sobota, 30 kwietnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Posłusznie kiwnąłem głową, słysząc słowa męża, mającego stuprocentową rację powinienem coś zjeść i nawet czuję, że mój żołądek się tego domaga, z drugiej strony bardziej wolałbym wykorzystać wolny czas na coś ciekawszego niż jedzenie, jednakże skoro jest ono najważniejsze w ludzkim życiu, to nie będą narzekał, aby niepotrzebnie nie denerwować męża. Mam tylko dwa dni i nie chce wykorzystać ich na sprzeczki z mężem, które nie są zbyt przyjemne ani dla mnie, ani dla niego.
- Oczywiście, masz rację najpierw jedzenie - Dokończyłem picie herbaty, aby następnie skierować swoje kroki w stronę kuchni mając na celu przygotować sobie posiłek, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z mojego wewnętrznego problemu, ja nie wiedziałem, co chce zjeść, niby nie wielki problem, ale dla mnie samego przyznać muszę dość spory.
- Nad czym tak myślisz? - Sorey przyglądając mi się uważnie od kilku chwil, najwidoczniej nie umiał pojąć mojego wewnętrznego problemu, który był bardzo poważny. No dobrze bardzo to nie ale dla mnie trochę jednak był w końcu delektowanie się jedzeniem, to coś, czego nie mogą anioły a ludzie już tak, dlatego to dla mnie ważne, abym zjadł coś, co moje kubki smakowe zapamiętają. Wszystko to, co właśnie pomyślałem, powiedziałem mężowi, który cicho się zaśmiał, próbując, że to on coś mi zrobi, nie mogłem więc odmówić, z niecierpliwością czekając na posiłek, którym okazał się, a raczej okazał się kaszka z owocami. Owoce to coś, co lubiłem nawet jako anioł nie wszystkie, ale lubiłem, dlatego nie mogę, na nie narzekam.
- Dziękuję - Jak zawsze grzecznie podziękowałem, zabierając się do jedzenia, którego było.. Było przepyszne, niby zwykła kaszka z owocami a tak bardzo mi smakowała.
Po zjedzeniu pysznego śniadania a może obiadu sam nie wiem, jednego z dwóch poczułem się bardzo senny, najwidoczniej właśnie doszło do zwiększenia przepływu krwi wokół jelit i teraz mój organizm pada ze zmęczenia. Naprawdę czuje się, jakbym przesadził z jedzeniem, a może tak właśnie jest, w końcu wczoraj nic nie jadłem, a dziś zjadłem dosyć sporą porcję, więc to na pewno w jakiś sposób na mnie oddziałało.
- Najedzony? - Spytał, gotów nałożyć mi dokładkę.
- Tak, aż chyba za bardzo - Wyznałem, oddając mu talerz po jedzeniu. - Dziękuję - Dodałem, uśmiechając się do męża.
- Nie ma za co - Zapewnił, całując mnie w czoło. - Masz na coś jeszcze teraz ochotę? - To chyba było podchwytliwe pytanie a może wcale nie? Sam nie wiem, jestem zmęczony, ale wiem, że nie mogę pójść spać, od spania po jedzeniu się tyje, a ja nie chcę tyć... Nawet jeśli człowiekiem będę tylko dwa dni, to niczego nie zmienia.
- Szczerze mówiąc, z wielką chęcią zamknąłbym na chwilę oczy, ale wiem, że nie mogę - Odpowiedziałem na pytanie, kończąc wewnętrzną rozmowę ze sobą samym.
- Dlaczego nie możesz? - No i spodziewałem się tego pytania, jeśli teraz mu powiem, że chodzi o moją wagę, to mnie ochrzani, a jeśli skłamię, to będę się czół źle więc tak źle i tak nie dobrze.
- Bo ja no wiesz... - Nie chciałem dokończyć, wiedząc jak się to skończy.
- Co wiem? - Uniósł jedną brew ku górze, oczekując ode mnie konkretnej odpowiedzi, która prędzej czy później musiała nadejść.
- Rany, po jedzeniu się nie od idzie od razu spać - Burknąłem, kręcąc nosem, tylko czekając na odpowiedź męża, która wcale mnie nie zaskoczy. Oboje dobrze wiemy, co powie a ja mimo wszystko i tak uważam, że jednak nie ma racji, a nawet jeśli ją ma, to mu jej nie przyznam... Bo, bo nie, bo to chcę.
- Oj Miki - Cicio westchnął, chcąc ciągnąc dalej, ale mu nie pozwoliłem.
- Tak wiem, co powiesz, nie mogę przez dwa dni przytyć, ale tak naprawdę nie możemy być tego pewni - Wyznałem, naprawdę tego nie chcąc.

<Pasterzyku? C:> 

piątek, 29 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Odkąd tylko wróciliśmy od Pani Jeziora, Mikleo wydawał się być jakiś taki smutny. Sądziłem, że prędzej będzie przerażony, w końcu jeżeli szybko nie wróci do swojej anielskiej postaci, może umrzeć. Ja przyznam, odrobinkę się właśnie tego obawiałem, wiedziałem, że coś jest nie tak, odkąd tylko zauważyłem Mikleo jako człowieka. I miałem rację... skąd się w ogóle wzięła ta perła na dnie jeziora, nie mam pojęcia, ale to nie był taki zwykł przedmiot, nie mógł wziąć się znikąd. Dobrze, że Lailah może szybko się z tym uporać, im szybciej Mikleo wróci do swojej anielskiej postaci, tym szybciej ja będę spokojniejszy. Miałem wrażenie, że wtedy Miki będzie po prostu bezpieczniejszy. Nie będą mu groziły żadne choroby, powrócą jego moce, więc nie będzie miał problemu, aby się obronić, no i także wrócą jego wspaniałe, długie włosy. Same plusy, więc dlaczego jest taki smutny...?
Myślałem, że zastanę Mikleo na dole w kuchni, ale okazało się, że wyszedł na taras. Mieliśmy teraz chwilę dla siebie, Misaki sobie spała, Yuki spędzał weekend u Emmy, więc możemy wykorzystać ten czas na poważniejszej rozmowie. Podszedłem do męża i przytuliłem się do jego pleców, wsuwając nos w jego włosy. Pewnie to zabrzmi głupio, dlatego nie powiem tego na głos, ale teraz Mikleo pachniał zupełnie inaczej. Nie lepiej, nie gorzej, tylko po prostu... inaczej. Jak zamieniliśmy się rolami, wtedy nieco inaczej postrzegałem świat i moje zmysły były znacznie bardziej wrażliwe, i najbardziej z tamtego okresu pamiętałem jego zapach, który wręcz uwielbiałem. Teraz jego zapach był znacznie słabszy. Szkoda, że ludzkie zmysły są tak słabo rozwinięte. 
- Wszystko w porządku? – spytałem Mikleo, chcąc się dowiedzieć, co takiego się stało, że jest taki smutny. 
- Tak. Pójdziemy jutro do miasta? Zjadłbym jabłka w karmelu. I może kupiłbym książkę. I porozmawiał trochę z ludźmi – poprosił, odwracając się w moją stronę. 
- Ty chcesz porozmawiać z ludźmi? – powtórzyłem, odrobinkę zaskoczony jego prośbą. Przecież on nigdy nie był duszą towarzystwa, chyba nawet jako człowiek. 
- Minął już miesiąc od mojego ostatniego większego towarzyskiego spotkania, więc już się wyciszyłem i jestem gotów na kolejne spotkania – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie uroczo. Teraz, w tym świetle i z tym uśmiechem strasznie przywodził mi na myśl Misaki, zwłaszcza w tych brązowych włosach. Cieszę się, że nasza córeczka odziedziczyła wygląd po mamie. Powtarzam się już po raz któryś, i dalej będę się powtarzał, ponieważ strasznie się z tego faktu cieszę. 
- Tylko, żeby mi cię nikt nie ukradł – odrobinkę zażartowałem, a odrobinkę mówiłem poważnie. Doskonale widziałem, jak ludzi reagowali na mojego męża, kiedy potrafili go dostrzec, więc miałem pełne prawo być o niego zazdrosny. 
- Nikt nawet by nie chciał – odpowiedział mi, kładąc swoje dłonie na moich ramionach. 
- Właśnie, że odwrotnie. Wszyscy by chcieli – w odpowiedzi położyłem swoje dłonie na jego biodrach. – A teraz mi powiedz, co się dzieje. Widzę, że jesteś jakiś nieswój. 
- Po prostu... chciałbym być człowiekiem już na zawsze. Normalnie cieszyć się jedzeniem, rozmawiać z ludźmi, kupować sobie rzeczy bez angażowania to w ciebie, zestarzeć się razem z tobą, ale to najwidoczniej nie jest mi pisane – wyjaśnił, wyraźnie smutny. 
- Niczego nie tracisz, uwierz mi, starzenie się nie jest za przyjemne – spróbowałem go odrobinkę pocieszyć, gładząc go po policzku. 
- Wolałbym to zamiast już na zawsze być sam. 
- Nie mów, nie będziesz sam. Będzie z tobą Yuki, i Misaki, może nawet spotkasz kogoś lepszego ode mnie, nie musisz od razu tak negatywnie myśleć – powiedziałem, nadal nie rozumiejąc, skąd u niego takie podejście. Przecież nic nie jest przesądzone, może wydarzyć się tak, że znowu się w kimś zakochać. Mówi się, że anioły zakochują się raz na całe życie, ale to pewnie tylko dlatego, że łączą się one z innymi aniołami, które żyją wieczność, więc nie zostało to za bardzo przetestowane. A na świecie jest tylu lepszych ludzi ode mnie, więc na pewno sobie kogoś znajdzie. 
- Może zamiast dalej prowadzić tę bezsensowną rozmowę, może skorzystamy z wolnego domu? – zapytał zaczepnie, niby od niechcenia przesuwając palcem po mojej klatce piersiowej. 
- Najpierw to powinieneś coś zjeść. Jeśli mnie pamięć nie myli, od wczoraj nic nie jadłeś – przypomniałem mu, opierając się jego zalotom. Najważniejsze było jego zdrowie, potem cala reszta i przyjemności. Tak bardzo lubi w byciu człowiekiem to, że może cieszyć się jedzeniem, to niech w końcu zacznie jeść, bo zanim wróci do anielskiej postaci jeszcze zdąży mi tu paść. Chce robić tyle rzeczy na raz, a wkrótce nie będzie miał w ogóle na nic siły, niech pomyśli trochę o sobie. 

<Aniołku? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Spojrzałem na męża, mrugając z zaskoczeniem swoimi oczami. Demon? No tak w moim anielskim ciele był uwięziony demon, pewnie więc dalej we mnie jest, tego tak naprawdę nie wiem i nie chcę się dowiedzieć, bo nawet jeśli jest to lepiej, by się nie aktywował.
- Nie słyszałem go, dlatego nie jestem pewien czy ze mną jest - Wyznałem, nie bardzo teraz się nim przejmując, byłem człowiekiem a nim przecież chciałem być, po co mi wracać do bycia aniołem? Czy to nie byłoby fantastyczne uczucie razem się zestarzeć? To byłoby fantastyczne uczucie, tylko ja nie jestem człowiekiem i doskonale o tym wiem i nigdy nim już nie powinien być, mój czas dobiegł końcu, teraz moją rolą jest być Serafinem, aniołem pomagającym pasterzowi w wyzwoleniu świata od zła.
- To nie dobrze, demon może cię z łatwością teraz opętać - Gdy to powiedział, wróciłem na ziemię, unoszą jedną brew ku górze, doskonale wiedząc, że nie może tego zrobić w końcu czy jestem aniołem, czy też człowiekiem wciąż demon jest uwięziony, a ja nie mam powodu, by ulec jego pokusie.
- Nie martw się tym to nasz najmniejszy problem - Wyznałem, uśmiechając się ciepło do męża. Mężczyzna odwzajemnił mój uśmiech, przytulając się do mnie. Dobrze, że go mam z nim świat jest prostszy a przy okazji dużo bezpieczniejszy.
Resztę dnia spędziliśmy na zabawie z małą i Yukim, chłopiec bardzo zaskoczył się, gdy zobaczył mnie w ludzkiej formie tak jak każde z nas, tak i on nie spodziewał się zobaczyć mnie w ludzkiej postaci, no cóż, na to już nic nie poradzę i tak dobrze, że to spotkało mnie, a nie któreś z naszych dzieci.

Dnia następnego Sorey bardzo naciskał, byśmy poszli do pani jeziora, on zdecydowanie bardziej chciał, bym stał się aniołem, niż ja sam. No cóż, pod naciskiem zgodziłem się, z rana najpierw odprowadzając Yuki'ego o Emmy by następnie z mężem i córką zagościć u pani jeziora.
- Co się stało? - Zaskoczona kobieta przyjrzała mi się uważnie zmartwiona, czy tylko ja nie martwię się tym, że jestem człowiekiem? Naprawdę?
Nie mając wyjścia, opowiedziałem kobiecie całą historię, pokazując perłę znalezioną na dnie jeziora, Lailah jakoś tak od razu zbladła prosząc, by położył perłę na stole.
- Powinieneś jak najszybciej stać się z powrotem aniołem, ta demoniczna perła odebrała ci moce i wieczne życie przywracając to wcześniejsze to, w którym zostałeś zabity, na szczęście jest eliksir, powinnam przygotować go w ciągu dwóch dni, odpowiednie rośliny znajdują się nieopodal, dlatego nie musisz się o nic martwić - Mówiła spokojnie, jednocześnie wydając się trochę nerwowa, nic z tego nie rozumiem, nie ma pośpiechu nic się nie stanie.
- Nie ma chyba pośpiechu prawda? - Patrząc na, uziemiającą się minę kobiety, zrozumiałem, że coś jest nie tak, co takiego się staje, jeśli szybko nie wrócę do bycia człowiekiem?
- Mikleo, jeśli w ciągu kilku dni nie wrócisz do swojego anielskiego ciała, cała historia się powtórzy, ty znów umrzesz, tym razem nie mogąc już powrócić, twoja dusza zostanie uwięziona na zawsze w przeklętej perle, a twoje ciało zostanie przejęte najprawdopodobniej przez demona, który w tobie jest - Gdy to mówiła, mina mi zrzedła, a więc jednak nie jest mi przeznaczone być człowiekiem.
Westchnąłem cicho, nie mając zamiaru się załamywać, mam dwa dni mogę się bawić i korzystać z życia, no prawie mam w końcu rodzinę i obowiązki nie będzie mi to jednak przeszkadzało w korzystaniu z życia, spacery z mężem i córką, jedzenie słodkich karmelowych jabłek i możliwość kupowania własnoręcznie książek, nie wspominając już o strefie intymnej, na pewno nie omieszkam skorzystać z chwili sam na sam z mężem, gdy jestem człowiekiem.
- Zatem zjawię się za dwa dni - Uśmiechnąłem się ciepło do kobiety, zamieniając z nią jeszcze kilka zdań, nim wraz z mężem wrodziliśmy do domu. Sorey poszedł położyć małą do łóżeczka, a ja w tym czasie zrobiłem nam po herbacie, samemu idąc na taras, myśląc nad tym jak najlepiej wykorzystać te dwa dni. Brzmi, to prawie jakbym umierał, a ja przecież tylko stanę się znów aniołem, łał witaj nudne wieczne życie..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Mówiąc, że byłem zaskoczony tym, co zobaczyłem, skłamałbym. Zaskoczony to stanowczo za delikatne słowo, aby opisać, to, co właśnie widziałem. Jak to się stało, że Miki znów stał się człowiekiem...? I co się stało z jego włosami? Nie chodzi mi o to, że są brązowe, tylko bardziej o ich długość. Dlaczego one są takie krótkie? Nie powinny mieć takiej samej długości, jak wcześniej? Nic nie rozumiałem i nie podobało mi się to. Po raz ostatni puszczam go gdziekolwiek samego; najpierw złamał rękę, teraz przemienił się w człowieka, więc boję się, co takiego zrobi następnym razem. 
- Jak to nie masz pojęcia? Tak po prostu stałeś się człowiekiem? – dopytywałem, musząc koniecznie wiedzieć, co się wydarzyło. W końcu, to musiała być naprawdę potężna magia, skoro zmieniła serafina z powrotem w człowieka, a czegoś tego nie wolno ignorować. 
- Zauważyłem na dnie jeziora perłę, wziąłem ją do rąk i jakoś tak się stało – jego wytłumaczenie wcale nie było lepsze. Perła w jeziorze? Może coś mu się przewidziało?
- I gdzie jest teraz ta perła? 
- Upuściłem ją i pewnie jest gdzieś na dnie.
Westchnąłem cicho. Nie takiej odpowiedzi pragnąłem usłyszeć. To oznaczało, że musiałem zanurkować w lodowatej wodzie, co nie do końca mi się podobało, zwłaszcza że później nikt mnie nie wysuszy. Powiedziałem Mikleo, by popilnował małej, a następnie wskoczyłem do wody. Perłę odnalazłem bardzo łatwo, mimo że jezioro było ciemne i odrobinkę muliste; świeciła na dnie jak najważniejsza gwiazdka na niebie. Chociaż tyle, że nie musiałem jej szukać nie wiadomo ile. Chwyciłem ją i od razu wypłynąłem na powierzchnię, nie widząc za bardzo sensu, dla którego musiałem tu dłużej przebywać. 
- Nie rozumiem, po co to robiłeś – usłyszałem zdziwiony głos Mikleo, kiedy tylko wyszedłem na wierzch. 
- Ponieważ może być ważne w odzyskaniu twojego anielskiego ja – wyjaśniłem, przez moment przyglądając się perle, która leżała na mojej dłoni. Nadal wydawała się świecić delikatnym, morskim blaskiem, co na pewno nie było normalne dla jakichkolwiek pereł. W dodatku miałem wrażenie, że była ona ciepła...? Albo to moje nerwy po kontakcie z lodowatą wodą jeszcze trochę szwankują i może mi się tylko wydawać. – Jak twoja ręka? Dasz radę zanieść małą do domu? – spytałem, chowając perłę do kieszeni. Aktualnie moje ubranie nieprzyjemnie lepiło się do ciała, ujawniając jego każdy najmniejszy szczegół, co nie było ani trochę komfortowe, plus było mi bardzo zimno. Może i w południe było ciepło, ale wieczór był już chłodny. 
- Już mnie nie boli. Naprawdę – dodał, widząc moje sceptyczne spojrzenie. – Powinniśmy już iść, nim mi się przeziębisz – dodał, poprawiając małą na rękach. 
Nie zamierzałem się ociągać, sam już najchętniej chciałem już wrócić do domu i przebrać się w suche rzeczy. Oby tylko nie okazało się, że nurkowałem na darmo, bo mi będzie naprawdę smutno. Dobrze, że dom był blisko, dzięki temu co najwyżej nabawiłbym się tylko lekkiej chrypki. 
Od razu wszedłem do łazienki, by jak najszybciej się przebrać. Nie zapomniałem także o perle, która do tej pory przebywała w mojej kieszeni. O ile to w ogóle jest perła, bo odrobinkę w to wątpiłem. I najwidoczniej działała tylko i wyłącznie na anioły, ponieważ ja czułem się dobrze i w żaden sposób się nie zmieniałem. I dobrze. Gdybym stał się aniołem, kto byłby żywicielem rodziny? Cóż, teraz najważniejsze było to, by zanieść ją jutro do Lailah. Najchętniej poszedłbym dzisiaj, ale byłem zmęczony i zmarznięty, i na odwiedziny była już trochę za późna pora. 
- Zrobiłem ci herbatę, byś się trochę rozgrzał. I z przykrością muszę cię poinformować, że przegapiłeś pierwsze kroki Misaki – odezwał się Mikleo, kiedy wszedłem do kuchni. 
- Właściwie, to są już jej któreś kroki, nie pierwsze. Kiedy byłeś nad jeziorem, już zaczęła próbować – wyjaśniłem, podchodząc do blatu, by wziąć z niego kubek. 
- Och – mój mąż wyraźnie posmutniał. Może nie powinienem mu tego mówić, tylko udawać zaskoczenie...? Nie, to odpada, nie lubiłem udawać, no i nie za bardzo potrafiłem, więc zaraz by się domyślił i miał do mnie pretensje, że go okłamuję. 
- Niewiele straciłeś, teraz idzie jej znacznie lepiej – odpowiedziałem, pochodząc do niego i całując go w policzek. – Jak się czujesz?
- Dobrze. Nawet bardzo dobrze, naprawdę, nie musisz się mną przejmować – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- A co z demonem? Nadal jest w tobie? – spytałem bardzo cicho, przyglądając się mu uważnie. Wydawało mi się, że ludzie są bardziej podatni na opętania, więc teraz miałby idealną okazję, aby przejąć ciało męża. Chyba, że się myliłem, co jest bardzo prawdopodobne, nie za bardzo znam się na takich sytuacjach, mimo, że zdecydowanie powinienem, skoro związałem się z aniołem. Ale powoli się uczę, więc chyba nie jest ze mną tak źle.

<Aniołku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Już dawno nie odpoczywałem z dala od domu, dzieci i męża. Nie chcę, aby ktoś zrozumiał to źle, kocham i to kocham nad życie moją rodzinę jednakże czasem i ja potrzebuje czasu tylko dla siebie z dala od ciągłego mamo, to cudowne uczucie być rodzicem, ale jednocześnie bardzo męczące tym bardziej, jeśli dzieci jak to dzieci ciągle chcąc coś od mamy, to nie tak, że ignorując tatę czy nie biorą go pod uwagę, bo biorą jednakże mama to mama i to ona zawsze ma najwięcej na głowie, chociaż teraz to mój mąż ma więcej na głowie a wszystko dlatego, że nie chce, bym mu pomagał, bo ręką, a ta ręka ma się dobrze i nie trzeba się nad nią użalać.
Odpoczywając w głębinach jeziora, na samym dnie dostawiłem coś interesującego coś błyszczącego, coś, co od razu przykuło moją uwagę .
Nie myśląc za dużo, podpłynął bliżej, dostrzegając błyszczącą perłę w kolorze morskim. Zafascynowany tak niezwykłym kolorem perły wziąłem ją do ręki, uśmiechając się do siebie w duchu.
Misaki na pewno będzie szczęśliwa, gdy przyniosę jej perłę do domu... Chwileczkę czy perłę powinna znajdować się w jeziorze? Nim zdążyłem to przemyśleć, perła trzymana w moich dłoniach zaczęła intensywnie błyszczeć a ciało dziwnie boleć. Nie wiedząc, co się dzieje, puściłem perłę, chwytając się za głowę, ból był okropny wręcz nie do opanowania. Krzycząc pod wodą, zacisnąłem oczy, tracąc po chwili kontrolę ze światem.
Gdy ponownie się ocknąłem, leżałem na dnie jeziora, odczuwając dziwny ból w klatce piersiowej, dopiero po kilku chwilach uświadamiając sobie co to za ból. W tej chwili właśnie zaczynało brakować mi powietrza w płucach, zaskoczony, bo dotychczas nigdy się to nie wydarzyło, wynurzyłem się spod tafli wody, z trudem dopływając do brzegu. Jeszcze nigdy woda nie zachowywała się tak dziwne, jak dziś, co się wydarzyło przed chwilą?
Nie mając siły, o tym myśleć zamknąłem na chwilę oczy, aby odetchnąć, byłem tak bardzo zmęczony, chyba nic się no stanie, jeśli na chwilę zamknę oczy.

Ocknąłem się, sam nie wiem ile czasu później, kładąc dłoń na głowie, dostrzegając dwie sprawy, dłoń przestała mnie boleć, ale za to strasznie bolała mnie głowa. Coś za coś.
Cicho wzdychając, powoli podniosłem się z ziemi, dostrzegając mojego męża zmierzającego w moją stronę, niepotrzebnie tu szedł, mógł przecież skontaktować się ze mną telepatycznie, przyszedłbym do domu.
- Mikleo wszystko w porządku? - Wydawał się na maksa zaskoczony a czym to i ja nie miałem pojęcia.
- Oczywiście, że tak czemu by... - I wtedy to dostrzegłem, moje dużo krótsze włosy były do ramion koloru brązowego. Czy ja właśnie żniw stałem się człowiekiem?
Zaskoczony i to bardzo spojrzałem w tafle wody, dostrzegając swoje odbicie. O rany byłem człowiekiem, ale jak? Nic z tego nie rozumiem.
- Mama - W tym samym momencie Misaki zwróciła moją uwagę, wyciągając swoje rączki w moją stronę. Mój mąż był tak zaskoczony, że bez gadania oddał mi małą, a ja z ulgą dostrzegłem, że ręką już wcale mnie nie boli, jaka ulga.
- Co się stało? - Zaskoczony nie mógł oderwać ode mnie wzroku tak jak i mała, która podziwiała moje brązowego włosy.
- Nie mam pojęcia, ale chyba znów jakoś stałem się człowiekiem - Wyznałem, szczerze nawet się z tego ciesząc, bycie człowiekiem nie jest wcale takie złe, tylko mocy trochę szkoda, ale i bez tego da się przeżyć, przynajmniej do czasu kiedy to nie udam się do Lailah, aby to, dowiedzieć się co tak właściwie się wydarzyło, może ona będzie w stanie mi to wyjaśnić i jakoś mi z tym pomóc, tylko nie tak od razu, chcę w końcu skorzystać trochę z ludzkiego życia, nim znów na stale wrócę do tego angielskiego.

<Pasterzyku? C:> 

czwartek, 28 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

I co ja miałem z tym aniołem... czy on sobie chce umyślnie zrobić krzywdę? Bo bardzo często miałem takie wrażenie. Mówi się mu, ab nie ruszał ręką, a ten rusza tą ręką, powtarza się mu, by oszczędzał swoją rękę, a on bierze na ręce naszą córeczkę, która jest przecież coraz to cięższa... nie mam już siły, naprawdę. Przez cały miesiąc starałem się znajdować coraz to lepsze zadania dla niego, by się nie nudził. Teraz już nie jest źle, mógł robić większość rzeczy, musiał tylko oszczędzać rękę i nie dźwigać ciężkich rzeczy. Albo jak już chociaż chce dźwigać, to niech głównie używa tej zdrowej ręki. Im bardziej będzie ją oszczędzał, tym szybciej wróci do zdrowia, a na tym zależy nam obu. 
Powinienem powoli zastanawiać się, jak rozwiążę problem powrotu do pracy. Minęło trochę czasu, kiedy ostatni raz byłem w pracy, a za coś trzeba było przecież żyć. Owszem, mieliśmy jeszcze trochę oszczędności, albo raczej bardzo dużo, ale nie mogliśmy w końcu żyć za same oszczędności. Tylko jak ja wrócę do pracy, skoro ręka Mikleo jeszcze się nie zagoiła...? Gdyby mała była większa i nie wymagała tyle noszenia na rękach, nie bałbym się zostawić Mikleo w domu, no ale w takim przypadku to mogłoby być lekko problematyczne. Jeszcze mam tydzień wolnego, więc może uda mi się coś wymyśleć, ale jak na razie widzę tylko jedno rozwiązanie; będę musiał znowu spać mniej po pracy, a więcej czasu poświęcać na dom. Już wcześniej tak robiłem przez kilka tygodni, jak Mikleo był w ciąży, więc teraz chyba też mi się to uda. Akurat w kilka tygodni jego dłoń powinna się poprawić. Może nie będzie w pełni wyleczona, ale myślę, że da sobie radę. I że ja dam sobie radę, dopóki mu się nie polepszy. Może trochę jeszcze poproszę Yuki’ego o pomoc, jest dużym chłopcem, i sam chciał przecież mieć siostrę. 
- Mam nadzieje, że ty będziesz bardziej rozważna – powiedziałem cicho do Misaki, powoli ją karmiąc. 
Reszta dnia minęła mi bardzo spokojnie i nie wiem, czy to dlatego, że mała miała miejsce, gdzie może sobie dowoli raczkować, czy też dlatego, że Mikleo był nad wodą, nie miałem pojęcia. Ale mogłem na spokojnie porozmawiać z Yukim, przygotować obiad, trochę posprzątać i nawet znalazłem moment na odstresowanie. Ciągłe przejmowanie się jego zdrowiem odrobinkę mnie stresuje, a teraz, kiedy nie ma go w pobliżu, jestem odrobinkę bardziej uspokojony. Chociaż, jak tak teraz sobie o nim przypomniałem, zacząłem się martwić. Mikleo nie ma od rana, i nie dostałem od niego żadnych wiadomości, wszystko było w porządku? Puściłem go nad tą wodę bez żadnego nadzoru, ponieważ chyba w żaden sposób nie mógł sobie zrobić krzywdy, a pobyt nad wodą na pewno dobrze mu zrobi. Tylko co on tam robił tak długo...?
- Tata! – krzyknęła nagle Misaki, podczas kiedy ja siedziałem w salonie na kanapie, próbując przeczytać książkę, tylko odkąd sobie przypomniałem o Mikleo, nie potrafiłem się skupić na tekście. 
Oderwałem zatem oczy od książki i przeniosłem swój wzrok na córeczkę. Misaki właśnie stawiała swoje pierwsze kroki. Przyznam, byłem mocno zaskoczony, ostatnio coraz częściej udawało jej podejmować próby wstawania, ale zaraz kończyło się to upadaniem, albo moją błyskawiczną reakcją – i nawet jak upadała, nigdy nie płakała, tylko próbowała dalej. Dzisiaj było inaczej, zrobiła pierwszy, drugi, trzeci i czwarty krok, aż nagle się zachwiała. Zareagowałem błyskawicznie i złapałem ją w ostatnim momencie. 
- Teraz to już nie będziesz nam dawała spokoju, co? – zapytałem roześmiany, biorąc ją na kolana. – Moja dziewczynka – wyszeptałem, całując ją w policzek. Szkoda tylko, że Mikleo nie mógł tego zobaczyć. Pierwsze kroki dziecka dla rodzica chyba są równie ważne, co pierwsze słowa, a przynajmniej tak mi się wydawało. – Jeszcze chcesz popróbować? Niech ci będzie, ale ja nie będę cię co chwila łapał – powiedziałem, odstawiając ją z powrotem na podłogę, ponieważ mała ewidentnie wolała jeszcze troszkę pochodzić. Nie będę jej przecież zabraniać chodzić, skoro tak bardzo chce próbować. Cały czas przyglądając się malej postanowiłem skontaktować się z Mikleo telepatycznie z zapytaniem, gdzie się podziewa i kiedy wróci do domu. Jak się do mnie nie odezwie, pójdę z Misaki go poszukać. I może zrobię mu małą awanturę odnośnie tego, że nie daje znaku życia. 

<Owieczko? c:> 

Od Yuutaki CD Saori

 Co tak właściwie robiłem? Jeszcze nigdy się tak nie zachowywałem, ale odkryłem nowe możliwości? Jak uspokajać swoją nieokiełznaną naturę? Znaczy no przyjaciela na pewno nie będę całować, ale wiem jak mogę odreagować. Aczkolwiek, na pewno wolałbym odreagowywać wszystko to z nią. Coś ciągnęło mnie do niej. Miałem wrażenie, że po części jest w stanie mnie zrozumieć. Gdy Saori, zaczęła odwzajemniać moje pocałunki, byłem dość zaskoczony. Nie spodziewałem się, że odda się temu wszystkiemu, zwłaszcza, że jeszcze chwilę temu byłem w jej stronę bardzo agresywny. Co jak co, zdecydowanie była pierwszą osobą z którą tak kończę, ale .. Nie będę narzekał. Uśmiechnąłem się pod nosem gdy dziewczyna wygięła się pode mną. Czyżby chciała więcej? Jeśli tak, to dostanie więcej. Oblizałem kąciki ust, podnosząc się na chwilę z łóżka. Dziewczyna mruknęła niezadowolona. Pokręciłem głową z uśmiechem, zdejmując po prostu z siebie górną część swojej odzieży. - Spokojnie Lisku, już do Ciebie wracam - Szepnąłem, lądując nad nią na łóżku. Przejechałem delikatnie palcami po jej ręce, wędrując niżej do jej koszulki. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. Podwinąłem jej koszulkę, by następnie ściągnąć ją z niej. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, gdy mogłem zobaczyć jej piersi. Bądź co bądź była w pidżamie, więc biustonosza na sobie nie miała. Przejechałem dłonią od jej podbrzusza do piersi, by następnie zacisnąć na jednej z nich rękę. Saori wydała z siebie stłumiony jęk zadowolenia. Przysunąłem się bliżej jej biustu, by drugą z jej piersi zacząć ssać i zataczałem kółka językiem dookoła jej brodawki. Moja Lisica zaczęła się wyginać pode mną, nim się zorientowałem zdążyła przejechać swoimi biodrami po moim intymnym miejscu. Sapnąłem cicho, spoglądając na nią. - Czyżby mój Lisek robił się niecierpliwy? - Zapytałem, delikatnie przygryzając płatek jej ucha. - Pod ubraniami skrywałeś dość umięśnione ciało, więc ciekawe co chowasz w spodniach - Zachichotała. Parsknąłem cicho śmiechem, kręcąc głową. - Najpierw to chętnie posłucham ciebie - Mruknąłem, między pocałunkami. Niezbyt delikatnie, pozbyłem się jej spodenek. Właściwie to skończyły podarte na podłodze. Dziewczyna już chciała dobrać się do moich spodni, jednak ją powstrzymałem. Złapałem jej nadgarstki w swoją dłoń i pocałowałem ją żarłocznie w usta. Przejechałem drugą ręką po jej udzie. Wygięła się w łuku, prosząc o więcej. Dotknąłem delikatnie jej zwilżonych majtek, by następnie zacząć masować jej muszelkę przez jej bieliznę. Saori jęknęła głośniej, więc wróciłem do jej ust, żeby tylko nikt nas nie usłyszał. W końcu nie wiedziałem kto, może być w jej domu, a nie chciałem żadnych dziwnych sytuacji. Z każdą sekundą jej pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe i gorące, podobało mi się to. Pieściłem ją ręką bez opamiętania, by następnie złapać ją za biodra i przyciągnąć trochę bardziej ją do siebie. Lisek był delikatnie zaskoczony, a ja zszedłem ustami po jej brzuchu, aż do jej intymnego miejsca. Rozszerzyłem bardziej jej nogi i zębami zdjąłem jej majtki. Uniosłem delikatnie jedną z jej nóg do góry i zacząłem ją całować od łydki, powoli idąc przez udo, aż do jej muszelki. Oblizałem usta, by następnie swoim językiem przejechać od jej pochwy, aż do łechtaczki. Saori jęknęła głośniej, zasłaniając usta swoją rękom. Skupiłem się na jej łechtaczce językiem, zastanawiając się czy doprowadzić ją do szczytu ustami, czy może w inny sposób? Dziewczyna jęczała i wyginała się, gdy tylko drażniłem językiem jej czułe miejsce. Zrobiła się już bardzo mokra, więc dźwignąłem się z powrotem nad nią, patrząc na jej słodką twarz która była cała w rumieńcu. Saori ciężko oddychała, patrząc w moje oczy. Zatracając się tak w jej oczach, włożyłem w nią od razu dwa palce i zacząłem nimi ruszać. Lisek, momentalnie zasłonił swoje usta ręką, wydając z siebie stłumiony krzyk. - Niegrzeczna dziewczynka, żeby tak błagać o pieszczoty? - Szepnąłem, całując jej kark i zostawiając na niej delikatną malinkę. 

(Seksowna Lisico? :3 )  

Od Saori CD Yuutaka

 Nie wiedziałam, co się dzieje, chłopak nagle zjawił się w moim domu, zachowując się jakoś dziwne, mówiąc przy tym jeszcze dziwniejsze rzeczy. On naprawdę myślał, że mogłabym go wydać tylko po co? Dla mnie to głupie wydawać kogoś, gdy samemu jest się innym i jeszcze to jego zachowanie co on robi? Dlaczego mnie całuję? Czy on ma na coś ochotę? Jak powinnam się zachować? Po części jestem gdzieś w głębi zwierzęciem, dlatego moje ciało jest w stanie szybko ulec, natomiast mózg szaleje, mając tysiące myśl na sekundę.
Nie jestem pewna czy aby na pewno powinnam to robić, co prawda pierwszy mój raz to zdecydowanie nie będzie więc i nic nie stracę, a przygodny seks wcale nie jest taki zły. Chociaż z pozoru jestem spokojna i łagodna kiedyś byłam zupełnie inna, mój pierwszy raz miałam w wieku piętnastu lat, dopiero później trochę zmądrzałam, jednakże na temat kochania się zdania nie zmieniłam, to nie kara ani grzech to przyjemność, wstydliwa, ale przyjemna.
Na początku może i opierałam się chłopakowi a wszystko to dlatego, że nie do końca wiedziałam, co do jasnej ciasnej się dzieje, dopiero później troszeczkę się uspokoiłam, wiedząc już, kim jest.
- Nikomu nic nie powiedziałam - Wyznałam, bardzo cicho, gdy chłopak ciepłymi ustami pieścił mój kark, doprowadzając moje ciało do przyjemnych dreszczy, odruchowo nawet przymknęłam oczy, zaciskając usta, by nie wydać z siebie żadnego niekontrolowanego dźwięku. Za ścianą jest mama, a ja nie chcę, aby wyszło na jaw co właśnie dzieje się w moim pokoju. Ona by tego nie przeżyła, jest strasznie religijna, ja naprawdę nie wiem, w kogo się wdałam, bo zdecydowanie nie w nią.
- Dobra lisica - Wyszeptał, zaciskając mocniej dłonie na moich biodrach, dociskając mnie do ściany, najwidoczniej bojąc się tego, co mogę zrobić lub zareagować, jeśli mnie wypuści z uścisku.
Nie szarpiąc się z nim, bo to i tak nie miało sensu, pozwoliłam mu dotykać moje ciało, odruchowo dłonie wkładając pod jego strój, wiem, że to do czego prowadzi to wszystko, nie powinno mieć miejsca, jednakże nie mogę już tego zahamować, zdecydowanie było już za późno.
- Z każdą poznaną dziewczyną tak kończysz? - Spytałam, gdy wziął mnie na ręce, by położyć delikatnie na łóżku, miła odmiana, biorąc pod uwagę, jak wcześniej mnie szarpał.
- Zdecydowanie jesteś pierwsza - Wyszeptał, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku, nim się zorientowałam, sama weszłam w tę grę, oddając każdy pocałunek chłopaka. 
Co by nie było, całował bardzo dobrze, a jego gorące dłonie dotykające moje ciało powodowały, że szalałam jeszcze bardziej. Chcąc, aby zrobił ze mną wszystko, co tylko zechce.

<Nocny rozbójniku? C:>

Od Mikleo CD Soreya

Rozbawiony pytaniem męża pokręciłem z niedowierzaniem głową, nie jestem małym dzieckiem, nie trzeba mi czytać, sam mogę to zrobić, z drugiej jednak strony miło będzie posłuchać jak czyta Sorey, dzięki temu zdecydowanie szybciej zasypiając niż gdybym miał sam sobie poczytać.
- Jeśli już proponujesz to, czemu nie, w końcu nie mógłbym ci odmówić - Uśmiechając się zadziornie do męża, ucałowałem jego usta, grzecznie kładąc się do łóżka, czekając na obiecaną bajeczkę przed snem.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, rozbawiony moim zachowaniem podchodząc do półki z książkami, biorąc jedną do ręki, wybierając tym samym tą najciekawszą o ruinach Yin i Yang ciekawi mnie czy istnieją naprawdę, legenda głosi, że nikt to tam wszedł, nie wyszedł cały, zastanawiam się więc czy to bujda, czy może jednak cos w tym jest, najpierw trzeba, by było odkryć czy aby na pewno ruiny istnieją, dopiero wtedy można zastanawiać się nad tym, czy legenda jest prawdziwa.
Analizując to w myślach, rozłożyłem się wygodniej na łóżku, zerkając w stronę Misaki, dziewczyna, widząc, co robimy, przestała na chwile raczkować uważnie nam się przyglądając, najwidoczniej widok książki bardzo ją zainteresował, bo już po chwili przeraczkowała do nas, podpierając się rączkami framugę łóżka, podniosła się na obie nóżki, patrząc na tatę z wyczekiwaniem.
- Tata - Zawołała, gdy Sorey zbyt długo nie zwracał na nią uwagi, starając się puścić łóżka, by wyciągnąć rączki do swojego taty, nie mając jeszcze równowagi, trawie się wywróciła, na szczęście Sorey złapał ją szybko, sadzając na łóżku, głaszcząc po główce, nim zaczął czytać książkę.
 Zadowolony z powodu czytanej książki przez męża zamknąłem niby to na chwilę oczy, czując obok kładące się dziecko, najwidoczniej i mała przysypiała, słuchając czytania, to dobrze przynajmniej nie będzie grymasić z powodu niewyspania.
Nie mówiąc nic, by przypadkiem nie rozbudzić usypiającego dziecka, przytuliłem małą bardziej do siebie, odbywając do krainy morfeusza.

Minął już miesiąc od złamania, ach, jaki to był długi miesiąc i dla mnie znudzonego anioła niemogącego nic zrobić i dla męża który wariował troszeczkę przy mnie z powodu braku możliwości wymyślenia mi ciekawych zajęć do zabicia czasu, na szczęście kość zrosła się a ja mogłem normalnie funkcjonować, no prawie, cały problem był w tym, że podczas dźwigania ręka strasznie bolała, a ja nie wiedziałem, dlaczego prawdopodobnie jeszcze potrzebowała trochę czasu, by wrócić do stu procentowej sprawności, jak to ujęła Lailah, powrót do całkowitej sprawności mojej ręki może potrwać nawet rok..
Niepocieszony musiałem oszczędzać rękę, co nie było mi na rękę, dosłownie na rękę, chciałem normalne funkcjonować tylko szkoda, że to nie było takie proste.
Dziś jak co dzień wstałem pierwszy, biorąc małą do kuchni, podczas dźwigania dziecka odczuwałem ból ręki, ale i to byłem w stanie zignorować, to nic takiego. Oczywiście, gdy mój mąż się obudził, od razu musiałem się nasłuchać, jaki to nieodpowiedzialny jestem, no cóż i takie rzeczy się zdarzają. Naturalnie, że to zignorowałem, nie będę przecież zachowywał się jak chory, gdy moja ręka jest już w lepszym stanie.
- Idę nad wodę - Odezwałem się do męża, gdy ten karmił małą, zerknął tylko na mnie, nic nie mówiąc, chyba nadal był na mnie troszeczkę zły no cóż, trudno zna mnie i wie, że i tak zawsze zrobię, co zechcę.

<Pasterzyku? C:>

środa, 27 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Głośne gaworzenie ze strony Misaki sprawiło, że zerknąłem w ich stronę. Okazało się, że Mikleo zasnął, a malutka korzystając z chwili jego nieuwagi, zaczęła raczkować w stronę jeziora. W bardzo zastraszającym tempie. Od razu rzuciłem się w jej stronę i w ostatnim momencie wziąłem ją na ręce, ratując ją przed wpadnięciem do wody. Podobnie jak mama i jej brat, ciągnęło ją do wody, ale na takie rzeczy jest zdecydowanie za wcześnie. Na ten moment powinny je wystarczyć jedynie kąpiele w balii, po których zazwyczaj oboje jesteśmy mokrzy, tak bardzo lubiła się chlapać. 
- A ty dokąd się wybierasz? – spytałem, poprawiając ją sobie na rękach. Dziewczynka wskazała ręka na jezioro i powiedziała „woda”. – Nie, nie, musisz jeszcze trochę podrosnąć i dopiero wtedy nauczymy cię pływać. Teraz to zbyt niebezpieczne – powiedziałem gładząc jej włosy. Dziewczynce się to nie spodobało, ale to nie mój problem, nie możemy być w końcu na każde jej skinienie, by nie była za bardzo rozpieszczona. Trzeba ją powoli przyzwyczajać do tego, że nie zawsze ma się to, czego chce. 
W tym samym momencie Mikleo otworzył oczy, powoli się rozbudzając. Wydaje mi się, że na dzisiaj już nam wystarczy, Mikleo ewidentnie jest zmęczony, a ja na pewno nie dam sobie rady z dwoma dzieciakami na raz, a przynajmniej nie teraz. Wiedziałem, że jednak będę musiał się nauczyć to robić. Mikleo będzie odpoczywał, a ja będę zajmował się i dziećmi, i domem, i wszystkim innym... w sumie, to nie powinienem narzekać, podczas kiedy ja pracowałem, mój mąż dawał sobie z tym wszystkim radę, więc i ja powinienem. 
- Co się stało? – spytał zaspany Mikleo, chcąc przetrzeć złamaną ręką oczy, ale najwidoczniej powstrzymał go ból. 
- Misaki chciała przedwcześnie nauczyć się pływać – wyjaśniłem pokrótce, przyglądając się uważnie mojej Owieczce. Na szczęście ręka nie wyglądała gorzej niż godzinę temu, więc chyba jest dobrze. Ale i tak lepiej będzie, jak wrócimy do domu i się trochę zdrzemnie, a ja zajmę się dziećmi. 
- O Boże... Sorey, przepraszam, zamknąłem tylko na chwilę oczy, nie sądziłem, że gdziekolwiek pójdzie... – zaczął Miki, trochę spanikowany. Niepotrzebnie, nie byłem na niego zły Miki, to nie była jego wina, ale jednak powinien mi powiedzieć, że jest zmęczony, wtedy wiedziałbym, że należy się zbierać. 
- Sytuacja pod kontrolą, więc nie musisz się przejmować. I skoro przysypiasz, powinniśmy wracać, zdecydowanie powinieneś odpocząć – powiedziałem, trzymając Misaki jedną ręką, a drugą sięgnąłem po atrapę miecza, którą rzuciłem, kiedy zorientowałem się, co robi Misaki. 
- Ale już? Dopiero co przyszliśmy! – krzyknął niezadowolony Yuki, na co westchnąłem ciężko. Ogarnianie wszystkiego i zadowolenie wszystkich może być trudne. 
- Przyszliśmy tutaj godzinę temu. Poza tym, możemy przyjść tutaj jutro, jeżeli mama będzie się czuła dobrze – powiedziałem, chcąc go odrobinkę udobruchać. 
- I potrenujemy jutro? – dopytał, chcąc się upewnić. 
- Tak, ale jeżeli stan mamy się pogorszy, wtedy zostajemy wszyscy w domu i jej pilnujemy – potwierdziłem, z ulgą zauważając, że Yuki’emu to odpowiada. Nie chciałbym znowu się z nim kłócić, to było strasznie męczące, i dopiero co się z nim pogodziłem. 
- Nie musimy wracać, już czuję się dobrze – bąknął Mikleo, ale nikt go nie słuchał. I bardzo dobrze, teraz powinien odpocząć, im więcej będzie odpoczywał, tym szybciej wyzdrowieje, a tego chyba wszyscy chcemy. 
Do domu wróciliśmy po kilkunastu minutach. Yuki poszedł do kuchni przygotować psu posiłek, a ja poszedłem z Mikim i Misaki na górę; w końcu musiałem przypilnować, by mój mąż na pewno pójdzie spać, no i także chciałem uśpić malutką, co mi nie ułatwiała. Dziewczynka ewidentnie chciała sobie poraczkować po podłodze, dlatego kiedy upewniłem się, że na podłodze w naszej sypialni jest czysto i nie ma żadnych niebezpiecznych rzeczy, zamknąłem drzwi i pozwoliłem jej na to. Zrobi kilka kółeczek, zmęczy się i pójdzie spać. 
- Ostatnio jest bardzo ruchliwa – zauważył Miki, delikatnie przytulając się do moich pleców tylko za pomocą tej zdrowej ręki. 
- W końcu rośnie. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby w przeciągu kilku dni zaczęła normalnie chodzić – odpowiedziałem, na co Mikleo cicho się zaśmiał. 
- Kilka dni to trochę za szybko, ale poza tym masz rację. Wypadałoby jej zorganizować jakieś bezpieczne miejsce, w którym mogłaby sobie spokojnie raczkować bez ciągłego pilnowania – powiedział nagle, czym lekko mnie zaskoczył. To był... mądry pomysł. I to bardzo mądry. Jeny, jakiego ja mam mądrego męża. Szkoda tylko, że jednocześnie jest taki uparty. 
- Myślę, że salon byłby dobrym miejscem. Pilnować, by było tam czysto, podrzucić jej kilka zabawek, zrobić jakąś blokadę w drzwiach... postaram się to jakoś zorganizować. A ty idź już spać, widzę, że jesteś zmęczony, chyba, że chcesz, aby ci poczytać do snu – dodałem odrobinkę rozbawiony, odwracając się do niego, by go ucałować w policzek. Trochę żartowałem z tym czytaniem, ale i też byłem trochę poważny, może kiedy zacznę czytać, mała się tym zainteresuje i trochę wyciszy... cóż, warto spróbować. Może nawet i Miki jakoś mógłby z tego skorzystać. 

<Mikleo? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Ucieszyłem się jak małe dziecko, gdy mój mąż w końcu się zgodził. No, że i troszeczkę pod drobnym przymusem, ale to nic ja przecież tylko chciałem, by spędził trochę czasu z synem czy to coś złego? Oczywiście, że nie w końcu oboje na tym skorzystają. Yuki potrenuje, a Sorey spędzi czas z synem, który bardzo tego potrzebuje.
- Naturalnie, jeśli coś będzie, nie tak wracamy do domu - Powiedziałem to z taką powagą, jaką powiedział to on do mnie, po chwili zaczynając się cieszyć jak małe dziecko. Już chciałem iść nad jezioro i dobrze się bawić, to znaczy z moją ręką będę mógł tylko na kocu z córką posiedzieć, ale i to jest dla mnie dobrą zabawą. Czas z dziećmi to nagroda, która jest warta więcej niż jakakolwiek inne spędzanie czasu.
- Miki ja nie żartuję - Ostrzegł mnie, widząc brak przejęcia się jego słowami.
- Wiem, wiem i naprawdę będę uważał, obiecuję - Podszedłem do niego, łącząc nasze usta w dłuższym pocałunku, zawsze doskonale wiedząc jak ładnie mu się podlizać by albo przestał się na mnie gniewać, albo zrobił, co tylko chcę.
Mężczyzna westchnął cicho, całując mnie w czoło, wracając po chwili do robienia śniadania, nic już nie mówiąc, najwidoczniej już wiedząc, że wygrałem, a on nic nie może z tym zrobić i tak ma być, ja zawsze lubię stawiać na swoim, to znaczy tylko wtedy kiedy stawiać na swoim muszę.
- Tato idziemy już? - Yuki zszedł na dół, niecierpliwie czekając na swojego tatę, z którym miał trenować nad jeziorem, niecierpliwe to dziecko jak każde z aniołów wody.
- Yuki, kochanie poczekaj, daj tacie zjeść, zaraz pójdzie - Uspokoiłem chłopca, czochrając jego włosy, młody spojrzał na mnie, niezadowolony poprawiając swoje włosy.
- Mamo no - Burknął, niezadowolony siadając na krześle obok taty, cierpliwie czekając, aż ten zje swój posiłek.
- Słucham? - Uśmiechając się do chłopca, który mimo wszystko również uśmiechnął się do mnie.
Yuki nic nie odpowiedział, kładąc głowę na stole, grzecznie czekając tym samym, nie przeszkadzając tacie jeść.
W tym czasie ja zajmowałem się naszą małą kruszynką, oczywiście nie biorąc jej na ręce, to w końcu nie byłoby za mądre ani bezpieczne.
Sorey w spokoju dokończył swój posiłek, umył naczynia, dopiero wtedy będąc gotowym do wyjścia z domu nad jezioro.
- Już? - Spytał Yuki, patrząc na tatę z nadzieją w oczach.
- Już - Odpowiedział, uśmiechając się do chłopca, podchodząc do małej, biorąc ją na ręce, moim natomiast zadanie było wziąć tylko koc, bym ja miał gdzie usiąść, bo mała i tak będzie siedziała na moich kolanach.
I ja zadowolony jak zawsze, gdy gdzieś mieliśmy wyjść z domu, ruszyłem za mężem z kocem, zerkając na syna, który bawił się mieczem, mówiąc radośnie coś do swojego psa. Ile radość jest w tym chłopcu, kochane dziecko nie rozumiem, jak może myśleć, że już go nie kochamy.
Rozkładając jedną ręką koc, usiadłem na nim, biorąc małą na kolana, przytulając do siebie, postanawiając opowiedzieć jej jakąś historię, gdy Sorey z Yukim trenowali.
Wygodnie oparłem się o drzewo, przytulając małą do siebie, powoli zaczynając odczuwać zmęczenie, przetarłem ręką oczy, kładąc małą na swojej klatce tak, by jej było wygodnie, samemu zamykając na chwilę oczy, miało to trwać kilka chwil, jednak nie wiem, nawet kiedy odpłynąłem, najwidoczniej cały ten dzień zdał się mi być cięższy, niż sobie na początku wyobrażałem, a wszystko to dlatego, że aż tyle dziś wydarzyło się niespodziewanego, muszę naładować baterie, by móc znów funkcjonować.

<Pasterzyku? C:>

wtorek, 26 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

To było bardzo świeże złamanie, więc zdecydowanie powinien teraz leżeć i odpoczywać, a nie iść nad wodę. Dodatkowo, jego nadgarstek nie był jakoś bardzo dobrze unieruchomiony, używałem tylko tego, co miałem w kuchni. Zdecydowanie powinien ktoś na to spojrzeć fachowym okiem, jak na przykład lekarz, ale niestety to nie było możliwe... poza tym, ten pomysł z wyjściem był bardzo głupim pomysłem, a na głupie pomysły wpadałem tylko ja, więc wszystko się zgadzało. Zresztą, chciałem ich zabrać jutro, nie dzisiaj, o czym mówiłem... albo i nie mówiłem, tylko tak pomyślałem? Czasem mi się tak zdarza; wydaje mi się, że coś powiedziałem, a potem okazuje się, że nie i mam za swoje... czasem mam wrażenie, że jestem za bardzo roztrzepany. Zawsze taki byłem, ale myślałem, że z czasem mi to minie. Cóż, najwidoczniej z wiekiem staję się coraz to głupszy. 
- Myślałem, że pójdziemy jutro. Dzisiaj poszukałbym jeszcze koszyka i koca, zastanowił się, jakie jedzenie zrobić, a takie rzeczy czas zajmują. I to bardzo dużo czasu – odpowiedziałem, nieco mocniej zaciskając palce na jego zdrowym nadgarstku bojąc się, by zaraz mi się nie wymknął, bo wiedziałem, że on mógłby to zrobić. Wygląda słodziutko i uroczo, ale nie mogę zapominać, że to szczwany lis, tylko wyglądem przypominającym owieczkę. Lis w owczej skórze... było chyba takie powiedzenie. A może i nie?
- Ale po co robić jedzenie, nie muszę jeść, wystarczy nam tylko koc i dobry humor – próbował mnie przekonywać, bardzo będąc podekscytowany wyjściem nad jezioro. Gdybym nic nie powiedział, byłby spokojny, ale jak zwykle musiałem coś chlapnąć. Mam za długi język, czego jestem świadom, ale nie za bardzo wiedziałem, co z tym zrobić. 
- Ale ja muszę jeść. I Misaki. Piknik polega na tym, że zabiera się ze sobą przekąski i nimi powolutku delektuje. Jestem pewien, że nawet ty z chęcią byś zjadł coś słodkiego. Poza tym, nie jadłem śniadania i jestem głodny – powiedziałem, mówiąc mu prawdę. Rano jedynie wypiłem kawę i porozmawiałem z Lailah, mając zamiar zjeść później, no ale później Mikleo przyszedł ze złamaną ręką, i następnie musiałem iść do szefa, więc nie za bardzo miałem czas na zjedzenie czegokolwiek... 
- Więc trzeba było mi powiedzieć, zaraz ci coś zro... zaraz ci potowarzyszę, kiedy ty będziesz sobie robił coś do jedzenia. Ale potem możemy pójść nad jezioro? Tylko na chwilkę. Będę grzeczny, obiecuję – dalej uparcie trzymał swego. I co ja z nim mam... przecież on zawsze był taki spokojny, co się zmieniło? 
- Zastanowię się nad tym. A teraz chodźmy, zaraz i zacznie w brzuchu burczeć – odezwałem się cicho, całując go w policzek. 
Mój mąż zgodził się ze mną, posłusznie schodząc ze mną na dół. Byłem ciekaw, który z nas zwariuje pierwszy; Mikleo, bo nie będzie miał co robić, czy ja wymyślając, co takiego Mikleo może robić. 
Kiedy zeszliśmy na dół, Misaki od razu zauważyła mamę i wyciągnęła rączki w jego stronę najpewniej chcąc, by wziął ją na rączki. Jeszcze nie wiedziała, że przez bardzo długi czas Mikleo nie będzie mógł tego robić. Czy tego chciała, czy też nie, od tego będzie miała mnie. Podczas kiedy mój mąż rozmawiał z synem, ja przygotowywałem sobie oraz naszej malutkiej córeczce jedzenie. Też minęło trochę czasu, od kiedy mała jadła, więc myślę, że nie pogardzi. Może nawet Miki ją powoli nakarmi...? Jeżeli nie będzie miał z tym problemu, to mógłby to robić. Niewiele, ale zawsze miałby coś do roboty. Podczas przygotowywania kaszki trochę przysłuchiwałem się rozmowie chłopca z Mikim. Z początku nie mówili niczego ciekawego, Yuki go przeprosił, zapytał o to, jak się czuje, aż w końcu Mikleo powiedział coś, na co nie zdążyłem zareagować:
- Tata powiedział, że jak zje, pójdziemy wszyscy nad jezioro i tam może z tobą potrenować. 
- Naprawdę? Tato, mama nie żartuje? Chcesz mnie pouczyć walczyć? – słysząc podekscytowanie i nadzieję w głosie Yuki’ego wiedziałem, że nie mogę się nie zgodzić, chociaż powinienem. Nie tak się z Mikim umawialiśmy. 
- Tak, dlatego możesz iść po swój miecz – powiedziałem, a Yuki niemalże od razu wybiegł z kuchni. – Powiedziałem, że się zastanowię – odezwałem się do Mikleo, posyłając mu karcące spojrzenie. 
- A ja pomogłem ci podjąć decyzję – powiedział zadowolony, podchodząc do mnie, by zdrową ręką pogładzić mnie po policzku, ewidentnie chcąc się do mnie przymilić. 
- Jeżeli zauważę, że źle położyłeś dłoń, zacząłeś robić z nią coś, czego nie powinieneś, natychmiast wracamy do domu. I nie wychodzisz z niego, dopóki kość ci się nie zrośnie – odezwałem się, ani trochę nie żartując. Ryzykował naprawdę dużo, i chyba nawet nie jest tego świadomy. Dobrze, że ja tu jestem i o niego dbam, inaczej pewnie już dawno kość przebiłaby mu skórę...

<Aniołku? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Przyznam, nie lubiłem przyzwać racji mężowi, w różnych sprawach jednakże w tej miał racje, nie powinienem iść nad jezioro, na pewno się zapomnę, dziś już dwa razy zapomniałem o swojej ręce, a gdy sobie o niej przypominałem, było już za późno. Z drogiej strony bardzo chciałbym iść nad wodę, tylko nie wiem, czy będę w stanie siedzieć na kocu i nic nie robić. Jaki pech, że akurat teraz musiało mi się to przytrafić.
- Masz racje, to nie jest najodpowiedniejszy czas dla mnie, nie pamiętam o tej ręce i dlatego wiem, że mogę coś sobie przypadkiem zrobić - Przyznałem mu racje tylko dlatego, że ją miał i na nie zasługiwał nic więcej niech sobie nie myśli.
- Oczywiście, że mam rac... Słucham? Przyznajesz mi ot, tak racje? Kim jesteś i co zrobiłeś z moją owieczką? - Słysząc jego pytanie, prychnąłem cicho, bo nie on się ze mnie nabija i tego nawet nie ukrywa co za człowiek.
- Ostatni raz - Burknąłem, gdy mój mąż złożył pocałunek na moim policzku. - Powinieneś spędzić trochę czasu z Yukim, jest strasznie zazdrosny o Misaki - Zmieniłem temat, przypominając sobie o chłopcu, który chciał mieć rodzeństwo, a gdy już w końcu je ma narzeka i złości się za poświęcony jej czas. Musi w końcu zrozumieć, że małe dziecko potrzebuje więcej uwagi niż on sam, w końcu, gdy był małym chłopcem, zajmowaliśmy się, nim poświęcając każdą chwilę, a dziś ten większy czas musimy poświęcić małej, która tego potrzebuje, chyba trzeba mu to uświadomić spokojną rozmową bez krzyków i pretensji to i tak niczego dobrego nie przyniesie.
- Tak wiem, zauważyłem dziś, nie chce nawet spędzać z nią czasu, bo najwidoczniej czuje w niej konkurencje - Wyznał, cicho przy tym wzdychając najwidoczniej tak jak i ja nie tego się po chłopcu spodziewając.
- Boi się, że przestaniemy go kochać, bo teraz mamy biologiczną córkę - Wyznałem, siadając na łóżku, kładąc delikatnie rękę na mojej nodze, uważając, aby przypadkiem jej nie naruszyć, bo to wychodzi mi najlepiej, robienie sobie krzywdy i zapominanie o złamanej ręce.
Sorey westchnął cicho, siadając obok mnie, delikatnie do siebie przytulając, uważając tym samym na złamaną rękę, przynajmniej on o niej pamięta.
- Porozmawiam z nim, ale najpierw muszę zapytać o coś ciebie, czy ja jestem straszny? - Gdy o to zapytał, spojrzałem na niego zaskoczony, nie rozumiejąc, o czym do mnie mówi, że on jest straszny? Co? Skąd u niego takie myśli.
- Słucham? - Wydusiłem, mrugając kilkakrotnie swoimi oczami.
- Dziś Yuki zapytał się, czy nie jestem na niego zły, wydawało mi się wtedy, że bardzo się mnie boi - Wyjaśnił, troszeczkę może i nawet przejęty tym faktem, niepotrzebnie chłopiec się go przecież nie boi tylko ma do niego szacunek i odczuwa respekt, a to najważniejsze.
- Opowiadasz bzdury, Yuki się nie boi, po prostu ty jako jedyny pokazałeś chłopcu granice, których ja postawić mu nie umiałem, on cię szanuje, a strach myślę, że troszeczkę się zestresował, tym co zrobił i bał się konsekwencji, a nie ciebie - Wyjaśniłem, w ten sposób widząc całą tę sprawę.
- Może i masz racje - Westchnął cicho, drapiąc się po swoich blond włosach.
- Oczywiście, że mam racje kochanie - Wymruczałem, całując delikatnie jego usta. - A teraz wstajemy i idziemy - Dodałem, po chwili wstając z łóżka, mając jednak ochotę iść nad to jezioro, będę musiał uważać na swoją rękę, by nic sobie nie zrobić, jednakże jestem pewien, że dam sobie radę tym razem nic mi się nie stanie. A to, co mówiłem wcześniej, cóż już zdążyłem o tym zapomnieć.
- Słucham? Gdzie chcesz iść? - Zaskoczony Sorey wstał z łóżka, chwytając mnie za zdrową dłoń, przyciągając do siebie.
- Jak to gdzie? Nad jezioro - Wyznałem, uśmiechając się ładnie.
- Słucham? Przed chwilą przyznałeś mi racje, że nie powinniśmy tam teraz iść, a teraz chcesz tam iść? - Zaskoczony patrzył na mnie jak na szaleńca, którym może nawet czasem byłem, no cóż, każdy anioł wody jest w duchu nieprzewidywalnym szaleńcem.
- Naprawdę? Nie pamiętam - Zaśmiałem się cicho. - Przemyślałem to sobie i stwierdzam, że to jednak dobry pomysł, ty będziesz miał czas dla naszego chłopca, a ja mogę pilnować małej, w razie co będziesz blisko by mi pomóc. I obiecuję, będę uważał na rękę - Obiecałem, nie chcąc, aby niepotrzebnie się o mnie martwił. Nic mi przecież nie będzie.

<Pasterzyku? C:>

Od Yuutaki CD Saori

 Wróciłem ze swoimi zwierzakami wreszcie do domu. Trochę zastanawiały mnie słowa Saori, chyba gdzieś już je słyszałem? Zastanowiłem się chwilę, ale w końcu pokręciłem głową odganiając od siebie myśli. Yuuta postawił szczeniaka na ziemi, aby mógł poznać się z Jin'em. Uśmiechnąłem się pod nosem, spoglądając na psy. Jin ewidentnie cieszył się, że ma nowego towarzysza, natomiast kota zabrałem ze sobą do swojego pokoju. Wypuściłem kotkę z transportera i usiadłem na łóżku. Kicia od razu wskoczyła na nie i położyła mi się na kolanach. -Kuro - powiedziałem bez zastanowienia, głaszcząc tą małą bestyjkę. Uśmiechnąłem się pod nosem ponieważ, no jednak byłem zadowolony obrotem sytuacji. Miałem wreszcie dwójkę swoich zwierzaków. Słyszałem aktualnie jak Yuuta bawił się ze szczeniakiem i Jin'em. Niech się mały oswoi, ale zaraz i tak trzeba pomyśleć, żeby jutro je zabrać do weterynarza. W takim wypadku jeden dzień wolnego w szkole nie zrobi różnicy. Miłe jeszcze dodatkowo było to, że Kuro zaczęła mruczeć gdy zacząłem ją głaskać, jest na prawdę niezwykła. W końcu to ona wybrała mnie, nie ja ją. I była jednym z niewielu stworzeń które się nie bały mnie. Podniosłem się i poszedłem by nakarmić zwierzaczki. Trzeba jeszcze wymyślić imię dla szczeniaka, ale coś czuję że to imię samo przyjdzie. Pogłaskałem zwierzaki gdy jadły, by następnie udać się pod prysznic. W trakcie zażywania kąpieli stałem i myślałem nad dzisiejszym dniem. W sumie miło było spędzić go w trójkę. Z Saori i Yuutą. Może to kolejna ciekawa relacja? Po jakichś 15 minutach gorącego prysznica, wyszedłem spod niego z ręcznikiem na biodrach, przeczesałem włosy przed lustrem. Gdy nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. ~Dziękuję za miły wypad do sklepu zoologicznego, muszę już wracać, moja mama nie lubi, gdy spędzam czas z innymi ludźmi spoza naszego kręgu ~ Te słowa rozbrzmiały w mojej głowie, jak podwójne echo. Przypomniałem sobie Lisicę. Brzmienie ich głosu w tym zdaniu było baaardzo podobnie, zwłaszcza że samica mówiła coś podobnego. Stanąłem jak wryty, powoli chyba uświadamiając sobie, że Lisica a Saori, to jedna i ta sama osoba. O Boże! Ona widziała moje rogi. Przełknąłem ślinę, wychodząc jak najszybciej z łazienki. Szybko ruszyłem  w kierunku swojego pokoju by następnie ubrać się w mój nocny strój.

-Yuutaki? Wszystko w porządku? - Usłyszałem głos przyjaciela, który wszedł do mojego pokoju. -T-Tak, ale muszę gdzieś wyjść...- Wyjaśniłem szybko. -Ejże... Na co Ci ten strój? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - Spojrzał na mnie zaskoczony. Zatrzymałem się przy nim ponieważ, on musiał złapać mnie za ramię. Moje czerwone oczy skierowały się na niego. Byłem trochę podenerwowany całą tą sytuacją. Gdy przyjaciel zobaczył mój wyraz twarzy, odsunął się. Wyszedłem już w środku nocy tak na prawdę z mieszkania i ruszyłem za dobrze znanymi i zapachem. Saori... Przemknąłem przez ulice, czując, że trochę się denerwuje, tylko jak dać upust emocją? Pokręciłem głową i po chwili znalazłem się pod oknem dziewczyny, przy jej domu. Spojrzałem do góry i wskoczyłem na drzewo. Gałęzie były blisko okna, więc miałem wspaniały widok by sprawdzić co się dzieje w środku. Dziewczyna o dziwo już spała. Zbliżyłem się do okna, by następnie swoją mocą przenieść się do jej pokoju. Od razu gdy tylko znalazłem się w jego wnętrzu Tuptuś ocknął się spoglądając na mnie. Nie bardzo chyba wiedział co robić. Nachyliłem się nad łóżkiem dziewczyny, odgarniając kosmyki jej włosów z twarzy. Zmrużyłem oczy, widząc jak moje paznokcie zamieniają się w pazury... Czy ona powiedziała komuś, że jestem potworem? Zdradziła mnie? A może coś innego? Na chwilę straciłem czujność i w tym momencie, dziewczyna się ocknęła. W ostatnim momencie zasłoniłem jej buzię, gdy ta chciała zacząć krzyczeć. Przytrzymałem ją najdelikatniej jak potrafiłem, chociaż i tak ledwo hamowałem gniew. Gdy trochę się uspokoiła puściłem ją, jednak dziewczyna poderwała się z łóżka biegnąc w kierunku drzwi. Szybko przygwoździłem ją do nich, by broń boże nie mogła wyjść. -Powiedziałaś komuś kim jestem? - warknąłem, patrząc w jej oczy. Dziewczyna była zaskoczona, a jednocześnie przerażona całym obrotem sytuacji. -O czym ty mówisz? - Zapytała niepewnie. - Nie udawaj głupiej Lisie... -syknąłem, czując jak powoli wbijam pazury w dziewczynę. Ona spojrzała po moich rękach, zszokowana i z grymasem bólu. Kurcze, ale ja nie chcę tak na prawdę jej zrobić krzywdy! Jak ja mam się powstrzymać?! Mimowolnie ją puściłem, by zdjąć maskę ze swojej twarzy, dziewczyna zaczęła się w tym momencie powoli przemieszczać w stronę drzwi. Próbowałem się uspokoić, jednak w ostateczności odwróciłem się z powrotem do Saori... "Będę tego żałować... " Pomyślałem i przyciągnąłem dziewczynę do siebie całując namiętnie w usta. Przycisnąłem ją mocno do siebie, nie pozwalając się ruszyć i pogłębiłem już i tak żarliwy pocałunek. Powoli zaczynałem czuć jak całe napięcie ze mnie uchodzi, a moje paznokcie już nie są pazurami i nie wyrządzają nikomu krzywdy. Odsunąłem się od Saori, która stała jak wryta. Otworzyła buzię z zamiarem powiedzenia czegoś. - Przepraszam...Nie chciałem cię skrzywdzić - wyjaśniłem. Saori wpatrywała się we mnie, gdy nagle przygryzła wargę i spojrzała na mnie z czerwonymi od zawstydzenia policzkami. Przełknąłem ślinę mimowolnie. Bosze! Wygląda teraz prze słodko! Podszedłem do niej, natomiast dziewczyna zaczęła się wycofywać jednak ostatecznie skończyła na ścianie. Położyłem dłoń na jej policzku, wpatrując się w nią wręcz z pożądaniem. Oczarowała mnie tej nocy, swoją osobą, że aż nie mogłem oderwać od niej wzroku. - Mam nadzieję, że mnie nie zdradziłaś maleńka... - Wyszeptałem, ponawiając pocałunek i kładąc jej ręce na biodrach. Nie chciałem jej puścić. Przyciągała mnie do siebie. Oczarowała mnie, chciałem jej, pragnąłem jej! 

(Saori? Hihihi :3 )

poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 I tak się kończyło, kiedy na moment zostawiłem Mikleo i Yuki’ego samego. Mogli mnie obudzić, w końcu spałem dosyć długo, a tak moglibyśmy wspólnie spędzić trochę czas razem. Wziąłbym Misaki i podczas kiedy Miki z synem by trenowali, ja zajmowałbym się córeczką i jednocześnie miałbym oko na wszystko... no nic, stało się, i teraz muszę pilnować, aby Mikleo nie robił niczego, co obciążałoby jego nadgarstka, żadne z nas nie chciałoby, by przypadkiem kość nie przebiła jego skóry... już na samą myśl mnie skręcało. I na pewno będę mu musiał znaleźć zajęcie, by się nie nudził. Tak samo jak ja, Miki musiał coś robić. Po prostu nie potrafił siedzieć spokojnie, chyba, że czytał książkę, albo spał, ale na dłuższą metę to nie wypali. Jakie „pożyteczne” czynności można zrobić tylko za pomocą jednej ręki...? Gotowanie odpada, sprzątanie także, także zajmowanie się malutką nie wchodziło w grę. 
- Wróciłem! – krzyknąłem, przechodząc przez próg. Codi był pierwszą istotką, jaka mnie powitała, a to znaczyło, że Yuki był na dole. Spieszyłem się do szefa i nie miałem za bardzo czasu z nim porozmawiać, a powinienem, chłopiec na pewno czuł się winny, a nie powinien. To nie była jego wina, Mikleo za wcześnie chciał go nauczyć czegoś niebezpiecznego zdecydowanie za wcześnie. 
- Piesek! – odezwała się uradowana Misaki, wyciągając swoje drobne rączki w stronę wielkiego pyska psa. Na szczęście Codi nie narzekał na małe dzieci, więc nie musiałem się martwić, że nagle się na nią rzuci. Znaczy, owszem, cały czas miałem psa a oku na wypadek, jakby coś mu nie odpowiadało i okazał swoje niezadowolenie, w końcu to tylko zwierzę. 
Po chwili do korytarza wszedł Yuki, strasznie przybity i przestraszony. Czy kiedy jestem zły, naprawdę jestem taki straszny? Cóż, Mikleo nigdy nic sobie nie robił z mojej złości i zawsze robił swoje. Nie obraziłbym się, jakby raz przejął się moim zdaniem i zrobił bez marudzenia coś, co jest dobre dla jego zdrowia. Przecież nie każę mu leżeć i nic nie robić tylko dlatego, że mam taki kaprys. 
- Hej, gdzie jest mama? – spytałem, poprawiając Misaki. Po ranie po bełcie została mi tylko kolejna blizna, która nie była tak brzydka jak ta ostatnia, ale i tak czasem jeszcze czasem ramię mnie bolało. Nie było to jednak nic poważnego, więc nikomu o tym nie mówiłem i najpewniej nigdy nie powiem, bo i po co, złamana kość jest znacznie gorsza. 
- Chyba jest na górze. Nie jesteś na mnie zły za to, co zrobiłem ? – spytał cicho i niepewnie, patrząc na mnie z lekkim strachem. Muszę później spytać Mikleo, czy naprawdę jestem taki przerażający, albo czy nie za bardzo terroryzuję Yuki’ego, bo aż się źle czułem, widząc strach w oczach mojego syna. 
- Nie, oczywiście, że nie. To nie była w twoja wina. I nie powinieneś się tym przejmować. Przypilnujesz na chwilę siostry? Muszę porozmawiać z mamą – poprosiłem go, wsadzając małą do specjalnego krzesełka, z którego nie może wypaść. Nie będzie mnie raptem pięć minut, więc nic złego nie powinno się stać, mała i tak jest na ten moment zafascynowana Codim i nie spuszcza z niego wzroku. 
- A muszę? – bąknął, chyba nie do końca zadowolony z mojej prośby. Nie rozumiałem, przecież sam chciał rodzeństwo, którym mógłby się opiekować, i teraz ma ku temu idealną okazję. 
- Nie musisz, ale mnie i mamie byłoby bardzo miło, gdybyś odciążył trochę mnie i mamę – odpowiedziałem, czochrając jego włosy. 
- Póki nie muszę jej brać na ręce, to dobrze – i kolejna rzecz, której nie za bardzo rozumiałem. Wcześniej raczej lubił nosić ją na rękach. Chociaż, mała ważyła coraz to więcej, więc mogła być dla niego odrobinkę za ciężka. W sumie, chyba już powolutku moglibyśmy uczyć ją chodzić... raczkuje już całkiem żwawo, trzeba mieć ją cały czas na oku, by przypadkiem nie spróbowała zjeść niczego dziwnego z podłogi. 
Skoro Yuki zgodził się na pilnowanie Misaki, ja poszedłem do naszej sypialni, gdzie faktycznie znajdował się Mikleo, który czytał książkę. Chociaż tyle dobrego, że nie stara się robić niczego dziwnego, a wydaje mi się, że byłby w stanie to zrobić. 
- Nareszcie jesteś. Już chyba pięć razy zmieniłem miejsce do czytania – powiedział podekscytowany, odkładając książkę na bok i od razu podnosząc się do siadu. I ewidentnie zapomniał o swojej ręce, bo zaraz krzyknął cicho z bólu. I on twierdził, że to ja jestem nieodpowiedzialny... 
- Miki, naprawdę musisz uważać na swoją rękę. Jesteś w znacznie gorszej sytuacji niż ja ostatnio, mi nie groziło to, że kość może mi przebić skórę – powiedziałem, podchodząc do niego, by chwycić jego zdrową dłoń. 
- Staram się uważać, po prostu mój mózg jeszcze nie zaakceptował faktu, że coś złego się stało – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie przepraszająco. 
- Udało mi się dostać wolne i chciałem was wszystkich zabrać na piknik nad jezioro, ale skoro twój mózg jest strasznie uparty, to jeszcze chwilę poczekam. Taki wypad może być za bardzo niebezpieczny dla ciebie – powiedziałem szczerze, cicho wzdychając. Myślałem, że to będzie dobry pomysł, wszyscy się trochę rozerwiemy, może udałoby mi się potrenować trochę z Yuki, a Mikleo siedząc na kocu jedną ręką na pewno dałby radę przytrzymać mało. Ale jak ma się tak zapominać, może powinienem poszukać jakiegoś innego sposobu na zabicie czasu... ale się nagłowię, by znaleźć dla Mikleo jakieś zajęcie, podczas którego się zanudzi ani nie skrzywdzi...

<Aniołku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Nie do końca byłem zadowolony z powodu tego, że mój mąż już o wszystkim wiedział, teraz niepotrzebnie będzie się martwił lub nawet trochę na mnie złościł, a przecież niepotrzebnie jakoś sobie poradzę z tą ręką, a on nie musi się absolutnie mną przejmować. Na pewno teraz nie będzie chciał iść do pracy, by mi pomóc, niepotrzebnie przecież jestem w stanie sobie poradzić, co prawda moja ręka będzie mi wszystko znacznie utrudniała jednakże i z tym myślę, że dam sobie radę.
- Lailah, jesteś w stanie mu pomóc? - Sorey idący za mną od razu zwrócił się do kobiety bawiącej się z naszą córeczką.
- Co się stało? - Zaskoczona od razu podeszła do mnie patrząc na mój napuchnięty nadgarstek.
- Mały wypadek przy treningu - Wyznałem, powalając kobiecie dotknąć napuchniętej ręki, która pod wpływem dotyku bolała jeszcze bardziej.
- Niestety nie mogę ci w tej sprawie pomóc, musimy dokładnie unieruchomić rękę, by kość przypadkiem nie przemieściła się, mogąc nawet przebić twoją rękę - Wypowiadając to zdanie, razem z mężem zaczęli szwendać się po kuchni, szukając najpotrzebniejszych rzeczy mogących unieruchomić moją rękę.
 - Teraz bardzo cię proszę, być oszczędzał rękę, a ty Sorey pilnuj naszego Mikleo, by nie robił głupot - Słysząc słowa kobiety. Przyznam, troszeczkę się oburzyłem, że ja niby robię głupoty? Kiedy, jestem bardzo odpowiedzialny i za siebie i za rodzice, nie moja wina, że ona zawsze jest dla nie na pierwszym miejscu.
- Oczywiście, będę go pilnował, by nie zrobił niczego głupiego - Obiecał, rzucając mi to karcące spojrzenie, które może i zrobiłoby na mnie wrażenie, gdybym był dzieckiem, w tym wieku już nic ani nikt nie jest w stanie mnie przestraszyć.
- Dobrze, będę już się zbierać, dużo zdrowia i spokoju wam życzę - Uśmiechając się do nas, pożegnała się jeszcze z małą, nim wyszła z naszego domu, zostawiając nas samych. Oby tylko mój mąż nagle nie postanowił zmuszać mnie do odpoczynku, czuje się dobrze nawet bardzo dobrze no może tak nie od razu bardzo dobrze, ale dobrze już tak tylko trochę boli mnie cała moja lewa ręka, ale to nic i z tym jestem w stanie sobie poradzić.
- Zabiorę Misaki i pójdę do szefa, musi mi dać jeszcze kilka dni jak nie miesiąc, zrost kość może trochę potrwać, a ja nie mogę zostawić cię samego z domem i dwójką dzieci tym bardziej z małym dzieckiem, które potrzebuje cały czas czyjeś opieki - Wyznał, biorąc małą na ręce.
- A ja co mam robić? - Spytałem, nie chcąc, by zabierał dziecko, jestem w stanie się nią zająć wciąż mam zdrową prawą rękę.
- Połóż się i odpocznij - Tego można było się po nim spodziewać, odpoczywaj, tak jakbym nie miał nic lepszego do roboty.
Wzdychając głośno, zgodziłem się, odpuszczając temat, wiedząc doskonale, że i tak nie wygram a kłótnia z nim to, jak walka z wiatrakami.
Sorey zabrał ze sobą dziecko, zostawiając mnie w domu, no pięknie oszaleję przez ten długi czas, nim kość się zrośnie.
Mojego męża nie było z małą z godzinkę, może dwie a ja już zaczynałem się nudzić, próbując nawet coś zrobić, by nie siedzieć i nie marnować czasu niestety za każdym razem ból przypominał mi o tym, że mam oszczędzać rękę co przyznam, bardzo mnie irytowało. Chciałem być potrzebny, nie mogłem zrobić nawet głupiego jedzenia, bo i to mi nie wychodziło. Poirytowany w końcu siadłem na kanapie zaczynając czytać książkę, kładąc rękę na łóżku. Uważając, by jej nie ruszać, oby jak najszybciej ten ból przeminął, w innym wypadku zacznę umierać z nudów. Czasem naprawdę narzekam jak dziecko, powinienem się wreszcie ogarnąć, jestem rodzicem, nie wypada mi się tak zachowywać..

<Pasterzyku? C:>

Od Saori CD Yuutaka

 Zaskoczona spojrzałam na mojego rozmówce, nie spodziewając się, że sam w ogóle do mnie podejdzie, zdecydowanie widać po nim, że woli zwierzęta niż ludzi co absolutnie mnie nie dziwi, zwierzę nigdy nie zdradzi, nigdy nie zrani i kocha bezwarunkowo a ludzie.. Ludzie potrafią być podli, zdradliwi i niedoceniający tego, co chcesz im zaoferować. Może właśnie dla tego i ja wole spędzać czas z istotami nawet powiedziałabym bardziej na swój sposób inteligentniejszymi od ludzi.
- Tak, bawiłam się całkiem dobrze - Przyznałam, nie oszukując mojego rozmówcy, wokół było tyle zwierza, że ciężko było nie cieszyć się z ich obecności, a jednocześnie odczuwając smutek powodu ich uwięzienia w tych czterech ścianach. - Przykre w tych wszystkich sklepach jest tylko to, jak traktuje się te zwierzęta, cały czas siedzą w klatkach czasem nawet w swoich odchodach po kilka dni to przykre, że ludzie nie traktują zwierząt tak, jak sami chcieliby być traktowani - Dodałam, po chwili jakoś, tak czując dużą potrzebę na wypowiedzenie tych słów.
- Przyznasz jednak, że nie każdy sklep zoologiczny jest taki sam - Gdy to powiedział, kiwnęłam głową, oczywiście, że nie. Niektóre są zadbane, ale tylko dlatego, że ludzie pracujący tam naprawdę lubią to, co robią. Szkoda tylko, że to pojedyncze sklepy.
- Masz rację. Resztą zmieńmy temat, masz pomysł na imiona dla swoich zwierzaków? - Spytałam, naprawdę ciekawa tego faktu, dobieranie imion zwierzaka to dosyć ważny moment
nie tylko dla człowieka, ale i dla zwierzęcia a wiem to dlatego, że rozumiem ich mowę.
- Szczerze powiedziawszy, jeszcze nad tym nie myślałem, a ty masz jakiś pomysł na imię dla swojego pupila? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, jednocześnie dając znać, że nie wie i na daną chwilę raczej wiedzieć nie będzie, jakie nada im imiona, no nic, na pewno coś potem wymyśli.
- Ja? To zależy, jak on będzie chciał się nazywać - Wyznałam, unosząc króliczka, tak by na niego spojrzeć. - Jak chciałbyś się nazywać? - Tym razem zwróciłam się do mojego małego towarzysza.
- Tuptuś? - Powtórzyłam, nieco przyznam zaskoczona. Kiwając głową, skoro tak chce i tak już nazywały go dzieci w sklepie niech i tak będzie, mały tuptuś. - W porządku, więc ma na imię tuptuś - Tym razem odezwałam się do mojego towarzysza, uśmiechając się delikatnie.
- Ładnie - Przyznał, głaszcząc zwierzaka po łebku.
A jednak nie pożałowałam, tego pójścia z nimi było warto, nawet jeśli moja mama będzie miała pretensje, bo niby to lubi zwierzęta i chętnie by je miała jednakże, gdy przejdzie co do czego, może nagle zmienić całkowicie zdanie. Już ja ją dobrze znam, mimo to nie oddam malucha, a nawet powiem więcej, mam zamiar kupić jeszcze jedno zwierzątko, by Tuptuś nie czuł się sam. Jednak to w swoim czasie nie wszystko na raz.
Tuląc do siebie zwierzaka, zatrzymałam się na moment, musząc już iść w inną stronę niż chłopaka, niestety nasza wspólna przygoda już dobiegła końcu, a ja muszę wracać do domu, by matka mnie nie zabiła za zbyt długie przebywanie poza domem, co za rygorystyczna kobieta.
- Dziękuję za miły wypad do sklepu zoologicznego, muszę już wracać, moja mama nie lubi, gdy spędzam czas z innymi ludźmi spoza naszego kręgu - Gdy to powiedziałam, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że coś podobnego powiedziałam mu, będąc lisem, oby tylko się nie zorientował. Mógłby, źle na o zareagować. - o zobaczenia w szkole - Dodałam, idąc w swoją stronę do domu.

<Yuutaka? C:>

niedziela, 24 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy rano się obudziłem, Mikleo nie był obok mnie, co nie do końca mi się podobało. Zdecydowanie bardziej wolałem, aby mój mąż był obok mnie, kiedy otwierałem oczy, zawsze miło obudzić się z ukochaną osobą u boku. Pewnie mała obudziła się wcześniej i musiał wstać do niej, chociaż byłem zaskoczony, że sam nie wstałem. Najwidoczniej wcześniejszy dzień wymęczył mnie bardziej niż podejrzewałem i mój organizm musiał to odespać... szybko ogarnąłem się z rana, a następnie poszedłem do pokoju mojej małej księżniczki spodziewając się, że zastanę tam Mikleo, ale ku mojemu zaskoczeniu, pokój był pusty. Dopiero Lailah, którą zastałem w kuchni, powiedziała mi, że Mikleo wziął ze sobą Yuki’ego na trening. Zaskoczyło mnie to, owszem, minęło trochę czasu, od kiedy mój mąż w ten sposób spędzał czas z naszym synem... chociaż, to miało trochę sens. Wcześniej Mikleo był w ciąży, więc tak nie za bardzo mógł wykonywać gwałtowne ruchy, później mała wymagała ciągłej opieki dwadzieścia cztery na siedem, a teraz jest z nią już znacznie lepiej. Może to nawet i lepiej, że mój mąż poświęcił więcej czasu synowi, niż córce. Ale to przecież normalne, w końcu malutkie dziecko potrzebowało znacznie więcej uwagi rodziców niż dziesięciolatek, ale Yuki nie do końca wydawał się to rozumieć. 
Powiedziałem Lailah, że może już iść, bo ja dam już sobie radę, ale kobieta upierała się, że może zostać do powrotu Mikleo. Czy tylko mi się wydawało, czy ona naprawdę była zauroczona małą Misaki...? W sumie, nie dziwiłem jej się, odziedziczyła wszystko, co najlepsze po Mikleo, zarówno te anielskie i ludzkie cechy. I jestem pewien, że wyrośnie na wspaniałą dziewczynę, która nie będzie zagrażać ani ludzkości, ani aniołom. 
Po kilkunastu minutach Mikleo oraz Yuki wrócili do domu. Yuki był jakiś taki dziwnie przestraszony, a Mikleo był aż za bardzo radosny. Coś było nie tak, tylko nie wiedziałem do końca, co takiego. Owszem, cieszyłem się, że mój mąż się cieszy, ale tym razem było to coś za bardzo podejrzanego. Zatem kiedy Mikleo poszedł do łazienki, po chwili za nim ruszyłem, zostawiając na moment Lailah z dziećmi. Nie wydawała się za bardzo spieszyć do zamku, więc nic raczej się nie stanie, jak zostanie jeszcze z nimi na moment. 
- Mikleo? Wszystko w porządku...? Co się stało z twoją ręką? – spytałem, zauważając, że jego lewy nadgarstek był dziwnie opuchnięty. 
- Nic takiego, masz jakieś dziwne zwidy – odpowiedział Mikleo, chowając rękę za plecy. Oczywiście mu nie uwierzyłem, tak samo jak on mnie z tym ramieniem, dlatego sięgnąłem po jego dłoń. Wystarczyło, że delikatnie zacisnąłem palce na jego nadgarstku, a ten krzyknął z bólu. To wystarczyło, bym natychmiast cofnął rękę, przerażony jego nagłą i niezrozumiałą reakcją. 
- Gdybym miał zwidy, nie krzyczałbyś z bólu – powiedziałem, patrząc na niego uważnie. – Co się stało na tym treningu? 
- Yuki był na mnie zły, więc chciałem mu pokazać coś fajnego, by zwrócić jego uwagę, i pokazałem mu, jak stworzyć lodowe ostrza, no i jakoś tak wyszło.... tylko nie krzycz na niego, to nie jego wina – dodał, zauważając moja winę. 
- Nie będę krzyczeć na niego, ale na ciebie. Co ci w ogóle strzeliło do głowy, by uczyć jedenastolatka takie rzeczy? – burknąłem, tym razem znacznie bardziej delikatnie chwytając jego palce, by móc uważniej przyjrzeć się jego obrażeniom. – To wygląda na złamanie. 
- To nic takiego, naprawdę.
Westchnąłem cicho. Nic takiego? Nie będzie przecież w stanie zajmować się małą; nie będzie mógł wziąć ją na ręce, uspokoić, uśpić... będzie miał problem ze wszystkim. To jest w końcu złamanie, powinien jak najbardziej oszczędzać tę rękę, by mu się nie pogorszyło. No i też trzeba mu unieruchomić ten nadgarstek, by szybciej i lepiej się goiło. 
- Chodź na dół, Lailah może coś na to poradzić. I postaram ci się jakoś unieruchomić ten nadgarstek, dla twojego dobra – odpowiedziałem, drugą dłoń kładąc na jego plecach i dopiero wtedy delikatnie popychając go w stronę drzwi. Skoro zdarzył się mały wypadek, musiałem wziąć, wolne, znowu... na pewno w tym momencie przysłuży mi się moja przyjaźń z Alishą, ale co miałem zrobić? Nie mogłem przecież zostawić go samego ze złamaną ręką i całym domem na głowie. Może gdyby Misaki była większa, nie musiałbym brać wolnego, ale ona nadal wymagała pełnej opieki, której mój mąż nie był jej w takim stanie zapewnić. Opatrzę ten jego nieszczęsny nadgarstek i pójdę do pracy, by porozmawiać z szefem. Tylko co zrobię z małą...? Może wezmę ją ze sobą? To nie byłby taki zły pomysł, Miki wtedy mógłby trochę odpocząć. Cóż, jeszcze się nad tym zastanowię, na razie muszę się zająć złamaną kością mojego męża. 

<Mikleo? c:>

Od Yuutaki CD Saori

 Spojrzałem na Saori oczarowany jej darem. W sumie szkoda, że sam nie potrafię mówić ze zwierzętami. Przynajmniej wiedziałbym co myślą, a tak to  w sumie zbytnio szczególnych mocy nie mam. Pogłaskałem delikatnie królika. -Zazdroszczę takiego daru. Sam chciałbym wiedzieć, co myślą stworzenia - Stwierdziłem i ruszyłem na dalsze poszukiwania zwierzątka dla siebie, tudzież zwierzątek. Niestety chyba większość zwierząt wiedziała jaka jest moja natura, bo się chowały w kąt swoich klatek. Hmm no tak... W końcu jestem potworem? Bestią i mutantem z którym nigdy nic nie wiadomo. Jednak przystanąłem wreszcie przy jednym z kojców. Zza szyby przyglądały mi się z zaciekawieniem złote ślepia. 

Kotka na którą właśnie patrzyłem, poruszała ciekawsko ogonem i przysunęła się do szyby gdy tylko położyłem na niej rękę. Czyżby ten kot mnie polubił? Odsunąłem powoli szybę, wyciągając ręce w stronę kotki. Ta jednak zamiast pozwolić mi się wyciągnąć wskoczyła mi na głowę. Zaskoczony trochę nie bardzo wiedziałem co mam zrobić, ale poczułem jak zaczęła podgryzać moje rogi. - Przestań bawić się moim kapeluszem - Zaśmiałem się, zdejmując ją sobie z głowy. Od razu wyciągnąłem pierwszy lepszy transporter dla kota i włożyłem ją do środka. Na początku już myślałem, że w sumie koniec ze zwierzakami na dziś, bo mnie przyjaciel zabije. I pewnie wyszedłbym stąd tylko z kotką gdyby nie fakt, że nagle usłyszałem skomlenie. Rozejrzałem się po sklepie i zobaczyłem w kojcu dla szczeniaków, jednego szczeniaka który krył się w kącie. Nie wyglądał za dobrze. 

- I jeszcze ten Pan z nami pójdzie - Powiedziałem wyciągając go z kojca. Miałem zamiar też od razu ze zwierzakami iść do weterynarza. Znaczy od razu... No może nie bo już było późno trochę, ale na następny dzień. Czuję, że ten szczeniak potrzebuje pomocy. I że źle by było jakby jeszcze posiedział tutaj w tym sklepie. Przytuliłem do siebie szczeniaka i podszedłem do lady. Okej potrzebowałem też kupić kilka rzeczy dla psów i kotów. Wszystko co należało wziąć, kupiłem. Oczywiście Yuu płacić nie musiał. Mam swoje sposoby na zarabianie. Ale za mieszkanie w jego domu nigdy mu nie zapłaciłem. O dziwo, przyjaciel nie protestował. Ja zabrałem zakupy i kotkę, natomiast on od razu przytulił szczeniaka. - Chyba będziesz musiał się nim dzielić - Zaśmiał się, głaszcząc małego po główce. Saori wydawało się, że też jest zadowolona ze swojego nowego towarzysza. W końcu króliczki też są słodkie. O dziwo, jakoś tak. Hmm, Saori trochę podobnie się zachowuje do mnie. Bo też jest mało mówna w stosunku do obcych. Yuuta wypruł do przodu z małym, zachwycając się nim. Spojrzałem na Saori. - Mam nadzieję, że chociaż trochę dobrze się bawiłaś? - zapytałem niepewnie, próbując się trochę przełamać. 

(Saori? :3)

Od Mikleo CD Soreya

W żadnym wypadku nie miałem pretensji do męża za te drobne siniaki, w końcu nic się nie stało, oboje jesteśmy zadowoleni, a moje biodra za bardzo nie ucierpiały. Nawet za bardzo nie bolały mnie posiniaczone biodra, z resztą kto by się tym przejmował, nasze zbliżenie było fantastyczne. To może świadczyć o moim masochizmie, ale i tym się zbytnio nie przejmuję, nie ukrywam nawet, że lubię, gdy mąż trochę mocniej mnie złapie lub szarpnie, sprawia mi to przyjemność, a konsekwencje takie jak siniaki są dla mnie pamiątką po tak udanym stosunku.
- Nie przepraszaj, nie masz za co, ja nie narzekam - Wyznałem, wtulając się w ciało mojego ukochanego męża, nakrywając nas ciepłą kołdrą, szczerze mówiąc, byłem już zmęczony dzisiejszym dniem. Oczywiście miło było spotkać się z Alishą i innymi serafinami jednak każde takie spotkanie strasznie mnie męczy, nie jestem zbyt towarzyszki aniołem, z powodu czego szybko męczę się towarzystwem ludzi, zdecydowanie wystarczy mi ten jeden człowiek, z którym spędzał prawie całe dotychczasowe życie.
Sorey ucałował mnie w czoło, przytulając mocniej do siebie, tak jakby się bał, że zniknę. Nie zniknę, nie ma się czego bać, będę przy nim już zawsze.
Zadowolony i zmęczony zamknąłem oczy, już po chwili odpływając, do krainy morfeusza mając tylko nadzieje, że nasza córeczka nie będzie za bardzo chętna na nocne eskapady, ostatnio coraz już rzadziej budzi się nocą, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Mam już szczerze trochę dość nocnego wstawania..

Dzień następny nadszedł szybko, nawet szybciej niż bym chciał, Misaki już z samego rana przypomniała o sobie, a więc pora zacząć nowy dzień zajmując się dziećmi i ciesząc ostatnim wolnym przed nocką dniem z mężem.
Zbierając się niechętnie z łóżka, założyłem pośpiesznie, swoje ubrania kierując swoje kroki do pokoju naszej małej córeczki.
- A kto to tak płacze? - Mała, widząc mnie, przestała płakać wyciągając swoje małe rączki, bardzo chcąc, bym wziął ją na ręce. Jak więc miałbym jej odmówić. Uśmiechając się do dziecka, wziąłem Misaki na ręce, zabierając ze sobą do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie dla małej, którą od razu nakarmiłem, by dziecko było zadowolone, dając mi czas na przygotowanie posiłku dla męża. W międzyczasie w domu pojawił się Yuki ze swoim psem i Lailah. Nie mogłem więc nie zaprosić pani jeziora do środka, co z mojej perspektywy bardzo ucieszyło kobietę, która chcąc nie chcąc chyba zakochała się w naszej małej perełce, co najwidoczniej działało w drugą stronę, bo i mała bardzo cieszyła się z obecności cioci w domu.
Towarzystwo kobiety sprawiło mi dużo radości szczególnie dlatego, że zajęła się dzieckiem, gdy ja zajmowałem się całą resztą, nie pomijają w tym wszystkim Yuki'ego, który ewidentnie był zazdrosny o swoją małą siostrę za to, że poświęcamy jej więcej czasu niż mu. Ach bycie rodzicem to jakaś porażka. Czasem więcej z tego problemów niż radości no naprawdę..
Nie chcąc, by chłopiec poczuł się nie kochany, poprosiłem Lalah, by zajęła się małą, póki Sorey śpi, a ja w tym czasie zabiorę chłopca na wodę, gdzie razem poćwiczymy. Na moje szczęście kobieta z największą przyjemnością została z małą, dając mi czas na trening z chłopcem. Chłopcem, który mimo mojej obecności wydawał się zły i tak jakby nie do końca zadowolony treningiem, by go więc zachęcić, pokazałem mu jak tworzyć ostrza z lodu. Nieoczekiwanie to okazało się moim największym błędem, Yuki z powodu złości, którą na mnie wyrzucił, krzycząc, w pewnym momencie stracił kontrolę nad lodowym ostrzem, trafiając mnie prosto w lewą rękę, pod wpływem czego poczułem łamanie się kości promieniowej. Bardziej zaskoczony niż zły patrzyłem na swoją rękę, pod wpływem adrenaliny nie odczuwając nawet bólu.
- Mamo? - Zaskoczony i bardziej wystraszony Yuki niż ja patrzył na mnie, nie wiedząc co teraz zrobić.
- Nic się nie stało, wszystko jest dobrze - Troszeczkę okłamałem chłopca, wyciągając ostrą krawędź z mojej ręki, zaciskając mocno wargi. Strasznie boli, nawet nie zadawałem sobie sprawy, że aż tak. Starając się oddychać, uleczyłem ranne, by nie było śladu, niestety nie mogąc uleczyć złamania, to nic wrócimy do domu, nałożę sobie jakiś okład i wszystko będzie dobrze, nikt się nawet nie zorientuje, już ja tego dopilnuje. - Wracajmy do domu - Poprosiłem, siląc się na uśmiech, kierując się w drogę powrotną do domu..

<Pasterzyku? C:>

sobota, 23 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Od samego początku czułem, że Arthur coś kombinuje, dlatego starałem się pilnować mojego męża najlepiej, jak tylko mogłem. Musiałem mieć trochę racji, bo wystarczyło, że zostawiłem go na chwilkę samego, a mężczyzna już wykorzystał sytuację. Gdyby nie miał żadnych ukrytych zamiarów, Arthur normalnie ciągnąłby rozmowę dalej pomimo tego, a nie odchodził, kiedy tylko przyszedłem. Nie wiem, co on w ogóle sobie myśli, Miki chyba dawał mu wyraźnie znać, że nie życzy sobie jego towarzystwa, ja także nie byłem zadowolony, a on dalej robił swoje. Może to było odrobinkę niegrzeczne z naszej strony, ale on swoje szanse miał i wszystkie zaprzepaścił. 
- Na pewno chcesz iść? Wszystko w porządku? To nie przez Arthura? Chyba sobie z nim porozmawiam... – zacząłem, odrobinkę zmartwiony nagłą propozycja mojego męża. W końcu cieszył się na wyjście do zamku, a tu już chce wracać, może Arthur coś mu zrobił albo powiedział, tylko tego nie zauważyłem? Czemu ten facet nie potrafi po prostu odpuścić?
- Nic z tych rzeczy, po prostu jestem zmęczony. Wystarczy mi spotykania z ludźmi na jakiś miesiąc – odpowiedział, chwytając mój nadgarstek jakby bał się, że zaraz pójdę do Arthura. W sumie, miał trochę racji. Sama jego obecność wystarczała, by podniosło mi się ciśnienie. 
- Jeśli tak, to możemy wracać – powiedziałem, chociaż tak nie do końca przekonany jego słowom. Może tylko tak mówi, bym nie zdenerwował się na pasterza i nie zniszczył innym świąt. Albo to ja jestem jak zwykle przewrażliwiony i coś sobie ubzdurałem. Też jest taka możliwość, jakby się nad tym zastanowić... jeżeli to jest druga opcja, to chyba powinienem się o siebie martwić, bo to nie najlepiej o mnie świadczy. 
Mój mąż pokiwał głową, po czym pocałował mnie w policzek. Może faktycznie będzie lepiej wrócić do domu, nim zrobię coś, czego będę później żałować. Powoli zbliżał się wieczór, z tego co widziałem, mała też była odrobinkę zmęczona, a jak wiadomo zmęczone dziecko bywa bardzo marudne, a jak jest marudne, to bardziej skore to płaczu, a jestem pewien, że nikt nie chciałby słuchać płaczu dziecka. Jako ojciec mogę powiedzieć, że to nie jest żaden miły dźwięk, zwłaszcza w nocy. Poza tym, to jest ostatni wspólny wieczór, jaki możemy razem spędzić w najbliższym czasie. Jutro wracam do pracy, więc milo będzie wykorzystać resztkę tego czasu dla siebie.
Wróciliśmy do środka, gdzie bardzo grzeczne powiedziałem, że my będziemy się już zbierać. I pomimo próśb ze strony Lailah oraz Alishy nie zmieniliśmy zdania. Yuki chciał jeszcze zostać, na co nie do końca chciałem się zgodzić – w końcu później musiałbym po niego iść, a nie za bardzo miałem ochotę chodzić po ciemku po mieście, po swojej pracy wiem, że to nie jest do końca bezpieczne. Królowa oraz Pani Jeziora zapewniły mnie, że zajmą się młodym i przypilnują, by bezpiecznie dotarł rano do domu. Mikleo wydawał się być za tym pomysłem, a skoro on był za, to chyba i ja nie miałem nic przeciwko. 
Powrót o domu nie zajął nam wiele czasu, ale wystarczająco dużo, by Misaki zasnęła na moich ramionach, wykończona dzisiejszym dniem. Przynajmniej nie będziemy musieli męczyć się z usypianiem jej, a też czasami potrafiła robić nam na złość. 
Mikleo zniknął w łazience, a ja zaniosłem córeczkę do łóżeczka. Kiedy wróciłem do naszej sypialni, mój mąż był już przebrany w bardziej wygodne rzeczy i leżał na łóżku, czytając książkę – fryzurę jednak pozostawił nietkniętą. Na mój widok odłożył książkę i posłał mi jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów. Jestem szczęściarzem, że mam przy sobie Mikleo, i że mnie w ogóle wybrał i wybaczył te wszystkie okropieństwa, jakie mu zrobiłem. Ja jestem głupi, a głupi ma zawsze szczęcie, więc... wszystko się zgadza. 
- Podoba mi się, kiedy masz upięte włosy – powiedziałem szczerze, wchodząc na łóżko i pochylając się nad nim, by ucałować jego szyję. 
- Nie lubiłeś przypadkiem, kiedy miałem je rozpuszczone? – spytał, jakby odrobinkę rozbawiony. 
- Uwielbiam je, ale w tym momencie trochę by mi przeszkadzały w dostępnie do twojej szyi – wymruczałem, po czym podgryzłem jego szyję na tyle słabo, by nie zrobić mu żadnej krzywdy, ale na tyle mocno, by pozostawić delikatny ślad na jego skórze. Mój mąż od razu zrozumiał, o co mi chodzi, a jego dłoń wślizgująca się pod moją koszulkę zdecydowanie była zaproszeniem na to, że możemy sobie pozwolić na więcej. 
Tym razem odrobinkę za bardzo mnie poniosło, a to przez to, że spotkałem się dzisiaj z Arthurem. Musiałem odreagować złość, która siedziała we mnie od kilku dobrych godzin, oraz wyraźnie zaznaczyć tylko i wyłącznie dla mojego ego, że Miki jest tylko mój, zostawiając mu kilka malinek i śladów zębów. I kiedy już wykończeni leżeliśmy przy sobie zauważyłem siniaki na jego biodrach, czyli w miejscu, gdzie zdarzyło mi się go mocniej złapać. Nie wyczułem, że robię coś źle, i Mikleo też nie dawał mi znać, że coś jest nie tak... zdecydowanie powinienem nauczyć się panować nad swoimi emocjami. 
- Trochę mnie poniosło, przepraszam – powiedziałem szczerze, chwytając jego dłoń i całując jej wierzch. 

<Aniołku? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Spotkanie świąteczne było naprawdę przyjemne, miło było, przyjść na gotowe spędzając czas w miłym towarzystwie. Nikt nie zepsuł świąt, nikt za bardzo nie kombinował oczywiście tu na myśli mam serafina powietrza, który tylko troszeczkę gdzieś tam namawiał Yuki'ego do drobnych głupot na to nawet oko mogliśmy przymknąć, niech też się chłopiec wybawi tym bardziej, teraz gdy jego przyjaciółka jest w innym mieście i nie bardzo mają możliwość przebywać ze sobą cały czas.
Miły dzień, który na pewno zostanie w głowach gości. Alisha zadbało o to, by nie tylko na stole było dobre jedzenie, ale i przyjemna atmosfera. Jedyny konflikt, który dało się wyczuć, w powietrzu mógł wybuchnąć między moim mężem a nowym pasterzem. Od tamtego dnia, w którym Arthur próbował, czegoś ze mną Sorey patrzy na niego spod byka, nie ufając mu, nawet, teraz gdy jesteśmy w gronie najbliższych, Sorey pilnuje mnie, bym przypadkiem nie został sam na sam z pasterzem. Naprawdę moim zdaniem troszeczkę przesadza, Arthur nie wydawał się zainteresowanym kontaktem ze mną lub po prostu dobrze udawał z powodu obecności mojego męża.
- Pójdę się przewietrzyć, miej na oku dzieci - Poprosiłem męża, musząc wyjść na chwilę na dwór, by troszeczkę się przewietrzyć mając już dość czterech ścian, ostatnio już i tak zbyt długo przebywam w czterech ścianach, niech mała dorasta jak najszybciej, wtedy już na pewno będziemy mogli gdzieś wyruszyć na krótką podróż może do najbliższych ruin, mam takie ciche podejrzenia, że tak jak Yuki, tak i Misaki chętnie będzie zwiedzać z nami tajemnicze ruiny.
- Może pójdę z tobą - Zaproponował, przyglądając mi się uważnie, tak jakby chciał się upewnić czy aby na pewno jest ze mną wszystko w porządku. Zdecydowanie za bardzo się mną przejmuje, ja tylko chce się przewietrzyć, nic po za tym.
- Nie kochanie, pójdę sam, ty pilnuj dzieciaki. Nie ufam do końca naszemu ulubionemu serafinowi - Przyznałem, całując go w usta, po chwili opuszczając sale, w której przebywali wszyscy goście, wychodząc na podwórze, aby się przewietrzyć, spotykając na moje nieszczęście nowego pasterza. Oczywiście nic do niego nie mam, tylko mimo wszystko wolałbym ograniczyć nasz kontakt do minimum, po tym, co ostatnio zrobił, nie bardzo mu ufam.
- Jak się bawisz? - Arthur wykorzystał nieobecność mojego męża, aby zamienić ze mną kilka zdań. Niechętnie, bo niechętnie zacząłem z nim rozmawiać, odpowiadając tylko na to, na co odpowiadać chciałem, trzymając się, jak najdalej chłopaka dając mu do zrozumienia, że nie chcę, aby za bardzo się zbliżał. Na szczęście po kilku minutach zjawił się Sorey, co znacznie zniechęciło chłopaka do dalszych rozmów ze mną. Odpuścił, odchodząc od nas i tak mógł zrobić od razu, nie narzucając się mi, kiedy ewidentnie tego nie chce.
- Czego on od ciebie chciał? - Już widziałem poirytowanie na twarzy męża, ewidentnie nie lubił młodego pasterza i nawet tego nie ukrywał, nie żebym i ja pałał do niego sympatią.
- Nic, chciał tylko porozmawiać spokojnie - Uspokoiłem męża, uśmiechając się do niego łagodnie, ten jednak nie wyglądał na zbytnio uspokojonego, mając chyba ochotę pójść do Arthura, aby zamienić z nim kilka zdań.
- Niech lepiej uważa i się do ciebie nie zbliża, bo jeszcze tego pożałuje - Burknął, niezadowolony nawet nie ukrywają irytacji z powodu towarzystwa pasterza i w tej sytuacji, jak i na całym świątecznym spotkaniu. A miało być przecież tak spokojnie. To znaczy, było spokojnie, jednakże mogło być jeszcze spokojniej, gdyby nie młody pasterz.
- Hej, kochanie spokojnie, nic się nie stało oddychaj - Pogłaskałem go po policzku, poprawiając jego grzywkę. - Wracamy? Mam już na dziś dość towarzystwa innych ludzi - Wyznałem, chcąc już naprawdę wracać. Lubię towarzystwo Alishy czy tam innych serafinów jednakże na dziś zdecydowanie mi już tego wystarczy. Chciałbym wrócić do domu, wziąć gorącą kąpiel, położyć, spać dzieciaki i samemu odpocząć, chociażby na kanapie przy książce lub rozmawiając z mężem o wszystkim i konkretnie o niczym to również bardzo przyjemne zajęcie.

<Pasterzyku? C:>