Miałem bardzo, ale to bardzo dużo pracy. Kicia, mimo że prześliczna, była bardzo ubrudzona, więc musiałem ją dokładnie umyć. I strasznie chudziutka, jakby nie jadła od kilku dobrych dni, albo jadła strasznie mało. Kto w ogóle wyrzucił taką piękną kicię, nie mam pojęcia. Kotka nie sprawiała wrażenia, jakby była problematyczna. Wydawała się być bardzo przyjazna, mruczała cichutko i kiedy tylko chciałem wziąć ją na ręce, nie opierała się i od razu wskoczyła mi na ramię, pozwalając mi tym samym wygodnie nieść Misaki. Dałbym sobie radę z nimi obiema, kicię trzymałbym w jednej ręce, Misaki w drugiej, ale tak też jest dobrze, córeczka przez całą drogę. Biedactwo, dobrze, że Miki zgodził się ją przyjąć. Była już dorosłą kotką, więc pewnie tak łatwo nie znalazłaby domu, zazwyczaj ludzie woleli brać małe kotki. Może dlatego właśnie ją wyrzucili; wzięli ją, jak była słodkim kociakiem, a jak urosła, to już nie była taka słodka, więc się jej pozbyli...? Nie powinienem się nad tym zastanawiać i od razu osądzać ludzi, nie znałem ich sytuacji, więc nie mogę wszystkich od razu zwyzywać od najgorszych. Najważniejsze, że kicia znalazła nowy dom, i będzie z nami szczęśliwa.
Nowy domownik wzbudził pozytywne zainteresowanie u Yuki'ego i Codi'ego. Kotka pozwoliła się pogłaskać naszemu synowi, a nawet nie miała problemu z tym, by pies ją obwąchał. Niesamowite, jak bardzo była spokojna, zupełnie różna od Lucjusza, który się na nas wypiął i woli mieszkać w zamku.
– Jak ją nazwiemy? – spytał Yuki, kiedy przyniósł mi miskę z ciepłą wodą oraz ręczniki. Misaki nie chciała odchodzić od kici, więc zdecydowałem, że wykąpię ją w kuchni i potem od razu dam jeść.
– Nie mam pojęcia... Misaki, jak chciałabyś, aby nazywała się kicia? – spytałem, mając nadzieję, że nie zostanę za bardzo podrapany. W końcu koty nie przepadają za kąpielą.
– Coco – powiedziała po chwili, na co kiwnąłem głową. Coco... Brzmiało całkiem okej. Po dłuższym namyśle ja bym nazwał ją inaczej, ale Coco też brzmi okej.
– Więc będzie Coco – odpowiedziałem, skupiając się na myciu kici. Ewidentnie jej się to nie spodobało, bo miauknęła żałośnie, ale się nie wyrywała. To na pewno jest kot, a nie anioł w ciele kota? Wykąpanie Lucjusza było niemożliwe, darł się, jakby ktoś go ze skóry obdzierał mimo tego, że nawet nie wsadziłem go do wody.
Kiedy już ją wykąpałem, woda była wręcz czarna, a sierść okazała się być biała, a nie szara. Coco już wcześniej była dla mnie śliczną kotką, ale po tej kąpieli okazała się być jeszcze śliczniejsza. Miała półdługą, białą sierść z czarnymi akcentami; ciemne były uszka, łapki i puchaty ogonek, a na nosku była urocza, czarna plamka. Ślepia miała wielkie, niebieskie i pełne miłości, nawet pomimo tego, że ją wymęczyłem kąpielą i jeszcze później czesaniem. Coco miała wielką cierpliwość, nie przeszkadzały jej dzieci i inne zwierzęta, kotek idealny. Tylko za bardzo za mną chodziła; poszedłem na górę po jakieś swoje stare koszule, z których mógłbym jej zrobić prowizoryczne posłanie, zanim nie kupię jej nowego, a ona poszła za mną pomimo tego, że jeszcze sekundę temu pozwalała się głaskać dzieciom. Wziąłem ją na ręce, otulając wcześniej w jedną ze swoich starszych koszul – nie była może tak stara jak w tej, w której sypiał mój mąż, ale nie było mi jej żal. Kiedy już ją utuliłem, położyłem ją w nogach łóżka po swojej stronie łóżka, by przypadkiem Miki jej nie kopnął czy coś, bo w końcu nie wie, że obok niego śpi kot.
Coco musiała być zmęczona, ponieważ teraz już nie zeszła za mną. I dobrze, niech odpocznie, wykąpałem ją i nakarmiłem, teraz muszę się zająć dziećmi. I pomyśleć, co dokładnie kupić jutro Coco. Na pewno jakieś legowisko i miski, może zabawki, ale tu się jeszcze zastanowię, jest już starszym kotem, więc może nie potrzebować wielu takich rzeczy. No i szczotka, szczotka musi być, tak jak w przypadku Codi'ego, oboje mają dłuższą sierść, o którą trzeba będzie dbać. Może jutro trochę jaką przytnę, bo ma kilka kołtunów, ale dzisiaj już nie chciałem jej męczyć. I będę musiał ją zabrać jeszcze do weterynarza... Rany, ile ja rzeczy będę musiał zrobić. Dobrze, że mam jeszcze wolne, to porządnie zajmę się Coco.
– Sorey? Co w naszym łóżku robi kot? – usłyszałem wieczorem na schodach głos Mikleo.
– Śpi. Albo raczej spała, dzień dobry, Coco – odezwałem się i uklęknąłem, kiedy zauważyłem za nim kicię. Kotka zamiauczała wesoło i podbiegła do mnie, od razu wskakując mi na ręce.
– Skąd ona się wzięła? – dopytywał dalej, nie za bardzo wiedząc, co się dzieje. Musiał mieć naprawdę twardy sen, skoro miał taką amnezję.
– No z ulicy. Jak wracaliśmy od Lailah ją zauważyłem i spytałem się, czy mogę ją wziąć, a ty się zgodziłeś. I Misaki też się spodobała, to ona nadała jej to imię. Spójrz, jaka ona jest śliczna – dodałem, wpatrując się w kotkę z uwagą. Może znowu jej powinienem coś dać do jedzenia, ostatnim razem dałem jej mało, bo jest zdecydowanie za chuda... Tak, to dobry pomysł, muszę przypilnować, by wróciła do normalnej wagi.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz