Faktycznie, byłem lekko zmęczony, ale kiedy już wiedziałem, co grozi mojej rodzinie, jakoś tak trochę mi się odechciewa. Znaczy, może nie do końca odechciewa, ale nie jestem pewien, czy potrafiłbym spokojnie spać. Niby Lailah nałożyła na nasz dom zaklęcia ochronne, ale jakoś tak nie byłem do końca przekonany. Psychicznie na pewno lepiej bym się czuł, gdybym ich cały czas pilnował, no ale fizycznie na pewno nie dałbym rady. Czemu ludzie muszą być tacy słabi? A może to nie ludzie, tylko ja? Tak, ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
- Sorey? – głos mojego męża dotarł do mnie jakby tak z oddali. Czy on coś mówił do mnie wcześniej? Chyba trochę odpłynąłem. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, nie za bardzo wiedząc, o co chodzi. – Połóż się. Widać, że jesteś padnięty.
- Jeżeli to coś ciągle tutaj jest, chyba lepiej, abym był przytomny – opowiedziałem, przecierając dłonią zmęczoną twarz.
- Tutaj nic nam nie grozi, dlatego spokojnie możesz iść spać. Mówiłem, że jeśli coś się stanie, to cię obudzę – powiedział łagodnie Mikleo, kładąc mi dłoń na policzku. Westchnąłem cicho na jego słowa, miał rację, ale jakoś tak nie byłem do końca przekonany, ale chyba nie będę miał wielkiego wyboru.
- Dobrze, dobrze, tylko obudź mnie nawet wtedy, jeśli będziesz czuł obecność tego stwora – poprosiłem, naprawdę zmartwiony.
- Tato? Mogę iść do Emmy? – Yuki przerwał nam konwersację, wchodząc do kuchni. Właśnie, trzeba będzie z nim porozmawiać o kilku ważnych rzeczach, ale myślę, że to nie będzie dla niego problem. Na pewno nie będzie zadowolony z faktu, że przez czas nieokreślony nie będzie mógł zobaczyć się z Emmą, ale zrozumie zagrożenie. Przeżył wystarczająco dużo i miał wystarczająco dużo do czynienia ze złem by wiedzieć, że w pewnych sprawach.
- Nie. I przez jakiś czas Emma nie będzie mogła przychodzić do nas. Jeszcze nie wiemy, na jak długo, ale dla twojego oraz jej bezpieczeństwa lepiej będzie, jak na moment zrobicie sobie przerwę – powiedziałem, cicho ziewając. No dobrze, nie byłem troszkę zmęczony, tylko bardzo zmęczony, ale nikt tego nie musi wiedzieć.
- Stało się coś? – spytał chłopiec, patrząc to na mnie, to na Mikleo z niezrozumieniem.
- Coś zorientowało się, jak silna jest twoja siostra i chce nam teraz ją odebrać. Dom jest chroniony, ale poza podwórko już nie – wyjaśniłem, nie chcąc za bardzo wchodzić w szczegóły. Bądź co bądź, Yuki jest jeszcze młody i nie musi wiedzieć wszystko. Chociaż, jakby się tak zastanowić, to jest niemalże w tym samym wieku, co Mikleo, kiedy musiał zostać i bronić wioski, przez co zostaliśmy rozdzieleni. Oby tylko Yuki nie wziął z niego przykładu i nie zaczął robić z siebie bohatera.
- Ale co z Codim? Musi wychodzić na spacery, samo podwórko mu nie wystarczy – zerknąłem na psa, który jak zwykle pilnował swojego pana. Teraz pies wyglądał na czujnego, najwidoczniej i on wyczuwał niebezpieczeństwo i nie wydawał się za bardzo chętny na wyjście na zewnątrz. Nie jest głupi, wie, że tam czai się coś o wiele potężniejszego od niego.
- Będę musiał wychodzić na zakupy, więc mogę go wziąć ze sobą. O ile będzie chciał ze mną wyjść – dodałem, klepiąc psa po łbie.
Reszta dnia, na szczęście, minęła nam bez większych problemów. Kiedy się obudziłem, zjadłem obiad i zacząłem załatwiać sprawy na mieście, jak chociażby zwolnienie się. Chciałem także porozmawiać z Junko, ale nikt mi nie otwierał. Przyznam, to mnie zmartwiło, chciałem nawet wejść do jej domu, ale drzwi były zamknięte. Może po prostu natrafiłem na moment, w którym nie ma jej w domu...? Oby tak było, bo jak coś sobie przeze mnie zrobi, to sobie nie wybaczę. Jeszcze jutro do niej pójdę, bo i tak zamierzałem wyjść po jakieś zakupy. Znowu będę musiał naruszyć nasze oszczędności... fajne mi oszczędności, jak ciągle się je wydaje.
Rano obudziło mnie natarczywe pukanie w drzwi. Nie tylko mnie, bo Mikleo także, ale to ja zszedłem otworzyć i zobaczyć, kto tu do nas się dobija. Może była to Junko...? Chociaż, to mało możliwe, umawialiśmy się, że będzie przychodziła około dziesiątej, a dopiero jest siódma.
- Wy chyba naprawdę chcecie zginąć, skoro otwieracie drzwi byle komu - Edna od razu wepchała się nam do domu, a ja nie potrafiłem zareagować. Byłem zaspany i zaskoczony jej obecnością.
- Miło cię widzieć, ale co tak właściwie tu robisz? - spytałem, zamykając za nią drzwi.
- Będę waszą dodatkową ochroną. Przynajmniej dopóki Zaveid i Lailah nie wrócą z pasterzem - jej słowa ani trochę nie rozjaśniły mi obrazu sytuacji.
- Myślałem, że dom jest bezpieczny - zacząłem niepewnie, drapiąc się po karku.
- Lailah uważa, że obecność dodatkowego Serafina może trochę zniechęcić demona do ataku - na jej słowa pokiwałem głową, nie będąc do końca przekonany co do bezpieczeństwa w tym domu. Zdecydowanie dobrze, że zrezygnowałem z pracy, teraz mogę kontrolować to, co się dzieje w domu...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz