piątek, 8 kwietnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Wpatrywałem się w ciało, które kiedyś należało do mojego męża. To nie może być koniec, przecież przed chwilą dopiero co się zaczęło, to musi być po prostu jakiś etap przejściowy... Mikleo gdzieś tam musi być. Muszę tylko do niego dotrzeć, tak jak wtedy, kiedy byliśmy jedynie we dwójkę na wyprawie. Tylko może lepiej bez wypuszczania na świat swego złego ja, jeden zły w zupełności wystarczy. 
- Sorey, fuzja działa bez paktu, wystarczy, że wypowiesz moje prawdziwe imię! – krzyknęła Lailah, kiedy ja byłem w trakcie turlania się, by uniknąć ciosu demona. 
Faktycznie, można było zrobić coś takiego. Wykorzystaliśmy to z Mikim przy moim pierwszym spotkaniu z helionem, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem. I właśnie później, dzięki temu doświadczeniu nakłoniłem Mikleo, by zgodził się na pakt ze mną, a później zawarłem pakt z Lailah... wszystko fajnie i super, tylko jak brzmiało prawdziwe imię Lailah? Nie używałem go od dobrych paru lat. Myśl, Sorey, myśl, i to szybko... kiedy Lailah się odezwała, demon ją obrał sobie na cel i niewiele mu brakowało, by ją dorwać. 
- Fethmus Mioma! – krzyknąłem, nagle sobie o tym przypominając. I to w ostatniej chwili, Lailah zniknęła, nim dosięgnęły ją miecze demona. 
~ Obawiam się, że Mikleo już z nami nie ma. Musimy zabić demona, nie możemy pozwolić, by się wydostał – słysząc jej głos w swojej głowie, zamarłem. Jak to nie ma już Mikleo...? Lailah się myli. Musi się mylić, nie ma innej możliwości. 
- To nieprawda. Mikleo żyje – powiedziałem hardo, patrząc na demona, który szczerzył zęby w szyderczym uśmiechu. Nie przypominał Mikleo, którego znałem i kochałem. Cudowne, białe włosy, które tak ubóstwiałem i którymi tak uwielbiałem się bawić, stały się czarne, niezwykłe lawendowe oczy przybrały krwawą barwę, a z głowy wyrosła mu para rogów. Niby nie było w nim już nic znajomego,  nic, co kochałem i ubóstwiałem w moim aniele, ale wierzyłem, że jest tam jeszcze. I dzielnie walczy o przejęcie kontroli, przecież nie poddałby się tak łatwo. Więc skoro on się nie poddał, to i ja będę dla niego walczył, co może nie być takie łatwe. Muszę walczyć tak, by go nie skrzywdzić, bo jeżeli skrzywdzę to ciało, skrzywdzę także Mikleo. 
- Jesteś niewiarygodnie głupi. Z miłą chęcią zetrę cię w proch – warknął, zaciskając dłonie na rękojeściach swojej broni i rzucając się na nas. 
Walka była długa i męcząca, głównie z tego powodu, że bałem się go mocniej uderzyć. Lailah za wszelką cenę próbowała mnie przekonać, że to nie ma sensu, że trzeba się go pozbyć, nim skrzywdzi innych, ale ja jej nie słuchałem. Dodatkowo, jej gadanie bardzo mnie rozpraszało, przez co dość szybko przeciwnik mnie powalił tak, że nie mogłem już wstać. Uderzywszy mocno o plecami o ścianę, jęknąłem cicho z bólu. To było całkiem mocne uderzenie... nie sądziłem, że mój aniołek ma aż tyle krzepy. Otarłem krew spływającą mi z rozwalonych ust, patrząc na unoszące się miecze. Zginąć z rąk ukochanej osoby to raczej niezbyt przyjemna śmierć... ale przynajmniej się starałem. Z całych swoich sił. 
- Miki... pamiętaj, że cię kocham, dobrze? – szepnąłem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
Te słowa coś musiały w nim obudzić, ponieważ demon nagle zamarł. Odrzucił miecze, cofnął się o dwa kroki i złapał się za głowę, krzycząc przeraźliwie. I byłem całkiem pewien że przez moment jedno z jego oczu powróciło do swojego dawnego, lawendowego koloru. 
~ Miałeś rację. Mikleo jeszcze się nie poddał – usłyszałem głos Lailah. I ty, że miałem rację, będę jej wypominał później, jak już Mikleo wróci do siebie. 
~ Jak możemy mu pomóc? – spytałem również w myślach patrząc, jak demon wścieka się na siebie i mamrocze coś pod nosem. Walcz Miki, proszę, nie poddawaj się... 
~ Musimy odnowić okrąg i go w nim uwięzić. Musimy jednak zrobić coś, co sprawi, ze tak łatwo go nie przerwie. 
~ Jak na przykład wyryć go w kamieniu – zasugerowałem, chwytając za miecz. Demon nadal był zajęty odzyskiwaniem kontroli, co postanowiłem wykorzystać. Lepiej, aby nie był świadomy tego, co robimy. 
Korzystając z chwili nieuwagi wykorzystałem płonący miecz Lailah i wyryłem w kamiennej posadce okrąg; ostrze było tak gorące, że nie wyrycie wzoru nie sprawiało mi większej trudności. Miałem tylko nadzieję, że pastor tego kościoła nie będzie miał mi tego za złe. Przykryje się dywanem i nikt nawet różnicy nie zauważy. 
- Wystarczy! – krzyknął nagle wściekle Mikleo, kierując się w naszą stronę. – Wystarczy, że cię zabiję. I wtedy już jego ciało na zawsze będzie moje – z każdym swoim słowem zbliżał się do nas coraz to bardziej, aż w końcu wszedł do okręgu. Zdał sobie sprawę z tego w momencie, kiedy nie mógł zrobić kolejnego kroku. 
- Co teraz? – spytałem, kiedy fuzja zakończyła się, a Lailah pojawiła się obok mnie. 
- Teraz nic więcej zrobić nie możemy. Wszystko zależy od Mikleo – powiedziała Pani Jeziora, wpatrując się w szalejącego demona, który nie był w stanie nic zrobić. To był jednocześnie przerażający, jak i smutny widok. 
- No dalej, Owieczko. Pokonasz go – szepnąłem, zaciskając pięści. Chciałbym zrobić coś więcej, naprawdę, ale nie byłem w stanie. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz