Chociaż tyle dobrego, że Mikleo zdecydował się już tylko umyć i spać, zamiast dalej pracować. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby chciał coś jeszcze dzisiaj porobić, to był w końcu Miki, lubił robić wszystkim na przekór. Uśmiechnąłem się delikatnie do mojego męża, zadowolony z jego decyzji. Co prawda, jutro też Miki będzie jutro zajęty, ale może uda mi się mu pomóc. Nie jestem najlepszym kucharzem, ale jakieś drobne prace mógłbym robić; nawet mała pomoc przyspieszyłaby proces pracy. A zaoszczędzony czas moglibyśmy poświęcić dla siebie. Albo dla naszych dzieci, to się jeszcze okaże.
- Może ci pomóc? – zaproponowałem, odgarniając zagubione kosmyki z jego policzka. Fakt, byłem zmęczony, a od drzemki w tym fotelu troszkę bolały mnie plecy, ale jestem w stanie poświęcić się, aby spędzić trochę czasu z mężem, dla ukochanej osoby byłem w stanie zrobić wszystko. Poza tym, naprawdę chciałem z nim spędzić trochę czasu, nawet pomimo tego głupiego zmęczenia.
- Jak miałbyś mi pomóc w relaksacyjnej kąpieli? – spytał, odrobinkę rozbawiony.
- Ktoś ją musi przygotować... no i mogę ci jeszcze coś przynieść do tej kąpieli. Jestem pewien, że gdzieś jeszcze powinniśmy mieć jakieś wino – wymruczałem mu do ucha, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
- Czytasz mi w myślach dosłownie czy w przenośni? – słysząc jego odpowiedź zaśmiałem się cicho. To jest dowód na to, że rozumiemy siebie bez słów i pakt nie jest nam do tego potrzebny. W sumie, nigdy nie był, po prostu pakt był lekkim udogodnieniem, dzięki niemu potrafiliśmy porozumiewać się na odległość w każdym momencie... no i też mogliśmy korzystać z fuzji w każdym momencie, ale to taki drobny, niepotrzebny dodatek.
- Myślę, że doskonale znasz odpowiedź na to pytanie. Poczekaj chwilkę tutaj, ja się wszystkim zajmę i dam ci znać, jak już wszystko zrobię – zaproponowałem i już miałem odejść, ale wtedy Mikleo chwycił mnie za nadgarstek.
- A może ja przyniosę przygotuję nam kąpiel, a ty przyniesiesz kieliszki i wino. Tak będzie szybciej – powiedział, na co kiwnąłem głową. Bylebym tylko nie zasnął w wannie, co jest całkiem możliwe, bo jestem odrobinkę zmęczony, a ciepło potrafi być bardzo kuszące.
Tak jak powiedział, tak zrobiłem. Wino znalazłem w piwnicy, kieliszki w kuchni i już po pięciu minutach byłem na górze. Mikleo także już zdążył wszystko przygotować; nawet zdążył zdjąć ubrania i już wszedł do balii. Za każdym razem, kiedy widzę go bez ubrań mam wrażenie, że staje się coraz to piękniejszy. W przeciwieństwie do mnie, bo ja z każdym dniem się starzeję, a wszyscy dobrze wiemy, że starzy ludzie nie są atrakcyjni w żaden sposób.
Postawiłem kieliszki wraz ze schłodzonym winem blisko balii, po czym poszedłem w ślady Mikleo. Powinienem tylko uważać, by nie zamoczyć bandaża i rany, a wszystko będzie dobrze. A to oznacza, że dzisiaj bez żadnych szaleństw w balii, ale może to i dobrze. Kiedy ostatni raz byłem ranny, Mikleo bał się zrobić cokolwiek, więc teraz może być podobnie. Po dwóch dniach powinno być ze mną lepiej, więc może wtedy skorzystamy z danego nam czasu w pełni.
- Tylko uważaj na ranę – powiedział, kiedy przytuliłem się do jego pleców.
- Mówisz mi to dzisiaj chyba piąty raz – przypomniałem mu, całując jego kark.
- A ty i tak mnie nie słuchasz.
- Owieczko, na razie skup się na tej chwili, a później martw się o wszystko inne – powiedziałem, całując jego ramię. Za dużo miał dzisiaj na głowie, powinien na moment przestać myśleć, dobrze by mu to zrobiło.
Mikleo westchnął cicho, po czym oparł się o moją klatkę piersiową, na szczęście już nic nie mówiąc. No i dobrze, już dzisiaj troszkę rozmawialiśmy o tej nieszczęsnej ranie i już miałem dosyć. Nic złego się nie stało i nic złego się nie stanie. Tylko dzisiaj troszkę przesadziłem i rana zaczęła krwawić, ale to było tylko jeden raz.
Przyjemnie spędziliśmy czas, po raz pierwszy od dawna ciesząc się swoją obecnością. Praca zabierała mi naprawdę wiele czasu i sił, ale musiałem coś robić, by na przyszłość mieć wszystko. Jeszcze troszkę i będę mógł przystopować, więc do tej pory powinniśmy dać sobie radę.
***
Kiedy następnego dnia otworzyłem oczy, Mikleo przy mnie nie było. Rany, czemu on mnie nigdy nie budzi...? Podniosłem się do siadu i chciałem odgarnąć włosy lewą ręką, zapominając o ranie. Dopiero przeszywający ból przypomniał mi o tym, dlaczego nie powinienem tego robić... Przynajmniej teraz przez resztę dnia będę pamiętać, by tego nie robić. Szybko się ogarnąłem, tym razem uważając na ranę, po czym zszedłem na dół do kuchni, gdzie znajdował się zarówno mój mąż jak i nasza córeczka. Yuki najpewniej dalej obrażony siedzi w pokoju... ciekawe, kiedy mu przejdzie.
- W czym ci pomóc? – spytałem, przytulając się do pleców mojego ukochanego aniołka.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz