Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy usłyszałem słowa mojego męża. Zdecydowanie za bardzo przejmuje się wszystkim, a za mało sobą. Poza tym, ma przecież mnie, a ja przecież dopilnuję, by nikt nie popsuł mu świąt. Wystarczy, że ja to już raz zrobiłem, nie chciałbym więc, by mój mąż znowu musiał cierpieć. Chyba ta sytuacja będzie powodować u mnie wyrzuty sumienia już do końca życia, i jeszcze dłużej.
- Trochę więcej wiary. Może uszanują gościnę królowej i będą spokojni – powiedziałem, skupiając się na tym, by warkocz wyszedł mi jak najbardziej równo. Tam wszyscy będą go widzieć, więc musi się dobrze prezentować. Przy odrobinie szczęścia wszyscy będą się zachwycać nim i trochę zapomną o mnie.
- Albo wykorzystają spokojny zamek do rzeczy, które mają sens tylko dla nich – bąknął, chyba nie do końca przekonany.
- Daj spokój, Owieczko, będzie dobrze. Po prostu się zrelaksuj i ciesz wspólnym wyjściem – uspokoiłem go, całując w odsłonięty kark.
Kiedy jego włosy są tak wysoko upięte to sprawiają one, że jego i tak smukła szyja wydaje się znacznie dłuższa, niż w rzeczywistości. Tylko jest pusta, aż się prosi, by Mikleo założył jakiś naszyjnik, tylko nie może tego zrobić, bo nie ma takiej możliwości. Już wiem, co mu mogę kupić w najbliższym czasie... Muszę powiedzieć, że naszyjnik pasowałby mu idealnie, i to nie dlatego, że przez swoje długie włosy tak troszkę przypomina kobietę. Powiedziałbym, że ma arystokratyczny typ urody: blada cera, delikatne rysy, jasne oczy i równie jasne włosy, smukła budowa ciała... a arystokraci w końcu noszą biżuterię. Z reguły noszą jej za dużo i nie wygląda to najlepiej.
- Wyglądasz przecudownie – wymruczałem mu do ucha, po czym podgryzłem jego płatek. Ostatnio dzięki mojemu wolnemu ostro odrabialiśmy stracony czas, a mimo to nadal wydawał się być nienasycony, o czym świadczyło drżenie jego ciała. A mnie nigdy nie znudzi się drażnienie go, lubiłem, kiedy drżał pod wpływem mojego dotyku, nawet tego niewinnego i nie mającego nic wspólnego z intymnością.
- To tylko twoja zasługa – odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Doprawdy? Myślałem, że twoich rodziców, to oni przekazali ci te geny – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, a w odpowiedzi zostałem uderzony w tył głowy. Nie jakoś bardzo mocno, tylko lekko, by dać mi jedynie znać, że powiedziałem głupotę. – Więc idziemy po dzieci i wychodzimy? Chyba i tak jesteśmy odrobinkę spóźnieni – odpowiedziałem, patrząc na niego uważnie.
- Bo za długo zajmowałeś się moimi włosami – wzmianka o spóźnieniu podziałała na Mikleo bardzo pobudzająco. Ale skąd taka panika, nie za bardzo wiedziałem. Jeżeli spóźnimy się kilka minut, nie stanie się nic złego. To nie jest nic oficjalnego, tylko takie zwyczajne, przyjacielskie spotkanie.
Parsknąłem cicho, odrobinkę rozbawiony jego pośpiechem, ale posłusznie podążyłem za nim na dół, gdzie Yuki pilnował Misaki. Dziewczynka na widok mamy zaczęła gaworzyć cos wesoło, a w jej oczkach widziałem zachwyt. Najwidoczniej i jej podobała się fryzura, którą wykonałem mojemu mężowi. Faktycznie, dzisiaj ten warkocz wyszedł mi znacznie lepiej, niż ostatnio, a to dzięki temu, że nie czułem już żadnego bólu spowodowanego moją raną. Codzienna pielęgnacja oraz leczenie ze strony Mikleo sprawiły, że po ranie została mi jedynie blizna.
- Jak będziesz miała dłuższe włoski, też będę ci robił takie fryzurki – powiedziałem do dziewczynki, biorąc ją na ręce. By nie wywołać paniki wśród ludzi lewitującym dzieckiem, to ja będę ją niósł do zamku. – I będziesz wyglądała tak pięknie, jak mamusia – dodałem, gładząc ją po włoskach.
Już po chwili wyszliśmy z domu przez pośpiech narzucany przez Mikleo. Mała była zachwycona światem. Wskazywała rączkami na różne rzeczy, a kiedy mówiłem jej nazwy, z radością je powtarzała. Albo raczej próbowała powtórzyć, ale świetnie się przy tym bawiła i wywołała uśmiechy u przechodniów.
Droga nie zajęła nam jakoś bardzo dużo czasu. Co prawda, faktycznie byliśmy ostatni, ale z tego co się zorientowałem, nie spóźniliśmy się jakoś bardzo, co oczywiście było zasługą Mikleo. Gdyby nas tak nie pospieszał, pewnie wszyscy czekaliby na nas dłużej... czasem jednak mój mąż ma rację. Czasem, czyli bardzo często, tylko nie mówię mu tego głośno, by nie popadł w za duże samouwielbienie.
Alisha była zachwycona fryzurą Mikleo. Zażartowała, że powinienem jej upinać włos przed jakimiś ważnymi uroczystościami, a ja jej odpowiedziałem, że nie ma problemu. Znaczy, miałem nadzieję, że żartowała i że nic takiego nie będę musiał robić. Nie, żebym nie chciał, ale czesanie królowej, którą widzą setki ważnych ludzi, jest znacznie bardziej stresujące od zaplatania warkoczy w domowym zaciszu... następnie podałem królowej Misaki, ponieważ jeszcze nie miała okazji jej zobaczyć. W tym samym momencie Mikleo rozmawiał z Serafinami, więc kiedy się do niego odwróciłem nie spodziewałem się zauważyć Arthura. W sumie, to absolutnie nie spodziewałem się go tu zobaczyć. Mimo, że humor znacznie mi się pogorszył, postanowiłem zachować uśmiech na twarzy. Były święta, nie chciałbym ich znowu zepsuć. Mimo tego podszedłem do mojego aniołka i położyłem mu dłoń na biodrze przyciągając do siebie, by nowy pasterz pamiętał, czyj jest ten anioł.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz