Jakich gości? Co za goście? Z tego co kojarzę, żadni goście nam się nie zapowiadali. A jeżeli chodzi o tych niezapowiadanych... cóż, kto mógłby nas odwiedzić. Zaskoczony wyszedłem z łazienki, otrzepując swoje ramiona z własnych włosów, nie za bardzo w ogóle rozumiejąc, co się dzieje. Szczerze, to nie miałem za bardzo ochoty na spędzanie czasu z kimkolwiek, poza moją rodziną. Mikleo nadal potrzebował czasu na dojście do siebie, a ja miałem ochotę na odpoczynek. Wczoraj spałem cały dzień, więc powinienem dzisiaj poświęcić czas moim najbliższym.
Na półpiętrze spotkałem moich gości, którymi okazały się być wszystkie serafiny, jakie znałem. A oni skąd tu... i po co tu? Zaveid uśmiechnął się szeroko na mój widok, po czym zamknął mnie w szczelnym uścisku, jakbyśmy się nie widzieli długie lata. Rozumiem, że kiedyś nawet się za nimi stęskniłem... no ale to minęło. Aktualnie mam trochę ich dosyć, a to dopiero był początek... boże, daj mi cierpliwości, bo bardzo mi się przyda w tym dniu.
- Sorey! Jak ja cię dawno nie widziałem! Mam wrażenie, że minęły lata! – krzyknął Zaveid, nim zdążyłem jakkolwiek zareagować. I tyle by było ze wspaniałej ciszy i spokoju...
- Też się cieszę, że cię widzę, ale na przyszłość tak nie krzycz. Obudziłeś małą – odezwałem się, wydostając się z jego uścisku. Misaki oczywiście już zaczęła płakać, czemu się absolutnie nie dziwiłem.
- To nawet na dobre wyszło, bo do niej przyszliśmy. Gdzie leży? Zresztą nieważne, sam ją znajdę – odezwał się i minął mnie na schodach, a w ślad za nim poszła Edna. Co tu się stało.... i skąd oni w ogóle wiedzą, jakiej płci jest nasze dziecko? Z nikim z zamku jeszcze się nie spotkaliśmy, osobiście miałem zamiar to zrobić, ale jak mała będzie nieco większa i będzie mogła spożywać już normalne pożywienie.
- Chyba powinienem za nimi iść – westchnąłem cicho, patrząc na mojego męża. – Dzień dobry, Lailah – odezwałem się do Pani Jeziora, kiedy zauważyłem ją na dole schodów. Chociaż jedna racjonalna osoba, może ten dzień nie będzie taki zły.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale bardzo naciskali – powiedziała z pokorą w głosie. Cóż, na nią zły nie byłem. W sumie, to jeszcze na nikogo nie byłem zły... jeszcze. Jak na razie Zaveid bardzo się stara, by wytrącić mnie z równowagi.
- Nic się nie stało. Napijesz się czegoś? – spytałem z grzeczności, nie chcąc wyjść na niegościnnego. Wiem, jest aniołem, ona nie musi jeść ani pić, ale zapytać się nie zaszkodzi.
- Zajmę się Lailah, a ty idź po Misaki – odparł Miki, na co kiwnąłem głową. Tak, to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, że mała nadal płacze. Oby jej nie wyciągnęli z łóżeczka, co jak co, ale nie do końca im udałem i w życiu nie dałbym im potrzymać malej na rękach. Lailah owszem, Ednie... no może, gdybym bardzo musiał, ale Zaveidowi w życiu bym jej nie powierzył.
Poszedłem na górę, do pokoju malutkiej, gdzie również znajdowali się moi wspaniali goście. Stali nad łóżeczkiem i naradzali się, które z nich powinno ją uspokoić... dobrze, że jednak przyszedłem na czas. Podszedłem szybko do Misaki i natychmiast wziąłem ją na ręce, zaczynając ją uspokajać.
- Jest strasznie głośna, zupełnie jak ty – odezwała się Edna, kiedy Misaki jedynie cicho pochlipywała.
- To jest jeszcze niemowlak, to oczywiste, że jest głośna i płacze. Musi jakoś dawać znać, że czegoś jej brakuje – obroniłem swoją córkę, gładząc ją po brązowych włoskach.
- Niektórzy dorośli też są głośni, kiedy im czegoś brak – powiedziała kąśliwie, na co zmarszczyłem brwi. To miało mnie jakoś obrazić? Jeżeli tak, to tego nie zrozumiałem.
- Po prostu chodźmy na dół. I nie straszcie jej tak – dodałem, wychodząc z pokoju.
- Ślini się. Też trochę jak ty – dodał Zaveid, kiedy wyszliśmy z pokoiku.
- Kiedy ja się niby ślinię? – spytałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. Dowiaduję się dzisiaj bardzo dziwnych rzeczy o sobie i to nie do końca mi się podoba.
- Jak patrzysz się na naszego słodziutkiego Mikleo. Zauważyłem to już, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy – odparł, jakby z taką dziwną dumą.
- Tylko że wtedy nic między nami nie było poza przyjaźnią, więc nie mam pojęcia, co ty zauważyłeś – burknąłem, mając serdecznie dość tej konwersacji.
- Było, oboje baliście się to zauważyć i wypieraliście prawdę.
Na kolejne słowa po prostu westchnąłem cicho. Po prostu nie wdawaj się w niepotrzebną konwersację i wszystko będzie dobrze... nie dać się sprowokować. To jest klucz do sukcesu.
- Właściwie, to jak daliście jej na imię? – dopytała Edna. Kiedy usłyszała odpowiedź, dodała: - Pewnie Mikleo to zaproponował. Założę się, że ty wymyśliłeś coś głupiego i beznadziejnego.
- Jak miło, że obrażacie mnie w moim własnym domu, stęskniłem się za tym – odezwałem się cicho, całując moją córeczkę w czółko.
- Zawsze do usług, wystarczy jedno słowo.
Humor Misaki znacznie się poprawił, kiedy zauważył swoją mamę. Absolutnie się jej nie dziwiłem, też się cieszyłem, kiedy widziałem mojego aniołka. Jest taki piękny, słodziutki i kochany, więc to raczej oczywiste, że humor od razu się polepsza. Podszedłem do niego, podałem mu córeczkę i ucałowałem go w policzek, nie przejmując się publicznością.
- Spójrz, to twoja ciocia – odezwał się wesoło Miki, odwracając małą w stronę białowłosej kobiety. – To Lailah – dodał, a Misaki zaśmiała się wesoło i wyciągnęła rączki w jej stronę. Jako dobra ciocia Lailah wzięła ją na ręce, a nasza córeczka momentalnie złapała jej włosy, które kolorem jak i długością były podobne do Mikleo. – Chyba po tobie ma jakiś fetysz do włosów – dodał cicho Miki, śmiejąc się pod nosem.
- Nie mam żadnego fetyszu włosów – burknąłem niezadowolony. To, że lubiłem czesać i bawić się włosami mojego męża nie oznacza, że mam jakiś fetysz. Po prostu... podobały mi się jego włosy. I to wszystko, więc to nie jest żaden fetysz.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz