Tego się można było spodziewać, nie puści mnie tam samego, kiedy ja właśnie sam chce tam iść, mam złe przeczucia. Lailah wyglądała, jakby nie do końca była pewna tego, czy aby na pewno da się coś zrobić z demonem znajdującym się we mnie. Jutrzejszy dzień może się zakończyć moją wygraną lub moją porażką nie chce, by mój mąż był tam ze mną, nie chce go skrzywdzić ani nie daj boże zabić tylko dlatego, że demon jest silniejszy.
Wzdychając cicho, spojrzałem w oczy męża. Wiedząc, że nie jestem w stanie przekonać go, aby został w domu, jedynym argumentem może być Misaki, która zawsze płacze, gdy nie ma przy niej chociaż jednego z nas, z kim więc zostawi małą? Znając go, coś wymyśli, by tylko być tam ze mną.
- Z kim zostawimy Misaki? Mama Emmy już raczej się nie zgodzi, mała wyczuje, że nas nie ma i wpadnie w histerie, jedno z nas powinno przy niej jutro być - Starałem się go przekonać, by jednak został w domu, tak byłoby najlepiej dla niego i naszej córki ja sobie sam jakoś poradzę, ona jest ważniejsza.
- Znajdę sposób by z tobą tam jutro być - Obiecał, składając delikatny pocałunek na moim czole. W takim razie już z nim przegrałem, nie ma sensu starać się przekonywać go do swojej racji i tak zrobi, co zechce, a ja jak zwykle kłócić się z nim nie będę.
- Znajdź kogoś, kto zajmie się dziećmi - Poprosiłem, odsuwając się od męża. - Pójdę do małej - Dodałem, nim zniknąłem na schodach. To może być ostatni dzień ostania szansa, by być, chociaż na chwile przy swoich dzieciach muszę ją wykorzystać, by już zawsze mieć w pamięci ich śliczne buzie dodające mi siły do walki...
Następny dzień zaczął się szybciej, niż przypuszczałem, wczoraj jeszcze żyłem, nadzieją dziś żyje lękiem, ale nie tylko, pełnia mająca dziś nadejść dodawała mi siły, jednocześnie budząc we mnie tego anioła, którego w tej chwili nie potrzebowałem. Jak mam wygrać z demonem, jeśli mój mózg szaleje, a ja sam chce się po prostu bawić.
- Jestem gotowy - Słysząc głos męża, zaskoczony odwróciłem głowę w jego stronę, unosząc brew ku górze.
- Rozumiem, że znalazłeś opiekę na czas naszej nieobecności - Spytałem, odkładając małą do łóżeczka, zmęczona szybko zasnęła, nie sprawiając najmniejszych problemów, oby tylko nie sprawiała problemów opiekunce, nie chce, by coś się złego stało z powodu naszej nieobecności.
Nim Sorey zdążył mi odpowiedzieć, po domu rozległ się dźwięk pukania do drzwi, zaciekawiony kogo to zaprosił mój mąż, wraz z nim skierowałem się do drzwi wejściowych i przyznać muszę, widok Alishy trochę mnie zaskoczył, a jednocześnie ucieszył, ona na pewno da sobie radę tylko co z królestwem? Jako królowa na pewno ma dużo na głowie.
- Witaj Alisho, cieszę się, że już przyszłaś. Z Mikleo postaramy się wrócić jak najszybciej, gdyby coś się działo Misaki lubi czytanie książek, Yuki dziś będzie raczej cały dzień spał w pokoju, dlatego warto go tylko doglądać, nie powinno być z nim problemu. Poradzisz sobie? - Byłem tak zaskoczony, że przez cały czas nic nie mówiłem, to Sorey wszystko objaśnił Alishy, dziękując jej za pomoc.
- Dam sobie radę, spokojnie. Idźcie już i niczym się nie przejmujcie - Wygoniła nas wręcz z domu i pewnie, gdybym nie był tak zaskoczony, a jednocześnie zestresowany zrobiłbym coś, by Sorey został w domu. Teraz jednak jest już za późno i doskonale to wiem..
Zestresowany patrzyłem na Lailah, kobieta tworzyła właśnie okrąg, w którym miałem usiąść rozpoczynając rytuał, czy tylko mi wydawało się to w tej chwili bezsensowne? Jak taki rytuał miał mi pomóc? Nie wiem, chciałbym już sobie pójść i pobawić się w wodzie jest taka piękna pogoda, a ja muszę tu być. Za co?
- Mikleo, wejdź do środka - Prośba pani jeziora nie spodobała mi się, to było takie nudne. Znudzony westchnąłem ciężko, jakbym za kare tu był wykonując, polecenie Lailah. - Usiądź i skup się na demonie, będziesz musiał stoczyć, zanim wewnętrzną walkę - Tłumaczyła, zapalając świece wokół okręgu. - Jesteś gotowy? - Na to pytanie przełknąłem ślinę, patrząc na męża, który z uśmiechem na ustach kiwnął do mnie głową, obym tylko miał siłę na pokonanie demona.
- Tak - Przyznałem, zamykając oczy, by wsłuchując się w modlitwę Lailah znaleźć się w swojej podświadomości.
Wszędzie była woda prócz malutkiej wysepki, na której znajdował się znudzony demon wpatrujący się we mnie fioletowo czerwonymi oczami.
- Jesteś przekonany, że tego chcesz? Nie masz ze mną najmniejszych szans - Pewny siebie musiał wyczuć mój strach. Jego usta powiększyły się w szerokim uśmiechu, on wiedział, że nie mam z nim szans.
Nim zdążyłem, chociażby pomyśleć o tym, jak go pokonać demon zjawił się przede mną, uderzając we mnie całą swoją mocą. Cios był potężny, a ja nie byłem przygotowany, tym razem chyba już go nie pokonam.
Demon podszedł do mnie, kładąc dłoń na czole, przejmując kontrolę nad moim umysłem i chociaż bardzo chciałem, nie miałem siły z nim walczyć, byłem taki zmęczony.
- Jesteś mój - Nim całkowicie pochłonęła mnie ciemność, poczułem strach, sam sobie z nim nie poradzę, jestem taki słaby..
Mormo przejął ciało anioła, jego białe włosy stały się czarne jak mrok, lawendowe oczy przybrały kształt demonicznych, zmieniając kolor na krwawy z mieszanką fioletu, pazury stały się ostre a z głowy wyrosły dwa rogi. Mormo przejął kontrole nad ciałem anioła, który wciąż jeszcze żył, był jednak za słaby, by próbować się uwolnić, słabł a wraz z nim wiara w to, że pokona demona.
- Nie, Mikleo - Głos Soreya poruszył anioła, słyszał go i tak bardzo chciał wydostać się z potrzasku, tylko nie wiedział jak..
- Daj spokój głupi śmiertelniku, jest za słaby, by ze mną wygrać tak samo, jak i wy - Zaśmiał się, niszcząc krąg. - Zabawa się dopiero rozpoczyna - Dodał, z szerokim uśmiechem na ustach przywołując miecze, zabawa się dopiero rozpoczyna.
<Pasterzyku? Troszeczkę strachu przed powrotem anioła? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz