radzą, kiedy mają większą ilość dzieci...? Chociaż kocham moje dwie pociechy najbardziej na świecie, czasem mam ich po prostu dosyć. I tak nie powinienem narzekać, Mikleo ma zdecydowanie gorzej, musi być dostępny dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdybym mógł, więcej czasu spędzałbym w domu... no ale nie mogę.
- To też jest miłe spędzanie czasu – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Po prostu na spacerze będę musiał być grzeczny i nienaganny. – Do zobaczenia rano – odpowiedziałem, całując go w policzek na pożegnanie. Tyle dobrego, że nie był na mnie zły... czułbym się naprawdę dziwnie, gdybym musiał przepraszać i udobruchać go za coś, czego nie zrobiłem. A jak doskonale wiedziałem, Mikleo miał czasem naprawdę dziwne humorki, jak chociażby z tą obrazą o kotkę.
- I tylko spróbuj się spóźnić lub wziąć nadgodziny, to wtedy się obrażę – powiedział poważnie, pusząc uroczo swoje policzki. – Rozmawiałeś już z szefem o zmianie godzin pracy?
- No tak... trochę mi się zapomniało. Miałem się go spytać po warcie, ale trochę mi zeszło z Junko, i trochę się zapomniałem... dzisiaj się go spytam. Obiecuję – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego przepraszająco. Naprawdę miałem to zrobić, ale kiedy rankiem wróciłem do koszar, byłem trochę padnięty i jedyne, o czym myślałem, to o powrocie do łóżka.
Tym razem praca minęła mi spokojnie, bez zbędnych dziwnych sytuacji. No, może poza jedną, otóż zapytałem swojego przełożonego, dlaczego podał obcej osobie mój adres zamieszkania, ale ten uparcie twierdził, że podał jej tylko moje imię. Okazało się, że Junko była po południu na rynku i rozpoznała wśród ludzi mojego kolegę, Chrisa. I tak długo go męczyła o mój adres, że w końcu jej go podał, by mieć ją z głowy. No a później wszyscy wiemy, co miało miejsce. Nie ma to jak wsparcie znajomych z pracy... no nic, Junko wydawała się być całkiem młodą kobietą, a młode zawsze jest głupie, więc może wkrótce się troszkę ogarnie i się „odkocha”. Rany, dlaczego nie mógł jej wpaść w oko Aiden? Osobiście uważałem, że wyglądał całkiem i pewnie gdybym nie miał wspaniałego i najpiękniejszego męża na całym świecie, pewnie bym się nim zainteresował. No ale jako że mam, to nie patrzę już na nikogo w taki sposób, jak na mojego Mikiego.
Jako, że nie było żadnych problemów w pracy, wróciłem do domu wcześniej, niż zazwyczaj. Cichutko, by nie opuścić mojego męża, szybko się umyłem i przebrałem w lekkie rzeczy, po czym położyłem się do łóżka, ostrożnie przytulając się do mojego małego aniołka. Mikleo mimo wszystko przebudził się ze snu, wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem i wtulił się w moje ciało, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Miło, że w końcu Mikleo powitał mnie z uśmiechem, a nie gburowatym „śmierdzisz”, kiedy tak właściwie nie śmierdziałem jakoś bardzo.
Obudziłem się po kilku godzinach, kiedy słońce świeciło wysoko na niebie. Najwyższa pora odciążyć mojego najukochańszego męża i spędzić troszkę czasu z dziećmi. Przebrałem się, by znowu przypadkiem nie wyjść jedynie w gatkach do gości, po czym zszedłem na dół, przywitałem się z dziećmi, mężem, Emmą, zwierzakami... coś trochę tłoczno dzisiaj było u nas. Albo mi się coś wydaje dziwnego. Kiedy wszyscy się ogarnęliśmy i zjedliśmy przepyszny obiad, wyszliśmy na spacer nad jezioro, z dala od ludzi, którzy nie potrafili dostrzegać tak wspaniałych istot, jakimi są anioły. Swoją drogą, Junko musi być dobrą i wierzącą osobą, skoro jest w stanie dostrzec anioły. Szkoda, że tak bardzo uczepiła się mnie.
Jednak nad jeziorem już ktoś był. I to nie ktoś, a sama Junko. Mikleo już do mnie się odezwał, że chyba lepiej by było, jakbyśmy sobie stąd poszli, ale na to było już za późno, ponieważ dziewczyna nas zauważyła i do nas podeszła, niezrażona skwaszoną miną mojego męża. Chociaż, nie wyglądał dzisiaj tak źle, ale to chyba dlatego, że są z nami dzieci.
- Cześć, Sorey – odezwała się Junko, uśmiechając się do mnie łagodnie. – To... cała twoja rodzina? – dopytała, uważnie przyglądając się dzieciom, chyba odrobinkę ignorując mojego męża.
- Prawie. Misaki i Yuki są naszymi dziećmi, a Emma to przyjaciółka Yuki’ego – wyjaśniłem jej, ostrożnie odwzajemniając jej uśmiech, ale tylko dlatego, by nie wyjść na gbura. I tak już mam przerąbane u Mikleo, więc chociaż zachowam twarz miłego pana strażnika.
- Pójdę z dziećmi nad jezioro, a ty tu załatw z panią to, co masz załatwić i chodź do nas. Pamiętaj, że ten czas masz poświęcić rodzinie – powiedział Mikleo, patrząc krytycznie na kobietę i na mnie.
- Pewnie twój mąż musi dużo czasu poświęcać na opiekę nad dziećmi – powiedziała, przyglądając się malutkiej Misaki, którą cały czas trzymałem na rękach.
- No tak, ja pracuję, Miki zajmuje się dziećmi... Cieszę się, że nic ci nie jest, jednak tak jak powiedział Miki, ten czas należy dla rodziny, a nie mam go za dużo – zacząłem powoli, chcąc być miły i jednocześnie nie chcąc dawać jej zielonego światła do kontynuowania tej znajomości. Nigdy nie powinna być kontynuowała. Powinna mieć swój koniec w chwili, w której odprowadziłem ją do domu. Ewentualnie w chwili, w której oddała mi płaszcz.
- Chyba mam pomysł, jak mogłabym ci się odwdzięczyć. Mogłabym przez kilka dni opiekować się twoimi dziećmi. Twój... mąż miałby więcej czasu dla siebie, a ja miałabym spokojne sumienie. Mam dużą rodzinę, często musiałam zostawać w domu z młodszą siostrą, więc mam doświadczenie w opiece nad dziećmi, o to nie musisz się martwić.
- Nie mogę podjąć takiej decyzji sam. Porozmawiam z mężem i dam ci znać, dobrze? – powiedziałem, po czym pożegnaliśmy się i każde rozeszło się w swoją stronę.
- Nie – odezwał się Mikleo, kiedy tylko do niego poszedłem.
- Ale...
- Nie. Nie i koniec. Nie pozwolę, aby ona opiekowała się Misaki. Nie przekonasz mnie do tego – czyli wszystko słyszał... powinienem się tego domyślić.
- Wydaje mi się, że troszeczkę może męczyć ją sumienie i bardzo chce mi się odwdzięczyć za to uratowanie życia. Niech zaopiekuje się nią na te kilka dni, a później jej podziękujemy. Ty będziesz miał więcej czasu dla siebie przez te kilka dni, może też ona poczuje, że spłaciła dług i będziemy mieli spokój – powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się do niego lekko. Oby to działało tak, jak myślę, bo inaczej to ja nie wiem, co ja zrobię z Junko i wściekłym Mikim...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz