Cicho westchnąłem, słysząc pytanie męża, chyba naprawdę przesadzam, nie ufam jednak tej dziewczynie i raczej nie zaufam, nie tylko dobre osoby widzą anioły ale i te mające styczność, że złem a ona przypomina mi zło w ludzkie skórze, chociaż nie wiem jeszcze czemu.
- Przepraszam, trochę się martwię i nie chodzi tutaj o ciebie, ufam ci. Wiem, że chciałem tylko dobrze, wiem też, że nie ma szans, by cię zdobyć, nie ufam jej, coś w głębi ducha mówi mi, że to nie najlepszy pomysł, by ją przyjmować - Wyznałem, nie chcąc męczyć męża i to naprawdę nie tak, że mu nie ufam, bo ufam jam nikomu innemu na świecie, ja po prostu martwię się o moją córeczkę, jest potężnym dzieckiem, hybrydą anioła i człowieka nie chce, by ktoś ze złymi zamiarami zbliżył się do niej, krzycząc to małe bezbronne dziecko.
- Miki, daj jej szans. Po prostu odpręż się w czasie gdy ona zajmie się dziećmi, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Jesteś bardzo spięty i dlatego tak źle reagujesz na ludzi. Będzie dobrze, a ona nie jest żadnym potworem dobrze? - Westchnąłem, min wszystko zgadzając się z mężem, nie jest potworem, to dobry człowiek muszę to wreszcie zapamiętać. Nie chcę zrobić krzywdy naszemu dziecku, chcę tylko poderwać mojego męża, który nie jest nią zainwestowany, dobrze zapamiętałem i chyba wszystko ułożyłem sobie już w głowie.
- Dobrze, dam jej szanse i zaufam tobie - Przyznałem, mają zamiar, już nic nie mówił o dziewczynie, zniosę ją ten tydzień, a potem zapomnę, że w ogóle istniała.
Sorey ucałował mnie w czoło, uśmiechając się na dźwięk moich słów, no dobrze skoro już wszystko wiemy, mogę przygotować małą do wyjścia, nie może w końcu taka brudna wyjść na dwór, ludzie pomyśl, że nie dbamy o dziecko, a to akurat nie jest prawdą i każdy, kto nas zna, wie jak jest na prawdę.
- No to, co idziemy po Yuki'ego? - Spytałem, małą biorąc na ręce, Misaki zaśmiała się, klaszcząc w roczki, a Codi już stał przy drzwiach gotowy do wyjścia.
- Ja przebiorę małą, a ty załóż smycz psu - Poprosiłem męża, znikając na schodach w pokoju małej, przecierając ją w czyste ubranka, przecierając ubrudzoną twarz.
- Wyglądasz pięknie - Zwróciłem się do dziecka, zabierając ją na dół, Sorey stał już z psem przed drzwiami, czekając na nas, nawet Coco postanowiła iść z nami, cóż więc całą rodziną w komplecie jak miło.
W drodze po chłopca oczywiście oddałem małą tacie, nie chcąc wzbudzać sensacji mała i tak nie wydawała się zbyt chętna na kontakt z ludźmi, tuląc się do taty, chowając twarz w jego kurtce. Prawie jak bym siebie widział im mnie kontaktu z ludźmi tym lepiej.
Na miejscu oczywiście Yuki nie był zadowolony z powrotu do domu, cóż jednak miał zrobić, wrócić musiał, nie mógł się osiągnąć, bo tatuś spieszył się do pracy, co jeszcze bardziej nie podobało się chłopcu.
- Dlaczego ciągle pracujesz w nocy, a w dzień śpisz? - Spytał, podczas powrotu do domu.
- Muszę pracować, a w dzień odsypiam - Wytłumaczył Sorey.
- Nie masz dla nas czasu, nie możesz pracować za dnia? - Yuki myślał tak jak ja, mając już chyba dość braku ojca przy sobie, cóż może to zmobilizuje go do rozmowy z szefem.
- Postaram się coś z tym zrobić - Obiecał chłopcu, który po słowach taty trochę się rozchmurzył i dobrze nie zostać z naburmuszonym dzieckiem to nic przyjemnego.
- Oby - Burknął, niby obrażony, chociaż my już doskonale wiedzieliśmy, jak jest, chciał tylko zwrócić swoją uwagę, no proszę niby nierodzony a do taty bardzo podobny.
- Będę już szedł, jeśli chce jeszcze zdążyć, porozmawiać z Junko - Wyznał przed domem, oddając mi dziecko.
- Już?, a co z jedzeniem do pracy? Przygotowałem cos sobie? - Spytałem zmartwiony, nie chcąc, aby głodował, co byłoby wtedy ze mnie za mąż, gdybym na to pozwolił, jeśli nic nie ma, nie odpuszczę mu i coś na szybko przygotuję niech nawet nie myśli, że mu tak po prostu odpuszczę, o nie co to, to nie, nie w tym życiu...
<Pastrzyku? C:>
- Przepraszam, trochę się martwię i nie chodzi tutaj o ciebie, ufam ci. Wiem, że chciałem tylko dobrze, wiem też, że nie ma szans, by cię zdobyć, nie ufam jej, coś w głębi ducha mówi mi, że to nie najlepszy pomysł, by ją przyjmować - Wyznałem, nie chcąc męczyć męża i to naprawdę nie tak, że mu nie ufam, bo ufam jam nikomu innemu na świecie, ja po prostu martwię się o moją córeczkę, jest potężnym dzieckiem, hybrydą anioła i człowieka nie chce, by ktoś ze złymi zamiarami zbliżył się do niej, krzycząc to małe bezbronne dziecko.
- Miki, daj jej szans. Po prostu odpręż się w czasie gdy ona zajmie się dziećmi, a zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Jesteś bardzo spięty i dlatego tak źle reagujesz na ludzi. Będzie dobrze, a ona nie jest żadnym potworem dobrze? - Westchnąłem, min wszystko zgadzając się z mężem, nie jest potworem, to dobry człowiek muszę to wreszcie zapamiętać. Nie chcę zrobić krzywdy naszemu dziecku, chcę tylko poderwać mojego męża, który nie jest nią zainwestowany, dobrze zapamiętałem i chyba wszystko ułożyłem sobie już w głowie.
- Dobrze, dam jej szanse i zaufam tobie - Przyznałem, mają zamiar, już nic nie mówił o dziewczynie, zniosę ją ten tydzień, a potem zapomnę, że w ogóle istniała.
Sorey ucałował mnie w czoło, uśmiechając się na dźwięk moich słów, no dobrze skoro już wszystko wiemy, mogę przygotować małą do wyjścia, nie może w końcu taka brudna wyjść na dwór, ludzie pomyśl, że nie dbamy o dziecko, a to akurat nie jest prawdą i każdy, kto nas zna, wie jak jest na prawdę.
- No to, co idziemy po Yuki'ego? - Spytałem, małą biorąc na ręce, Misaki zaśmiała się, klaszcząc w roczki, a Codi już stał przy drzwiach gotowy do wyjścia.
- Ja przebiorę małą, a ty załóż smycz psu - Poprosiłem męża, znikając na schodach w pokoju małej, przecierając ją w czyste ubranka, przecierając ubrudzoną twarz.
- Wyglądasz pięknie - Zwróciłem się do dziecka, zabierając ją na dół, Sorey stał już z psem przed drzwiami, czekając na nas, nawet Coco postanowiła iść z nami, cóż więc całą rodziną w komplecie jak miło.
W drodze po chłopca oczywiście oddałem małą tacie, nie chcąc wzbudzać sensacji mała i tak nie wydawała się zbyt chętna na kontakt z ludźmi, tuląc się do taty, chowając twarz w jego kurtce. Prawie jak bym siebie widział im mnie kontaktu z ludźmi tym lepiej.
Na miejscu oczywiście Yuki nie był zadowolony z powrotu do domu, cóż jednak miał zrobić, wrócić musiał, nie mógł się osiągnąć, bo tatuś spieszył się do pracy, co jeszcze bardziej nie podobało się chłopcu.
- Dlaczego ciągle pracujesz w nocy, a w dzień śpisz? - Spytał, podczas powrotu do domu.
- Muszę pracować, a w dzień odsypiam - Wytłumaczył Sorey.
- Nie masz dla nas czasu, nie możesz pracować za dnia? - Yuki myślał tak jak ja, mając już chyba dość braku ojca przy sobie, cóż może to zmobilizuje go do rozmowy z szefem.
- Postaram się coś z tym zrobić - Obiecał chłopcu, który po słowach taty trochę się rozchmurzył i dobrze nie zostać z naburmuszonym dzieckiem to nic przyjemnego.
- Oby - Burknął, niby obrażony, chociaż my już doskonale wiedzieliśmy, jak jest, chciał tylko zwrócić swoją uwagę, no proszę niby nierodzony a do taty bardzo podobny.
- Będę już szedł, jeśli chce jeszcze zdążyć, porozmawiać z Junko - Wyznał przed domem, oddając mi dziecko.
- Już?, a co z jedzeniem do pracy? Przygotowałem cos sobie? - Spytałem zmartwiony, nie chcąc, aby głodował, co byłoby wtedy ze mnie za mąż, gdybym na to pozwolił, jeśli nic nie ma, nie odpuszczę mu i coś na szybko przygotuję niech nawet nie myśli, że mu tak po prostu odpuszczę, o nie co to, to nie, nie w tym życiu...
<Pastrzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz