środa, 6 kwietnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Nie byłem przekonany co do słów męża, demon zamknięty we mnie był silny i żądny krwi, nie wiadomo, jakby się zachował, gdyby przejął całkowitą kontrolę nad moim ciałem, dziadka już zabiłem, może zrobić to ponownie, tym razem jednak komuś, kogo kocham, a tego nigdy bym sobie nie wybaczył.
- Jedną osobę już zabił, co jeśli znów przejmie kontrolę i tym razem skrzywdzi cię lub dzieci? Nie przeżyłbym tego - Ta myśl mnie paraliżowała, nie chciałem nikogo skrzywdzić a tym bardziej już swojej rodziny.
- Spokojnie Owieczko nie skrzywdzisz nas, ufamy ci i cię kochamy, nie skrzywdzisz tych, których cały czas tak bardzo chcesz chronić. Dziadek dostał szansę, nie wykorzystał jej, nie obwiniaj się za to. Ty tylko się broniłeś, chciałeś żyć, a on nie miał prawo próbować cię go pozbawić - Słowa mojego męża dotarły do mnie, chociaż trochę gojąc rany wewnątrz serca.
Bez słowa mocno wtuliłem się w jego ciało, zamykając oczy, potrzebowałem go, teraz jak nikogo innego był moją ostoją spokoju i bezpieczeństwa a tylko to w tej chwili były mi potrzebne. Bezpieczeństwo i spokój...
- Kocham cię - Usłyszałem cichy szept męża głaszczącego mnie po włosach.
- Ja ciebie też kocham - Wyszeptałem, ciesząc się z jego obecności i wsparcia w tak trudnej dla mnie sytuacji. Jest mi ciężko, to znieść kontrolowanie demon nie jest proste, a negatywne emocje w niczym mi nie pomagają.
~ Nie przeżywaj tego tak, nikogo tym razem nie zabiłem - Słysząc głos demona, rozchodzący się po mojej głowie odsunąłem się od męża, łagodnie przy tym uśmiechając.
- Przepraszam, ale położę się na chwilę, strasznie boli mnie głowa - Nie skłamałem, głowa naprawdę mnie bolała a wszystko przez demona, czy ja już do końca życia będę musiał go znosić?
- Oczywiście skarbie, połóż się, a ja zajmę się wszystkim - Sorey pogłaskał mnie po głowie, jak małego chłopca pozwalając mi odejść. Nareszcie mogłem zostać sam, w tej chwili potrzebowałem tego, by w samotności rozprawić się z demonem.
- Czy ty możesz się zamknąć? - Gdy tylko drzwi z sypialni zamknęły się, spojrzałem w lustro, znajdujące się w środku pomieszczenia zaciskając mocno pieści.
~ Oj Miki, Miki nudzi mi się, chodźmy komuś złoić skórę - Demon nie miał zamiaru odpuścić, muszę iść do Lailah, ona musi mi pomóc, bez niej ten demon mnie wykończy.
- Daj mi spokój!! - Krzyknąłem do lustra, czym obudziłem małą. - Oj przepraszam Skarbie, nie chciałem - Szybko wziąłem dziecko na ręce, delikatnie głaszcząc je po główce, w duchu przepraszając za brak kontroli nad sobą, przez tego demona oszaleje, dlaczego teraz? Dlaczego w tym momencie, wcześniej go nie słyszałem co się ze mną dzieje? Tak bardzo bym chciałby, zamilkł i już nigdy nic do mnie nie mówił.
- Mikleo krzyczałeś, co się stało? - Sorej wszedł do pokoju z Yukim który najwidoczniej wrócił już od Emmy, oboje wyglądali na zmartwionych a wszystko to przeze mnie, gdybym tylko bardziej się kontrolował, nie musieliby się o mnie martwić.
- Wszystko dobrze, przepraszam, nie chciałem was martwić - Odparłem, ciepło uśmiechając się do członków mojej rodziny.
- W porządku, lepiej jednak będzie, jeśli się położysz, ja zajmę się małą - Sorey wziął ode mnie dziecko, wysyłając mnie do łóżka. Bez słowa wykonałem jego prośbę, chcąc tylko zapomnieć o demonie, który mnie męczy, może chociaż sen pozwoli uwolnić mi się od niego..

Minęło już kilka dni od dnia, w którym troszeczkę nie za dobrze zachowałem się w stosunku do serafinów, na szczęście demon zamilkł, a ja znów mogłem w miarę normalnie żyć, jakoś tak było mi prościej, gdy nie słyszałem jego głosu, co jak co ale chyba nikt nie chciałby słyszeć demona uwięzionego w swoim ciele.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się cudowne, wszystko szło po moje myśli, Misaki cały dzień była bardzo grzeczna, budząc się tylko na jedzenie lub przebranie, Yuki nie wychodził z pokoju, bawiąc się z Emmą, która była dziś u nas. Dzięki temu mieliśmy dużo czasu dla siebie, mogąc spokojnie rozmawiać o wszystkich sprawach nawet o demonie, o którym nie za bardzo rozmawiać nie chciałem.
- Powinniśmy porozmawiać z Lailah, ona napawano, ci pomoże - Odezwał się, podając mi przyprawy do przygotowywanego przeze mnie obiadu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, dziadka już skrzywdziłem, nie chce krzywdzić Lailah - Wyznałem, cicho przy tym wzdychając.
- Miki, tym razem będę przy tobie i nie pozwolę mu nikogo skrzywdzić - Zapewnił mnie, przytulając się do mnie od tyłu, całując mój kark.
- Z kim więc zostawisz dzieci, gdy będziesz tam ze mną? - Zadałem proste pytanie, a jednocześnie bardzo skomplikowane, jedynej osobie, które powierzyłbym dzieci to Lailah, ale ona w tamtej chwili nie będzie dostępna, kto więc zajmie się nimi? Edna? Zaveid? Wolałbym nie, kocham swoje dzieci i lubię swój dom, nie chce niczego tracić z powodu dwóch głupich serafinów..
- Coś wymyślimy, nie puszcze cię tam samego - Obiecał, mocniej się do mnie przytulając. To było mi potrzebne, on był mi potrzebny, tylko przy nim czułem się bezpieczny.
- Ufam ci, bo sobie ufać już nie mogę - Wyznałem, dotykając jego dłoni, delikatnie je głaszcząc, pilnując obiadu, którym miał być dziś pyszny cieplutki rosół, obym tylko go nie skiepścił szkoda byłoby naszej pracy i czasu...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz