Może I mój mąż ma racje, może dzieciaki trochę przesadzają, sam już nie wiem, martwię się o Yuki'ego, bo wiem, co to znaczy być aniołem wiem, jak ciężko jest, gdy nikt cię nie widzi i wiem, również jak to jest być samotnym. W czasach gdy Sorey zniknął, a ja jako mały chłopiec zostałem sam, odczuwałem wiele emocji, które bolały, postanowiłem więc, że zamknę je wszystkie by już nigdy nic nie czuć, nie wiem co, by się ze mną teraz stało, gdybym znów go nie spotkał. Z drugiej strony Yuki wciąż może spotykać się z Emmą, więc te dwie sprawy są inne, właśnie dlatego to Sorey jest tym surowym rodzicem, bez tego dzieciaki weszły, by nam na głowę, a tak ja milczę, gdy trzeba i wszystko jest dobrze.
- Może masz rację, a może jej nie masz - Wyznałem, nakładając na talerz obiad, aby podać go mężowi.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Nic konkretnego, mam tylko na myśli to, że w tej sprawie nie chce stwierdzać, kto ma racje a kto nie. My dorośli widzimy świat inaczej dla nas to nic takiego tylko godzina drogo a dla nich to koniec pewnego rozdziału, prawie jak koniec świata, przeżywają to, bo zawsze spędzali ze sobą całe dnie, mieszkali obok, a teraz to wszystko się zmieni, a oni potrzebują czasu, aby to pojąć - Wyjaśniłem, w tej sprawie nie będę stał po żadnej ze stron, rozumiem dzieciaki, równocześnie rozumiejąc męża, dlatego wolę pozostawić to tak jak jest. Yuki w końcu upora się z tym dla siebie wielkim a dla nas małym problemem. A Sorey może nawet spojrzy na niego oczami dziecka, rozumiejąc co, tak naprawdę zasmuca chłopca.
- Mimo wszystko przesadzają to godzina drogi nic wielkiego, zresztą Emma, mieszkając tu czy tam i tak będzie miała, dla młodego miej czasu, przez szkołę - Wyznał, biorąc ode mnie łyżkę, którą miał zjeść posiłek. - Dziękuję - Dodał, po chwili uśmiechając się do mnie, najładniej jak to tylko on potrafił.
- Chyba masz jednak racje, nie dziękuj, nie ma za co, smacznego - Sorey jednak patrzy na tę sprawę trzeźwym okiem i ja powinienem, bo inaczej cały czas będę się martwił, już i tak wiecznie się martwię o każdego z członków mojej rodziny, może pora troszeczkę się zrelaksować i pomyśleć o sobie... Tak, jakbym już miał to uczynić.
Wzdychając cicho, wyszedłem z kuchni, dając mężowi spokojnie spożyć posiłek, samemu wychodząc na taras, aby na kilka chwil zamknąć oczy, nie po to, by spać, a raczej po to, by wsłuchać się w dzięki otaczającej mnie natury, chociaż tyle mogę dla siebie zrobić.
- Miki wszystko w porządku? - Mój mąż najwidoczniej się o mnie niepotrzebnie martwił, w końcu nic się nie dzieje, chciałem tylko na chwilę odetchnąć.
- W jak najlepszym - Wyznałem, opierając głowę na jego ramieniu, teraz relaks jest zdecydowanie przyjemniejszy...
Od wyprowadzki Emmy minęło już kilka dni, Yuki mimo tego wciąż był nie swój, najwidoczniej potrzebował jeszcze więcej czasu, który spokojnie mu dawałem, tylko może dwa razy dziennie zaglądając do jego pokoju czy wszystko w porządku.
Miałem ostatnio bardzo dużo na głowie, Sorey z powodu choroby kolegi z pracy miał dodatkowych kilka godzin, z powodu czego w domu był jeszcze krócej niż poprzednio, a przyznam, już poprzednio mieliśmy mało czasu dla siebie.
Mimo to nie narzekałem. Pilnując, aby spał ile trzeba, zajmując się domem i dziećmi, to nie było takie trudne, byłem aniołem, wszystkie te rzeczy robiłem z łatwością, zajmując czymś głowę.
- Dzień dobry - Odezwał się mój mąż pojawiający się na dole w kuchni.
- Raczej dobry wieczór - Poprawiłem go, stawiając posiłek na stole, coś tak czując, że niedługo wstanie.
- Masz rację - Przyznał, wtulając się w moje ciało, ostatnio naprawdę mi go brakowało, chciałbym mieć wreszcie męża, do którego mogę w nocy się przytulić, że też musiał wpaść na genialny pomysł pracy w nocy, tak jakby nie mógł pracować za dnia, przynajmniej mielibyśmy go na resztę dnia, a ja miałbym go wreszcie na noce. Nie wspominając o tym, że byłby mnie zmęczony pracą za dnia.
- Zjedz, przygotowałem ci też jedzenie do pracy trochę więcej, gdybyś i dziś musiał zostać dłużej w pracy - Powiedziałem, w tym samym momencie słysząc płacz małej. - Pójdę do niej, smacznego - Dodałem, odsuwając się od męża, kierując swoje kroki do dziecka, które teraz mnie potrzebowało.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz