Byłem mocno zaniepokojony zmieniającym się kolorem oczu mojego męża. Czemu akurat teraz? Co się takiego dzieje, że demon chce w tym momencie przejąć nad nim kontrolę? Przecież nie dzieje się nic, co mogłoby go sprowokować... znaczy, może Zaveid i Edna jak zwykle grają na nerwach perfekcyjnie, ale żeby aż tak...? Tyle dobrego, że jego oczy jedynie ciemnieją, a nie całkowicie zmieniają kolor, jak to było w moim przypadku. Ciemniejsze tęczówki znacznie łatwiej wytłumaczyć. Na przykład... zmianą nastroju. Nie to, to głupie. Może zmęczenie? Albo słabe światło...? Cóż, to ostatnie chyba brzmiało najbardziej wiarygodnie.
- Słuchajcie... uwielbiam was, naprawdę, ale to nie jest najodpowiedniejsza chwila na odwiedziny. Mieliśmy za sobą kilka ciężkich dni i jesteśmy zmęczeni. Ale i tak dziękujemy bardzo za wizytę – odezwałem się grzecznie, chwytając dłoń mojego męża, by dodać mu otuchy.
- Skoro mała was tak bardzo męczy, to może dacie nam ją na dzień lub dwa – zaproponowała Edna, udając obojętną, ale mnie się wydawało, że i ona zakochała się w Misaki.
Nic dziwnego, mała wszystkich z łatwością okręca wokół palca. Zupełnie jak Miki, on też był słodziutki, uroczy i szybko potrafił zawładnąć sercami innych. Z tego ostatniego nie za bardzo się cieszyłem, nie chcę, by ktokolwiek inny poza mną kochał Mikleo w ten romantyczny sposób. Tak mogę tylko ja.
- Z chęcią, ale dopiero, jak będzie jadła bardziej zróżnicowane posiłki. I tylko wtedy, kiedy Lailah będzie z wami, musi być co najmniej jeden dorosły – wyszczerzyłem się głupkowato do Edny, na co odpowiedziała mi pokazaniem języka.
To nie był aż taki głupi pomysł, miło byłoby mieć dom tylko dla naszej dwójki... ale to nie teraz. Misaki jest za mała, no i też powinna być z nimi bardzo odpowiedzialna osoba, jak Alisha, albo Lailah. Albo najlepiej to oboje. Ale to później, na razie mam poważniejsze problemy. – I proszę, abyście z następną wizytą się zapowiedzieli, nam wszystkim będzie prościej.
- Tak, rozumiem, macie nas dość, ale wiecie co? Ja też mam was dosyć – powiedział oburzony Zaveid, po czym wyszedł z domu. Cóż, nie żebym był jakoś bardzo tym poruszony... rany, kiedy ja się stałem taki niemiły? Mikleo czasem powinien mnie walnąć, bym się ogarnął.
- Zaveid, nie często ci to mówię, ale jesteś idiotą – Edna również bardzo szybko opuściła nasz dom. Czy ona stanęła tak jakby po naszej stronie...? Cóż, tego się nie spodziewałem. Ale to miłe, nawet bardzo miłe.
- Dbaj o siebie, Mikleo. Jakbyście potrzebowali pomocy, dajcie mi znać – powiedziała po chwili Lailah, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Dziękuję, Lailah – odezwał się cicho Mikleo, siląc się na delikatny uśmiech.
- Odprowadzę się – zaproponowałem, wstając z kanapy.
Wiedziałem, że kobieta chce ze mną porozmawiać, i doskonale wiedziałem o czym. Jeszcze nie byłem pewien, co jej odpowiedzieć. Chciałbym jej powiedzieć o problemie Mikleo, ale czułbym się z tym źle. Miki na pewno nie chciałby, abym rozpowiadał jego sekrety. On nie mówił na lewo i prawo, że poddałem się złu, i to dwukrotnie. Jeżeli będzie chciał, sam o tym powie.
- Co się dzieje z Mikleo? – spytała, kiedy znaleźliśmy się przy drzwiach wyjściowych.
- Jak mówiłem wcześniej, jest trochę zmęczony. Mała ostatnio daje nam w kość, i jeszcze pokłóciliśmy się z dziadkiem, bo chciał nam odebrać małą – wyjaśniłem, cicho wzdychając. Jeżeli nie mówiłem całej prawdy, to nie kłamałem... prawda? Tak to właśnie działa? Mikleo często to stosuje i zapiera się, że nie kłamie. Szczerze, to czułem się źle, nie mówiąc Lailah całej prawdy. Ona jest taka miła, i kochana, zawsze nam pomaga, a ja ją tak okropnie kiedyś traktowałem...
- Czemu chciał ją zabrać?
- Uważał, że w przyszłości może stać się zagrożeniem dla ludzkości... tak w sumie to dla całego świata.
- Faktycznie, Misaki będzie posiadała wielką moc, ale przy odpowiednim wychowaniu i treningu nie ma powodu do obaw – ulżyło mi, słysząc jej opinię. Skoro ona uważała, że nie trzeba zamykać małej, by zapewnić bezpieczeństwo całemu światu, no to tak musi by, nie ma innej możliwości.
- Proponowaliśmy dziadkowi, że może nam pomóc w jej wychowaniu, ale nie chciał się zgodzić, przez co rozstaliśmy się w dość niemiłej atmosferze – rozwinąłem, spuszczając wzrok. Proszę, niech już wyjdzie, mam dosyć zatajania przed nią prawdy.
- Rozumiem. Jakbyście potrzebowali chwili odpoczynku, mogę się zająć Misaki, nie będzie to dla mnie problemem.
Podziękowałem jej za słowa wsparcie, pożegnaliśmy się i już po chwili Lailah wyszła, a ja mogłem wrócić do Mikleo. Mój mąż siedział skulony w fotelu, chowając twarz w dłoniach. Ta sytuacja naprawdę go przeraziła, a do moich obowiązków należało to, by go uspokoić. Obym tylko podołał, boli mnie widok anioła, który jest tak przestraszony. Czułem się, jakbym nie był wystarczająco silny dla niego i nie zapewniam mu wystarczającego wsparcia. Uklęknąłem przy nim i chwyciłem jego dłonie, zabierając je od jego twarzy. Widok jego łez łamał moje serce, jestem naprawdę beznadziejny, skoro doprowadzam go do płaczu.
- Hej, Owieczko, nie płacz. Każdy by wybuchł przy takim idiocie, gdybyś nie zrobił to ty, to pewnie ja. Zaveid nie jest warty twoich łez – dodałem z delikatnym uśmiechem, ocierając jego łzy.
- Jeszcze trochę, i bym was skrzywdził. Nie panuję nad nim – wyszeptał, a z jego oczu popłynęły nowe łzy.
- Dajesz sobie świetnie radę. Trzymanie potwora w sobie jest naprawdę trudne, a tobie się to udaje. I wiem, że nigdy nie skrzywdziłbyś tych, których kochasz – każde słowo, jakie padło z moich słów, płynęło prosto z mojego serca. Ufałem mu bezgranicznie i się go nie obawiałem. Jak już coś, obawiałem się o niego... chciałbym mu pomóc, a nie wiem, jak.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz