Tak jak podejrzewałem, ta rozmowa nie miała za wiele sensu. On uważał jedno, ja uważałem drugie, każdy miał swoje zdanie i każdy z nas będzie przy nim trwał, póki jedno w końcu nie odpuści. Ja naprawdę czułem się już lepiej, znałem swoje limity i wiedziałem, co mogłem robić, by nic mi się nie stało, ale Mikleo uważał inaczej. Teraz to było tylko odrobinka krwi, a krew z reguły źle wygląda, dlatego to wyglądało troszkę nieprzyjemne.
- Po prostu nie chcesz przyznać, że przyda ci się odpoczynek – powiedziałem lekko naburmuszony, zabierając się za jedzenie. Widziałem po nim, że jest wykończony, czemu się nie dziwiłem. Przez kilka dni zajmował i dziećmi, bez mojej pomocy, więc ja już wiedziałem, jak ciężkie to może być. Momentami nawet było mi wstyd, że zamiast mu pomagać, spałem po pracy.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie, a i tak ja mam większą rację – odparł, ocierając ubrudzone policzki Misaki chusteczką. – Jedz, przed wyjściem chciałbym jeszcze pozmywać.
I tyle by było z tej dyskusji, z czego wyszło na Mikleo. Jak zwykle, z resztą. Niezadowolony i odrobinkę naburmuszony, zacząłem jeść, bo mimo wszystko byłem odrobinkę głodny i nie chciałem, aby posiłek wystygnął, bo wtedy nie smakował tak dobre, jak teraz.
Nie miałem pojęcia, co będę robił po zjedzeniu obiadu. Normalnie szykowałbym się do wyjścia, ale przecież mam zabronione i doskonale wiedziałem, że z nim nie wygram; albo raczej nie wygram z nim w takim stanie. Głupia rana... przecież na siebie uważałem. Po prostu nie miałem pojęcia, że jeden ze złodziei miał przy sobie jakąś dodatkową broń dystansową. No i też przecież było ciemno, to, że mnie w ogóle trafi, graniczyło z cudem, a jednak mu się udało. Pewnie to był zwyczajny łut szczęścia... chociaż, gdyby tak na to spojrzeć z takiej strony, to miałem szczęście, że przypadkiem nie trafił mnie w głowę, bo wtedy byłoby po mnie. No dobrze, może rozumiem, dlaczego Mikleo się o mnie martwił, ale nadal uważałem, że martwił się za bardzo.
- Ja wychodzę, pilnuj małej i staraj się jej nie nosić za bardzo na rękach. Musisz pozwolić swojej ranie odpocząć – odezwał się do mnie Mikleo, zbierając się do wyjścia.
- Nie bierzesz jej? – spytałem zaskoczony będąc pewien, że weźmie Misaki ze sobą, zostawiając mnie samemu sobie.
- Miałem zamiar, ale zdałem sobie sprawę, że lewitujące dziecko może wzbudzać sensację – odpowiedział, poprawiając swoje cudowne włosy. W sumie, to od dawna nie zajmowałem się jego włosami... stęskniłem się za tym. Może do jutra moja rana się nieco zagoi, a skoro wszystko jest posprzątane, to może będziemy mieć jutro trochę więcej czasu dla siebie. Co prawda, dzisiaj troszkę sobie porozmawialiśmy podczas sprzątania, ale to nie było to samo. – Może od razu położę ją do łóżeczka, by było ci prościej?
- Dam sobie radę, niosłem ją na rękach przez dwie godziny, więc przez dwie minuty też dam sobie radę. Prawda, maleńka? – spytałem, biorąc moją małą kruszynkę na ręce pilnując się, by większy ciężar był na tej zdrowej ręce. Masochistą w końcu nie jestem.
- Po prostu uważaj na ranę, bo jak odkryję, że znowu jest naruszona, to przywiążę cię do łóżka, byś nie mógł się ruszać – zagroził, próbując brzmieć groźnie.
- W sumie, ten pomysł nie jest taki zły – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, co wywołało u niego ciche westchnięcie zrezygnowania. – I bądź wobec Yuki’ego konsekwentny – dodałem, znając jego słabość do chłopca.
- Zamiast na mnie skup się na sobie, jesteś w gorszym stanie – powiedział, wychodząc z domu.
I w ten oto sposób zostaliśmy sami. Zaniosłem małą na górę, by tam zapalić świece i usiąść na bujanym fotelu, gdzie mógłbym zacząć czytać jej książkę. Nie taką rozrywkę jej przewidziałem na ten wieczór, ale dziewczynka wydawała się być zadowolona. Jeszcze trochę i będziemy musieli jej znaleźć kolejną książkę, bo ta już się powoli kończy. I coś czułem, że malutka znowu będzie chciała coś o historii... ciekawe, czy jak będzie większa, także będzie podzielać pasję moją i Mikleo. W przyszłości miło by było zabierać rodzinę na jakieś wycieczki, ale to jak mała będzie większa. W końcu nie dość, że do najbliższych ruin jest trochę daleko, to jeszcze zwiedzanie ich nie jest do końca bezpieczne ze względu na pułapki.
W końcu malutka poszła spać, a Yuki’ego, jak i Mikleo nie było, a powinni być tutaj od dobrych dwóch godzin. Nawet się zacząłem się o nich martwić, bo nie byłem pewien, czy coś im się stało, czy może Mikeo pozwolił mu zostać dłużej u Emmy. Poprawiłem się w fotelu i przymknąłem na chwilkę oczy, odczuwając zmęczenie. Nie powinienem jeszcze iść spać, muszę poczekać na Mikleo,...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz