poniedziałek, 2 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie podobało mi się to, z jakim zafascynowaniem Mikleo wpatrywał i słuchał opowieści młodego sprzedawcy. Miałem wrażenie, że zaczął całkowicie ignorować mnie, i Misaki, i w sumie całe otoczenie. Dodatkowo, zauważałem w oczach kupca błysk, który doskonale znałem i który nie wróżył nic dobrego. Podobne spojrzenie miała Yui, Rachel oraz Arthur, i wiadome jest to, co ich łączyło. Tylko wcześniej Mikleo odrzucał zaloty swoich wcześniejszych adoratorów, a tym razem było inaczej; chłonął każde słowo, uśmiechał się świadomie albo nawet nie... Nie chciałem mu zabraniać kontaktu z ludźmi, ale nie podobało mi się to, że rozmawia z ludźmi, którym się podoba. I którzy najwidoczniej podobają się jemu. 
Misaki chciała przyjrzeć się misiom na stoisku obok, więc tam podszedłem, by mogła sobie wybrać jakąś pluszankę. Byłem na tyle blisko, że doskonale słyszałem, co takiego dzieje się obok. Z każdym słowem sprzedawcy czułem, jak coraz bardziej się we mnie gotuje. Gdyby nie to, że jesteśmy w miejscu publicznym i że trzymam Misaki na rękach, przywaliłbym mu. Albo nie, na to jeszcze za wcześnie, po prostu dałbym mu do zrozumienia, że nie życzę sobie, aby w ten sposób rozmawiał z moim mężem. Mógłby go traktować jak zwykłego klienta, a nie obiekt zainteresowań. 
– W moim domu mam więcej książek na ten temat, więc jeśli chcesz, możemy do mnie pójść...
Do cholery, koniec tego dobrego. Mogę znieść bardzo dużo, ale to już jest przesada. Zapłaciłem za pluszowego pieska, który spodobał się małej i od razu wróciłem do Mikleo, odciągając go od stoiska bez żadnego słowa. Miałem dziwne wrażenie, że zgodziłby się na jego propozycję... Czemu ze wszystkich ludzi wokół musiał rozmawiać z tym, który na niego leciał? 
– Hej, jeszcze nie skończyłem! – odezwał się niezadowolony, stawiając opór. 
– Ale ja skończyłem – burknąłem, wściekły jak osa. Jak na to, że obcy facet podrywał mojego męża, to wytrzymałem całkiem długo. I nawet go nie uderzyłem, a po zaproszeniu do domu na seks, bo cóżby innego, zdecydowanie na to zasłużył. 
– O co ci znowu chodzi? – spytał, wyrywając się z mojego uścisku. 
– O co mi chodzi? Raczej o co tobie chodzi. Pozwalasz mu się podrywać i jeszcze sam z nim flirtujesz – powiedziałem odwracając się w jego stronę. Jak na mój wysoki poziom zdenerwowania powiedziałem to całkiem spokojnie. Nie wiem jeszcze jak długo uda mi się zachować ten pozorny spokój, ale postaram się, aby to trwało jak najdłużej.
– Nie flirtowałem z nim... – zaczął, ale zaraz mu przerwałem. 
– Nie? Robiłeś do niego maślane oczka, wpatrywałeś się w niego jak w obrazek, uśmiechałeś się, dawałeś mu wyraźnie znać, że jesteś nim wyraźnie zainteresowany... Czy on ci się podoba? – cisza i nerwowe przygryzanie dolnej wargi wystarczyło mi za odpowiedź. Mimo, że wiedziałem, że odpowiedź będzie twierdząca, miałem cichą nadzieję, że zaprzeczy i powie, że mi odbija, ale to mimo wszystko był anioł, a anioły nie kłamią. – Rozumiem. W takim razie, rób co chcesz, ale ja nie chcę i nie zamierzam na to patrzeć. I Misaki również nie powinna - powiedziałem, odwracając się do niego plecami. Jeśli zostałbym tam jeszcze minutę dłużej, wybiłbym tamtemu chłopakowi zęby, pomimo tego, że mam na rękach Misaki. I dlatego z jej powodu wracam do domu, nie powinna patrzeć na przemoc. 
Przez moment myślałem, że Mikleo pójdzie za mną i przeprosi mnie za tę całą sytuację, ale tego nie uczynił. Najwidoczniej byk bardziej zafascynowany tym sprzedawcą bardziej, niż podejrzewałem, no ale przecież do powrotu go nie zmuszę. Dałem mu znać, że nie podoba mi się to i że nie chcę, by zachowywał się w ten sposób wobec niego, a co on zrobi z tą informacją, to już jego wola. Mimo wszystko poczułem nieprzyjemny skurcz w żołądku na myśl, że poszedłby z nim do jego domu. Chciałbym wrócić, ale czułem, że jeżeli ich tam zobaczę, nie wytrzymam. Pozostaje mi tylko wierzyć, że kupi książki, które go interesują, i wróci... a nie, nie kupi, bo to ja mam sakiewkę. W takim razie nie wiem, co on będzie chciał tam robić. 
Dopiero w domu zauważyłem, że Misaki była dziwnie milcząca i może przestraszona. Musiała wyczuć moją złość i nie chcąc denerwować mnie jeszcze bardziej, po prostu siedziała cichutko. Poczułem się z tego powodu źle, nie chciałem jej przestraszyć, zdecydowanie bardziej wolałem, jak sobie tam gawędzila po swojemu, to było bardzo pocieszne. 
– Hej, skarbie, co tam? Przepraszam cię, troszkę się zdenerwowałem, ale już wszystko w porządku – powiedziałem łagodnie, uśmiechając się do niej szeroko. To wystarczyło, by mała odwzajemniła ten gest dwukrotnie szerzej i zaśmiała się głośno. – To co, poczytamy jakieś dobre książki, a nie jakieś głupoty o pewnie nieistniejących wyspach? 
– Tak, książki – odpowiedziała wesoło, uśmiechając się jeszcze szerzej, co nawet nie sądziłem, że jest jeszcze szerzej. Ucałowałem małą w czółko i poszedłem do pokoju, by tam usiąść w bujanym fotelu. Może jak skupię się na małej, zapomnę na moment o Mikleo i o tym, co może w tej chwili robić. Owszem, chciałbym, żeby sobie kogoś znalazł, ale po mojej śmierci, a jak na razie jeszcze żyję i nie chcę, by interesował się kimś innym poza mną. To jest raczej normalne, że byłem o niego zazdrosny, w końcu mam o co. Oby tylko nie wpadł na jakiś głupi pomysł, kiedy go nie pilnuję, bo ma do tego talent... To jest niesamowite, jak bardzo o niego się martwię i jednocześnie jestem na niego wściekły. 

<Aniele? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz