piątek, 8 kwietnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Powoli otworzyłem oczy, wpatrując się w błękitne niebo, takie piękne, takie czyste, chciałbym zostać tu już na zawsze. Tu jest mi dobrze po co więc wracać?
- Owieczko wróć do mnie - Słysząc znajomy głos, powoli podniosłem się z miękkiej trawy, patrząc na demona, demona, który na za dużo sobie już pozwolił, usypiając moją czujność.
- Mromo - Zawołałem, skupiając uwagę demona na sobie. - Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa - Zaciskając dłonie w pięści, patrzyłem na demona, nie pozwolę mu skrzywdzić tych, których kocham, może i nie mam z nim szans ,pod względem siłowym mam jednak coś, czego on nie posiada. To mój świat podświadomości i to ja zdecyduje, kto powie ostatnie słowo.
- Daj spokój, odpuść, nie masz ze mną najmniejszych szans - Odezwał się z szerokim uśmiechem namalowanym na swojej bladej twarzy.
- Mylisz się, to ty nie masz ze mną najmniejszych szans, to mój świat moje ciało i nikt ani nic a w szczególności ty nie będzie już mówił mi co mam robić - Przywołując swój łuk, zebrałem w sobie siłę, by stoczyć walkę z demonem mając w sobie siłę, której już dawno nie czułem, siłę, miłości, przyjaźni i zaufania. To tego było mi trzeba wiary w tych, których kocham i wiary w samego siebie.
Walka nie była prosta, demon do samego końca stawiał się, starając za wszelką cenę wygrać tym razem jednak i ja nie odpuściłem, zamykając demona w lodowym więzieniu mojej podświadomości.
- Tym razem już nikomu nie zagrozisz - Zwróciłem się do demona, nim zostawiłem go samego za ścianą lodowych krat, wracając do swojego ciała, pierwszy raz podczas pełni czując się tak zmęczonym. Nie mając siły, upadłem na ziemię, czując zmęczenie i szczęście.
- Miki - Sorey podbiegł do mnie, kładąc dłonie na moich policzkach.
- Udało mi się - Wyszeptałem, szczęśliwy zapominając o strachu, który jeszcze całkiem niedawno paraliżował moje ciało. - Słyszałem cię i wróciłem - Dodałem cicho, uśmiechając się bardzo łagodnie, nie mając za bardzo siły na szerszy uśmiech. Muszę na chwilę zamknąć oczy i odpocząć..
- Tak, byłeś bardzo dzielny - Przyznał, gładząc mnie po policzku.
A ja będąc strasznie zmęczonym, nawet nie wiem, kiedy odpłynąłem, potrzebując tylko chwili, tylko kilku minutek, by wypocząć, przed jeszcze nie wiem do końca, przed czym, ale przed czymś na pewno.

Otworzyłem oczy, gdy na niebie widniał księżyc w pełni, energia wróciła wraz, z której siłą jeszcze kilka godzin temu mi zabrakło aż cud, że w ogóle udało mi się wygrać z demonem.
Przecierając jeszcze trochę zaspane oczy, dostrzegłem mojego męża siedzącego w fotelu, czyżby on zasnął? Cóż i on pewnie był bardzo zmęczony, tym co się stało, demon przejął nade mną kontrole i na pewno był pierwszym, który chciał mnie ratować.
- Sorey? - Szepnąłem cicho jego imię, wstając z łóżka, by podejść do męża, dopiero, teraz gdy byłem bliżej, dostrzegłem rozwaloną wargę i siniaki na jego ciele. Naprawdę musiałem mocno go poturbować. To znaczy nie ja a demon, a może ja, demon to ja więc to chyba moja wina..
Zamyślony dotknąłem twarzy męża, aby uleczyć jego rany, przypadkiem wybudzając go ze snu.
- Miki - Wypowiedział moje imię, w taki sposób jakby lata mnie nie widział, mocno mnie do siebie przytulając.
- Tak, to ja. Przepraszam za to, co ci zrobiłem - Naprawdę było mi głupio, nie chciałem go nigdy skrzywdzić, kocham tego człowieka i nie chce dla niego źle.
- Nic się nie stało, zresztą ty nic złego nie zrobiłeś. Najważniejsze, że demon jest już zamknięty i nie powróci - Mój mąż miał racje, to było najważniejsze, demon już nigdy nie wróci, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Uśmiechając się, delikatnie kiwnąłem głową, łącząc nasze usta w namiętnym, a jednocześnie zachłannym pocałunku, pełnia mimo wszystko potrafiła wyciągnąć ze mnie tego anioła, który nawet w najgorszej sytuacji pragnie atencji swojego męża.
- Wybacz, troszeczkę mnie ponosi - Wyznałem, uśmiechając się niewinnie, starając się uspokoić. Po walce z demonem powinienem być wykończony, jednakże wcale tak się nie czułem, wręcz przeciwnie najchętniej wyszedłbym z domu i troszeczkę po psocił. Mimo że wiem o tym, że mi nie wypada. Rany jak trudno być serafinem wody podczas pełni, rodzicem i mężem w jednym...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz