poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey miał racje, następna taka okazja mogła się szybko nie powtórzyć. Yuki ostatnio ciągle siedzi w domu zastanawiam się, czemu nie chodzi do Emmy, kara się skończyła, a on dziś nawet do niej nie poszedł, może nie mógł tylko czemu? Z naszej strony nie ma problemu. Może Emma nie ma teraz czas, aby Yuki dziennie u niej był. Muszę chyba porozmawiać z chłopcem o całej tej sytuacji. A teraz może, zamiast myśleć o wszystkim skupie się na mężczyźnie, którego kocham i z którym mam ochotę spędzić kilka przyjemnych chwili.
- Masz racje - Szepnąłem, stając na palcach, aby złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku, czując w tej samej chwili jego dłonie na swoich udach, nim więc zdążyłem zareagować, trzymał mnie w ramionach, zmuszając tym samym do reakcji. - Sorey, nie twoja ręka - Wyszeptałem, gdy oderwaliśmy się od swoich ust.
- Owieczko proszę, nie myśl o tym teraz. Zrelaksuj się, mi nic nie będzie - Zapewnił, kierując powoli swoje kroki w stronę naszej sypialni, zajmując moją głowę pocałunkami i dotykiem robiąc wszystko, abym zapomniał o jego ramieniu, co doskonale mu wyszło. Nim się obejrzałem, leżałem na miękkim materacu łóżka, obserwując rozbierającego się mężczyznę. No takie widoki to ja zdecydowanie lubiłem, patrzenie na jego ciało było największą przyjemnością. Kochałem go i każdy centymetr jego ciała bez względu na to, jak wyglądało, z bliznami czy bez to mój człowiek, którego kocham i nigdy nie opuszczę.
Mając jedyną taką okazję, korzystaliśmy z niej garściami, nie mogąc się sobą nacieszyć, niby to widzimy się codziennie, a gdy już mamy czas dla siebie zachowujemy się tak, jakbyśmy nie widzieli się od kilku lat. Nasza miłość jest naprawdę dziwna, a jednocześnie bardzo silna, nic nie jest w stanie rozdzielić nas.
Zmęczeni i bardzo zadowoleni leżeliśmy w łóżku, wtuleni w swoje ciała nic nie mówiąc, chwila ciszy też była przyjemna tym bardziej przy tym dziennym chaosie, który nas otaczał.
- Wszystko było dobrze? - Na pytanie męża uśmiechnąłem się pod nosem podnosząc głowę, by spojrzeć w jego cudowne zielone oczy.
- Oczywiście, że tak. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłeś - Przyznałem, łącząc nasze usta w pocałunku.
- Za bardzo mi pochlebiasz - Wymruczał, głaszcząc mnie po moich rozpuszczonych włosach, którymi zaczął się bawić. - Będę mógł dziś poświęcić im kilka chwil? - Zmienił temat, przysuwając moje kosmyki bliżej twarzy, wciągając do płuc ich zapach, nigdy chyba tego nie zrozumiem, pachnął tak samo, jak i jego używamy tych samych kosmetyków.
- Jeśli ma sprawić ci to przyjemność, to nie mam nic przeciwko - Wyznałem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, przymykając na chwile oczy, oczywiście nie po to, by spać, a raczej po to, by się zrelaksować u boku osoby, którą kocham.
- Wielką - Zapewnił, całując mnie w głowę. - Miki, zmieniając tak całkowicie temat, chciałem z tobą porozmawiać o świętach - Jego słowa zmusiły mnie do ponownego podniesienia głowy i spojrzenia na niego wzrokiem „co z nimi nie tak?". Sorey szybko zrozumiał moje spojrzenie, obdarowując mnie uśmiechem. - Nie musisz patrzeć na mnie takim wzrokiem. Alisha zaprasza nas na święta i chciałem porozmawiać z tobą czy w ogóle tego chcesz - Wyjaśnił, tym samym troszeczkę mnie uspokajając. Już się bałem, że sam nie wiem wezwą go do pracy, chociaż z tym ramieniem to raczej nie byłoby mowy, na szczęście to nic z tych rzeczy.
- Nie mam nic przeciwko, miło będzie wreszcie wyrwać się z domu. Szczerze powiedziawszy mam już dość siedzenia w tych czterech ścianach - Wyznałem, rozciągając swoje mięśnie, w międzyczasie wyczuwając obecność syna. Czas się ubrać i z nim porozmawiać myślę, że nie może nadal się tak odnosić do swojego taty.
- Tam też będziesz siedział w czterech ścianach - Słusznie zauważył.
- Tak, ale w innych ścianach. Poza tym tam jest wielki ogród - Zauważyłem, zakładając na ciało ubrania, unosząc głowę w stronę drzwi. - Zapraszałeś gości? - Dopytałem, troszeczkę zaskoczony.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Najwidoczniej twoi koledzy z pracy sami chcą cię odwiedzić - Wyczułem ich, nim dało się usłyszeć pukanie do drzwi. W takim razie koniec czasu sam na sam może to i dobrze będę miał czas, by porozmawiać z synem o jego zachowaniu. - Idź, ugość ich, tylko niech będą w miarę cicho, mała śpi, ja pójdę porozmawiać z Yuki - Dodałem, całując go w policzek, znikając po chwili z pokoju, nie mając nawet po co schodzić na dół, koledzy Soreya i tak nie będą w stanie mnie zobaczyć, po co więc mam się starać..

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz