Cichutko wzdychając, policzyłem do pięciu, starając się przypadkiem czegoś nie zrobić mojemu mężowi, który niepotrzebnie stąpał po cienkiej linii, doskonale wiedząc, że i tak mu pomogę, bez względu na to, co powie, bo jak doskonale wie, ja nigdy nikogo nie słucham, mógłby więc przestać mi mówić co robić mam, a czego robić nie mam, bo to i tak nic nie dam.
- Przestań gadać - Burknąłem, podchodząc do męża, powoli pomagając mu dostać się do łazienki, pozostawiając go w niej na chwilę samego, aby mógł spokojnie załatwić swoje potrzeby fizjologiczne, nie chcąc mu w tym przeszkadzać, do łazienki wchodząc, dopiero gdy do moich uszu doszedł dźwięk spadających butelek, co przeraziło mnie nie na żarty.
- Co robisz? - Zapytałem, wchodząc do środka, dostrzegając marne starania Soreya w sprawie napełnienia bali wodą, nic więc nie mówiąc, westchnąłem cicho, robiąc to za niego, aby ułatwić mu życie, najlepiej jak potrafiłem, dodatkowo pomagając mu w rozebraniu ubrań, z czym sam sobie niestety nie radził i, mimo że starał się to ukryć, jak najlepiej potrafił, musiałem mu pomóc, w końcu był moją rodziną, a rodzinie się pomaga bez względu na wszystko.
- Przepraszam, sprawiam ci same problemy - Odezwał się, gdy pomogłem mu wejść do bali, robiąc wszystko z największą ostrożnością, aby przypadkiem nic mu nie zrobić, nie chciałem w końcu, aby cierpiał jeszcze bardziej, niż już cierpi.
- Sorey, skarbie nie mów tak, nie masz za co mnie przepraszać ani za co czuć się winien przecież to nie twoja wina, że jesteś ranny, to po pierwsze a po drugie jesteś moim mężem, moim obowiązkiem jest ci pomagać, sam zresztą robiłeś to samo, gdy po spotkaniu z Aleksandrem nie mogłem przez długi czas nawet wstać z łóżka, w twoim wypadku nie jest tak źle, a nawet jeśli by było, od tego masz mnie, abym pomagał ci, gdy ty sam nie dajesz sobie już rady - Przyznałem, składając delikatny pocałunek na czole mojego męża.
- Ale.. - Zaczął, pewnie znów chcąc obarczyć się całą winą, gdy to naprawdę nie było w żadnym wypadku konieczne to i tak nic nie zmienia, a jedynie mu samemu szkodzi.
- Nie ma żadnego, ale nie ważne co się stanie, przejdziemy przez to razem, nie zapominaj o tym, masz mnie, a ja uroczyście przysięgam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc ci przejść przez to wszystko - Obiecałem, uśmiechając się do mojego męża, który wraz z synem był całym moim życiem i serca biciem.
- Jesteś dla mnie za dobry - Cicho westchnął, jak zawsze zwalając wszystko na moją dobroduszność, kiedy ona nie miała z tym nic wspólnego to miłość i tylko ona jest odpowiedzialna za to, co robię i do niego czuję.
- Tylko tak ci się wydaje, pomóc ci w kąpieli czy wolisz zostać sam? - Szanując prawo do prywatności, mojego męża wolałem zapytać, czy aby przypadkiem nie chce zostać sam, bo jeśli tak to ja oczywiście wyjdę i nie będę miał z tym najmniejszego problemu.
- Nie chcę cię za bardzo wykorzystywać, powinienem dać sobie sam radę - Po tej wypowiedzi wiedziałem, że potrzebuje pomocy, tylko nie wie jak o nią poprosić, co za głuptasek z tego mojego męża zdecydowanie bardziej powinien przejmować się sobą, a nie mną.
- Daj już spokój, po prostu ci pomogę - Postawiłem jak prawie zawsze na swoim, pomagając mężowi przy kąpieli, która dzięki mojej pomocy nie trwała wcale aż tak długo, najgorsze chyba było ubieranie, które troszkę nam zajęło a wszystko to z powodu jego ręki, na którą musiałem uważać.
- Widzisz, zrobiliśmy to razem - Odezwałem się do męża, zauważając zażenowanie na jego twarzy, które zniknęło od razu, po tym, jak zauważył, że i ja je widzę, a tego chyba bardzo nie chciał.
- Mimo wszystko mogłem zrobić to sam, a ty w tym czasie powinieneś odpoczywać - Siadając na łóżku, zwrócił się do mnie, jak zawsze bardziej martwiąc się o to, jak ja się trzymam i się czuje niż o siebie samego.
- Odpocznę, gdy sam będę czół taką potrzebę - Przypominałem mu o tym, że to ja sam zdecyduje, gdy będę czuł się zmęczony, siadając spokojnie przy chłopaku, przykładając delikatnie dłoń do jego bandaży. - Nie mogę ci zwrócić, tego, co utraciłeś, takiej mocy nie mam, jedyne co mogę, dla ciebie zrobi, to uśmierzyć twój ból - Dodałem, uwalniając odrobinkę swojej mocy, aby uśmierzyć jego ból, który mógł być dokuczliwy, naprawdę dokuczliwy na szczęście ma mnie a ja, chociaż niewiele, ale pomóc mogę na tyle, ile tylko umiem.
- Dziękuję - Na jego twarzy pojawiła się ulga, najwidoczniej moje drobne leczenie naprawdę mu pomogło, a to bardzo mnie uszczęśliwiało, chciałem mu pomóc, najlepiej jak potrafiłem, a jeśli tylko w ten sposób mogłem uśmierzyć jego ból, będę robił to tak często, jak tylko będzie tego potrzebował.
- Nie dziękuj, tylko tyle mogę dla ciebie niestety zrobić, może gdybym zaczął więcej ćwiczyć wtedy, wtedy na pewno mógłbym być w tym lepszy, a ty nie cierpiałbyś aż tak, lub gdybym wtedy zamiast ciebie poszedł po Yuki.. - Nie dokończyłem, widząc jego spojrzenie, które wyrażało więcej niż tysiąc słów. - Tak, wiem, głupoty gadam - Cicho wzdychając, wstałem z łóżka, wytrzepując porządnie poduszkę męża, by wygodnie mógł się położyć i odpocząć tym samym zakrywając ręką usta, aby ukryć zmęczenie.
- Zmęczony? Może się połóż i odpocznij co? - Mój mąż zwrócił uwagę na moje zmęczenie. Chcąc, abym się położył i odpoczął.
- Nie, nie, muszę cię pilnować - Znów ziewnąłem cicho, przecierając dłonią twarz.
- Mnie pilnować? Dlaczego miałbyś mnie pilnować? - Spytał, unosząc jedną brew ku górze.
- Tak, ciebie pilnować, jeśli spuszczę z ciebie wzrok, na pewno zrobisz coś głupiego, a ja nie mogę sobie na to pozwolić, muszę cię pilnować i chodzić spać wraz z tobą nie spuszczając cię z oczu. - Przyznałem, zmęczony nawet bardzo zmęczony, ale to nic jakoś sobie z tym poradzę to tylko kilka godzin, wieczorem pójdę spać, na pewno wytrzymam.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz