poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zamyślony przyznam, lekko wzdrygnąłem się, gdy poczułem dłonie męża na swoim ciele, odruchowo zerkając na niego przez ramię, odrobinkę za bardzo spinam się, gdy mój mózg skupia się tylko na jednej rzeczy, takie już przyzwyczajenie, którego raczej nigdy się nie pozbędę.
- Jak twoja ręka? - Spytałem, nie odpowiadając na jego pytanie, musząc wiedzieć, czy aby na pewno jest w stanie mu pomagać, bo jeśli nie wcale nie musi, ja świetnie dam sobie radę sam i tak planuje przygotować tylko biały barszcz i warzywną sałatkę by wszystko było już przygotowane na święta, w końcu to już za trzy dni. Niesamowite jak ten czas szybko płynie, dopiero co odbywaliśmy święta bożego narodzenia, a już zaczynają się święta wielkiej nocy.
- To nie odpowiedz na moje pytanie - Burknął, niezadowolony opierając podbródek na moim ramieniu. - Nie jest z nim tak źle, jestem w stanie ci trochę pomóc - Dodał, po chwili, gdy nic nie odpowiedziałem na jego słowa, skupiając się na nożu trzymanym w ręce, nie chciałbym bowiem zrobić sobie krzywdy.
- W porządku, w takim razie możesz obrać i pokroić cebule na drobne kawałki - Poprosiłem, nie przestając kroić marchewki, która miała być przeznaczona do sałatki, jeszcze tylko seler, ogórek, jabłko, jajka, pietruszka, ziemniaki, groszek i sałatka będzie gotowa.
Przygotowanie sałatki warzywnej dzięki mężowi zajęło dwa razy mniej czasu, za co byłem mu bardzo wdzięczny, jednocześnie martwiąc się, czy aby na pewno jego ramie dobrze to znosi, nie chciałem, aby znów zaczęło krwawić.
- W czymś jeszcze mogę ci pomóc? - Dopytał, bawiąc się z naszą małą córeczką, która z zaciekawieniem cały czas się nam przyglądała.
- Nie musisz mi już w niczym pomagać, bardzo dziękuję, teraz odpocznij, twoje ramie na pewno zostało już przeciążone, przygotuję barszcz biały sam - Wyznałem, nie chcąc, aby mój mąż się przemęczał, ja sobie sam poradzę, a on niech odpocznie lub pobawi z małą nic więcej i tak nie ma już nic do zrobienia.
- Owieczko moja maleńka pozwól, że to ja zdecyduje czy mam siłę ci pomagać, czy też nie - Zwrócił się do mnie, podchodząc bliżej, poprawiając dłonią moje włosy. - Pozwól sobie pomóc, dzięki temu będziemy mieli znacznie więcej czasu dla dzieci i co najważniejsze dla siebie - Wyszeptał, cicho do mojego ucha delikatnie podgryzając jego płatek, powodując dreszcze na moim ciele.
 - Jak uważasz - Odsunąłem go od siebie, odwracając głowę, aby ukryć delikatny rumieniec na twarzy. Zajmując się tym, czym zająć się miałem starając się nie myśleć o niczym innym, by nie zaprzątać sobie głowy, teraz najważniejsze jest przygotowanie barszczu, który miał stanąć jutro na stole...
Mimo wszystko byłem bardzo wdzięczny mężowi za jego pomoc, gdyby nie on spędziłbym znacznie więcej czasu przy garach, gotując i szykując tylko i wyłącznie dwie potrawy a gdzie tam cała reszta..
- Dziękuję - Cmoknąłem go w policzek, zerkając na małą, którą trzymał w rękach. - Jesteś głodna? - Spytałem dziecka, które odpowiedziało mi na swój sposób, machając radośnie rączkami. - No dobrze, w takim razie daj mi chwilę - Ucałowałem rączkami dziecka, poświęcając kilka chwil, by przygotować kaszkę dla małej, którą wziąłem na ręce, siadając z nią na krześle, sadzając na swoim kolanie, chcąc zacząć karmić córeczkę. Dziewczynka miała jednak inny pomysł, chwyciła łyżeczkę do rączki, podając ją tacie, który miał najwidoczniej ją nakarmić.
Zaśmiałem się cicho, mając zamiaru oddać dziecko tacie, Misaki jednak znów zaskoczyła, chwytając mocno moje rękawki z koszulki, nie chcąc być oddawana, najwidoczniej tato miał karmić, mama miała trzymać.
- Nie chcesz iść do taty? - Spytałem małą, oczywiście wiedząc, że ona i tak mnie nie rozumie.
- Ma-ma - Zawołała, skacząc na moich kolanach, uśmiechając się do mnie, bawiąc się moimi długimi włosami.
- Co powiedziałaś? - Zaskoczony patrzyłem na małą, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Misaki tym razem już nie powtórzyła, mówiąc coś po swojemu, odwracając głowę w stronę taty, otwierając usteczka, czekając na jedzenie. - Słyszałeś? - Musiałem upewnić się, czy aby mój mąż też to usłyszał, bo ja sam nie do końca jeszcze w to nie wierzyłem.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz