poniedziałek, 31 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Nie zarejestrowałem słów mojego męża, nadal mu się przyglądając. W końcu, wcześniej Mikleo nie odpowiedział mi, jak się czuje i oczywiście tego musiałem dowiedzieć się sam. Niby czułem, że nie miał gorączki, ale pewności mieć nie miałem. Może teraz go coś wzięło? Przecież mogło się tak zdarzyć, nikt nie powiedział. W końcu nie raz ja sam miałem tak, że jakoś zbiłem sobie gorączkę, było ze mną przez chwilę lepiej, a później podwyższona temperatura znowu wracała. Możliwe, że z nim mogło być podobnie. Tak, tak, ja jestem człowiekiem, on jest aniołem, czyli dwa zupełnie różne organizmy, ale nie można niczego wykluczać. Przez prawie całe swoje życie myślałem, że Serafiny nie mogą zachorować, a jednak w ostatnią zimę rozłożyło w tym samym czasie zarówno Mikleo, jak i Yuki’ego. To utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że anioły przypominają ludzi w całkiem dużym stopniu, chociaż moja mała owieczka twierdzi inaczej. 
- Sorey? – usłyszałem po krótkiej chwili i zauważyłem, jak Miki macha swoją smukłą, bladą dłonią tuż przed moją twarzą. Zamrugałem zaskoczony oczami, powoli budząc się z zamyślenia. Miki coś do mnie mówił? Tak, chyba jak tylko wszedł ze śniadaniem. Coś o medyku...? Chyba. Nie wiem. Nie pamiętam. – Odpowiesz mi na pytanie?
A  jednak coś mówił. Mało tego, zadał mi pytanie. Będzie bardzo obrażony za to, że nie skupiałem się na słowach płynących z jego słów, tylko na tym czy wygląda na zdrowego? Chyba tak. Z tego, co zauważyłem, ostatnio ciągle denerwuje się, kiedy tylko pytam się, jak się czuje i staram się mu jakoś pomóc. Czemu nie chce tak po prostu przyjąć mojej pomocy...? A no tak, moja nieszczęsna ręka. Za bardzo się nią przejmuje, fakt, medyk powiedział, że takim moim ciągłym ruszaniem się i naruszaniem rany ta długo będzie się goić i blizna będzie znacznie gorzej wyglądać, ale nie bardzo przejąłem się tą wiadomością. W końcu, prędzej czy później musi się zagoić, do bólu i ciągłego pieczenia prawie się już przyzwyczaiłem, a blizna i tak byłaby brzydka, i tak. Teraz najważniejsze było to, aby jak najbardziej odciążyć mojego męża od wszelkich niepotrzebnych obowiązków i pomóc mu przejść przez ten straszny okres zwany dojrzewaniem. 
- Wszystko w porządku? – jego kolejne słowa uświadomiły mi, że nic mu nie odpowiedziałem. Rany, co się dzisiaj ze mną dzieje? Może to przez małą ilość snu? Albo pogodę, wczoraj było zdecydowanie ładniej i przyjemniej niż dzisiaj, tak słonecznie i ciepło, już tęsknię za tą pogodą... mój boże, Sorey, skup się i odpowiedz w końcu swojemu mężowi na pytanie, nim dostaniesz niepotrzebnie w łeb. 
- Tak, o co pytałeś mnie wcześniej? – powiedziałem, słodząc kawę, którą przyniósł mi Mikleo, za co już byłem mu bardzo . Nie byłem za bardzo głodny, a tak właściwie nie odczuwałem głodu w ogóle, ale coś czułem, że będę to musiał zjeść i tak. Albo samemu, albo z jego pomocą. 
- O to, jak było u medyka – powtórzył uprzejmie Miki, zajmując krzesło obok mnie. 
- Tak jak zwykle – odpowiedziałem wymijająco, starając się ze wszelkich sił powstrzymać ziewnięcie. Czemu jestem taki zmęczony? Znaczy, wiem, ale po słabo przespanej nocy zmęczenie zwykle nie łapało mnie tak szybko. 
- To była twoja pierwsza wizyta, jak mogło być, jak zwykle?
- Nie pierwsza, a druga. Pierwsza była wtedy, jak wróciłeś po pełni i spałeś cały dzień – obroniłem się. – A było jak zwykle, czyli zmienił mi opatrunek na świeży, czymś posmarował ranę i mogłem już iść – podałem mu bardzo, ale to bardzo skrócony przebieg wizyty, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Gdybym mu powiedział dokładnie, o czym mówił mi medyk, pewnie tylko niepotrzebnie zacząłby się denerwować, a to nerwów chciałem mu w tej chwili oszczędzić. Ma wystarczająco kłopotów na głowie, czemu miałbym dokładać mu jeszcze swoich? Zwłaszcza, że ja nie uważałem tych informacji za problemy, ale on z pewnością mógłby je tak zinterpretować. 
 - Mówił coś o ramieniu? Jak się zrasta rana, albo kiedy mniej więcej wrócisz do pełni zdrowia? – dopytywał Mikleo, przyglądając mi się bardzo uważnie. 
- Na tym etapie jest jeszcze za wcześnie, aby stwierdzić, kiedy nie będę musiał się tym przejmować oraz jak wielką władzę będę mieć w ręce – przyznałem, niepewnie zabierając się do jedzenia. 
Mikleo cicho westchnął, a ja nie rozumiałem, jakiego typu to jest westchnięcie. Był zadowolony, zawiedziony, zły...? Ostatnio nieco trudniej było mi określić, jakie emocje targają moim mężem, co troszkę mnie niepokoiło. Gdybym lepiej je rozpoznawał, życie byłoby łatwiejsze zarówno dla mnie i mojego ukochanego. Cóż, teraz będę musiał się nieco bardziej postarać, dla dobra nas obu. 
- Wyglądasz na zmęczonego. Bardzo cię męczyłem w nocy? – spytał Mikleo, kiedy w końcu jakoś w siebie wcisnąłem przyniesione przez niego śniadanie. Nie chciałem mu sprawiać przykrości, w końcu bardzo się dla mnie postarał, a ja to bardzo doceniam, zwłaszcza, że zupełnie nie musiał tego robić. 
- Nie, spałeś jak suseł – przyznałem, całując go w policzek. – Faktycznie, jestem trochę śpiący, ale to pewnie przez pogodę. 
- Więc połóż się na chwilę – zaproponował Mikleo, delikatnie poprawiając moje blond kosmyki opadające mi na czoło. 
- Przed chwilą wstałem, nie będę znowu kładł się do łóżka – bąknąłem, niekoniecznie zadowolony z tego pomysłu. Dzień się dopiero co zaczął, ledwo zjadłem śniadanie, a już miałem iść spać? Przecież to nie miało absolutnie żadnego sensu. Pójdę spać wieczorem, jak każdy normalny człowiek. 
Mikleo już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążył, ponieważ do pokoju, niczym tornado, wbiegł Yuki wraz ze swoim czworonożnym towarzyszem. Odkąd tylko wróciliśmy, Codi jeszcze bardziej pilnował swojego właściciela i nie odpuszczał chłopca ani na moment. Naprawdę się za nim stęsknił. Tak samo, jak Yuki za nami, chłopiec na pewno będzie chciał się bawić, i to nie ze mną, bo nie będzie się bawić z tatą, póki nie wyzdrowieje. Więc nasz syn zacznie się bawić z mamą, a ja będę miał czas wolny. Może będę mógł to wykorzystać na coś pożytecznego... na przykład mały trening? To nie jest taki głupi pomysł. Będę mógł już powoli zacząć odrobinkę ćwiczyć tę nieszczęsną lewą rękę. 

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Byłem zaskoczony jego propozycją, Taiki dzisiaj bardzo mnie zaskakiwał, i to nie zawsze pozytywnie. Najpierw przygotował śniadanie, co było bardzo, ale to bardzo miłe, ale później, na tym spacerze, strasznie się zamyślał i trochę mnie ignorował, zwłaszcza po tym, jak powiedziałem mu o moim guście odnośnie pierścionków... on nie chce mi w najbliższym czasie sprawić takowego pierścionka na prezent, prawda? Ani w późniejszym. W ogóle nie chciałem od niego żadnych prezentów, zwłaszcza tych drogich. Naprawdę ich nie potrzebuję, nie czułem potrzeby posiadania jakiejkolwiek biżuterii czy drogich ubrań. Byłem szczęśliwy, mając Taiki’ego obok siebie, choć pewnie dla innych mogło być to głupie myślenie. Wielokrotnie powtarzałem mojemu chłopakowi, że ja nie wymagam od niego jakichkolwiek prezentów, ale ten nie wydaje się mnie jakkolwiek słuchać.
- Możemy spróbować – odpowiedziałem, posyłając mu delikatny uśmiech. Jeżeli Natsu będzie w domu, a nie będzie mojej mamy, która nie wywali zarówno mnie jak i Taiki’ego... znaczy, nie wiem, dlaczego miałaby wyrzucać jego, w końcu to on był tym, który uratował życie jej córki, więc to raczej tylko ja nie byłbym do końca mile przez nią widziany. – Naprawdę nie będziesz czuł się niekomfortowo, opiekując się Natsu? – dopytałem mimo wszystko, chcąc być pewien, że Taiki się do niczego się nie będzie przymuszał. 
- Mówiłem ci już, że ją lubię i do niczego się nie przymuszam, ile mam ci to jeszcze powtarzać? – odpowiedział mi pytaniem, patrząc na mnie pobłażliwie. 
- Wolę się dopytać, by mieć stuprocentową pewność, że się dobrze rozumiemy – wyjaśniłem, posyłając mu delikatny uśmiech. Czy to cos złego, że chciałem mieć pewność? Zwłaszcza, że wiedziałem, że nie przepada za dziećmi, co było całkowicie zrozumiałe. Czemu ktokolwiek miałby lubić nieswoje dzieci? Doskonale wiedziałem, jak Natsu potrafiła być nieznośna i upierdliwa, jak była malutka i rozpieszczona przez tatę. Na szczęście jakimś cudem udało mi się ją nauczyć dobroci i empatii. – Bo wiesz, ja też ci mówię po kilka razy jakąś rzecz, ale mam wrażenie, że nie zawsze mnie słuchasz – dodałem, mając na myśli oczywiście te moje prezenty od niego. 
- Ja cię słucham, bardzo uważnie, tylko może nie zawsze się stosuję do twoich bardzo subtelnych wskazówek – wyszczerzył się do mnie głupio, na co jedynie wywróciłem oczami. 
- Dobrze wiedzieć, zapamiętam na następny raz – bąknąłem, nie do końca zadowolony. W końcu to oznacza, że tak jakby świadomie ignorował moje słowa.
- I bardzo dobrze – wymruczał, nachylając się nade mną, by móc ucałować moje usta. 
- W ogóle tak zacząłem się zastanawiać... nie chcesz mi sprawić w przyszłości żadnego prezentu pod postacią pierścionka, prawda? – spytałem, chcąc jeszcze załatwić tę jedną sprawę, nim znajdziemy się w moim domu. 
- Nie. Skąd w ogóle przyszedł ci ten pomysł do głowy? – w jego głosie nie słyszałem żadnej nutki fałszerstwa. Czyli on mówił prawdę? Nie planuje mi kolejnego równie drogiego prezentu? Uniosłem głowę, by móc przyjrzeć się uważnie jego twarzy, ale on naprawdę wydawał się mówić szczerze. W końcu, Taiki by mnie nie oszukał, przypomina mi o tym na każdym kroku i jak do tej pory, naprawdę mnie nie oszukał. 
- Bo miałem wrażenie, że trochę bardzo mnie dopytywałeś, który z pierścionków mi się podoba – odpowiedziałem szczerze, nie widząc sensu, aby to przed nim ukrywać.
- Po prostu chciałem poznać twój gust, to wszystko – odparł, wzruszając ramionami. 
- To ma sens – przyznałem, cicho wzdychając. Chyba ostatnio odrobinkę za dużo myślę, powinienem się uspokoić i skupić na tym, co jest, a nie na tym co może się wydarzyć. Może dzięki temu będzie mi się żyć lepiej. 
- Wszystko, co robię, ma sens – powiedział pewnie Taiki, dumnie wypinając pierś. Przepraszam bardzo, ale co? Czy on siebie na pewno poprawnie słyszy?
- Chyba teraz odrobinkę przesadzasz – odparłem, cicho prychając. Powiedziałbym, że raczej wiele rzeczy, które postanawia zrobić, nie mają za wiele sensu, ale taki jest przecież jego urok. Nie przeszkadza mi to tak długo, póki nie robi sobie albo komuś krzywdy. Albo póki zwyczajnie nie przesadza.
- Nonsens, jestem niesamowity – powiedział nieskromnie, unosząc nasze splecione dłonie do góry, by delikatnie ucałować wierzch mojej ręki. 
- Oczywiście, trafił mi się najlepszy chłopak pod słońcem – przyznałem, ani trochę nie żartując. W końcu, czy mógłbym mieć kogoś lepszego? Nie, zdecydowanie nie, dlatego tak bardzo jestem zazdrosny, kiedy ktoś zainteresowany nim kręci się obok. Wydaje mi się, że mało kto by był, ale pewności mieć nie mogłem. To był mój pierwszy związek, a nie mogłem za bardzo pogadać z kimkolwiek o takich rzeczach. Znaczy, mogłem z Taikim, ale poza nim nie miałem nikogo takiego zaufanego. 
Wkrótce dotarliśmy do mojego domu, dlatego musieliśmy puścić nasze ręce. Znaczy, nie musieliśmy w sumie, ale chciałem uniknąć niezręcznych rozmów i spojrzeń ze strony cioci. Albo pytań Natsu, w końcu jest dzieckiem, a dzieci z natury są bardzo ciekawskie. Pewnie wkrótce będę musiał powiedzieć moim bliskim o związku z Taikim, obawiając się o ich reakcję. Fakt, pani Kato jakoś mnie zaakceptowała, Shingo chyba ma większy problem ze mną i z tym, czyim synem jestem, niźli z tym, że jestem z związku z jego bratem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak, moi bliscy mogą być już tak niekoniecznie z tego faktu szczęśliwi, tak jak bliscy mojego chłopaka. 
- Nie mówiłeś im jeszcze o nas? – spytał zaskoczony Taiki, kiedy ukryłem swoją rękę w kieszeni. W odpowiedzi pokiwałem przecząco głową, delikatne spuszczając wzrok. Odrobinkę bałem się, że Taiki będzie miał do mnie o to jakieś pretensje, czy coś w tym stylu. – Dlaczego? 
- Nie wiem, jak na to zareagują i boję się tego – przyznałem cichutko, starając się na niego nie patrzeć. – Nie gniewasz się na mnie za to? – spytałem cichutko, kładąc dłoń na klamce, ale jeszcze jej nie naciskając. Wolałem się upewnić, że nie jest na mnie o to zły, żeby nie budować niezdrowej atmosfery przy mojej małej siostrzyczce. 

<Taiki? c:>

niedziela, 30 maja 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem cicho, słysząc pytanie Soreya, mój mąż jak zwykle bardziej martwił się o mnie, niż o siebie co jest miłe, lecz niepotrzebne ja sobie radę dam a on, cóż nawet mimo mojej obecności sobie nie radzi, znów pewnie naruszył swoją ranę, ubierając samodzielnie swoje ubranie, czy on naprawdę musi mi to robić? Jestem w złym stanie chyba nie tylko psychicznym co i fizycznym a mój mąż bez rozumnie utrudnia mi życie. Czym? Swoim zachowaniem, znów chce pokazać, że może wszystko sam jednocześnie nie potrafiąc wielu rzeczy, z powodu czego narusza swoją ranę, która goić się będzie jeszcze dłużej, niż powinna, a przecież nie tego oboje chcemy dla niego, czy chociaż raz może pomyśleć o sobie, myśląc jednocześnie o mnie? Bo gdyby tak przestał zachowywać się, jak głupek i dał sobie pomóc, mi ułatwiłby życie brakiem zamartwiania się, z powodu czego poczułbym się lepiej a tak, cóż wiem, że lepiej to na pewno ze mną nie będzie a jedynie gorzej.
- Czułbym się lepiej, gdybyś dał sobie pomóc, nie naruszając ręki, która i tak przy tobie jest już biedna - Przyznałem, powoli wstając z łóżka, by spojrzeć na naruszone bandaże, cudownie znów przebija krew, tylko tego było jeszcze nam trzeba.
- Nie do końca rozumiem, co moja ręka ma do twojego samopoczucia - Zaczął, marszcząc przy tym brwi, no tak mało rozumny jest ten mój mąż, ale co by go za to winić ludzie już tacy są i nic z tym po prostu zrobić się nie da.
- A no może to, że jeśli twoja ręka będzie zdrowa, to poczujesz się lepiej, a jeśli ty poczujesz się lepiej, to ja poczuje się lepiej, nie obwiniając się za wszystko - Wyjaśniłem, kładąc rękę na jego bandażach, lecząc znów ranę, na tyle na ile podleczyć ją potrafiłem.
- Nie musiałeś - Zaczął zmartwiony tym, że w moim stanie mu pomagam, ale dlaczego bym nie miał? Przecież to normalne, że mu pomogę, bez względu na to, jak się będę czół. - Chwileczkę, jak to obwiniasz się za wszystko? Nie rozumiem - Mój mąż po chwili zrozumiał, wypowiedziane przeze mnie słowa przyczepiając się do tego, do czego przyczepić się nie powinien cały on.
- Po pierwsze nie musiałem, ale chciałem, a po drugie to nie jest istotne, za co ja się obwiniam, istotne jest to, że ty nie starasz się sobie pomóc, jeśli ciągle będziesz robił wszystko sam, nie chcąc mnie budzić lub twoim zdaniem męczyć, twoja ręka nigdy się nie zagoi a ty sam prędzej czy później ją stracisz przez brak odpowiedzialności - Trochę go postraszyłem specjalnie, aby wziął sobie do serca moje słowa, naprawdę nie chcąc dla niego źle, wręcz przeciwnie to ja chyba jako jedyny chce dla niego dobrze, staram się i chce mu pomóc, niech to wykorzystuje, a nie uparcie sądzi, że da sobie radę, to głupie i bardzo męczące mało mam już swoich problemów? Potrzeba mi jeszcze ich więcej? Nie, więc jeśli już mąż da sobie pomóc to i kolejny problem odejdzie w niepamięć.
- Chciałbym mimo wszystko wiedzieć, dlaczego obwiniasz się za coś, za co obwiniać się nie powinieneś - Mój mąż chciał drążyć temat, za wszelką cenę chcąc dowiedzieć się dlaczego, mimo że nie powinienem, obwiniam się za coś, o czym on pojęcia zielonego nie ma.
-A ty przypadkiem nie miałeś iść do medyka? - Unosząc jedną brew, odsunąłem się od męża, kończąc podleczenie jego ręki, tak by znów nie krwawiła z powodu jego głupoty.
- Miałem, ale on chyba może poczekać, mam ważniejszą sprawę z tego, co widzę - Mój mąż jak zawsze zajmuje się tym, czym zajmować się nie powinien, a to, co powinno go interesować, w żadnym wypadku nie interesuje.
- Sorey nikt nie będzie na ciebie czekał, idź już - Burknąłem, nie chcąc, aby zmuszał kogoś do czekania na niego, jest przecież umówiony na spotkanie z osobą, która na niego czeka, nie można tak po prostu kazać mu dłużej czekać.
- Dobrze, ale do tego tematu jeszcze wrócimy - Troszeczkę tak jakby mi zagroził, składając szybki całus na moim czole.
- Tak, tak na pewno - Machnąłem ręką, wyganiają go z pokoju, mając nadzieję, że tym razem nic głupiego nie zrobi, bo naprawdę nie wytrzymam i zrobię mu krzywdę większą niż ta jego nieszczęsna ręka.
Mój mąż wyszedł z pokoju, idąc na spotkanie z medykiem, dając mi czas na ogarnięcie się i przygotowanie do wyjścia, dzień jak co dzień miałem w końcu na celu przygnieć mężowi śniadanie, co prawda on mnie o to nie prosił, ale kto powiedział, że musi mnie o to prosić? To mój mąż moim obowiązkiem jest mu pomagać czy mu się to podoba, czy nie.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem gotowy do wyjścia, po prostu wyszedłem z pokoju, idąc do kuchni, gdzie nikogo nie było, z tego też powodu mogłem przygotować wszystko sam, zanosząc jedzenie do pokoju, gdzie jak się okazało, znajdował się już mój mąż.
- Wróciłeś, jak przebiegło spotkanie z medykiem? - Spytałem, stawiając śniadanie na stole, zauważając to dziwne kontrolne spojrzenie, wszystko było ze mną dobrze, nie musiał się o mnie martwić, naprawdę czułem się dziś dobrze, nic mnie nie bolało, nie miałem gorączki, na dworze było chłodno, więc nie miałem też na co narzekać, a nawet gdybym miał to, bym nie narzekał, przynajmniej nie teraz gdy jeszcze panuje nad tym, co mówię i myślę...

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Mój chłopak miał racje już całkiem niedługo, gdy pogoda się tylko polepszy, będziemy mogli z chłopakami wrócić na boisko i to właśnie jest to, czego w życiu ostatnio mi brakuje, biegania za piłką niby nic nadzwyczajnego, a i w domu na podwórku mogę to zrobić, chociaż to nie to samo. Gra zespołowa to gra zespołowa samotne granie piłką nie zalicza się do gry zespołowej, ponadto samotna gra jest bardziej treningiem, który musisz robić, by być lepszym, a nie dlatego, że to zabawa, którą tak bardzo lubisz robić, dlatego, tak cieszę się i to cieszę się bardzo z poprawy pogody i bliskiego powrotu do gry w koszykówkę.
- Bardzo się z tego powodu cieszę - Przyznałem, nie ukrywając entuzjazmu z tego powodu, muszę za kilka dni zebrać chłopaków i zgadać się na jeden konkretny dzień, w który to wspólne pogramy, chociażby tylko dla zabawy w końcu od razu poważnego meczu nie musimy rozgrywać tym bardziej po tak długim okresie niegrywania przez nas w piłkę.
- Naprawdę? Nie widać - Rozbawiona Karotka zwróciła uwagę na moje rozemocjonowanie, którego nie było końcu, gdy tylko rozmawiamy o piłce, mój nastrój diametralnie się zmienia, a ja sam cieszę się jak dziecko które dostało prezent na urodziny. Niby tylko piłka a tak wiele radości przynosi przynajmniej mi i moim chłopakom.
- Co nie? W żadnym wypadku nie zachowuję się inaczej niż na co dzień - Uśmiechając się od ucha do ucha, wszedłem na boisko, które jeszcze jest puste, ale już nie długo będę tu ja i moi przyjaciele, bawiąc się jak nigdy wcześniej, korzystając z młodych lat, których nikt nie może nam odebrać.
Karotka zaśmiał się cicho, przyglądając się mojej radości, dając mi chwilę, abym nacieszył się miłymi wspomnieniami, dotyczącymi wspaniałej piłki.
- Już? Możemy wracać? - Słysząc rozbawiony głos mojego skarba, pokiwałem twierdząco głową, chwytając jego dłoń, nie ukrywając radości wypisanej na mojej twarzy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, chciałbym już wrócić na boisko i bawić się jak dawniej w sumie trochę mi tego brakuje - Zauważyłem.
- A nie mogłeś sam pograć? - Na to pytanie pokiwałem przecząco głową, już pędząc mojemu chłopakowi z wyjaśnieniem.
- Nie mogłem, to znaczy mogłem i czasem to robiłem, ale granie samemu nie jest tak fajne, jak granie z kimś, naprawdę wolę grać w grupie jest zabawniej i znacznie ciekawiej a samemu no cóż, jest trochę nudno, nie ma z kimś się pośmiać i pogadać, a to też jest ważne - Wyjaśniłem chcąc, aby to zrozumiał.
- Rozumiem, gra zespołowa to jednak gra zespołowa - Przyznał mi rację, uśmiechając się do mnie, tym samym odwzajemniając mój uśmiech.
- Tak, właśnie tak, jak mówisz - Zgodziłem się z nim, tak jak on zgodził się ze mną, wracając do domu, w końcu chciałem tylko zapytać się o pierścionek, to znaczy wyjść na miasto, by pooglądać pierścionki, wiedząc już mniej więcej, co lubi mój chłopak, na pewno musi być coś delikatnego, nie przepych czym lekko mnie zaskoczył z drugiej strony, jednak gdyby tak pomyśleć Karotka jest taki delikatny i słodki do niego delikatne rzeczy pasują, więc nie ma z tym najmniejszego problemu.
- Wracamy już do domu? - Zaskoczone pytanie mojego chłopaka wróciło mnie na ziemię, przecież nie przyszliśmy tu tylko po to by obejrzeć pierścionki i wrócić, to znaczy tak przede wszystkim po to tu przyszliśmy, ale on wiedzieć o tym nie musi.
- Nie no, nie jeszcze nie, przejdziemy się jeszcze, może nawet odwiedzimy twoją siostrę co ty na to? - Zaproponowałem, mając w sumie ochotę zabrać Natsu na mały spacer. Oczywiście, tylko jeśli sama będzie chciała i mogła.
- Serio? Naprawdę być chciał? - Zaskoczony chłopak przyjrzał mi się uważnie, chcąc zrozumieć czy nie kłamię, chociaż nie miałbym nawet po co.
- Tak, serio, lubię twoją siostrę, a jeśli to nie jest dobry pomysł, to może chcesz gdzieś iść, w końcu możesz i ty mieć ochotę gdzieś pójść i coś zobaczyć - Dałem mojemu partnerowi wolną rękę, chcą tak po prostu po ludzku wiedzieć, na co on ma ochotę by zrobić coś dla niego, a nie tylko dla siebie, nie jestem przecież pępkiem świata i dobrze to wiem.

<Karorka? C:>

sobota, 29 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, w pierwszym momencie, kiedy usłyszałem gniew w jego głosie, poczułem się źle. Może jednak przesadziłem? Ale z drugiej strony, co było złego w moim zachowaniu? Chciałem tylko jego dobra i bezpieczeństwa, widziałem, że Mikleo ledwo trzymał się na nogach, więc to oczywiste, że musiał się położyć, niezależnie od tego, co sam uważał. Niech się na mnie denerwuje i złości, ale ja już mu nie pozwolę na zrobienie czegokolwiek do końca dnia. On już dzisiaj zrobił wystarczająco dużo dobrego i czas na to, aby w końcu troszkę odpoczął. 
Usiadłem obok niego, a następnie objąłem go zdrową ręką w pasie i pocałowałem go w policzek. Ta temperatura na pewno była z powodu dojrzewania? A może to jednak przez nasz stosunek? W końcu zanim doszło do zbliżenia, wszystko było w porządku, rany, nie powinienem go do tego przekonywać. Za bardzo myślałem o sobie i oto mój mąż skończył z gorączka, która w jego przypadku była złym sygnałem. Nigdy więcej tego nie powtórzę, póki mój anioł nie da mi znać, że sam tego chce. 
- Nic się nie stało, nie jestem zły. Ja byłem bardziej okropny, kiedy przechodziłem przez to samo – przypomniałem mu, posyłając mu szeroki uśmiech. Jak sobie przypomniałem, jak zachowywałem się te parę lat temu, czułem jak ciarki zażenowania wstrząsają całym moim ciałem. Ciągle go denerwowałem, zaczepiałem, irytowałem, a mało tego, ja ciągle miałem ochotę na seks. Dodatkowo, gdzieś mniej więcej w tym okresie poddałem się złu, więc już w ogóle byłem najgorszy. Te jego wybuchy gniewu to nic w porównaniu z tym, co ja mu robiłem i jak ja go traktowałem. 
- Nie wydaje mi się – bąknął Miki, opierając głowę o moją klatkę piersiową. Serio? Czy on w ogóle wie, o czym mówił? 
- Mnie już tak. A teraz, połóż się, przygotuję ci zimny okład. Możesz mnie zwyzywać i się na mnie wściekać, ale i tak zdania nie zmienię – ostrzegłem go, przyglądając mu się uważnie i odsuwając się do niego. Skoro jest rozpalony lepiej, aby się do mnie nie przytulał, teraz potrzebuje chłodu, a ja mu go za bardzo dać nie mogę.  
- To ja powinienem się tobą zajmować, nie ty mną – wyburczał, ale pomimo tego grzecznie położył się na łóżku. 
Dobrze, że posłuchał mnie w miarę szybko, nie chciałem używać swoich przywilejów, jakie uzyskałem dzięki paktowi. Właśnie ten pakt... najpierw mieliśmy go zerwać po pokonaniu smoka, a to się przeciągnęło i mieliśmy to zrobić po dotarciu do azylu, a w końcu wyszło tak, że miało to nastąpić, kiedy wrócimy do zamku. I jesteśmy w zamku, a to nadal nie nastąpiło i szczerze, nie wydawało mi się, aby nawet teraz był na to dobry czas. Mimo, że nie chciałem głośno tego przyznać, byłem jeszcze słaby, a zerwanie paktu osłabiłoby mnie jeszcze bardziej. No i jeszcze sam Miki... był aktualnie w nienajlepszym stanie, a już raz widziałem, jak ciężko i on przeżywał zerwanie paktu. A skoro teraz oboje siedzieliśmy w zamku, a Aleksander był na pewno martwy, Mikleo w najbliższym czasie nie będzie musiał ryzykować dla mnie swoim życiem. 
- Ty już się mną zająłeś, dlatego teraz ja powinienem zająć się tobą – wyjaśniłem, podnosząc się z łóżka. Musiałem mu w końcu przygotować ten okład, by choć troszeczkę pomóc mu się schłodzić, a to przecież nie było niczym trudnym do zrobienia, nawet dla takiej miernoty jak ja. 
Mikleo nie był z tego powodu zadowolony, ale nie miał innego wyjścia, jak tylko grzecznie leżeć i pozwalać mi na wszystko. Zresztą, miałem chyba lekkie wrażenie, że nie ma siły na wiele rzeczy, tylko uparcie powtarzał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pewnie bym go zaczął ochrzaniać, że powinien nie być aż tak uparty i dał sobie pomóc, ale... czy nie ja postępuję podobnie? Wiem, że niektórych rzeczy nie dam rady zrobić bez przypadkowego zrobienia sobie krzywdy, a mimo tego i tak uparcie je robię, odmawiając pomocy innych tylko dlatego,  by udowodnić, że wszystko ze mną w porządku i nie jestem tak beznadziejny. A Mikleo to wszystko obserwuje i świadomie lub nie po mnie powtarza, bo skoro ja tak robię, to czemu on by nie mógł? Daję mu naprawdę beznadziejny przykład, i to w sumie nie tylko jemu. Yuki też mnie obserwuje i też nie raz naśladował moje zachowania. Zdecydowanie powinienem się zmienić, dla dobra ich obu. 
Mój mąż zasnął zdecydowanie szybciej ode mnie, najwidoczniej zmęczony podwyższoną temperaturą swojego cała. Z kolei ja nie przespałem wiele godzin z bardzo prostego powodu. Mogłem spać jedynie na plecach, nie uszkadzając sobie tym samym ręki jeszcze bardziej, a to najwygodniejsza pozycja nie była. Martwiłem się także o zdrowie mojego męża i za każdym razem kiedy budziłem się z tego półsnu, od razu zmieniałem jego okład na świeży. Starałem się także trzymać od niego z daleka podczas snu, ponieważ wiedziałem, że to dla niego pewnie nie było najlepsze uczucie, przytulać się do czegoś bądź kogoś ciepłego. Tak noc wyglądała tak, że zasypiałem na godzinę lub pół, budziłem się by skontrolować temperaturę Mikleo i go troszkę schłodzić, po czym znowu zapisałem. I tak w kółko. To nie była najlepsza noc mojego i byłem strasznie niewyspany, ale trzeba znaleźć dobre aspekty tego; następnym razem szybciej zasnę. Albo przynajmniej taką miałem nadzieję. Już teraz bardzo się cieszyłem, że takim ciągłym wstawaniem nie obudziłem Mikleo, jeszcze tylko tego by mi brakowało, by przeszkodzić mu we śnie, który był przecież dla niego bardzo ważny w tym momencie. 
Podniosłem się z łóżka, starając się nie obudzić zmęczonego Mikleo, którego temperatura na szczęście odrobinkę się uspokoiła. Może to dzięki moim nocnym staraniom? Miałem taką nadzieję, w końcu starałem się, aby choć trochę mu pomóc. By mu nie przeszkodzić, zacząłem po cichu się ubierać, nie chcąc za bardzo go budzić. Fakt, ubieranie się nadal jest dla mnie problematyczne i bolesne, ale miałbym tylko po to budzić mojego męża? I co mu powiedzieć? Miki, wstawaj, musisz pomóc mi się ubrać? Nie miałem serca, by to zrobić. Coś innego, gdyby już był obudzony, wtedy bym go poprosił o pomoc, a tak troszeczkę pocierpiałem, ale on może dalej spać. Zaraz pewnie i tak dostanę wywód od medyka, że nie dbam o siebie i swoją ranę, czyli nic nowego. Ostatnio ciągle słyszę podobne rzeczy na swój temat. 
- Sorey? Gdzie idziesz? – usłyszałem zaspany głos mojego męża, czyli coś, czego usłyszeć jeszcze nie chciałem. Obudziłem go? Pewnie tak. Rany, jestem beznadziejny. 
- Do medyka, musi obejrzeć ranę i ocenić, jak się goi – odpowiedziałem, podchodząc do lóżka, by móc ucałować go w czoło. – Leż i odpoczywaj, niedługo wrócę – dodałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Nie musiał ze mną iść, to była tylko rutynowa kontrola, mam tak do niego chodzić co kilka dni, by mieć pewność, że rana goi się prawidłowo. I pewnie by się goiła dobrze, gdybym ciągle nie zahaczał o nią ubraniami podczas ubierania się samemu, ale przecież musiałem jakoś nauczyć się ubierać. W końcu mi się uda i opanuję tę tajemną sztukę, jestem tego pewien. – Jeszcze zanim pójdę powiedz mi, jak się czujesz. Już jest lepiej? – spytałem, delikatnie przeczesując palcami zdrowej ręki jego splątane kosmyki. Nim opuszczę pokój i zostawię go samego na jakieś półgodziny chciałem mieć pewność, że moje przypuszczenia odnośnie jego samopoczucia są trafne. 

<Aniele? c:>
 

Od Shōyō CD Taiki

 Słysząc jego słowa, zmarszczyłem delikatnie brwi, zaczynając zastanawiać się, po co mu ten pierścionek. Po co mu był potrzebny pierścionek? Moim zdaniem dla kogoś takiego jak on pasuje sygnet, czy pierścień, a nie pierścionek. Już sam dobór słów był nieco dziwny... albo przynajmniej takie miałem wrażenie. Zresztą, nigdy nie widziałem, aby chodził w jakiejkolwiek biżuterii, nie licząc tego krzyża, który dostał od swojej cioci. Czemu mu się nagle odmieniło? Może chciał spróbować czegoś nowego? Sam już nie wiem. Już wcześniej miałem wrażenie, że zachowywał się dziwnie, ale teraz przechodzi samego siebie. 
- Nie wiem, czy to jest dobrym pomysłem, chyba mamy odrobinkę inne gusta – zauważyłem, nie będąc do końca przekonany, czy w tym konkretnym przypadku Taiki potrzebuje mojej pomocy. Chyba lepiej byłoby, aby z tym mój chłopak zajął się tym sam. 
- Cóż, podobam ci się, czyli twój gust jest bardzo dobry – powiedział, szczerząc się do mnie głupio. Mam najskromniejszego chłopaka pod słońcem, tego jednego mogę być pewien. 
-  Podobają mi się raczej delikatne i subtelne rzeczy, a coś takiego na pewno nie będzie dobrze wyglądać na twojej dłoni. Tobie bardziej pasowałby coś cięższego, jak jakiś sygnet z niebieskim kamieniem czy coś w tym stylu – wytłumaczyłem mu nie chcąc, byśmy się przypadkowo źle zrozumieli.
- Delikatne i subtelne? Jak na przykład? Który z tych pierścionków podoba ci się najbardziej? – dopytywał dalej, wskazując na wystawę. To też odrobinkę mnie zdziwiło, chyba mówiliśmy o nim, a nie o mnie, dlaczego zatem pyta się o moją opinię dotyczącą czegoś, co go kompletnie nie powinno interesować?
Mimo tego westchnąłem cicho i skupiłem się na wystawie, poświęcając jej nieco większą uwagę. Mam nadzieję, że nie pyta się mnie tego po to, by zaraz mi to kupić i podarować, chyba już się wystarczająco jasno wyraziłem na ten temat. Może chciał po prostu poznać lepiej mój gust? W związku ważne jest to, aby wiedzieć, co podoba się drugiej osobie, a ja mimo wszystko nie mówię mu za wiele rzeczy o sobie, pomimo tego, że jesteśmy ze sobą jakieś pół roku... ponad pół roku... nie pamiętam za bardzo, nie ma to dla mnie większego znaczenia; ja kocham jego, on kocha mnie, więc czy ważne jest, jak długo to trwa? A nie mówię tak wiele o sobie, ponieważ wiem, że nie jestem osobą ciekawą, a bardziej dziwną, o czym świadczyć mogła wczorajsza sytuacja na dachu. 
- Ten wygląda ładnie – powiedziałem, wskazując na jeden ze złotych pierścionków z czarnym, niewielkim oczkiem. – Albo ten obok – dodałem, pokazując bardzo podobny z tą różnicą, że tamto oczko było niebieskie. 
- Bardzo skromne – zauważył Taiki, delikatnie marszcząc brwi. 
- Po prostu nie przepadam za przepychem. Mówiłem ci, że mamy inne gusta i tobie będzie się podobać coś innego – odpowiedziałem, przenosząc swoje spojrzenie na jego osobę. Jedno spojrzenie całkowicie mi wystarczyło, abym wiedział, że mój chłopak już mnie nie słucha. Wyłączył się, pogrążając się w swoim własnym świecie i myśląc o... sam nie wiem, o czym mógł tak myśleć. Przyznam, zacząłem się o niego odrobinkę martwić, czy takie zachowanie było na pewno normalne? Czasem zdarzało mu się zamyślić na jakiś temat, fakt, ale nigdy nie zdarzyło mu się to dwa razy w ciągu dnia, i to jeszcze w tak krótkim odstępie czasowym. – Hej, żyjesz? – spytałem, machając mu dłonią przed twarzą. 
- Tak, tak, spokojnie. Może pójdziemy na jakieś ciastko, co? Ja stawiam – odparł szybko, chwytając moją dłoń i odchodząc od wystawy.
- A nie chciałeś przypadkiem rozejrzeć się za czymś dla siebie? – odezwałem się, coraz to bardziej zaniepokojony jego zachowaniem. Nie dość, że roztargniony, to jeszcze czymś strasznie podekscytowany, dzieje się coś, o czym ja nie wiem? Bardzo prawdopodobne, ostatnimi czasy dowiaduję się, że nie wiem nawet najprostszych rzeczy. 
- Nie było tam nic, co by mi się spodobało – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Na co masz ochotę? – dodał, całkowicie olewając wcześniejszy temat. 
- Na nic, czuję się głupio, kiedy wydajesz na mnie pieniądze – powiedziałem zgodnie z prawdą, nie chcąc go na nic naciągać. Znaczy, to on naciąga mnie, dlatego powinienem być silny i nie dać mu się namówić. Im więcej pieniędzy na mnie wydawał, tym gorzej się czułem, nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś wydaje na mnie małą fortunę, a mogłem śmiało przypuszczać, ze właśnie tyle wydał na ten naszyjnik. Jeny, ile to ja to jeszcze będę przeżywać, to ja nie mam pojęcia, ale po prostu to był tak strasznie miły gest, że nadal nie mogłem w niego uwierzyć.
- Pozwól, że to ja będę decydował, na co będę wydawał pieniądze – bąknął, chyba niezadowolony z moich słów. 
- A ty pozwól, że będę decydował, na co mam ochotę. A aktualnie nie mam ochoty na nic. Jedliśmy niedawno śniadanie, to nie jest dobry pomysł, abyśmy teraz jedli coś słodkiego. Chyba, że ty chciałbyś coś zjeść, to cię nie będę powstrzymywał – odpowiedziałem zgodnie z prawdą mając nadzieję, że mój chłopak mnie posłucha. Oczywiście, uwielbiałem słodycze, w każdej formie, ale znałem umiar i wiedziałem, kiedy powinienem odmówić, no i też przecież w domu czekało na nas ciasto, które mu wczoraj przygotowałem... a może mu nie zasmakowało, więc dlatego proponował deser na mieście? Faktycznie, to mogło być bardzo prawdopodobne. 
- Niech ci będzie – zgodził się ze mną, na co odetchnąłem z ulgą. Ominęliśmy kawiarnię i ruszyliśmy dalej, po prostu spacerując przez miasto. Myślałem, że sobie porozmawiamy, nawet zacząłem jakiś temat, ale mój chłopak znowu się zamyślił. Coś musiało się dzisiaj stać, tylko ja nie wiedziałem, co. 
- Właściwie, niedługo chyba będziesz mógł wrócić do grania z chłopakami – zacząłem znowu, kiedy przechodziliśmy obok pustego boiska. Pogoda zaczęła się już trochę normować i powoli robiło się ciepło, więc to był bardzo dobry pomysł, a przynajmniej tak mi się wydawało. Już nie raz widziałem, jak dobrze Taiki bawił się podczas grania, a ja jedyne, czego chciałem, to jego szczęścia. Mógłbym nawet wtedy pójść z nim i poobserwować jego grę, jeżeli bardzo by tego chciał. 

<Taiki? c:>

piątek, 28 maja 2021

Od Mikleo CD Soreya

Dziwnie zmęczony i ospały siedziałem w zimnej wodzie, starając się zbić temperaturę mojego ciała, która jak na mnie była zbyt wysoka, moje ciało nie przywykło do wysokich temperatur, wręcz ich nie lubi, gdybym tylko mógł, zamieszkałbym w najzimniejszym kontynencie na świecie z dala od ludzi i wrogów chcących skrzywdzić mnie czy moją rodzinę.
- Trochę tak, jednak nie jest to problemem, zaraz wszystko będzie w porządku - Zapewniłem, bardziej chyba przekonując męża niż siebie samego, nie do końca wiedząc, jak i rozumiejąc, dlaczego czuję się tak dziwnie, przecież jestem w zimnych murach zamku skąd więc ta gorączka i nieprzyjemny ból rozchodzący się po moim ciele? Może to z powodu dorastania, tego również nie wiem, szczerze zapytałbym Lailah o to, choć trochę się wstydzę to krępujące i dosyć upokarzające, wydaje mi się, że powinienem wiedzieć takie rzeczy, bo jakby nie było, to ja dorastam i to ja powinienem wiedzieć, dlaczego moje ciało reaguje tak, a nie inaczej.
- Nie byłbym tego taki pewien - Zmartwiony pogłaskał mnie po głowi,e przejmują się moim stanem bardziej niż sobą samym, naturalnie rozumiem, że mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, ale teraz, teraz powinien bardziej zająć się sobą niż mną, ja sobie jakoś poradzę to tylko podwyższona temperatura ciała prędzej czy później na pewno mi spadnie.
- Daj spokój, wszystko będzie dobrze, muszę tylko troszeczkę się ochłodzić - Uparcie trzymałem się swojego, nie chcąc w żadnym wypadku dać po sobie poznać, że czuję się źle, w końcu to ja mam opiekować się moim mężem, a nie on mną.
 - Oj Miki, Miki - Cicho wzdychając, pokręcił głową nie tylko zmartwiony, a i również niezadowolony z powodu niechęci do współpracy z nim chcąc, abym przestał martwić się nim, a zaczął myśleć o sobie, gdy tak naprawdę to było niemożliwe, to on był najważniejszy, a już zdecydowanie bardziej skrzywdzony ode mnie co trzeba wziąć pod uwagę.
Nie chcąc już dłużej zajmować mężowi Balii, w której sam pewnie również chciał się wykąpać, wstałem powoli, wychodząc z wody, czując dziwne zawroty, które towarzyszyły mi przy wstawaniu, a mijały, gdy na kilka sekund zamknąłem oczy. To nic takiego jestem tylko troch zmęczony, zdecydowanie to jest to.
- Miki co robisz? - Pytanie męża wybiło mnie z transu, co robię? Zakładam jego koszulę, nie mogę? Coś robię nie tak?
- Zakładam twoją koszulę? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie niczego, ale to naprawdę niczego w tej chwili nie rozumiejąc.
- Na mokre ciało? - I właśnie wtedy mnie olśniło, zapomniałem wytrzeć się ręcznikiem, zakładając koszulę, którą założyć powinienem na końcu mój błąd.
- Oh faktycznie - Zażenowany moim zachowaniem i brakiem skupienia wziąłem szybko ręcznik, którym wytarłem swoje ciało, zakładając następnie szybko koszulę, musząc się zacząć zachowywać, w końcu to ja mam pomagać mężowi, a nie mąż mi więc chyba to logiczne, że muszę się wziąć za siebie.
- Na pewno dobrze się czujesz? Zaczynam się martwić - Na te słowa pokiwałem twierdząco głową, naprawdę czując się dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało, że czuje się dobrze.
- Czuje się fantastycznie - Wycierając ręcznikiem włosy, wypuściłem zimną wodę z balii, zastępując ją gorącą wodą, którą postanowiłem przygotować mężowi. - Chodź, pomogę ci się rozebrać - Zaproponowałem, nie chcąc, aby przypadkiem naruszył rany, która przy nim i tak biedna już jest.
- Może zrobię to sam, ty lepiej idź odpocznij - Na te słowa od razu pokiwałem przecząco głową, położę się, gdy mój mąż będzie umyty i przebrany w luźniejsze ubrania, sam bez mojej pomocy zrobi sobie tylko krzywdę, czego jestem świadom.
- Daj spokój, po prostu daj sobie pomóc - Burknąłem, troszeczkę pośpieszając już męża, w łazience robiło się gorąco, a mi strasznie słabo z tego też powodu chciałem jak najszybciej wyjść z łazienki, by na miejscu mu tu nie zejść.
Sorey wzdychając cicho, pozwolił sobie pomóc, dzięki czemu udało nam się wspólnymi siłami zdjąć ubrania z jego ciała tak, aby nie naruszyć jego rany, która im mniej będzie naruszana tym dla niej samej lepiej.
- Dasz sobie radę z myciem się? - Dopytałem, chcąc wiedzieć, czy i w tym mam mu pomagać.
- To już zrobię sam - Zapewnił, wchodząc ostrożnie do balii, zanurzając swoje ciało w ciepłej wodzie.
- W takim razie zawołaj mnie, jak skończysz, pomogę ci się ubrać.
- Dobrze, dobrze idź się połóż, bo blady się robisz - Zwrócił mi uwagę, słownie wyganiając mnie z łazienki, nie żebym sam nie chciał wyjść, w końcu tu jest zdecydowanie za gorąco jak dla mnie.
Kiwając posłusznie głową, wychodząc z łazienki, od razu podchodząc do okna, które otworzyłem na oścież, wpuszczając do pokoju powietrze, kładąc się na ziemi, od której biło zimno, zimno którego tak potrzebowałem.
Rany to dorastanie i jego skutki uboczne o ile to serio jego skutki są straszne. Chciałbym, aby wszystko już było za mną, nie wytrzymam tak długo.
- Miki! - Słysząc głos męża, wstałem z ziemi, cicho przy tym wzdychając, pora pomóc mężowi założyć ubrania na swoje nagie ciało. Przecierając dłonią twarz, wszedłem do łazienki, biorąc ręcznik do rąk, pomagając mężowi wytrzeć ciało i powolutku się ubrać znów pamiętając o ręce, która nie mogła zostać naruszona. Ponadto posprzątałem, wypuszczając wodę z balii, robiąc wszystko by mojemu mężowi ulżyć jak najbardziej, w końcu musiałem mu pomagać, jak najlepiej umiałem.
- Miki połóż się, wyglądasz nie najlepiej - Znów słysząc uwagę odnośnie do mojego wyglądu i samopoczucia, lekko się zdenerwowałem, znów odczuwając to okropne uczucie zwane gniewem.
- Możesz mi nie mówić co mam robić? Ja sam zadecyduję, co chcę zrobić - Warknąłem, siadając na łóżku, czując okropne ciepło przepływające po moim ciele. - Przepraszam, nie radzę sobie z tym całym dojrzewaniem - Wydukałem, zakrywając dłońmi twarz, to wszystko było cholernie trudne i już naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić, by nie krzywdzić męża słowem lub czynem jednocześnie nie potrafiąc panować nad sobą, w co poniektórych momentach, jestem żałosny i słaby nic nie mogę z tym zrobić...

<Pasterzu? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Moje kochane słoneczko było ciekawskie, nawet powiedziałbym zbyt ciekawskie, chcąc od razu wszystko wiedzieć, a przecież nie mogę mu tak oficjalnie powiedzieć, że chcę rozejrzeć się za pierścionkiem zaręczynowym to niespodzianka, o której wiedzieć nie musi przynajmniej na razie.
- Chciałem tak się przejść i porozglądać za tym, czy za tamtym - Moja odpowiedz, była tajemnicza, nie chciałem i nie mogłem mu powiedzieć, co jest grane, nawet jeśli bardzo by tego chciał, nie ma takiej opcji, a jeśli nie odpuści, sam wyjdę na miasto i znajdę mu najodpowiedniejszy pierścionek, jaki mi się spodoba, a jaki i jemu spodobać się możliwe, że spodoba.
- Więc chcesz wyjść na spacer, ale do miasta tak? - Pokiwałem energicznie głową. Chcąc, by uwierzył, że o to mi właśnie chodzi, spacer po mieście nic nadzwyczajnego prawda? Prawda, przejdziemy się, zrelaksujemy i mniej więcej podpytamy o to, o co podpytać chcemy.
- Jak najbardziej tak - Kiwnąłem głową, chcąc jak najszybciej zjeść posiłek, aby jak najszybciej wyjść z domu, dziś z powodu mojego planu jestem bardzo sam, nie wiem jak to nazwać podekscytowany? Tak, to najodpowiedniejsze słowo pasujące do tego, jak się czuje w tej chwili.
- Jesteś jakoś dziwnie podekscytowany - Zauważył, biorąc kubek z herbatą do ręki, uważnie mi się przyglądając, więc aż tak to widać? Rany muszę się uspokoić, bo w innym wypadku spale swój plan szybciej niż myślałem.
- Ja? Naprawdę? Wydaje ci się - Machnąłem na to ręką, kończąc kanapeczki, które przygotowałem dla swojego chłopaka, chcąc nareszcie zjeść wraz z nim posiłek i wyjść jak najszybciej na miasto. - Proszę, mam nadzieje, że smakuje, bardzo się starałem - Dodałem, uśmiechając się do mojego skarba, starając się tym razem odrobinkę uspokoić i zachować w miarę normalnie, aby tym razem nie pokazać po sobie tej nadmiernej ekscytacji, która może wszystko spalić.
- Na pewno będzie dobre, jestem tego pewien - Odwzajemniając mój uśmiech, poczekał aż sam usiądę, zaczynając ze mną spożywać posiłek przeze mnie przygotowany, no i cóż nie był taki zły, mogło być znacznie gorzej i tak naprawdę byłbym w stanie to zrobić, nawet kanapeczki potrafiłbym zepsuć, jestem takim mistrzem, że wszystko jest możliwe.
- I jak? - Spytałem, niepewny swego obawiając się, że mimo wszystko mu może nie smakować, wtedy najwyżej zrobię coś innego, o ile w ogóle umiem zrobić coś innego i w miarę zjadliwego, no wczoraj mi się udało, ale to było wczoraj, dziś jest dziś.
- Jest dobre - Zapewnił mnie, chcąc abym wiedział, że to, co zrobiłem, jest okej, a to naprawdę mnie pocieszyło, nie chciałbym, by jadł coś, co mu nie smakuje.
- To dobrze - Zadowolony popiłem swój posiłek herbatą, zmieniając temat, chcąc tak na luzie porozmawiać z moim partnerem o wszystkim i niczym, w końcu takie rozmowy są nie tylko najprzyjemniejsze, ale i najbardziej relaksacyjne a czasem nawet najzabawniejsze, nigdy nie wiadomo, które z nas szczeli jakąś gafę a pewnie będę to ja, bo przecież dla mnie to takie typowe.
- Tak właściwie zastanawiam się, kiedy chcesz wrócić do pracy?
- A co już masz mnie dość? - Zaśmieszkowałem odrobinkę.
- Nie broń boże, pytam z czystej ciekawość - Wyjaśnił, odstawiając naczynia do zlewu, by następnie zabrać się za ich mycie, jak to miał w zwyczaju, ja coś przygotowałem, a on posprząta i tyle by było w tej sprawie.
- Spokojnie tylko sobie żartuję, mniejsza wracam w przyszłym tygodniu do pracy, moja ręka raczej już będzie w lepszym stanie - Wyjaśniłem, siadając na krześle przy stole.
- Nie za wcześnie? - Na to pytanie pokiwałem przecząco głową, nie było za wcześnie, to najwyższa pora, aby wrócić do pracy.
- Możemy już iść? - Zmieniłem znów temat, chcąc wyjść z domu, z czym mój chłopak nie miał problemu, od razu idąc się przyszykować do wyjścia na miasto.
- Pierwszy raz wychodzimy na spacer do miasta - Zauważył gdy już gotowi wyszliśmy z domu.
Na te słowa nic nie odpowiedziałem, szczerze mówiąc, nie słuchając go w tej chwili, byłem mega skupiony na swoim planie i cały świat wokół mnie nie istniał.
- Karotka pomożesz mi? - Zapytałem, przechodząc obok małego jubilera.
- W? - Uniósł brew, odpowiadając pytaniem na pytanie.
- W wyborze pierścionka. Wiesz, chciałbym sobie jakiś niedługo kupić, ale nie jestem pewien, jaki z nich byłby najlepszy, może mi w tym pomożesz? - Wyjaśniłem, znajdując tylko jedną wymówkę, ja chcę i to dla mnie, w końcu żadna inna wymówka w grę nie wchodzi, bo komu niby miałbym kupić pierścionek? Przyjaciółce? Mój chłopak niebyły z tego powodu zadowolony i może nawet by się na mnie obraził, a tego chcę uniknąć dlatego lepiej powiedzieć, że to dla mnie, a nie dla kogoś innego, może właśnie to łyknie, a jak nie to jestem spalony, innego pomysłu nie mam.

<Karotka? C:>

czwartek, 27 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Mówiłem wcześniej Mikleo, że nie byłem za bardzo głodny. Fakt, powiedziałem to żartem, ale nie znaczyło to, że kłamałem. Teraz, kiedy byłem już spełniony, moje mój umysł był już bardziej przejrzysty, a ja sam byłem spokojniejszy i miałem o wiele lepszy humor. Zdecydowanie to był bardzo dobry pomysł, w końcu oboje na tym skorzystaliśmy, znaczy, ja chyba nieco bardziej, mój kochany aniołek się bardzo postarał i dobrze się mną zajął, zdecydowanie lepiej niż sam sobą, a raczej nie to było moim zamysłem. Nie pozostało mi nic innego, jak mu się za to wszystko odwdzięczyć, co zrobię od razu, kiedy tylko będę mógł. 
- Mówiłem ci, że nie jestem głodny – powiedziałem, ciężko wzdychając. Gdyby tylko mój mąż mnie słuchał, życie byłoby znacznie łatwiejsze, ale nie, mój Miki i tak musiał postąpić po swojemu. 
- Powinieneś trochę zjeść, by uzupełnić spalone kalorie – odparł, zapinając guziki mojej koszuli. Udało mi się także zobaczyć, jak na jego prawym biodrze zaczynają powoli pojawiać się siniaki, a to wszystko przez to, że podczas stosunku mocno wbijałem palce w jego skórę, i to chyba zbyt mocno. Ale nie tylko takie znamiona pozostawiłem na jego ciele; na szyi i klatce piersiowej pojawiło się kilka czerwonych malinek, z czego akurat byłem bardzo dumny, zwłaszcza, że tak łatwo ich nie ukryje. 
- Wydaje mi się jednak, że niewiele spaliłem, a z taką częstotliwością jedzenia jeszcze przytyję, zwłaszcza, że ćwiczyć mi za bardzo nie pozwalasz – zauważyłem niezadowolony, siadając przy stole. Faktycznie, jedzenia na talerzu bardzo dużo nie było, ale jednak jeżeli będę tylko jadł, a mało się ruszał, to moja sylwetka szybko zacznie się zmieniać, a tego bym nie chciał. I Miki chyba zresztą też nie.  
- Nie marudź, tylko jedz, bo tego i tak ci nie odpuszczę – zagroził, zapinając ostatni guzik i położył się na łóżku, zabierając ze sobą jedną z książek. Czyli zamierzał czytać, zamiast wpatrywać się w moje nieudolne próby nabicia jedzenia na widelec, co bardzo ceniłem. Dzięki temu mniej się będę peszył, chociaż zdecydowanie pewniej czułbym się, gdybym był tutaj sam, ale nie mogłem wygonić stąd Mikleo. W końcu, powinienem nauczyć się jeść przy innych. 
Z niechęcią wziąłem widelec do ręki i powoli zacząłem jeść. To było strasznie frustrujące, ale powoli w końcu udało mi się wszystko zjeść. Coś czułem, że ten trening nie będzie takim złym pomysłem i bardzo mi się przyda nie tylko po to, aby nauczyć się walczyć tą nieszczęsną lewą ręka, ale i po to, abym za bardzo nie przytył. Będzie może lekkim problemem, aby utrzymać to wszystko w tajemnicy przed moim mężem, ale jakoś mi się uda. Może nawet z czasem mój aniołek sam się do tego przekona i mi sam zaproponuje ćwiczenia? Miałem cichą nadzieję, że tak się stanie i to niebawem, ponieważ miałem tę świadomość, że wiecznie ukrywać tego nie będę w stanie. O ile w ogóle uda mi się jakieś treningi odbyć... nie no, na pewno mi się uda, przecież Mikleo nie będzie mnie pilnował całe dnie, on też potrzebuje odpoczynku. 
- Gdzie idziesz? – usłyszałem głos mojego męża, kiedy podniosłem się od stołu. 
- Odnieść naczynia do kuchni i poprosić o kolejną herbatę – wyjaśniłem, wycierając blat po tym, jak go ubrudziłem, nie mogłem w końcu go pozostawić tak brudnego. 
- Ja to mogę zrobić, ty musisz odpoczywać – odezwał się, podnosząc się do siadu. Rany, czy on przypadkiem za bardzo przesadza? Nie idę dalej niż do kuchni, a to naprawdę nie jest jakoś bardzo daleko. 
- Mikleo, dam sobie doskonale radę, poza tym nie chcę, abyś musiał przebierać podczas czwarty – powiedziałem, podchodząc do niego, by móc delikatnie ucałować jego usta. – A ty nie boisz się, że nagle Yuki wpadnie do pokoju i zastanie cię w takim stroju? – spytałem, delikatnie przesuwając dłoń po jego talii. Znaczy, mnie to w ogóle nie przeszkadzało, ale doskonale wiedziałem, jak bardzo Mikleo był przewrażliwiony na tym punkcie. 
- Skoro do tej pory nie przyszedł, to już raczej nie przyjdzie, najwidoczniej Alisha go trochę wymęczyła – wymruczał, skradając u mnie szybki pocałunek. – Wiesz, to dla mnie nie jest problemem, aby się ubrać i odnieść te naczynie, wiesz?
- Wydaje mi się, że tak, nie za bardzo sobie możesz wejść do kuchni pełnej ludzi, którzy nie będą widzieli ciebie, a latające naczynia. Zostań tutaj, odpręż się i odpocznij – powiedziałem, zaczynając znowu odrobinkę drażnić jego ciało, sunąc dłonią po jego ciele, chociaż to i tak było bardzo niewinne, ponieważ drażniłem go przez materiał koszuli, a nie wsunąłem dłoni pod nią. 
- Może przygotuję ci kąpiel?– zaproponował, przyglądając mi się z uwagą. 
- Kąpiel też potrafię sobie przygotować – powiedziałem, co nie było prawdą. Znaczy, nie do końca nią było, ponieważ nie za bardzo miałem okazję to sprawdzić. Za każdym razem, kiedy próbowałem sobie przygotować balię, ktoś mi przerywał, jak nie mój mąż, to służące, które mówiły, że „królowa rozkazała nam ci pomóc”. Naprawdę, co mogło być trudnego w napełnieniu balii wodą?
- Oczywiście – nie wiem czemu, ale to nie brzmiało szczerze. Czy on we mnie wątpi? A może tylko mi się to wydaje? Sam już nie wiem. 
- Zaraz wrócę – odparłem, wracając się do stołu, zabierając z niego naczynia. Ponieważ, że miałem tylko jedną rękę wolną, musiałem położyć kubek na talerzu i modlić się o to, by przypadkowo go nie zrzucić, a znając mnie, nawet byłem w stanie to zrobić. 
Ale na szczęście udało mi się spokojnie i bez niszczenia kubka dojść do kuchni, co niekoniecznie nie spodobało się pracującym tam kobietom, które uważały, że nie powinienem przychodzić tutaj z naczyniami, tylko poczekać, aż jedna z nich do mnie zajrzy i sama to zabierze. Ostatnio zdecydowanie za dużo osób ciągle mi czegoś zaskakuje, a to tylko z powodu mojej rany. Oczywiście, to nie było nic błahego, bezpowrotnie straciłem kawałek mięśnia, często bolało mnie ono bez powodu albo tylko dlatego, że przypadkowo o coś uderzyłem, ale nie oznaczało to, że jestem niepełnosprawny i niczego nie mogę zrobić. Znaczy, pewnie się okaże, że częściowo będę i niektóre czynności będą pewnie stanowić dla mnie problem, ale jak na razie jeszcze nic nie wiadomo. A pomyśleć, że kilka dni temu narzekałem na to i popadłem w dołek, a teraz chcę zrobić wszystko, by udowodnić wszystkim, że nie jestem i nie będę tak bezużyteczny. Jestem naprawdę dziwnym człowiekiem, jakim cudem Miki ze mną wytrzymuje, to ja nie mam pojęcia. 
Po kilku strasznie dłużących się dla mnie minutach mogłem wrócić do pokoju z nową gorącą herbatą, na którą musiałem poczekać, aż mi trochę przestygnie, ale to nic, będę mógł poświęcić troszkę więcej czasu mojemu mężowi i odrobinkę się z nim podroczyć. Jednak, kiedy wróciłem do siebie, Mikleo już nie było na łóżku. Czy on naprawdę przygotowywał dla mnie kąpiel...? Sądząc po dźwiękach dobiegających z łazienki, bardzo prawdopodobne. Odstawiłem kubek na szafkę i wszedłem do łazienki, gdzie zastałem mojego małego aniołka nagiego w balii... a więc to nie dla mnie szykował kąpiel, ale dla siebie. Może to i lepiej? Troszkę się odstresuje i rozluźni przed tym, jak będzie musiał mi pomagać w rozebraniu się i przebraniu w piżamę, a ubieranie się to jest coś, co sprawia mi aktualnie najwięcej problemu i bólu, ponieważ co chwila zahaczam o ranę. 
- Coś się stało? – spytał po kilku minutach, podczas których stałem w drzwiach i po prostu się przyglądałem. 
- Nie. Po prostu podziwiam urodę mojego kochanego aniołka, to coś złego? – odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie, podchodząc do balii, by móc przy niej kucnąć. Od razu zauważyłem, że woda była najwidoczniej chłodna, a nie gorąca, czyli mój ukochany chciał odrobinkę schłodzić swoje ciało. – Bardzo gorąco? – spytałem, kładąc mu dłoń na czole i zauważając, że znowu jego ciało staje się ciepłe, co mnie lekko zaniepokoiło. To przez wyższą temperaturę? Dojrzewanie? Czy może te jego ostatnie przygody, podczas których szlajał się Bóg wie gdzie? Jakikolwiek powód by to nie był, i tak będę się o niego martwił, w jego przypadku wyższa temperatura ciała nigdy nie zwiastowała czegoś dobrego. A może jednak odrobinkę przesadzam...? Mniejsza, martwić się o mojego męża mogę, nikt mi tego nie zabroni. 

<Aniele? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Kiedy rano się obudziłem, odczułem dwie mało przyjemne rzeczy. Pierwszą z nich był ból w dolnych partiach mojego ciała, może nie był on jakoś bardzo odczuwalny, ale wydawało mi się, że może mi on troszkę przeszkadzać w takim codziennym funkcjonowaniu, zwłaszcza jeżeli będę chciał usiąść. Wczoraj wieczorem jakoś nie odczuwałem tego dyskomfortu, a dopiero dzisiaj... cóż, będę musiał to jakoś przeżyć, ale to chyba nie będzie aż takie trudne. Drugą rzeczą było to, że w łóżku byłem sam. Taiki już wstał? To było dla mnie lekkie zaskoczenie, w końcu zwykle to ja budziłem się pierwszy. Podniosłem się do siadu, rozglądając się niemrawo po pokoju, mając cichutką nadzieję, że mój chłopak gdzieś tu będzie, ale tak się nie stało. Może zszedł na dół na śniadanie? Jeżeli tak, to również powinienem zejść. 
Ziewnąłem cichutko, przeciągnąłem się i zsunąłem się z łóżka. Zauważyłem, że mój strój pokojówki, który został mi wczoraj podarowany, nadal były na podłodze... jak sobie tylko przypomniałem, jak w nim wyglądałem, poczułem ciarki zażenowania. I jeszcze sposób, w jaki się wczoraj zachowałem... nigdy więcej tego nie założę i nie wiem, jakim cudem Taiki mnie do tego przekona. Zacząłem sprzątać te ubrania, nie mogłem przecież tego tak zostawić. Nie wiedziałem tylko, gdzie miałem to wszystko schować, dlatego położyłem to wszystko na komodzie, nie chcąc grzebać mojemu chłopakowi w rzeczach. Pewnie sam to schowa, kiedy tylko tutaj przyjdzie, nie będzie tego ciągle na widoku trzymał... prawda?
Podszedłem do lustra, by móc się w nim przyjrzeć, nim zejdę na dół. Poprawiłem swoje włosy, które były potargane jeszcze bardziej niż zwykle, oraz obciągnąłem bluzę mojego chłopaka w której spałem, tak, by zakrywała wszystko, co zakrywać powinna, zwłaszcza uda, które były lekko posiniaczone przez to, że Taiki może troszeczkę za mocno je ściskał. Co prawda, na szyi miałem jeszcze kilka malinek, ale nie wydawało mi się, aby rzucały się one jakoś bardzo w oczy. Nawet jeśli, to przecież nigdzie dzisiaj nie wychodziłem, więc nie musiałem tego jakoś bardzo specjalnie ukrywać, a chyba miałem czuć się w tym domu swobodnie. 
W końcu mogłem spokojnie zejść na dół, gdzie miałem nadzieję zastać mojego chłopaka. Już na schodach mogłem usłyszeć kawałek jego rozmowy wraz z jego bratem, z której niewiele rozumiałem, a tak konkretnie to nic. 
- Według mnie to nie jest taki dobry pomysł, bo zaraz się domyśli, o co chodzi, a to chyba ma być niespodzianka, prawda? – słyszałem niewzruszony głos Shingo. W sumie, chyba jednak powinienem ukryć te malinki, skoro on jest na dole... ale musiałbym to zrobić przed lustrem. Chociaż, może jednak nie zauważy, albo jak zauważy, zostawi złośliwe komentarze dla siebie. 
- No tak, ale nie chciałbym wybrać czegoś, co mu się nie spodoba – tym razem odezwał się Taiki, a ja usłyszałem w jego głosie zmartwienie. Coś się stało? O kim on mówił? 
- Więc bądź mniej bezpośredni, znajdź jakąś wymówkę– polecił mu Shingo. 
Bez znajomości kontekstu tej rozmowy wydawała mi się ona bardzo dziwna, ale nie mogłem po prostu nagle wejść do kuchni i spytać się, o czym rozmawiali, bo wyszłoby na to, że podsłuchiwałem, a tego przecież nie robiłem. Po prostu rozmawiali na tyle głośno, że słyszałem ich już na schodach, więc to tak jakby ich wina, że ich słyszałem. Mimo, że miałem idealny kontrargument, nie chciałem go stosować. Wolałem udawać, że o niczym nie wiem, a kto wie, może ta tajemnica rozwiąże się sama. 
- Dzień dobry – odezwałem się, wchodząc do kuchni, gdzie znajdowało się całe towarzystwo. Dosłownie byli tu wszyscy, Shingo, zwierzaki, mój chłopak, tylko ja jeden spałem tak długo. 
- Dzień dobry. Zepsułeś niespodziankę, chciałem ci przygotować śniadanie do łóżka – odezwał się może odrobinkę obrażony Taiki tuż po tym, jak Shingo rzucił mi niemrawe „hej”. Faktycznie, mój chłopak stał przy blacie i chyba coś kroił, a obok jego dłoni stał talerz z kilkoma jeszcze niedokończonymi kanapkami. Byłem bardzo miło zaskoczony, wczoraj przygotował romantyczną kolację, podarował mi przecudowny naszyjnik, który oczywiście miałem cały czas na swojej szyi, a dzisiaj jeszcze robi śniadanie, jeszcze nikt wcześniej tak o mnie nie dbał. Czułem się nieco dziwnie, ponieważ sam jedynie siedziałem i niewiele robiłem, a do tego przyzwyczajony w ogóle nie byłem. W końcu, zazwyczaj to ja musiałem coś robić dla innych czy tego chciałem, czy też nie, dlatego dziwnie było mi obserwować, jak Taiki coś dla mnie robi. 
- Już za samą chęć jestem bardzo wdzięczny – powiedziałem, posyłając mojemu chłopakowi najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. – Może ci pomóc? – dodałem, naprawdę chcąc coś zrobić i jakoś odwdzięczyć się za wczorajszy dzień. W końcu, ciągle tylko on coś robi, a ja nic, to chyba nie jest do końca sprawiedliwe. 
- Nie, ty masz się dzisiaj zrelaksować, dlatego usiądź i poczekaj na najlepsze kanapki twojego życia – polecił mi, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko usiąść na krześle i cierpliwie poczekać, z czego nie byłem zadowolony. Czemu mój chłopak robi wszystko, a ja nie robię nic? To niesprawiedliwe. Miałem nadzieję, że chociaż da mi posprzątać po śniadaniu. 
- Wczoraj chyba mieliście bardzo ciekawy wieczór – odezwał się nagle delikatnie rozbawiony Shingo, uważnie mi się przypatrując. Kiedy tylko sens jego słów do mnie dotarł, poczułem, jak moje policzki zaczynają piec. A jednak mogłem ukryć te głupie malinki pod iluzją, czemu ja się w ogóle łudziłem?
- Zdecydowanie bardziej ciekawszy od twojego – bąknąłem, nadal przeraźliwie zarumieniony. 
- W to nie wątpię – zdziwiłem się lekko, kiedy przyznał mi rację, ale nie dałem tego po sobie poznać. 
- Shingo, przestań go męczyć – Taiki stanął w mojej obronie, za co byłem mu wdzięczny, poza tym lepsze to, niż gdyby miał się śmiać razem z nim. 
- A czy ja coś złego powiedziałem? Stwierdziłem tylko prosty fakt – stwierdził prosto Shingo, popijając kawę. Albo herbatę. Sam już nie wiem. – Nieważne, ja idę się położyć. Nie fochaj się już tak – dodał, wstając od stołu i na odchodne poczochrał moje włosy. To było... dziwne. Bardzo dziwne. Tak to on jeszcze nie robił. Shingo się w ogóle dobrze czuje? Może wyglądał troszkę niewyraźnie i brzmiał na bardzo zaspanego, ale raczej to wszystko...
- Twój brat dobrze się czuje? – spytałem cichutko, kiedy tylko Shingo zniknął nam z pola widzenia. 
- Tak, tylko trochę jest niewyspany, całą noc był na nogach – odparł Taiki, kładąc przede mną talerz pełen kanapek oraz kubek gorącej herbaty. – Zjemy i idziemy do miasta. 
- Do miasta? Po co? – spytałem zaciekawiony, biorąc kubek do ręki. Byłem zaskoczony jego propozycją, nigdy wcześniej czegoś takiego mi nie proponował, na co przyznam, nie narzekałem. Nie przepadałem za miastem, chociaż na początku mnie fascynowało, teraz wydawało mi się ono straszne. Wszędzie było pełno ludzi, było strasznie ciasno i głośno, ale wydaje mi się, że póki Taiki przy mnie będzie, chyba nie będzie tak strasznie. Poza tym, skoro mój chłopak koniecznie będzie chciał iść ze mną do miasta, to się przemogę i mu potowarzyszę, w końcu czego się nie robi dla ukochanej osoby. 

<Taiki? c:>

środa, 26 maja 2021

Od Mikleo CD Soreya

Podniecony do granic możliwości z trudem powstrzymałem się pojęciem dalej, moje ciało drżało z podniecenia, pragnąc kochać się z mężem tu i teraz gdy to w głowie świeciła czerwona lampka mówiąca o konsekwencjach tego czynu. A co jeśli przez przypadek go w ramię dotknę lub nie daj Boże, wbije w nie paznokcie, to bardzo ryzykowne a z drugiej strony tak strasznie mi, a raczej nam obu potrzebne, siedząc na kolanach męża, już doskonale czuje to wybrzuszenie w spodniach, więc wychodzi z tego, że oboje jesteśmy podnieceni do granic możliwości.
W milczeniu ześlizgnąłem się z kolan męża, mając na celu zdjąć niepotrzebne części jego dolnej garderoby, klęcząc przy tym na ziemi, przez cały czas czując na sobie spojrzenie męża, trochę peszące, a jednocześnie tak strasznie podniecające.
Skupiając się na swoim zadaniu, robiłem to szybko i nie dokładnie, ale czy to istotne? Zdjąłem mu wszystko, co zdjęć powinienem, mając dostęp do jego przyjaciela, którego zacząłem delikatnie pieścić ustami, pomagając sobie ręką. Chcąc, jak najbardziej zadowoli mojego męża, który wsunął palce w moje włosy, zaciskając na nich swoją dłoń, nie za mocno by nie wyrwać mi włosów, jednocześnie chcąc, bym doskonale to czuł.
Zadowolony z przyjemności, którą dawałem mojemu ukochanemu, poruszałem biodrami, by nacieszyć jego oczy, które uciekały w tamtą stronę, wpatrując się we mnie tym zachłannym spojrzeniem.
- Miki... - Wydusił, oddając swoje nasienie wprost do moich ust, zaciskając mocniej zdrową rękę na moich włosach.
Nie myśląc za wiele, przełknąłem to, co znalazło się w moich ustach, powoli wyciągając przyjaciela męża z usta, starając się unormować oddech i szybkie bicie serca.
Wycierając dłonią usta, wstając z kolan, zdejmując dolną część swojej garderoby, siadając na penisie męża, cicho jęcząc z podniecenia, wyginając swoje ciało do tyłu, poruszając biodrami, by jak najlepiej ugościć go w swoim wnętrzu.
Z głośnym jękiem dałem się ponieść emocjom, zapominając o swoim zdrowym rozsądku, a i świat wokół przestał istnieć, liczyliśmy się tylko my we dwoje.
Po stosunku z mężem poczułem się znacznie lepiej, a i on wyglądał na znacznie bardziej zrelaksowanego i zadowolonego.
Pomagając się mu ubrać, uświadomiłem sobie, co tak naprawdę zrobiliśmy, rany a miałem się powstrzymać przed stosunkiem, z drugiej strony chyba nie zrobiłem mu krzywdy, a taką przynajmniej miałem nadzieję.
- Nie zrobiłem ci krzywdy? - Przerażony tą myślą musiałem o to zapytać, bojąc się, że tak mogło się stać.
- Miki spokojnie, nic mi nie zrobiłeś - Wyglądał, jakby wcale nie kłamał, więc naprawdę nic mu nie zrobiłem? Gdybym jednak coś mu zrobił, chyba bym tego nie przeżył, nie mogę robić mu krzywdy.. Tylko spokojnie Mikleo, wszystko jest dobrze.
- Wszystko było dobrze? - Spytałem niepewnie, zakładając jego koszulę na swoje ciało.
- Bardzo dobrze - Przyznał, zadowolony wstając z fotela łączący nasze usta w namiętnym pocałunku. - I mimo mojej rannej ręki daliśmy radę, więc chyba możemy częściej to powtarzać - Dodał, całkowicie zmieniając swoje nastawienie, najwidoczniej stosunek i mu był potrzeby tak bardzo, jak mi.
Prychnąłem cicho, słysząc jego słowa, oczywiście, że możemy, w końcu to nic złego muszę tylko uważać, na jego rękę co wcale takie proste nie było, nie potrafię panować nad ciałem, gdy się kochamy to silniejsze ode mnie.
- Pomyślę o tym, a teraz skupmy się na czymś innym, jesteś głodny? - Sprawiłem, zmieniając temat, chcąc upewnić się, czy aby na pewno niczego mu nie brakuje.
- Po takim deserze nie wiem, czy będę w stanie coś zjeść - Uszczypliwość i głupota atrybuty mojego męża, których odmówić mu nie można.
- Żarty się ciebie imają, to dobrze śmiech to zdrowie czy coś takiego - Zauważyłem, przebierając się w ubrania podarowane przez Alishę tylko po to, by wyjść na chwilę z pokoju. - Zaraz wracam, dużo nie przyniosę - Zapewniłem, robiąc to, co powiedziałem, wychodząc tylko na kilka chwil, dzięki królowej mogąc samodzielnie przynieść jedzenie, ta moja niewidzialność naprawdę czasem potrafi być irytująca.
- Jestem - Otwierając powoli drzwi, wszedłem do pokoju z obiadem i herbatą do niego, jeśli będzie chciał wypije, jeśli nie później i tak może to zrobić. - Proszę i smacznego dużo nie masz, tak jak obiecałem - Stawiając wszystko na stół, uśmiechnąłem się do męża, tym razem nie mając zamiaru mu w niczym pomagać, ma racje, powinien sam jeść bez mojej pomocy, a i żeby go nie peszyć, zajmę się czytaniem jakichś książek, dając mu spokojnie zjeść bez stresu, który mógłby przeze mnie odczuwać, najpierw jednak muszę się przebrać, w koszuli czuje się mimo wszystko najlepiej...

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Z jednej strony nie do końca podobało mi się to, że nie wiem, kiedy mój chłopak ma urodziny, z drugiej sam też mu tego nie powiedziałem. Sądząc, że ta informacja potrzebna mu do szczęścia nie jest, więc rozumiem, że i on chce mi się odwdzięczyć pięknym za nadobne, co nie zmienia faktu, że mu powiedziałem troszeczkę później, ale to zrobiłem, poza tym jego nie było ze mną, gdy miałem urodziny i jak dobrze pamiętam, pojawił się kilka dni później, więc sam sobie winien jest, że mu nie powiedziałem. Tak, tak wiem, mogłem powiedzieć mu wcześniej, ale tego nie zrobiłem, no nic trudno, prędzej czy później i tak się dowiem, a wtedy zrobię mu imprezę urodzinową, nawet już po jego urodzinach.
 Myśląc o jego urodzinach, pokiwałem głową, zgadzając się na powrót do łóżka, skoro moje słońce jest zmęczone, nie będę go trzymał tu jeszcze dużej, niż to konieczne najwyżej sam później jeszcze tu przyjdę, o ile nie zasnę, bo i to mi się zdarzało często nawet bardzo często, ale to nic pożyjemy zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Wracając z moim skarbem do łóżka, tuliłem go delikatnie do siebie, ciesząc się ze szczęścia, jakie mi przynosi. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem aż tak szczęśliwy, jak jestem dzisiaj, teraz przy nim, dzięki jego miłości nauczyłem się latać i to nie jako smok a jako człowiek, to niesamowite uczucie uskrzydlające drugiego człowieka dopiero przy nim poczułem się znów szczęśliwy i wolny.
- Kocham cię - Dziś powiedziałem mu to już kilka razy, a mimo to cze powtarzać więcej ile się tylko da, przynosi mi tyle szczęścia i radości, że ciężko mi nie powiedzieć jak bardzo go kocham i pragnę mieć przy sobie do końca swoich dni.
- Ja ciebie też kocham - Wyznał, wtulając się w moje ciało, gdy oboje znaleźliśmy się w łóżku. Mój skarb szybko zasnął, gdy ja pogrążony w myślach leżałem, wpatrując się w sufit, nie mogąc zasnąć, wciąż czując wiele emocji, które mną targały, znam Karotkę od dawna i kocham ją nad życie, do tego od pewnego czasu krążą mi po głowie, pewien pomysł chciałbym się oświadczyć i stać się pełną rodziną z drugie strony nie wiem, czy to nie żałosne i jak moja Karotka to przyjmie, rany to wszystko jest takie stresujące, a jednocześnie tak niesamowicie fantastyczne.
Nie mogąc spać, wstałem powoli z łóżka, tak by nie obudzić mojego chłopaka, wychodząc jeszcze raz na dach, aby porozmawiać z moimi rodzicami, często z nimi rozmawiałem i chodź nigdy, mi nie odpowiadali, ja wiedziałem, doskonale wiedziałem, że mnie słyszą i widzą i chociaż ich nie widzę i nie słyszę, to dzięki nim wszystko się dzieje i to oni pomagają mojemu szczęściu. Zapewne to dzięki nim znalazłem Karotkę i mojego brata oni czuwają i robią wszystko, abym był szczęśliwy.
- Co powinienem zrobić? - Pytając, spojrzałem w gwiazdy, widząc ich blask, który rozjaśniał ciemną noc, nic jednak nie mówiąc, z tym najwidoczniej musiałem poradzić sobie sam. Cicho wzdychając, wstałem z dachu, wracając do pokoju, wpadając w tym samym na pewien pomysł, zabiorę jutro moją Karotkę do miasta, pokazując mu różne pierścionki, może wtedy sam coś wybierze i mniej więcej będę wiedział, za czym się rozglądać, gdy będę chciał się oświadczyć, tak to jest genialny pomysł i sam na niego wpadłem, zdecydowanie ja to jestem mądry, może trochę głupi, ale w sumie mądry.
Zadowolony z własnego geniuszu wróciłem po ciuchu do łóżka, wtulając się w ciało mojego skarba, mając na jutro nowy cel, zrobić pyszne śniadanie a później zabrać go do miasta niech widzi, że się staram i dbam o niego jak o nikogo innego.
Oby wszystko się udało, wychodząc tak jak sobie to zaplanowałem, muszę iść już spać, jeśli chcę wstać wcześniej od chłopaka i go zaskoczyć w innym wypadku z prezentu nici a tego bym nie chciał, dla miłości mojego życia mogę zrobić wszystko bez względu na cenę i on chyba myślę, dobrze o tym wie.

<Karotka? C:>

Od Soreya CD Mikleo

A więc powiedział, że zgodzi się na wszystko? Tak, wszystko, wszystko? Oj, to mi się bardzo podoba. Fakt, dał mi pewne zastrzeżenie, a mianowicie nie będzie chciał się zgodzić na trening, ale trening przy tym co będę chciał z nim zrobić, to jest niewielka strata. Zresztą, pewnie jeszcze przez długi czas Mikleo się na to nie zgodzi, dlatego wystarczy, że ja sam się zgodzę. I znajdę czas na samotne ćwiczenia. Jeszcze nie wiem, kiedy miałbym chodzić na taki trening bez wzbudzania podejrzeń, ale coś wykombinuję. Może kiedy będzie spał, albo kiedy będzie się zajmował czymś innym...? Nad tym pomyślę, ale później, teraz skupię się na moim małym aniołku. 
Podniosłem się z łóżka, a następnie chwyciłem delikatnie jego nadgarstek i nic nie mówiąc, a jedynie się uśmiechając, pociągając go na fotel. Informacja o jego dojrzewaniu lekko mnie zaskoczyła, nie spodziewałem się, że coś takiego go czeka. Raczej myślałem, że skoro ja to przeszedłem, to on pewnie też, ale najwidoczniej się myliłem. Cóż, to nic przecież nic takiego, w końcu on ze mną wytrzymał, to czemu ja miałbym nie wytrzymać z nim? Jakoś damy sobie radę, nie może być przecież gorszy ode mnie, bo ja podczas dojrzewania byłem dla niego okropny i wredny, a on na razie nie traktuje mnie źle. A nawet jeśli już zacznie, to przeboleję to, zwłaszcza, że teraz już będę wiedział, skąd mu się będą brały takie dziwne humorki. Niemniej, i tak będę starał się uważać, aby jakoś go nie zdenerwować bardziej swoim zachowaniem. 
- Może się tak po prostu poprzytulamy? – zaproponowałem, siadając w fotelu i przyciągając go do siebie tak, by usiadł na moich kolanach. Mój plan był bardzo prosty i nieskomplikowany, a mianowicie chciałem mu pomóc rozładować całe to napięcie, jakie nagromadziło się w jego ciele. Może i swoje też, ale to nie moje potrzeby są na pierwszym miejscu. 
- Poprzytulamy? – powtórzył z powątpieniem w głosie. – Sorey, mówiłem ci, że to nie wchodzi w grę. 
- Nie, mówiłeś mi, że zgodzisz się na wszystko, oprócz treningów – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego tak uroczo, jak tylko mogłem. – I mówiłeś to jakieś dwie minuty temu, czy zaniki pamięci są również objawem dojrzewania u aniołów?
 - Sorey... – zaczął niebezpiecznie, dlatego chwyciłem jedną z jego dłoni i delikatnie ucałowałem jej wierzch. Musiałem go jakoś udobruchać, a chyba teraz stąpam po cienkiej linii, ale nie widziałem powodu, dla którego miałbym siedzieć cicho. To tylko niewinne żarty, on też mi często lubił docinać, więc czemu ja nie miałbym tego robić jemu?
- No żartuję tylko, skarbie – wymruczałem, uśmiechając się do niego przepraszająco. – Na niewinnym przytulaniu się skończy, obiecuję – dodałem, niekoniecznie mówiąc prawdę, ale tego Miki nie musiał wiedzieć. Chociaż, to, jak się to wszystko zakończy, będzie zależeć tylko i wyłącznie od niego. Ja nie jestem w stanie wiele zrobić, w tym momencie to on ma większą władzę ode mnie, ale to nic, można to również bardzo dobrze wykorzystać. 
- Tylko przytulanie, i nic więcej – powiedział w końcu, grożąc mi palcem, co bardziej niż groźnie wyglądało rozkosznie uroczo, w końcu był ubrany jedynie w moją koszulę, a jego włosy były delikatnie potargane, jakim cudem, prezentując się tak, miałby wyglądać groźnie? Nie chciałem mu jednak o tym mówić, lepiej aby myślał, że wziąłem sobie jego słowa bardzo poważnie. 
Pokiwałem głową, a następnie objąłem go dłonią w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie. Mikleo położył głowę na moim ramieniu i ostrożnie wtulił się w moje ciało, uważają bardzo na moją rękę, co nie było potrzebne. Moja ręka bezpiecznie i swobodnie zwisała z fotela, z daleka od jego ciała. Dlatego zdecydowałem się właśnie przenieść na fotel, a nie na łóżko. Fakt, gdybym położył taką rękę na łóżku, byłoby mi wygodniej, ale byłoby większe prawdopodobieństwo, że Miki nieumyślnie by ją dotknął, a tego bardzo chciałem uniknąć. Poza tym, będąc w pozycji siedzącej mam wrażenie, że mam lepszą kontrolę nad tym, co robię. 
Zacząłem bardzo niewinnie, nie chcąc za wcześnie wzbudzać podejrzeń mojego męża. Leniwie gładziłem jego udo, od czasu do czasu delikatnie całując go po szyi. Mikleo nie narzekał, a wręcz przeciwnie, czułem, jak jego ciało zaczynało coraz to bardziej drżeć. W końcu pozwoliłem sobie na nieco więcej śmiałości, dzięki czemu aniołek usiadł na mnie okrakiem i złączył nasze usta w gwałtownym i namiętnym pocałunku, a to mogło oznaczać tylko jedno, Mikleo powoli zaczął dawać się ponosić chwili. Naprawdę, więcej od niego nie wymagałem. Z wielką chęcią odwzajemniłem pocałunek, odrobinkę niezdarnie i nieśmiało wślizgując lewą dłoń pod jego koszulę. Uwielbiałem, kiedy nosił moje rzeczy, dzięki nim miałem bardzo łatwy dostęp do jego ciała i niewiele musiałem z niego zdejmować, aby dostać się do jego nagiej skóry. Wystarczyło tylko, że delikatnie przejechałem opuszkami palców po jego plecach, by ten wygiął swoje ciało w łuk, a z jego piersi wydobyło się ciche westchnięcie. 
- Sorey... – wymamrotał cichutko, kiedy zacząłem drażnić opuszkami palców jego podbrzusze. – Nie powinniśmy... – dodał, ale się nie odsunął, co do tej pory zazwyczaj miało miejsce, a co wziąłem za bardzo dobry znak. 
- Czemu? – spytałem równie cicho, przyglądając mu się z uwagą. Wystarczy to to wszystko teraz tylko dobrze rozegrać, a wszystko pójdzie po mojej myśli, nie mogłem jednak za bardzo się spieszyć, by nie spłoszyć mojego małego Mikleo, tego pragnąłem w tym momencie najmniej. 
- Twoja ręka...
- Pozwól, że ja się zatroszczę o moją rękę i dopilnuję, aby nic jej się nie stało – wszedłem mu w zdanie, przesuwając swoją rękę odrobinkę niżej, co miało na celu podsycić apetyt mojego aniołka. – Proszę, Mikleo. Zarówno ty jak i ja wiemy, jak bardzo tego potrzebujemy – dodałem, zabierając swoją rękę, co mogło go bardzo zirytować, ale wiedziałem, że tym samym podsyci to jego apetyt i tym samym sprawi, że prędzej zgodzi się na mój pomysł. Oczywiście, do niczego go nie zmuszałem, a moje działania były czyste i w żaden sposób nie miały wpłynąć na jego osąd... może kiedyś spłonę za to w piekle, ale mało mnie to interesowało, czułem, że potrzebuję bliższego kontaktu z moim mężem, zwłaszcza, że aniołek chyba nieumyślnie swoim wierceniem się na moich kolanach zaczął drażnić i pobudzać dolne partie mojego ciała. Już nie wspominałem o tym, że sama jego bliskość, zapach i przyspieszony oddech również pobudzająco na mnie działały, bo te rzeczy działały na mnie zawsze.

<Owieczko? Zgodzisz się? c:>  

Od Shōyō CD Taiki

 Moje życzenie nie było bardzo skomplikowane ani wygórowane, ponieważ do szczęścia nigdy nie potrzebowałem wiele. Wystarczyło mi jedynie, aby Taiki przy mnie był już zawsze albo przynajmniej jak najdłużej i najczęściej, jak tylko może, i takie właśnie było moje życzenie. Chociaż, czemu miałem pomyśleć życzenie, nie za bardzo wiedziałem. I co do tego wszystkiego miała spadająca gwiazda, też nie wiedziałem, ale mój chłopak powiedział, że mam pomyśleć życzenie, więc najzwyczajniej w świecie to zrobiłem. 
- Pomyślałeś? – spytał po krótkiej chwili, na co odpowiedziałem, kiwając głową. 
- Mam ci powiedzieć? – zapytałem, wtulając się w jego ciało i opierając głowę o jego klatkę piersiową. Musiało całkiem niedawno padać, ponieważ powietrze było takie rześkie i bardzo przyjemne, chociaż było nieco chłodno jak na tę porę roku. W sumie, to dla mnie było prawie zawsze chłodno, więc nie miałem za bardzo pojęcia, czy faktycznie było zimno, czy to może tylko moje odczucie. 
- Nie, kiedy pomyśli się życzenie przy spadającej gwieździe, nie może się go powiedzieć na głos, bo się ono nie spełni. Podobnie jest, kiedy zdmuchujesz świeczki na torcie – wytłumaczył mi, kładąc dłoń na moim biodrze i przyciągając mnie bliżej siebie. 
Znaczy, chyba wytłumaczył, bo po jego słowach mam jeszcze większy mętlik w głowie. O jakich świeczkach on mówi? O tych na dole, na stole...? Nie, nie, on mówił o świeczkach na torcie, ale żadnego tortu nie mamy, chyba, nie mam pojęcia. A może to on chciał tort? Nie rozumiem, ale jeżeli by chciał, mógłbym mu jutro zrobić jakiś tort, chociaż nie miałem pojęcia, czy mi wyjdzie, tortu jeszcze nigdy nie przygotowałem, a to jest raczej coś innego niż takie proste ciasto z owocami, które dzisiaj dla niego przyniosłem. Ale czego się nie robi dla ukochanej osoby, prawda?
- Jakie świeczki? I jaki tort? Nie rozumiem – wymamrotałem cicho, chcąc wiedzieć, o czym tak właściwie mówi. Może jednak za dużo wypiłem...? Nie, to niemożliwe, wypiłem troszkę, by się odstresować i wyluzować, a nie na tyle, aby mieć omamy słuchowe. 
- No kiedy ma się urodziny, zazwyczaj dostaje się tort z taką ilością świeczek, ile się kończy w tym dniu lat lub kilka takich symbolicznych, i zdmuchuje się je, myśląc życzenie. To taki zwyczaj, podobnie jak się widzi spadającą gwiazdę, to też się myśli życzenie. Nie wiedziałeś o tym? – w jego głosie wychwyciłem zdziwienie, jakby dziwił się tym, że o tym nie wiedziałem. A ja dziwiłem się informacjom, jakie przed chwilą usłyszałem. To były bardzo dziwne zwyczaje. Zwyczaje, o których słyszę pierwszy raz, skąd się one w ogóle wzięły? Zresztą, chyba nie chciałem wiedzieć, bo coś czułem, że i tak tego nie zrozumiem. 
- Pierwsze słyszę. I to o gwieździe, i to o tych świeczkach – przyznałem, unosząc głowę tak, by móc na niego spojrzeć. Księżyc świecił wystarczająco jasno i mogłem bez problemu zobaczyć jego twarz. Naprawdę był zszokowany moimi słowami, więc może to jednak ze mną było coś nie tak? Pewnie to są rzeczy tego typu, że wszyscy o tym doskonale wiedzą, tylko ja jestem jakiś niedoinformowany i dziwny. – To coś złego, że o tym nie wiem? 
- Nie, oczywiście, że nie, po prostu jestem lekko zdziwiony. Nigdy nie miałeś tortu ze świeczkami? Albo Natsu? – dopytywał, delikatnie gładząc mnie po udzie. 
- Nie pamiętam, abym kiedykolwiek dostał tort, a Natsu... nie mam pojęcia, ona w sumie mogłaby, ale kiedy ma urodziny, mam siedzieć w swoim pokoju, a przynajmniej tak mówił tata – wyjaśniłem swojemu chłopakowi, spuszczając zawstydzony wzrok. Chyba naprawdę jestem odrobinkę zacofany, jeżeli chodzi o świat i o podstawową wiedzę o nim. 
- Musimy to zmienić – powiedział to z takim zdecydowaniem w głosie, ze delikatnie mnie zdziwił. O czym znów on gadał? A może to on za dużo wypił?
- Ale co? Mam schodzić na urodziny Natsu? Nie wiem, czy to z kolei podobałoby się mamie. 
- Chodziło mi o to, aby tobie, na twoje urodziny przygotować tort, byś mógł zdmuchnąć świeczki i przeżyć takie prawdziwe urodziny, zasłużyłeś na to – wytłumaczył, a kiedy usłyszałem jego propozycję, pokręciłem głową. 
Jeżeli chodziło mu o przygotowanie przyjęcia urodzinowego, to zdecydowanie nie chciałem się zgodzić, to brzmiało na strasznie dużo roboty, a znając jego, pewnie będzie chciał to sam wszystko przygotować, tak jak to zrobił z dzisiejszą kolacją. Nie, żebym narzekał, wszystko to wyszło mu cudownie, ale nie chciałem, aby musiał się niepotrzebnie męczyć w dniu moich urodzin, zwłaszcza, że to nie tego chciałem.
- Nie trzeba, nie czuję takiej potrzeby. W zupełności wystarczy mi to, że będziesz obok, niczego więcej mi do szczęścia nie trzeba – powiedziałem, wtulając się odrobinkę mocniej w jego ciało i przymykając oczy, dopiero teraz odczuwając ogarniającą mnie falę zmęczenia. Z drugiej strony, czy można było mi się dziwić? Trochę dzisiaj wrażeń za mną było, i to dość intensywnych wrażeń. 
- A kiedy to będzie? – zapytał niewinnie, na co zmarszczyłem brwi. Nie mówiłem mu, kiedy mam urodziny...? A no fakt, nie mówiłem, bo nie miałem powodu. I szczerze, nie za bardzo chciałem mu to mówić, ponieważ obawiałem się, że znowu kupi mi jakiś niebotycznie drogi prezent, a przecież nie tego chciałem. Nawet jeśli mu powiem, że nie chcę żadnego prezentu, to on i tak mi coś kupi, już ja go znałem, ja powiem swoje, a on i tak zrobi swoje. 
- Powiem ci kilka dni po, tak jak ty powiedziałeś mi o swoich urodzinach – wypomniałem mu, przypominając sobie nagle te sytuację. To też nie było tak, że on mi o nich powiedział tak sam z siebie, a dopiero po zapytaniu, skąd wziął się wisior na jego szyi, którego wcześniej nie nosił. Czułem się bardzo, bardzo głupio, kiedy okazało się, że nie mam dla niego żadnego prezentu, ale teraz już wiem, kiedy one wypadają i na pewno uda mi się przygotować dla niego niespodziankę. – Możemy wrócić do łóżka? Jestem trochę zmęczony – poprosiłem, przecierając oczy, nie chcąc tutaj zasypiać. Zdecydowanie lepiej czułbym się lepiej, gdybym położył się wraz z nim na wygodnym materacu, chyba, że Taiki wolałby tu zostać jeszcze trochę, to wtedy jak najbardziej postaram się mu dotrzymać towarzystwa. 

<Taiki? c:>

wtorek, 25 maja 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Zaskoczony zamrugałem oczami, nie do końca spodziewając się takiej wypowiedzi, płynącej z ust męża chyba jestem naprawdę złośliwy i niegrzeczny w stosunku do niego skoro czuję się z mojego powodu, tak dziwnie myśląc, że to on i opieka nad nim mnie denerwuje.
- Nie przepraszaj, to ze mną jest problem, a nie z tobą - Zacząłem, składając ładnie ubrania podarowane mi przez Alishe. - Ostatnio zaczął się dla mnie bardzo ciężki okres w życiu i chyba za bardzo nie potrafię nad tym zapanować i chociaż bardzo się staram. Czuje, że jest ze mną tylko gorzej, a nie lepiej - Przyznałem, musząc wyjaśnić mężowi, że cały ten gniew i złe samopoczucie nie bierze się z jego winy, tym razem to nie on jest problematyczny tylko ja sam, niestety jestem jednym wielkim problemem.
- Co masz na myśli? Coś się stało, o czym nie wiem? - Spytał, chyba odrobinkę zaniepokojony słowami przeze mnie wypowiedzianymi czy ja serio zabrzmiałem aż tak źle? Chyba nie no odrobinkę przesadza, a może to ja przesadzam, sam już nie wiem.
- Nic się nie stało prócz tego, że dojrzewam - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że zrozumie, co mam na myśli i nie będę musiał wchodzić w szczegóły, nie lubię tego, rozmowa o mnie i moim anielskim życiu jest krępująca, nie rozwijam się jak człowiek i chociaż bardzo się staram, wciąż jestem i jeszcze długo będę dzieckiem dla innych aniołów.
- Dojrzewasz? To znaczy, dojrzewasz jak kiedyś ja? - Dopytał, zaciekawiony przyglądając mi się z uwagą, rany to jest naprawdę krępujące, gdybym był człowiekiem, dojrzałość osiągnąłbym już dawno a tak nie dość, że mój mąż jest w nie najlepszym stanie, to jeszcze ja staje się gorszą wersją siebie.
- Chyba tak, fizycznie już się nie zmienię, ale psychicznie cóż, sam chyba zauważyłeś, robi się złośliwy i szybciej wpadam w gniew i – co gorsza – nie panuje nad tym to wszystko, te emocje, które się we mnie kłębią, są ode mnie silniejsze, dlatego nigdy nie myśl ani nawet nie wmawiaj sobie, że to z twojej winy to tylko i wyłącznie moja wina - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby czuł się winien z mojego powodu, przecież nie musi się tak czuć, jeśli za bardzo będę mu zachodzić za skórę, niech mi to powie, a wtedy spróbuję, chociaż nie obiecuję, zachowywać się jak należy.
- Więc mój malutki aniołek dojrzewa jak słodko - Czy to była ironia? Sam nie wiem, a może on sobie ze mnie drwi? O rany tylko nie to naprawdę nie zasłużyłem sobie na drwinę z jego strony, nic mu przecież nie zrobiłem.
- Czy ty sobie ze mnie drwisz? - Burknąłem, niepocieszony nie chcąc, aby sobie ze mnie drwił, dojrzewanie to naprawdę ciężki okres w moim życiu a on sobie ze mnie drwi, serio? No bardzo to dojrzałe z jego strony.
- Nie drwię, cieszę się, że mój ukochany bąbelek dorasta - Co za złośnik on naprawdę chyba chce, oberwać w ten głupiutki czerep ma szczęście, że jest „niepełnosprawny”, w innym wypadku dostałby w łeb.
- Nie jestem bąbelkiem, powiedz tak jeszcze raz, a obiecuje, że tydzień się nie odezwę - Burknąłem, pusząc swoje policzki, czym chyba jeszcze bardziej rozbawiłem męża podchodzącego do mnie znacznie bliżej.
- Owieczko nie denerwuj się, tylko żartuję - Wymruczał mi do ucha, podgryzając jego płatek, zdrową ręką bawiąc się moją obrożą, do której tak przywykłem, że stała się moją codziennością. - Przecież wiesz, że cię kocham - Dodał, pozostawiając po sobie czerwoną malinkę.
- Wiem, ja ciebie też kocham - Przyznałem, uśmiechając się delikatnie do męża, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku czując przyjemną ciepłą dłoń wślizgującą się pod jego koszulę, która teraz była moją koszulą. - Nie zaczekaj, nie możemy - Musząc się pilnować, odsunąłem się od męża, uspokajając swoje drżące z emocji i podniecenia ciało.
- Dlaczego nie możemy? - Zaczął lekko niezadowolony z mojego zachowania, w sumie też nie wiem, dlaczego przerwałem, a tak już wiem, jego ręka mnie przed tym powstrzymuje, nie chce przypadkiem zadać mu bólu, a jestem to w stanie zrobić i dobrze o tym wiemy.
- Twoja ręka mogę cię przypadkiem dotknąć i zadać ból najlepiej poczekać i zająć się.. Hym o książkami zawsze lubiliśmy czytać więc to dobry moment na przeczytanie zaległych książek czy coś - Zaproponowałem, nie mając ochoty czytać, nie mając ochoty również wychodzić na dwór, wolałbym inaczej spędzić ten czas, co było na tę chwilę nie możliwe, dlatego by nie poddać się pokusie, muszę zrobić coś innego, coś nudnego czym może być właśnie czytanie tych wszystkich książek.
- Nie chce czytać książek - Bąknął, niezadowolony siadając na łóżku.
- W takim razie co chcesz robić? - Chciałem wysłuchać jego propozycji, aby on też sam mógł zadecydować, co woli robić. - O ile nie wyskoczysz z treningiem, to mogę się na wszystko zgodzić - Zapewniłem, nie chcąc, aby znów wracał do tematu treningu który w tej chwili był niemożliwy i oboje dobrze o tym wiemy.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Zamruczałem zadowolony, słysząc słowa, wypowiedziane przez mojego chłopaka i do tego ten jego wygląd, rany jak on cudownie wyglądał w tych ciuszkach, ja to zawsze wiem, co najlepiej leżeć na nim będzie.
- Jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić - Przyznałem, dłońmi powoli kierując się w stronę pasa mojego ukochanego, mając wielką ochotę wziąć go teraz, zaraz nawet tu na stole.
- Co takiego? - Spytał, niby to od niechcenia bawiąc się górnymi guzikami należącym do mojej koszuli, najwidoczniej świetnie się bawiąc, to znaczy ja też świetnie się bawię, lubię takie zabawy, które zawsze kończą się przyjemnym stosunkiem.
- Już ty doskonale wiesz co - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mocno chwytając chłopaka w ramiona, zanosząc go powoli do swojego pokoju, kładąc powoli jego drobne ciało, na łóżku uważając, by nie zrobić mu krzywdy, jest tak drobny i słodki, że to naprawdę jest możliwe, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- To nie jest w moich kompetencjach - Wymruczał, odrobinkę się ze mną drażniąc, robiąc mi tym samym na złość, ach to lubię, taka gra wstępna tylko bardziej mnie zachęca do działania.
- Jeden raz możemy to naruszyć - Wymruczałem, mocno ściskając biodra Karotki, dociskając jego ciało do miękkiego materacu, nasze usta znów łącząc w cudownym namiętnym, a jednocześnie długim pocałunku, którego żadne z nas przerwać nie chciało.
Karotka bardzo ładnie zachęciła mnie do działania, a może bardziej to ten strój sam nie wiem, mój chłopak ma w sobie coś takiego, cóż coś przyciągającego co nie pozwala mi bez niego żyć ani o nim zapomnieć, naprawdę nie potrafiłbym go teraz zostawić, pragnąc go ciągle i jak najdłużej się da.
Przyjemne chwile spędzone z moim małym chłopce zrelaksowały mnie, przy nim zawsze byłem pełen szczęścia i życia, niesamowite jak stosunek pomaga nie tylko ciału, ale i umysłowi.
- Jesteś cudowny - Wymruczałem zadowolony, przytulając mocno mojego skarba do siebie.
- Ty też - Przyznał, chowając twarz w moich ramionach, ciesząc się naszym wspólnie spędzonym czasem, w którym nikt nam nie przeszkadzał ani nikt nie dogadywał.
Cicho mrucząc pod nosem, głaskałem mojego liska po włosach, wpatrując się w sufit, który w tej chwili był najciekawszą rzeczą na świecie, a jednocześnie jedyną, która pozwalała na przyjemne lenistwo bez poruszania swoim ciałem.
- Wiesz, że cię kocham? - Zapytałem, cmokając go w czoło.
- Mówiłeś to już tyle razy, że trudno by było nie zapamiętać lub nie wiedzieć, ale i ja bardzo cię kocham, o czym wiesz prawda? - Odpowiedział pytanie na pytanie, malując na mojej klatce opuszkami palców szlaczki.
- Wiem i nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi - Przyznałem, podnosząc się do siadu, tym samym zdejmując Karotke ze swojego ciała. - Ubierz się, pokaże ci coś jeszcze - Poprosiłem, wstając z łóżka, zakładając swoje ubrania, mając jeszcze jeden mały pomysł.
- Ale to nie jest kolejny prezent prawda? - Gdy o to zapytał, pokiwałem przecząco głową, prezent nie, niespodzianka tak.
- Nie, nie jest to prezent, ale chyba ci się spodoba - Nie chciałem zdradzić, o co chodzi, czekając spokojnie, aż Karota się ubierze w swoje ubrania, podając mu ciepłą bluzę, nakazując ubrania jej, otwierając po chwili okno, by wyciągnąć mojego chłopaka na dach domu, po co? A no po to, by obejrzeć gwiazdy, tu z dala od świateł i innych budynków widać je najlepiej i jeszcze ta spadająca gwiazda to dobry moment, by pomyśleć życzenie.
- Spójrz spadająca gwiazda, szybko pomyśl życzenie - Zwróciłem się, do mojego lisiego chłopaka chcą, aby o czymś pomyślał, a kto wie, może gwiazdy spełnią jego życzenie, czasem tak jest, że życzenia się spełniają, gdy w ogóle się tego nie spodziewamy, może w tej sytuacji też tak będzie, ja już tam wiem co sobie zażyczyć i oby się spełniło..

<Karotka? C:>

poniedziałek, 24 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem zadowolony z faktu, że mój mąż nie podchwycił mojego pomysłu. Przecież to było wcale nie było takie głupie, nie mówiłem w końcu o jakimś bardzo ciężkim treningu, bo to oczywiste, że nie dałbym sobie rady, ale... bardzo chciałem zrobić cokolwiek, bo jak na razie jestem całkowicie bezużyteczny. Ostrożnie objąłem go zdrową ręką w pasie i wsunąłem nos w kosmyki jego włosów, cicho wzdychając. Bardzo chciałbym go przytulić tak normalnie, obiema rękami, zamknąć go w szczelnym uścisku swoich ramion, co możliwe nie było i jeszcze przez długi czas nie będzie. 
- Powinienem być w stanie was obronić w razie wypadku – wyszeptałem, nie odsuwając się od niego ani na milimetr. Niezależnie od swojego stanu powinienem być w stanie ich obronić przed jakimkolwiek złem tego świata. To jest moim obowiązkiem, z którego jak na razie słabo się wywiązuję. 
- Ale nie masz przed czym, tutaj jesteśmy całkowicie bezpieczni i możesz skupić się na sobie – odpowiedział chłopak, zaczynając delikatnie gładzić mnie po plecach. 
- Ty nie jesteś – powiedziałem, przypominając sobie, jak kilka dni temu Mikleo przyszedł do pokoju wzburzony i zdenerwowany z powodu Arthura. A gdybym tylko był silniejszy, taka propozycja nawet by nie padła z ust pasterza. 
- Ja jestem dużym chłopcem i dam sobie radę przez te kilka miesięcy – powiedział, odsuwając się ode mnie i kładąc swoją dłoń na moim policzku. 
- Ale ja powinienem uczyć się walczyć na nowo, i to jak najwcześniej, bo szybciej się wtedy nauczę – wyjaśniłem, nadal bardzo chcąc, aby Miki przekonał się do mojego pomysłu, którego nie uważałem za zły i przyznam, nie rozumiałem, o co mój mąż się tak wściekał. 
- Najpierw naucz się trzymać widelec, a dopiero potem miecz – polecił mi, na co delikatnie zmarszczyłem brwi, niezadowolony z jego słów. 
- Jak mam nauczyć się trzymać widelec, skoro mi na to sukcesywnie nie pozwalasz? – wypomniałem mu ten mały, drobny fakt, który stał na drodze logicznego myślenia mojego męża.
 Za każdym razem, kiedy próbowałem jeść samodzielnie, pojawiał się przy mnie Mikleo, zabierał mi widelec i sam mnie karmił, więc zwyczajnie nie miałem prawa, aby nabrać większej wprawy. A miecza tak łatwo mi z ręki nie wyciągnie... albo i wyciągnie? Miecz jest ciężki, zwłaszcza dla niewyćwiczonej ręki, a skoro widelec tak łatwo widelec potrafi mi zabrać, to jeszcze ostrze tym bardziej... dobra, to może jednak nie był taki genialny pomysł. Może powinienem najpierw sam wyćwiczyć takie rzeczy, jak chociażby poprawne trzymanie miecza i kilka prostych manewrów... to też jest bardzo dobry pomysł. Będę ćwiczył sam, a Miki nie będzie się o mnie bał, a kiedy już jako tako nauczę się walczyć lewą ręką, poproszę go, aby mi towarzyszył i pomógł mi w nieco bardziej skomplikowanych manewrach. 
- Wiem, ale już obiecuję, że nie będę tak robił i pozwolę ci jeść samemu – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Pozwalasz mi samemu jeść, nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę za twoją hojność – bąknąłem, może odrobinkę przesadzając z tą ironią, ale i mnie to już zaczynało męczyć. Samemu jeść nie, trenować nie, kochać się też nie, bo nim dochodzi do najprzyjemniejszej części, Mikleo się ode mnie odsuwa... może on nie chce? Nie no, czuję przecież, jak przyjemnie drży jego ciało, widzę także te ogniki w jego oczach. Muszę zrobić coś, aby to się zmieniło, bo ja długo tak nie wytrzymam. 
- Wystarczy, że będziesz o siebie dbał, to mi w zupełności wystarczy – odparł, chyba zupełnie ignorując fakt, że była to ironia, i zaraz stanął na palcach, by ucałować mnie w czubek nosa. – Wracamy do pokoju? Jest bardzo gorąco – poprosił, ładnie się do mnie uśmiechając. Szczerze, ja nie chciałem wracać, przecież przed chwilą wyszliśmy, ale wiedziałem, że mojemu mężowi wyższa temperatura bardzo nie odpowiadała, i jeszcze ten strój, na który tak narzekał... czemu ja w ogóle zaproponowałem mu spacer? Przecież doskonale wiedziałem, że on nie lubi ciepła, co było całkiem naturalne, w końcu jego żywiołem była woda, czyli coś, co kojarzyło się raczej z zimnem. 
- Albo może pójdziemy nad jezioro? Mógłbyś się trochę ochłodzić – zaproponowałem, niekoniecznie chcąc wracać do zimnych ścian zamku, a jezioro też nie było takim złym rozwiązaniem. Fakt, było troszkę daleko, bo poza murami zamku, ale mielibyśmy trochę prywatności i spokoju.
- Jutro pójdziemy, tobie na dzisiaj już wystarczy wrażeń, musisz odpoczywać – powiedział, z czym się nie zgadzałem. Jakie wrażenia? Przecież dzisiaj niewiele się zdarzyło, mi by się przydały jakieś wrażenia, cierpię na ich niedobór, nie nadmiar. 
- Aż tak wiele się dzisiaj nie wydarzyło – przypomniałem mu, delikatnie pusząc policzki. 
- A i tak udało ci naruszyć ranę – przypomniał mi. 
- Fakt, ale to zrobiłem, przebierając się, a nie dlatego, że gdzieś chodziłem. 
- Więc już więcej nie pozwolę ci przebierać się samemu, chodźmy – odparł, chwytając mój nadgarstek i ciągnąc w stronę pokoju. Najwidoczniej bardzo chciał tam wrócić i pozbyć się tych niewygodnych ubrań. Jestem okropny, powinienem pomyśleć o nim, w końcu to właśnie przeze mnie ma teraz ciężko, a ja chcę go jeszcze ciągać po dworze, gdzie jest dla niego bardzo gorąco... może powinienem bardziej go słuchać i skupiać się na jego potrzebach, a nie tylko własnych. 
Pozwoliłem mu na poprowadzenie się do pokoju, nie chcąc męczyć go bardziej, niż już jest zmęczony przez moje głupie zachcianki. Nie do końca zadowolony z tej całej sytuacji usiadłem na łóżku obserwując, jak mój anioł z powrotem przebiera się w moją koszulę, mając dość tego stroju. Naprawdę był on tak niewygodny? Chodziłem kiedyś przecież w podobnym i nie był on aż taki zły, chociaż fakt, na dłuższą metę potrafił troszkę zmęczyć. Ale skoro mojemu mężowi tak bardzo on przeszkadza, już nie będę tak męczył go z tym wychodzeniem na dwór, by przeze mnie nie musiał się przebierać jakieś dwadzieścia razy. Jeżeli pójdę sam na jakiś spacer, czy coś, to się nic złego nie stanie, a on będzie mógł troszeczkę odpocząć, w końcu ma za sobą pełnię, która była dla niego bardzo męcząca. 
- Przepraszam – odezwałem się, kiedy na drobnym ciele Mikleo znalazła się moja koszula. – Już więcej nie będę cię sobą kłopotał i wyciągał na dwór, widzę, że to nie jest czas dla ciebie i się męczysz przez temperaturę – dodałem, chcąc mu wyjaśnić, za co tak właściwie go przepraszam, bo mam za co. Od tej pory będę dawał mu spokój i nie będę go sobą kłopotał, widzę przecież, że ostatnio łatwiej wpada w gniew, a to przez moje zachowanie. Nie będę go teraz w ogóle sobą męczył, dam sobie radę we wszystkim sam, w końcu to żadna filozofia nie jest, a on w końcu będzie mógł odpocząć od niańczenia mnie, bo to pewnie tez go bardzo męczyło.

<Aniołku? c:>