sobota, 28 maja 2022

Od Soreya CD Mikleo

Naprawdę nie dokończyliśmy wczoraj tematu? Myślałem, że wszystko było ustalone, w końcu jak dla mnie nie było już nic do uzgadniania. Wychodziłem z założenia, że im mniej Miki wiedział, tym bardziej spokojny będzie. W końcu, to nie jest nic ważnego, ja trochę zarobię i tym samym zapewnię rodzinę wszystko, czego im potrzeba. 
- Cóż... to nie jest tak że mam stalą stawkę i stale godziny. Po prostu zgłaszam się do odpowiednich ludzi, dostaję informacje, co mam robić, no i to robię – wyjaśniłem, nie spuszczając wzroku z Misaki. Do pełni szczęścia brakowało nam tu tylko Yuki’ego, ale byłem pewien, że wkrótce to się zmieni i on także przyjdzie z prezentem dla mamy. 
- Więc nigdy nie wiesz, co masz zrobić... to nie brzmi najlepiej – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. 
- Za bardzo się o mnie martwisz, skarbie. Wszystko będzie dobrze i tej myśli cały czas się trzymaj – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Za każdym razem, kiedy mówisz, że nie muszę się martwić, albo że wszystko będzie dobrze, to zaraz po tym pakujesz się w jakieś kłopoty. 
- Ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej – powiedziałem z dumą w głosie, szczerząc się do niego głupkowato. To akurat była prawka, kiedy ostatni raz wpakowałem się w jakieś głupoty...? Tylko wtedy  z Junko, ale to było dawno, no i też miałem dobre zamiary i nie planowałem robić niczego głupiego, więc mam wybaczone i to się nie liczy. 
- Dobrze, więc kiedy idziesz do tej pracy? 
- Na pewno nie dzisiaj. Dzisiaj jest twoje święto i muszę przypilnować, byś odpoczął i się zrelaksował – wyjaśniłem, całując go w policzek. 
Taki właśnie miałem plan; dzisiaj spędzę dzień z rodziną, a jutro może uda mi się zrobić jakieś jedno zlecenie...? Stawki były całkiem spore, dzięki takiemu jednemu zleceniu będę mógł kupić Mikiemu tamten strój. Więc, co za tym idzie, kilka zleceń i będziemy mieć odpowiednią sumę, by móc wyremontować pokój małej. I jeszcze się zostanie prezent dla nowożeńców... na pewno miałbym prościej, gdybym miał pomysł, co takiego im kupić... ja to nigdy nie mam żadnego pomysłu. Może Mikleo zapytam, czy ma jakiś pomysł, on jest taki mądry i zawsze ma dobre pomysły, w przeciwieństwie do mnie. 
- Tylko na siebie uważaj – poprosił, na co cicho westchnąłem. Dzisiaj przecież niczego takiego nie robię, więc nie muszę tak jakby uważać na siebie. Chyba, że przy używaniu noża, by się nie skaleczyć, bo czasem i tak się dzieje. Ja to po prostu mam dar do takich rzeczy. 
- Tylko pod warunkiem, że nie będziesz się tak bardzo o mnie martwił – odpowiedziałem, leniwie się przeciągając. 
Tak jak podejrzewałem, wkrótce dołączył do nas Yuki i na łóżku robiło się trochę tłoczno. Postanowiłem zostawić Mikleo z dziećmi, w końcu to było jego święto i podczas kiedy on będzie wypoczywał, ja zajmę się domem. W końcu należało zrobić i wywiesić pranie, posprzątać kilka pomieszczeń, później jeszcze zrobić obiad... na pewno to wszystko zajmie mi to cały dzień, ale najważniejsze jest to, że Miki będzie mógł sobie wypocząć. Muszę przyznać, ostatnie dni były jakieś takie... spokojniejsze? Prawie tak, jakby żaden demon nie czyhał na naszą córeczkę. Może już stwierdził, że nie uda jej nam zabrać i zrezygnował...? Na pewno tak nie jest, ale miło by było, ja bym nie narzekał. 
Po półgodzinie przyszedł Yuki z tacką pełną pustych naczyń mówiąc, że mama zaraz zejdzie. Coś czułem, że Mikleo najpierw musi się przebrać. Pewnie nie chciał chodzić przy dzieciach w samej koszuli i dlatego tak troszkę wykorzystał Yuki’ego. Albo chłopiec sam zaproponował, że odniesie naczynia, w końcu to bardzo dobry chłopiec. 
- Możemy już robić mamie ciasto? – spytał lekko zniecierpliwiony Yuki, zachowując cichy ton. To miała być kolejna niespodzianka dla Mikleo, do której już trochę się przygotowywaliśmy, mamy przepis, mamy składniki, tylko trzeba jeszcze jakoś zająć Mikleo.
- A prosiłeś ciocię Ednę o pomoc? – odpowiedziałem pytaniem, zerkając na niego kątem oka. Edna także była zamieszana w ten mały plan, w końcu to ona miała pilnować, by trzymać Mikleo z dala od kuchni przez czas przygotowywania ciasta. 
- Jeszcze nie wstała. 
- Więc albo ją obudź, albo poczekaj, jak się obudzi – ostatnie zdanie powiedziałem już bardzo cicho, ponieważ usłyszałem, że Mikleo schodzi na dół. Oby tylko to ciasto nam wyszło, nigdy w życiu niczego nie piekłem, więc różnie może wyjść... cóż, będę się bardzo mocno trzymał przepisu, jaki otrzymałem od Alishy. Może się uda.

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz