W żadnym wypadku nie miałem pretensji do męża za te drobne siniaki, w końcu nic się nie stało, oboje jesteśmy zadowoleni, a moje biodra za bardzo nie ucierpiały. Nawet za bardzo nie bolały mnie posiniaczone biodra, z resztą kto by się tym przejmował, nasze zbliżenie było fantastyczne. To może świadczyć o moim masochizmie, ale i tym się zbytnio nie przejmuję, nie ukrywam nawet, że lubię, gdy mąż trochę mocniej mnie złapie lub szarpnie, sprawia mi to przyjemność, a konsekwencje takie jak siniaki są dla mnie pamiątką po tak udanym stosunku.
- Nie przepraszaj, nie masz za co, ja nie narzekam - Wyznałem, wtulając się w ciało mojego ukochanego męża, nakrywając nas ciepłą kołdrą, szczerze mówiąc, byłem już zmęczony dzisiejszym dniem. Oczywiście miło było spotkać się z Alishą i innymi serafinami jednak każde takie spotkanie strasznie mnie męczy, nie jestem zbyt towarzyszki aniołem, z powodu czego szybko męczę się towarzystwem ludzi, zdecydowanie wystarczy mi ten jeden człowiek, z którym spędzał prawie całe dotychczasowe życie.
Sorey ucałował mnie w czoło, przytulając mocniej do siebie, tak jakby się bał, że zniknę. Nie zniknę, nie ma się czego bać, będę przy nim już zawsze.
Zadowolony i zmęczony zamknąłem oczy, już po chwili odpływając, do krainy morfeusza mając tylko nadzieje, że nasza córeczka nie będzie za bardzo chętna na nocne eskapady, ostatnio coraz już rzadziej budzi się nocą, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Mam już szczerze trochę dość nocnego wstawania..
Dzień następny nadszedł szybko, nawet szybciej niż bym chciał, Misaki już z samego rana przypomniała o sobie, a więc pora zacząć nowy dzień zajmując się dziećmi i ciesząc ostatnim wolnym przed nocką dniem z mężem.
Zbierając się niechętnie z łóżka, założyłem pośpiesznie, swoje ubrania kierując swoje kroki do pokoju naszej małej córeczki.
- A kto to tak płacze? - Mała, widząc mnie, przestała płakać wyciągając swoje małe rączki, bardzo chcąc, bym wziął ją na ręce. Jak więc miałbym jej odmówić. Uśmiechając się do dziecka, wziąłem Misaki na ręce, zabierając ze sobą do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie dla małej, którą od razu nakarmiłem, by dziecko było zadowolone, dając mi czas na przygotowanie posiłku dla męża. W międzyczasie w domu pojawił się Yuki ze swoim psem i Lailah. Nie mogłem więc nie zaprosić pani jeziora do środka, co z mojej perspektywy bardzo ucieszyło kobietę, która chcąc nie chcąc chyba zakochała się w naszej małej perełce, co najwidoczniej działało w drugą stronę, bo i mała bardzo cieszyła się z obecności cioci w domu.
Towarzystwo kobiety sprawiło mi dużo radości szczególnie dlatego, że zajęła się dzieckiem, gdy ja zajmowałem się całą resztą, nie pomijają w tym wszystkim Yuki'ego, który ewidentnie był zazdrosny o swoją małą siostrę za to, że poświęcamy jej więcej czasu niż mu. Ach bycie rodzicem to jakaś porażka. Czasem więcej z tego problemów niż radości no naprawdę..
Nie chcąc, by chłopiec poczuł się nie kochany, poprosiłem Lalah, by zajęła się małą, póki Sorey śpi, a ja w tym czasie zabiorę chłopca na wodę, gdzie razem poćwiczymy. Na moje szczęście kobieta z największą przyjemnością została z małą, dając mi czas na trening z chłopcem. Chłopcem, który mimo mojej obecności wydawał się zły i tak jakby nie do końca zadowolony treningiem, by go więc zachęcić, pokazałem mu jak tworzyć ostrza z lodu. Nieoczekiwanie to okazało się moim największym błędem, Yuki z powodu złości, którą na mnie wyrzucił, krzycząc, w pewnym momencie stracił kontrolę nad lodowym ostrzem, trafiając mnie prosto w lewą rękę, pod wpływem czego poczułem łamanie się kości promieniowej. Bardziej zaskoczony niż zły patrzyłem na swoją rękę, pod wpływem adrenaliny nie odczuwając nawet bólu.
- Mamo? - Zaskoczony i bardziej wystraszony Yuki niż ja patrzył na mnie, nie wiedząc co teraz zrobić.
- Nic się nie stało, wszystko jest dobrze - Troszeczkę okłamałem chłopca, wyciągając ostrą krawędź z mojej ręki, zaciskając mocno wargi. Strasznie boli, nawet nie zadawałem sobie sprawy, że aż tak. Starając się oddychać, uleczyłem ranne, by nie było śladu, niestety nie mogąc uleczyć złamania, to nic wrócimy do domu, nałożę sobie jakiś okład i wszystko będzie dobrze, nikt się nawet nie zorientuje, już ja tego dopilnuje. - Wracajmy do domu - Poprosiłem, siląc się na uśmiech, kierując się w drogę powrotną do domu..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz