Ze snu wybudziły mnie promienie słońca, uderzające prosto w moje oczy niezadowolony przetarłem je, powoli wstając z łóżka najwyższa pora by wstać i zobaczyć co z małą i gdzie w ogóle jest mój mąż. Ostatnio trochę zaniedbałem swoją rodzinę pogrążony w smutku i poczucie winy i chociaż wciąż nie jest ze mną najlepiej, muszę wreszcie zacząć pomagać mężowi, by ten nie padł mi ze zmęczenia. Dwójka dzieci, dom i ja sam na jego głowie to zdecydowanie za dużo i jestem tego świadom, dlatego od dziś biorę się w garść i wracam do mojej rodziny, by znów być dla nich wsparciem jak dawniej.
Z siłą jakiej dawno nie miałem, pojawiłem się w pokoju, małej w milczeniu przyglądając się jej kilka długich chwil, zauważając jej powolne przebudzenie. Nie było więc sensu, bym dłużej czekał, biorąc maleństwo na ręce, uśmiechaj się do niej ciepło.
- Dzień dobry maleństwo - Odezwałem się do dziewczynki, która zaśmiała się radośnie, chwytając w dłonie moje długie włosy, którymi zaczęła się bawić, patrząc wprost w moje oczy.
Zapomniałem już ile radości przynosiło mi zajmowanie się naszym maleńkim skarbem które potrafiło przynieść prawdziwą radość i spokój, którego teraz tak bardzo mi potrzeba.
- Czy moja malutka księżniczka życzy sobie przeczytana jej kilku stron ulubionej książki? - Mówiłem do dziecka, zadając jej pytania, które wiedziałem, że zrozumie. Jest malutka, a mimo to rozumie więcej niż nam się wydaje.
Misaki na dźwięk moich słów klasnęła z uśmiechem w dłonie, tak jakby odpowiadając mi twierdzono na moje pytanie. Nie mając więc innego wyboru, poprawiłem małe słoneczko w dłoniach, biorąc w dłonie książkę, którą tak lubiła, gdy jej czytaliśmy, rozsiadając się wygodnie w fotelu, zatracając się w czytaniu, zerkając co kilka chwil na małą, która zasnęła już wtulona w moją klatkę, jak zwykle poszło mi błyskawicznie. Najwidoczniej Sorey miał racje, usypiam małą moim monotonnym głosem.
Składając delikatny pocałunek na jej czole, położyłem książkę na fotelu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziałem, odkładając dziecko do kołyski, robiąc to na tyle delikatnie by jej nie obudzić.
- Śpij słońce, nie wstawaj aż do pobudki - Wyszeptałem cicho, wychodząc z pokoju, napotykając przed wejściem do pokoju małej męża.
- Mała śpi? - Kiwnąłem głową na to pytanie, podchodząc do męża, by poprawić jego roztrzepane włosy.
- Śpi, nie musisz się o nią martwić, będzie spała kilka najbliższych godzin, tobie też by się to przydało - Gdy mówiłem, miałem wrażenie, że mój mąż patrzy na mnie jak na kosmitę, zrobiłem lub powiedziałem coś nie tak? Raczej nie, a więc czemu tak patrzy?
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Podpytałem, nie wiedząc jak się zachować, gdy tak na mnie patrzy.
- Nie nic, po prostu dawno nie słyszałem twojego głosu - Wyznał, z uśmiechem kładąc mi dłonie na policzkach, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Wiem, przepraszam. Potrzebowałem czasu, ale już jestem dla was - Wyznałem, bez ostrzeżenia łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, który przerodził się w bardziej zachłanny, pełen miłości i namiętności. Trwający kilka długich chwil nim obojgu nam zabrakło tchu.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Martwię się o ciebie - Gdy tylko uspokoiły się nasze oddechy, Sorey zaczął zadawać pytania, z widocznym zmartwieniem w oczach wpatrując się w moją twarz.
- Spokojnie, czuję się już lepiej. Przynajmniej staram się wrócić do normalnego życia sprzed tamtego wydarzenia, mam w końcu rodzinę i muszę o niej myśleć - Wyznałem, naprawdę bardzo starając się zachowywać, tak jakby nigdy nic się nie stało, a to proste nie było, wciąż odczuwałem potężne poczucie winy, a jednak mimo to chciałem być silnym, aby być tu dla rodziny. Mój mąż już i tak z powodu mojego załamania musiał kilka długich dni wszystkim zajmować, się sam a na to by trwało to jeszcze dłużej pozwolić mu nie mogłem, będę dla niego wsparciem, jakim on był dla mnie, gdy to wszystko się wydarzyło, a przynajmniej będę się starał takim być..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz