Głośne gaworzenie ze strony Misaki sprawiło, że zerknąłem w ich stronę. Okazało się, że Mikleo zasnął, a malutka korzystając z chwili jego nieuwagi, zaczęła raczkować w stronę jeziora. W bardzo zastraszającym tempie. Od razu rzuciłem się w jej stronę i w ostatnim momencie wziąłem ją na ręce, ratując ją przed wpadnięciem do wody. Podobnie jak mama i jej brat, ciągnęło ją do wody, ale na takie rzeczy jest zdecydowanie za wcześnie. Na ten moment powinny je wystarczyć jedynie kąpiele w balii, po których zazwyczaj oboje jesteśmy mokrzy, tak bardzo lubiła się chlapać.
- A ty dokąd się wybierasz? – spytałem, poprawiając ją sobie na rękach. Dziewczynka wskazała ręka na jezioro i powiedziała „woda”. – Nie, nie, musisz jeszcze trochę podrosnąć i dopiero wtedy nauczymy cię pływać. Teraz to zbyt niebezpieczne – powiedziałem gładząc jej włosy. Dziewczynce się to nie spodobało, ale to nie mój problem, nie możemy być w końcu na każde jej skinienie, by nie była za bardzo rozpieszczona. Trzeba ją powoli przyzwyczajać do tego, że nie zawsze ma się to, czego chce.
W tym samym momencie Mikleo otworzył oczy, powoli się rozbudzając. Wydaje mi się, że na dzisiaj już nam wystarczy, Mikleo ewidentnie jest zmęczony, a ja na pewno nie dam sobie rady z dwoma dzieciakami na raz, a przynajmniej nie teraz. Wiedziałem, że jednak będę musiał się nauczyć to robić. Mikleo będzie odpoczywał, a ja będę zajmował się i dziećmi, i domem, i wszystkim innym... w sumie, to nie powinienem narzekać, podczas kiedy ja pracowałem, mój mąż dawał sobie z tym wszystkim radę, więc i ja powinienem.
- Co się stało? – spytał zaspany Mikleo, chcąc przetrzeć złamaną ręką oczy, ale najwidoczniej powstrzymał go ból.
- Misaki chciała przedwcześnie nauczyć się pływać – wyjaśniłem pokrótce, przyglądając się uważnie mojej Owieczce. Na szczęście ręka nie wyglądała gorzej niż godzinę temu, więc chyba jest dobrze. Ale i tak lepiej będzie, jak wrócimy do domu i się trochę zdrzemnie, a ja zajmę się dziećmi.
- O Boże... Sorey, przepraszam, zamknąłem tylko na chwilę oczy, nie sądziłem, że gdziekolwiek pójdzie... – zaczął Miki, trochę spanikowany. Niepotrzebnie, nie byłem na niego zły Miki, to nie była jego wina, ale jednak powinien mi powiedzieć, że jest zmęczony, wtedy wiedziałbym, że należy się zbierać.
- Sytuacja pod kontrolą, więc nie musisz się przejmować. I skoro przysypiasz, powinniśmy wracać, zdecydowanie powinieneś odpocząć – powiedziałem, trzymając Misaki jedną ręką, a drugą sięgnąłem po atrapę miecza, którą rzuciłem, kiedy zorientowałem się, co robi Misaki.
- Ale już? Dopiero co przyszliśmy! – krzyknął niezadowolony Yuki, na co westchnąłem ciężko. Ogarnianie wszystkiego i zadowolenie wszystkich może być trudne.
- Przyszliśmy tutaj godzinę temu. Poza tym, możemy przyjść tutaj jutro, jeżeli mama będzie się czuła dobrze – powiedziałem, chcąc go odrobinkę udobruchać.
- I potrenujemy jutro? – dopytał, chcąc się upewnić.
- Tak, ale jeżeli stan mamy się pogorszy, wtedy zostajemy wszyscy w domu i jej pilnujemy – potwierdziłem, z ulgą zauważając, że Yuki’emu to odpowiada. Nie chciałbym znowu się z nim kłócić, to było strasznie męczące, i dopiero co się z nim pogodziłem.
- Nie musimy wracać, już czuję się dobrze – bąknął Mikleo, ale nikt go nie słuchał. I bardzo dobrze, teraz powinien odpocząć, im więcej będzie odpoczywał, tym szybciej wyzdrowieje, a tego chyba wszyscy chcemy.
Do domu wróciliśmy po kilkunastu minutach. Yuki poszedł do kuchni przygotować psu posiłek, a ja poszedłem z Mikim i Misaki na górę; w końcu musiałem przypilnować, by mój mąż na pewno pójdzie spać, no i także chciałem uśpić malutką, co mi nie ułatwiała. Dziewczynka ewidentnie chciała sobie poraczkować po podłodze, dlatego kiedy upewniłem się, że na podłodze w naszej sypialni jest czysto i nie ma żadnych niebezpiecznych rzeczy, zamknąłem drzwi i pozwoliłem jej na to. Zrobi kilka kółeczek, zmęczy się i pójdzie spać.
- Ostatnio jest bardzo ruchliwa – zauważył Miki, delikatnie przytulając się do moich pleców tylko za pomocą tej zdrowej ręki.
- W końcu rośnie. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby w przeciągu kilku dni zaczęła normalnie chodzić – odpowiedziałem, na co Mikleo cicho się zaśmiał.
- Kilka dni to trochę za szybko, ale poza tym masz rację. Wypadałoby jej zorganizować jakieś bezpieczne miejsce, w którym mogłaby sobie spokojnie raczkować bez ciągłego pilnowania – powiedział nagle, czym lekko mnie zaskoczył. To był... mądry pomysł. I to bardzo mądry. Jeny, jakiego ja mam mądrego męża. Szkoda tylko, że jednocześnie jest taki uparty.
- Myślę, że salon byłby dobrym miejscem. Pilnować, by było tam czysto, podrzucić jej kilka zabawek, zrobić jakąś blokadę w drzwiach... postaram się to jakoś zorganizować. A ty idź już spać, widzę, że jesteś zmęczony, chyba, że chcesz, aby ci poczytać do snu – dodałem odrobinkę rozbawiony, odwracając się do niego, by go ucałować w policzek. Trochę żartowałem z tym czytaniem, ale i też byłem trochę poważny, może kiedy zacznę czytać, mała się tym zainteresuje i trochę wyciszy... cóż, warto spróbować. Może nawet i Miki jakoś mógłby z tego skorzystać.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz