Słysząc jego słowa, chwyciłem jego policzki i oparłem czoło o jego, uśmiechając się lekko. Musiałem go pocieszyć, bo jeżeli teraz w siebie zwątpi, ten rytuał może potoczyć się fatalnie, a na to przecież pozwolić nie mogłem. Musiałem sprawić, by w siebie uwierzył. Jest wspaniały, silny i niesamowity, ja to zauważam, Yuki to zauważa i jestem całkiem przekonany, że Misaki również bardzo kocha swoją mamę. Dosłownie za nim szaleje i nie ma czemu się dziwić, ja także podzielam obsesję naszej małej.
- Miki... jesteś najwspanialszym, najmądrzejszym i najsilniejszym aniołem, jakiego znasz. Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie to łatwa walka, ale wiem, że ja wygrasz. Wierzę w ciebie najbardziej na świecie i nigdy wierzyć nie przestanę – wyszeptałem, uśmiechając się do niego szeroko. Mówiłem szczerze, nie wymyślałem niczego, by poprawić mu humor. Jak zawsze mówiłem to, co dyktuje mi serce, a to ostatnio bardzo często mi się zdarzało. I za każdym po mojej takiej króciutkiej przemowie Mikleo się uśmiechał, czego oczekiwałem najbardziej. To był wspaniały widok, nie potrzebowałem niczego innego do szczęścia.
I tak było tym razem... no, prawie. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie, a z oczu popłynęły łzy. Ostatnio zdecydowanie za często płakał. Gdyby jeszcze płakał ze szczęścia, byłbym w stanie to znieść, ale to głównie był strach. A skoro się bał, oznaczało to, że nie jestem dla niego wystarczająco silny, by czuł się przy mnie bezpiecznie. W przyszłości muszę się za siebie wziąć, by stać się silniejszy, ale najpierw muszę się zająć Mikim. On jest dla mnie najważniejszy, wraz z Yukim i Misaki. Ta trójka to cały mój świat, dla nich byłem w stanie zrobić wszystko, nawet gdybym musiał dla nich iść do piekła, zrobiłbym to bez wahania.
Otarłem łzy z jego policzków, po czym ucałowałem delikatnie jego usta. To był bardzo subtelny pocałunek, nic nachalnego, ponieważ czułem, że mój mąż w tym momencie potrzebował subtelności. A ja chciałem mu zapewnić wszystko, co tylko by sobie wymarzył.
- Nie płacz, skarbie. Nic złego się nie stanie. Wrócisz do nas cały i zdrowy, nauczysz Yuki’ego i Misaki wszystkiego, co wiesz o byciu aniołem. Dzięki tobie będą najlepszymi aniołami – dodałem, szczerząc się do niego.
- Kocham cię – wyszeptał, na co pocałowałem go w czubek nosa.
- Ja ciebie również. Wychodzimy już z wody? Jest trochę zimna – odezwałem się, czując coraz większy chłód. Wiem, Mikiemu to nie przeszkadza, on lubi takie klimaty, ale ja byłem człowiekiem i mimo wszystko wieczory wolałem spędzić w łóżku, okryty kołdrą, niż w zimnej wodzie.
- Przepraszam, zapomniałem się – powiedział z wyrzutem w głosie, czego nie do końca rozumiałem. W końcu nie zrobił niczego złego.
Wyszliśmy z chłodnej wody, oboje dobrze wytarliśmy swoje ciała puchatymi ręcznikami i przebraliśmy się w piżamy; Miki ubrał moją koszulę, która cudownie wyglądała na jego ciele, a ja jedynie jakieś luźniejsze spodnie. Cóż, razem moglibyśmy mieć wszystko... i w sumie, razem mamy wszystko. Poza nami niczego nam więcej do szczęścia nie trzeba. Kiedy położyliśmy się do naszego cudownego łóżeczka, od razu wtuliłem się w jego cudowne ciałko. Musiałem je w końcu ogrzać, jego ciałko po tej wodzie także było odrobinkę chłodne i pewnie jem to nie przeszkadzało, ale mnie już trochę tak
- Kocham cię – wyszeptałem mu do ucha, po czym wsunąłem nos w jego cudowne włosy. Musiałem mu powtarzać to jak najczęściej, by to zapamiętał i miał to na uwadze. Niby o tym wiedział, ale czasem miałem wrażenie, że o tym zapominał. – Pamiętaj o tym, dobrze?
- Pamiętam. I ja także cię kocham – odpowiedział, przytulając się do mnie.
***
Następnego dnia musiałem przez jakiś czas opiekować się dziećmi, ponieważ Mikleo poszedł porozmawiać z Lailah o rytuale. Najchętniej poszedłbym z nim, ale to odpadało, bo dzieci nie mogliśmy wziąć ze sobą, a nie było nikogo, kto mógłby z nimi zostać. Muszę jeszcze znaleźć kogoś, kto zostałby z dziećmi jutro, na rytuał na pewno nie puszczę go sam. Muszę przy nim być, to była bardzo ważna chwila, nie wyobrażam sobie, by nie mnie przy nim nie było.
- Jutro musisz zostać z dziećmi.
To były pierwsze słowa, jakie od niego usłyszałem, kiedy wrócił do domu. Przyznam, trochę mnie zaszokowały. Nie tak miało to wyglądać.
- Nie puszczę cię tam samego... – zacząłem, ale Mikleo zaraz mi przerwał.
- Misaki tylko przy tobie będzie spokojna, a rytuał... może przebiegać różnie. W razie niepowodzenia chcę, byś zapamiętał mnie właśnie takim, jakim jestem teraz, a nie jako demona.
- Skarbie, jesteś niesamowity, nie będzie żadnego niepowodzenia, nawet tak nie mów – odezwałem się, chwytając jego dłonie. – Kocham cię i nigdy cię nie opuszczę – dodałem chcąc, by miał na uwadze to, że jutro tam z nim idę. Jeszcze nie wiem, z kim zostawię dzieci... ale coś wymyślę. Muszę, po prostu muszę. Nie ma innej opcji.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz