Już na wejściu wyczułem, że coś jest nie tak. Wyczuwałem, że mój mąż był wzburzony i zdenerwowany, chociaż nie rozumiałem, dlaczego. Może... to jednak przeze mnie? Teraz mógłby robić coś innego, coś przyjemniejszego, na pewno ma jakieś swoje potrzeby, nawet jako anioł. A może właśnie o potrzeby się rozchodzi? W końcu, wydawał się być bardzo spragniony mojego dotyku, co było przecież naturalne, a ja nie byłem i przez bardzo długi czas nie będę mu w stanie zaoferować wiele. A tak właściwie, to nic. W końcu, nie byłem w stanie rozebrać sam siebie, a co dopiero jego, nie mówiąc już o innych rzeczach. A teraz, musi się mną zajmować, bo nie jestem w stanie sam zjeść. Znaczy, jestem w stanie, tylko pewnie długo by mi to zajęło, już nie mówiąc o tym, jak bardzo ubrudziłbym stół wokół siebie. Zupełnie jak dziecko. Chociaż nie dziecku można takie coś wybaczyć, bo to tylko dziecko, a ja jestem przecież dorosłym człowiekiem.
- Możesz odpocząć, ja dam sobie radę – odezwałem się ostrożnie, wyciągając rękę w stronę widelca, który ode mnie wziął. Nie chciałem, aby zdenerwował się jeszcze bardziej, a ja powolutku dam sobie radę. Postaram się nawet nie nabrudzić za bardzo, a jeśli to zrobię, to przecież po sobie posprzątać potrafię, do tego jedna ręka, i w dodatku lewa, mi wystarczy.
- Sorey, nie czuję się zmuszany do tego, aby ci pomagać – zaczął, patrząc na mnie uważnie i nie pozwalając mi na zabranie sztućców. – Nie czuję się także zmęczony, opiekując się tobą. Kocham cię, i to jasne, że będę ci pomagał, tak samo jak ty pomagałeś mi, kiedy nie mogłem nawet o własnych siłach wstać z łóżka. Już ci to mówiłem i będę ci to powtarzał tak często, dopóki ci tego nie wbiję do tego pustego łba.
- Wiem, że nie przemówię ci do rozumu i tak będziesz robił swoje, tylko chodzi mi o teraz – wyjaśniłem, nie chcąc być źle zrozumianym. Nie chciałem się teraz z nim kłócić, chciałem tylko, aby mój mąż się dobrze czuł, a teraz właśnie nie najlepiej się czuje, co doskonale wyczuwam. Nie wiem tylko, co jest powodem jego złego nastroju, ja czy może coś jeszcze innego, chociaż prędzej stawiałbym na siebie. Bo niby, co innego miałoby go zdenerwować, jak nie ja i moja nieudolność? – Widzę, że coś się stało i jesteś zdenerwowany, dlatego możesz sobie teraz odpocząć, porobić coś i zrelaksować, to będzie zdecydowanie lepsze i poprawi ci humor, niż takiego karmienie nieudacznika.
Mikleo przyglądał mi się w zamyśleniu przez kilka długich sekund, jakby intensywnie nad czymś myśląc, a ja się zastanawiałem, co mu chodziło po głowie. Po chwili jednak Mikleo uśmiechnął się do mnie najpiękniej, jak tylko on potrafił, przybliżył się do mnie i złożył na moich ustach łapczywy pocałunek, zarzucając jedną rękę na mój kark. Jego zachowanie lekko mnie zaskoczyło, ponieważ się zwyczajnie się tego nie spodziewałem, ale i tak odwzajemniłem ten gest, dodatkowo obejmując go lewą dłonią w pasie.
- Już nie jestem zdenerwowany – wymruczał mi w usta, nie przestając się tak cudownie uśmiechać. – A teraz zacznijmy jeść, bo jeszcze ci wystygnie, a na to pozwolić sobie nie możemy – dodał, odsuwając się ode mnie i poprawiając ubranie.
- Ale byłeś. I za to chciałem cię bardzo przeprosić – powiedziałem, spuszczając wzrok nadal nie będąc pewien, czy aby już wszystko było dobrze i faktycznie już nie jest zdenerwowany.
- Za co? – spytał marszcząc brwi, nie za bardzo rozumiejąc moich przeprosin, które były przecież bardzo logiczne.
- Za to, że cię zdenerwowałem swoją nieudolnością.
- Jaką...? Och, kochanie, naprawdę to nie jest twoja wina, to nie ty byłeś powodem mojego zdenerwowania. A teraz proszę, skup się na jedzeniu.
Nie miałem za bardzo innego wyjścia, jak tylko pozwolić mu się karmić, jak zwykle czując przy tym zażenowanie. Nie chciałem jeszcze porzucać tematu jego samopoczucia, w końcu coś wytrąciło go z równowagi, a ja nie wiedziałem, co, a przecież powinienem. Albo raczej, wypadałoby wiedzieć, w końcu jestem jego mężem i jeżeli czuje się źle, moim zadaniem jest go wysłuchać oraz poprawić mu humor. Problem też był w tym taki, że Miki nie chciał mi z jakiegoś powodu powiedzieć, co się stało, a poprawić mu humor... cóż, w tej kwestii również niewiele mogę zrobić. Może to jednak faktycznie coś przeze mnie, tylko nie chce mi tego powiedzieć wprost, by nie sprawić mi przykrości? Miki mógłby być do tego zdolny, podobnie jak i ja, jeżeli chodzi o niego.
Po zjedzeniu połowy przygotowanej dla mnie porcji poczułem, że mam dosyć, byłem ciekaw, kto kazał przygotowywać tak duże porcje; mój mąż czy moja przyjaciółka. Nie byłem pewien, bo wiedziałem, że oboje z tej dwójki mają tendencję do przesadzania. Mam jednak nadzieję że to, że nie jem wszystkiego, da im obu do zrozumienia, że to jednak za dużo.
- Jest może coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, aby poprawić ci humor? – spytałem, przyglądając się uważnie Mikleo. Nie mogłem zrobić wiele, fakt, ale może jednak istnieje coś, co sprawiłoby, że uśmiech na jego twarzy by się poszerzył. Chciałbym, aby takie coś się znalazło, może nawet sam dzięki temu poczułbym się lepiej, w końcu oznaczałoby to, że nie jestem tak beznadziejny i do niczego, a na ten moment wszystko wskazuje na to, że jest właśnie odwrotnie do tego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz