niedziela, 22 maja 2022

Od Mikleo CD Soreya

Mój mąż miał racje, krótka przerwa by się nam przydała, trochę już trenujemy i przyznać muszę, zaczynam odczuwać zmęczenie, Edna nie daje mi taryfy ulgowej, ale to i dobrze demon tez mi jej nie da, a na niego właśnie muszę być przygotowanym.
- Sorey ma racje, przerwa dobrze nam zrobi - Odparłem, biorąc córeczkę na ręce, która aż prosiła o kilka chwil mojej uwagi.
Dziewczyna kiwnął głową, postanawiając się przejść, nie jestem pewien czy to dobry pomysł jednakże nie będę tego negował, jest dorosła i sama decyduje, co będzie robiła, a czego robić nie powinna.
Trzymając córeczkę na rękach, wróciłem do domu, gdzie zająłem się dziećmi, gdy mój mąż spokojnie spożywał obiad, nie musząc przejmować się dziećmi, które stawały się coraz to bardziej ruchome.
- Jesteś pewien, że chcesz dziś jeszcze trenować? - Sorey po spożyciu posiłku przyszedł do mnie, siadając obok na kanapie, przyglądając się naszej małej córeczce, która wesoło dreptała po salonie niczym i nikim się nie przejmując.
- A co boisz się, że wygram? - Z zadziornym uśmiechem spojrzałem na męża, nie ukrywając zadowoleniem i rozbawienia jego miną, którą zrobił od razu po wypowiedzianych przez mnie słowach.
- Aleś ty zabawny, boję się to, że mi padniesz ze zmęczenia - Wyjaśnił, na złość mi wypijając palce w moje żebra.
- Sorey możesz być spokojny, nic mi nie jest i nic mi nie będzie. Ja wiem, kiedy mam powiedzieć dość - Zapewniłem, całując męża w policzek.
- Miki przepraszam, ale gdybym cię nie znał, może bym się na to nabrał, oboje wiemy, że nie znam umiaru przynajmniej nie w takich sprawach - Skwitował, dając mi jasno do zrozumienia co myśli o moich słowach i czynach, które nie zawsze są zgodne ze wcześniej wypowiedzianymi słowami.
Prychnąłem cicho, słysząc jego słowa to nie prawda ja wcale.. Ach kogo ja próbuję oszukać mój mąż, ma racje, ja nie znam umiaru i raczej nigdy go nie poznam, z resztą, po co mi umiar muszę trenować i to trenować dużo, aby być pewnym bezpieczeństwa naszej nie tylko córeczki, ale i całej rodziny. Bóg sam wie, co jeszcze siedzi w głowie demona, po co tak naprawdę potrzebuje nasze dziecko, ona jest mała i taka niewinna w niczym mu nie pomoże, nawet gdyby bardzo tego chciał to małe dziecko niech, że da jej spokój.
- Bardzo chciałbym się z tobą nie zgodzić, ale nie mogę - Wyznałem, cicho przy tym wzdychając, oboje wiemy jak jest i niczego nie zmienimy, taki już jestem, oby tylko nasza córka była bardziej rozsądna niż ja i jej tato.
- Cóż znam cię na tyle dobrze, że coś nie coś wiem - Wyznał, całując mój policzek, biorąc na ręce Misaki która przyszła do taty przytulając się do jego klatki, najwidoczniej odczuwając już zmęczenie. Biedne dziecko pora już do snu.
- Oczywiście - Kiwnąłem głową, opierając ją na ramieniu męża, wpatrując się w okno, za którym panował spokój, którego spokój nam czasem brakuje. Może po zabiciu demona już nikt nie będzie chciał skrzywdzić naszej córki? Tego nie wiem, mogę mieć tylko nadzieję.
- Kiedy chcesz rozpocząć trening?
- Najprawdopodobniej po zakupach, muszę iść na targ, bo zaczyna nam brakować jedzenia - Wyjaśnił, co w żadnym wypadku mi nie odpowiadało, już popisał się ostatnim razem, teraz idę z nim.
- W porządku, pójdę z tobą - Wyznałem, za bardzo nawet nad tym się nie zastanawiając.
- Nie, Mikleo ktoś musi zostać z dziećmi - Przypomniał mi, no tak nie mogę zostać dzieci Ednie, niby nie miałaby nic przeciwko jednakże to nasze dzieci i nie chce jej nimi obarczać.
- W porządku, pójdziesz z Edną, ona nie będzie miała nic przeciwko - Stwierdziłem, patrząc mu prosto w oczy.
- Nie muszę iść z Edną.. - Zaczął, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
- Albo pójdziesz z Edną, ale nie pójdziesz wcale, ktoś musi pilnować, byś znów nie wpadł na głupie pomysły - Odparłem, nie mając zamiaru mu odpuszczać, sam nie pójdzie czy mu się to podoba, czy nie to niebezpieczne i ryzykowne a Edna w razie co będzie w stanie go obronić.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz