Westchnąłem cicho, słysząc słowa męża, tego mogłem się spodziewać, nie ufa demonowi, bo i po co miałby ufać komuś, kto chciał go zabić.
- Sorey posłuchaj.. - Chciałem jeszcze z nim porozmawiać, nim osądzi demona i skrytykuje mój pomysł. Niestety nie jest to chyba możliwe.
- Nie, powiedziałem już coś na ten temat, to demon nie robi nic bez korzyści dla siebie - Rzucił mi niezadowolone spojrzenie, nie dając dokończyć zdania.
- On chce nam tylko pomóc.
- Oczywiście przejmie kontrolę nad twoim ciałem, a potem będzie chciał nas wszystkich zabić - Burknął, czym tylko mnie rozzłościł.
- Przestań, nic o nim nie wiesz, to nie ty masz go w sobie. Gdyby nie on wczoraj oboje z Edną byśmy nie żyli, uratował mnie, więcej razy niż sobie możesz wyobrazić. I jeśli ty nam nie pomożesz, zrobimy to sami - Wyrzuciłem z siebie złość, wymijając męża w kuchni, wychodząc na dwór, potrzebując chwili spokoju.
~ Tego się można było spodziewać po tchórzliwym człowieku - Usłyszałem w głowie głos demona.
- Możemy to zrobić bez niego? - Spytałem demona, nie wiedząc go końca czy to możliwe wypaliłem z tym, nawet nie wiedząc, czy mam szansę.
~ Możemy, jednak cena będzie wysoka - Wyznał, mimo wszystko mnie nie zniechęca, jeśli tylko tak będę w stanie uratować córkę, jestem w stanie oddać za nią życie.
- Nie ma znaczenia - Burknąłem, nie potrafiąc się jeszcze uspokoić, byłem zmęczony tym wszystkim a brak zrozumienia i wsparcia męża w niczym mi nie pomagał. Powinien był mnie wysłuchać, nim skreślił mój pomysł, tym bardziej że sam żadnego nie ma. Niech to wszystko się już skończy, chcę znów normalnie żyć jak kiedyś.
Do domu wróciłem pół godziny później, gdy trochę ochłonąłem, niepotrzebnie tak wybuchnąłem, Sorey ma racje, mimo wszystko to demon nie wolno mu ufać przynajmniej nie mu jako człowiekowi ja sam jednak zaufam ze względu na córkę.
- Miki już jestem - Zmartwiony Sorey podszedł do mnie, gdy tylko wszedłem do domu, mocno przytulając. - Przepraszam, nie chciałem.. - Zaczął, mim zdążyłem uciszyć go, zakrywając dłonią usta.
- Nic nie mów, masz całkowitą rację, nie powinienem się był tak unosić, chcesz dla nas dobrze, rozumiem to i dlatego to ja przepraszam za ten podniesiony ton - Przeprosiłem, rozumiejąc, że nie powinienem był tak reagować, ma swoje zdanie, a ja mam swoje, możemy się nie zgadzać, ale nie trzeba od razu się kłócić, chyba jestem za bardzo przewrażliwiony, a strach o własne dziecko w niczym mi nie pomaga.
- Nie przepraszaj, powinienem był cię wysłuchać, nim od razu skrytykowałem twój pomysł.
- To już nie ważne, to i tak był głupi pomysł. Miałeś racje - Przyznałem, biorąc od niego córeczkę, która wyciągała rączki w moją stronę.
- I na pewno nie wprowadzisz go w życie prawda?
- Nie.. - Nie dokończyłem, kiedy to do domu wróciła Edna z Yukim, przerywając naszą rozmowę.
- Porozmawiamy później - Szepnął do mnie, z czym się zgodziłem, chociaż nie wiedziałem po co. Temat uważam za zamknięty, nie ma już o czas mówić. - Pójdę już na te zakupy, chcesz coś? - Nie mówiąc nic, pokiwałem przecząco głową, naprawdę nie mając na nic ochoty.
- Wracaj szybko i uważaj na siebie - Poprosiłem, jak zawsze martwiąc się o męża.
<Pasterzyku C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz