sobota, 9 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramiona i zaczął mocno trząść, wybudzając mnie tym samym ze snu. Zaspany podniosłem się do siadu, przecierając dłonią twarz, próbując jak najszybciej się wybudzić. Z reguły nikt z rodziny mnie nie budził, kiedy wracałem zmęczony po całonocnej warcie, a już na pewno nie tak gwałtownie. Coś się musiało stać, i to coś niedobrego. 
- Co się stało? – spytałem niemrawo, drapiąc się po karku. Coś czułem, że później z powodu niewyspania zacznie mnie boleć głowa, ale to nie było w tym momencie najważniejsze. 
- Yuki wraz z Emmą uciekli – odpowiedział Mikleo, mocno spanikowany. Zamrugałem kilkukrotnie, w pierwszym momencie nie rozumiejąc, co do mnie mówi. 
- Co? Jak to? Dlaczego? Kiedy? – zerwałem się z łóżka, nadal nie za bardzo rozumiejąc, co się dzieje. 
- Napisał, że nie pozwoli, by ktoś ich rozdzielił – mówił dalej, coraz to bardziej przerażony. 
- Przede wszystkim musimy się uspokoić... trzeba poinformować panią Caitlyn. Orientujesz się może, od jak dawna ich nie ma? – zacząłem, starając się uspokoić. Najważniejsze było zachować spokój, panikując niczego nie zdziałamy. 
- Chyba godzina, może dwie. Nie jestem pewien, usypiałem Misaki i zajęło mi to nieco dłużej niż zazwyczaj – słysząc jego słowa, pokiwałem głową w zamyśleniu. Więc w najgorszym przypadku straciliśmy dwie godziny. Przez dwie godziny dwójka dzieci nie mogła zajść daleko. Tylko w którym kierunku mogłyby pójść...? 
Z zamyślenia wyrwało mnie natarczywe pukanie do drzwi. Zapewne mama Emmy również odkryła, że jej córka zniknęła. Cóż, wypada się bardzo szybko ogarnąć, chodzi tu w końcu o nasze dzieci. Rany, myślałem, że po demonie będziemy mieć nieco więcej spokoju... dlaczego w ogóle Yuki wpadł na taki głupi pomysł? Rozmawiałem z nim o wyprowadzce Emmy i wydawało mi się, że przyjął to ze spokojem. Czy on w ogóle wie, na jak wielkie niebezpieczeństwo naraża siebie, jak i swoją ukochaną przyjaciółkę? Miałem go za bardziej odpowiedzialnego. Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem kar i szlabanów, ale takiego wybryku nie możemy mu puścić płazem. 
Zeszliśmy na dół, by wpuścić do środka przerażoną kobietę. Chwilę mi zajęło, by ją uspokoić, ale kiedy w końcu wszyscy zaczęliśmy racjonalnie myśleć, należało wymyślić jakiś plan działania. Pani Caitlny zaoferowała, że rozejrzy się po mieście i chociaż wątpiłem, że nasze dzieci będą tak blisko, zgodziłem się na to. Lepiej, aby robiła cokolwiek niż siedziała i czekała na wieści w domu; niemoc potrafiła być naprawdę okrutna. 
- Ja rozejrzę się po lesie, a ty zostań tu z Misaki – odezwał się Miki, zbierając się do wyjścia. 
- Chyba sobie żartujesz – zmarszczyłem brwi w niezadowoleniu. Yuki jest gdzieś tam, może grozić mu niebezpieczeństwo, a ja mam siedzieć tutaj? 
- Z nas dwóch jestem w stanie zdecydowanie szybciej przeczesać las, i prędzej go wyczuję. A małej nie możemy wziąć ze sobą, przed chwilą położyłem ją spać, a tym bardziej nie możemy jej zostawić samej – z każdym jego słowem czułem się coraz gorzej. Miał rację, tylko bym zawadzał, a najważniejsze było to, by znaleźć ich jak najszybciej. Ja jestem jedynie człowiekiem i nie mogę zaoferować niczego niezwykłego. – Znajdę go, obiecuję – dodał Miki, kładąc dłoń na moim policzku. 
- Wiem. Daj mi znać, kiedy ich znajdziesz – odpowiedziałem, siląc się na delikatny uśmiech. Wiedziałem, że to jest najlepsze rozwiązanie, ale... cóż, może powinienem przeszukiwać miasto z panią Caitlyn, by mieć poczucie, że cokolwiek robię. Szkoda, że już na to za późno. 
Jeszcze przez moment obserwowałem, jak Mikleo wychodzi i wznosi się w powietrze, używając swoich cudownych skrzydeł.  Oby tylko im się nic nie stało... potarłem zdenerwowany skronie, czując narastający ból głowy. Nie miałem pojęcia, czy to z powodu niewyspania, czy może stresu. Najpierw zagrożony był Miki przez tą całą sytuację z demonem, teraz Yuki, a następna w kolejce jest Misaki... Boże, gdyby coś groziło naszej małej kruszynce, zszedłbym na zawał chyba. A później zabił tego, kto śmiał ją narazić na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. 
Minęły kolejne dwie godziny. Mama Emmy wróciła do mnie zdenerwowana, ponieważ nic nie udało jej znaleźć. Przygotowałem jej herbatę na uspokojenie, po czym musiałem nakarmić małą; na szczęście była już na tyle duża, że mogła jeść coś innego niż mleko mamy, więc chociaż z tym nie miałem problemu. Misaki doskonale wyczuwała moje zdenerwowanie, jak i brak obecności Mikleo oraz braciszka, przez co również była lekko nerwowa. 
- Może powinniśmy pomóc twojemu mężowi w poszukiwaniach? – spytała kobieta, kiedy zaczęło się ściemniać. 
- Daj mi moment, skontaktuję się z nim – odpowiedziałem, poprawiając Misaki, która spała mi na rękach i ignorując zmarszczenie brwi u kobiety. Faktycznie, na niewtajemniczonych w anielskie sprawy może to robić wrażenie, ale to wytłumaczę jej później. 
~ Miki? Wszystko w porządku? Znalazłeś ich? – pytałem w myślach, teraz to już zmartwiony nie tylko o dzieci, ale i o Mikleo. 

<Aniołku? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz