Szczerze, nie za bardzo miałem ochotę na spędzanie kontakty z innymi ludźmi. Nie, żebym miał coś do moich kolegów z pracy, ale ostatnio więcej czasu spędzałem z nimi, niż z własnym mężem. Co prawda dzisiaj troszkę to nadrobiliśmy, ale jak dla mnie nadal za mało. Cóż, jeżeli mi ramię na to pozwoli, będziemy jeszcze mieli całą noc dla siebie. Ewentualnie jest jeszcze jutro, o ile nie będziemy mieć żadnych nieproszonych gości.
Mikleo już zdążył zniknąć z pokoju, dlatego i ja zacząłem się zbierać. Nie przywitam przecież moich kolegów bez ubrań, znając Miki’ego ten mógłby być tak odrobinkę o mnie zazdrosny, Podczas zakładania koszuli zauważyłem, że krew zaczęła przebijać bandaż. Nie jakoś bardzo, ale jednak wieczorem będę musiał zmienić bandaż. Najlepiej, aby Mikleo tego nie widział, bo zacznie mieć wyrzuty sumienia, że pozwolił się tak ponieść, albo będzie mi mówił, że powinienem bardziej uważać, a ja naprawdę chciałbym tego uniknąć. Znałem ryzyko, które swoją drogą było niewielkie, i uważam, że te przyjemne chwile były tego warte. Mikleo także nie wydawał się tego żałować, a to jest przecież najważniejsze.
Po drodze na dół poprawiłem włosy, by nie wyglądać jak chwilę po seksie. Znałem moich współpracowników i wiedziałem, że mogą mi z powodu czegoś takiego docinać i żartować, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja jednak nie przepadałem za takim typem humoru, dlatego wolałem tego uniknąć. I jeszcze będę musiał na szybko wymyśleć, co się stało z moją ukochaną żoną... czasem życie byłoby prostsze, gdyby Miki był widoczny dla innych ludzi. A czasem cieszę się, że nikt o nie widzi, bo to oznacza, że jest tylko i wyłącznie mój. Chyba momentami byłem za bardzo zaborczy...
- W końcu, ileż można...! – zaczął głośno Chris, ale zaraz go uciszyłem.
- Ciszej, młoda i Miki śpią – powiedziałem, zakrywając mu usta. Zamiast wymyślać jakieś żeńskie imię dla mojej ukochanej żony, zdecydowałem się skorzystać ze skrócenia imienia Mikleo, które na szczęście było dosyć uniwersalne...
- Dobra, dobra, sorry, nie wiedziałem – obronił się, unosząc ręce w obronnym geście. – Możemy wejść? – dopytał, unosząc dłoń z torbą, w której chyba były butelki z piwem. Znaczy, tak podejrzewałem, znając ich i słysząc ten dźwięk obijania się szkło o szkło...
- Tylko jeżeli będziecie w miarę cicho – odpowiedziałem, przepuszczając ich w drzwiach. Jeżeli faktycznie będą za głośno i tym samym będą przeszkadzać reszcie domowników.
Jeszcze rano nie spodziewałem się, że wieczór spędzę w towarzystwie znajomych z pracy, i przy piwie. W sumie, to kiedy ja ostatni raz piłem piwo... nigdy jakoś tak nie przepadałem za alkoholem, nawet jak byłem młodszy. Jedynie czasem napiję się z mężem nieco wina, jak chociażby wczoraj wieczorem do kąpieli, ale to naprawdę od święta. Po tym, jak się upiłem i zdradziłem Mikleo, wolałem uważać, by już więcej nie stracić nad sobą kontroli. Po tym zdarzeniu nie miałem już do siebie zaufania, nawet jeżeli jestem już w pełni sobą, dlatego teraz, nawet podczas picia tak lekkiego alkoholu uważałem, by nie przesadzić.
Po trzech godzinach mała zaczęła sprawiać Miki’emu małe kłopoty, o czym poinformował mnie za pomocą telepatii. Najwidoczniej mała teraz chciała, abym ja się nią troszkę zajął. Poinformowałem Aidena oraz Chrisa o tym, że teraz muszę zająć się małą i najwyższa pora, by zakończyć to biesiadowanie, a oni w odpowiedzi stwierdzili, że chcieliby zobaczyć moją księżniczkę, o którą tak bardzo się martwię.
- Długo jeszcze będziecie siedzieć? – spytał Mikleo, kiedy poszedłem po małą do pokoju. W jego głosie nie słyszałem żadnych wyrzutów, więc najwidoczniej nie był na mnie za bardzo zły za to niespodziewane spotkanie.
- Chcą tylko małą zobaczyć i już wychodzą. Ciebie też chcieli, ale powiedziałem, że jesteś chory i nie chcesz ich pozarażać – powiedziałem, biorąc Misaki na ręce.
Tym razem Mikleo zszedł ze mną mówiąc, że poczeka chwilę i zrobi małej coś do jedzenia; w końcu lewitujące przedmioty w kuchni mogłyby wyglądać dosyć dziwnie.
- Ona na pewno ma tylko kilka miesięcy? – spytał zaskoczony Aiden, przyglądając się małej z zainteresowaniem.
- Faktycznie, trochę szybko rośnie – powiedziałem z delikatnym uśmiechem przyglądając się, jak mała wyciąga ręce w stronę mężczyzn, czym byłem zaskoczony. Misaki nigdy nie wydawała się przepadać za obcymi, nawet kiedy my byliśmy blisko. Ale skoro teraz tak bardzo chciała, to podałem ją Chrisowi.
Misaki zaśmiała się wesoło, po czym swoimi drobniutkimi rączkami dotknęła brodatej twarzy mojego kolegi; podobnie zachowywała się w stosunku do Aidena. A kiedy już to zrobiła, wyciągnęła rączkę w stronę Mikleo i powiedziała głośno:
- Ma-ma!
Mężczyźni spojrzeli w tym kierunku i sądząc po szoku na ich twarzach, potrafili go dostrzec. Nie tylko oni byli w szoku, Miki i ja także byliśmy zaskoczeni, w końcu przed chwilą jeszcze był dla nich niewidoczny... a mała była z siebie bardzo zadowolona. Czy to była jej sprawa? W ogóle było to możliwe?
- Dzień dobry...? – odezwał się niepewnie Aiden, patrząc to na Mikleo, to na mnie, nie do końca wiedząc, o co chodzi.
- Chyba porozmawiamy w pracy – powiedział Chris, oddając mi roześmianą dziewczynkę.
- Też mi się tak wydaje. Wesołych świąt – powiedziałem, odprowadzając ich do drzwi. Czyli jak wrócę, będę musiał wyjaśnić, dlaczego Miki nie jest żoną i dlaczego go nie widzieli... przynajmniej nie wezmą mnie za wariata. Chociaż, mogą mi nie do końca uwierzyć, że Miki jest aniołem. – Myślisz, że to Misaki sprawiła, że mogli cię dostrzec? – spytałem, kiedy wróciłem do kuchni.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz