Wielki kamień spadł mi z serca, kiedy Mikleo się odezwał. Dzieci nie dość, że znalezione, to jeszcze całe i zdrowe, lepszej wiadomości sobie nie wyobrażałem. Teraz tylko spokojnie poczekać, aż Miki wróci z nimi do domu.
- Znalazł ich. Są cali i zdrowi – odpowiedziałem, uśmiechając się uspokajająco do kobiety.
- Ale...? Skąd pan wie...? – spytała, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
- To dzięki telepatii – wyjaśniłem pokrótce, wstając z kanapy. – Niedługo powinni wrócić. Zaraz wrócę, zaniosę tylko małą do łóżeczka – dodałem, wchodząc po schodach. Misaki przeżyła dzisiaj wystarczająco dużo emocji, że jej na dzisiaj wystarczy, chociaż i tak znając ją, pewnie w nocy się obudzi, domagając się atencji ze strony ukochanej mamy.
Czekając na powrót Mikleo przygotowałem nam po jeszcze jednej herbacie. Myślałem, że teraz, kiedy już wiedziałem, że Yuki wraz z Emmą są bezpieczni, ból głowy mi minie, ale tak się nie stało. Chyba będę musiał sobie wziąć coś przeciwbólowego, bo przecież nie zmrużę dzisiaj oka w nocy. Do czego mnie te dzieci doprowadzają... oby Misaki nie wpadała na równie dziwne i niebezpieczne pomysły. Może będzie bardziej przypominała mamę...? Trochę spokoju w naszej rodzinie by się przydało. Wystarcza, że ja oraz Yuki lubimy wpadać na głupie pomysły. Ale w życiu nie wpadłem na tak głupi pomysł, by uciekać wraz z Mikim... no dobrze, może dwa czy tam trzy razy zdarzyło nam się razem zniknąć, ale nigdy nie byliśmy poza zasięgiem dziadka, więc tak jakby byliśmy bezpieczni. W przeciwieństwie do nich.
W końcu Mikleo wrócił do domu. Pani Caitlyn od razu podbiegła do Emmy i mocno ją przytuliła, cicho szlochając. Ja nie byłem pewien, czy również powinienem się do niego przytulić, czy może jednak zacząć na niego krzyczeć. Czułem ulgę, ale i jednocześnie byłem strasznie wkurzony. To chyba było normalne zachowanie... albo i nie? Nie chciałbym wyjść na bardzo surowego rodzica, ale nie mogłem mu puścić tego płazem. Nic nie mówiąc jedynie się na niego patrzyłem na Yuki’ego czekając, aż Emma i jej mama wyjdą z domu. Zauważyłem jeszcze jedną małą rzecz – Mikleo był ranny. Na ubraniu zauważyłem krew, utykał także na lewą nogę, ale ogólnie nie wyglądał tak źle. Pewnie dlatego, by nie niepokoić pani Caitlyn.
- Dlaczego uciekłeś z domu? – spytałem spokojnie Yuki’ego, krzyżując ręce na piersi.
- Nie chciałem, aby mnie i Emmę rozdzielono – burknął, pusząc swoje policzki. Wyglądał, jakby był bardzo zły na to, że Mikleo przeszkodził im w wykonaniu ich genialnego planu.
- Przy mamie Emmy nie chciałem wspominać, by nie panikowała, ale demony znalazły ich przede mną. Gdybym się spóźnił chociażby minutę... – westchnął cicho Mikleo, zaczynając leczyć swoje rany. Demony...? W liczbie mnogiej...? Wiem, że mój aniołek jest niesamowity i silny, z jednym pewnie by sobie poradził, ale z większą ilością... porozmawiam z nim o tym później.
- Yuki, rozmawialiśmy o tym wczoraj, nie zostalibyście rozdzieleni. Godzina drogi to wcale nie jest jakoś dużo – mówiłem dalej, zachowując spokojny ton. Krzykiem nic nie zdziałam, a pewnie jeszcze tylko pogorszyłby się mój ból głowy.
- To nie jest to samo, ile razy mam wam mówić – burknął, coraz to bardziej zły.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, na jak wielkie niebezpieczeństwo naraziłeś siebie oraz Emmę? Oboje mogliście zginąć tylko dlatego, że nie chce ci się poświęcić dwie godziny swojego czasu na spacer w tą i z powrotem.
- Ty nigdy nie pozwoliłeś, by rozdzielono ciebie i mamę!
- Sytuacja moja i mamy, a sytuacja twoja i Emmy to dwie zupełnie różne sprawy. Myślę, że tydzień ci wystarczy, by zrozumieć, do czego mogło doprowadzić twoje zachowanie – zdecydowałem, przez cały ten czas zachowując spokój.
- Ale Emma jutro wyjeżdża, chciałbym się z nią pożegnać.
- Twoja kara rozpoczyna się od teraz. I to nie podlega dyskusji.
- Nienawidzę was! – krzyknął, wbiegając do swojego pokoju i trzaskając drzwiami, budząc przy tym małą.
- Nie uważasz, że trochę przesadziłeś? – spytał zaniepokojony Miki, patrząc na schody.
- Przez takie lekkomyślne zachowanie mógł zginąć on, Emma oraz ty. To i tak lekka kara – odpowiedziałem, pocierając skronie. Przez płacz dziecka głowa bolała mnie jeszcze bardziej, przez co odczuwałem coraz to większą irytację. Proszę, niech ten dzień się już wreszcie skończy i nastąpi przyjemna cisza... – A tak swoją drogą, wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Jak pokonałeś te demony? – zacząłem, idąc za Mikim na górę. Trzeba było w końcu uspokoić małą oraz upewnić się, że z moim mężem jest wszystko w porządku.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz