Zastanowiłem się nad propozycją mojego męża, wpatrując się w ramię, w którym był wyraźny ubytek. Przez to, że Mikleo odwinął bandaż i zaczął coś działać przy ranie, ta zaczęła mnie piec i swędzieć jednocześnie. Nie dawałem niczego po sobie poznać, w końcu mój aniołek nie chciał źle, a chciał mi jedynie pomóc i za to bardzo go cenię, pewnie gdyby nie to, rana goiłaby mi się nieco dłużej, a już i tak rokowania najlepsze nie są. Dziadek mógłby to naprawić... ale czy dziadek by chciał? Mimo wszystko miałem wrażenie, że opuściliśmy azyl w nienajlepszych stosunkach, pomimo wygranej walki dziadek nie zaakceptował naszego związku i pewnie jeszcze przez długi czas nie zaakceptuje, czy jest sens denerwować go bardziej, prosząc go o coś takiego? No i też przecież nie prosiłbym go o drobną przysługę, a o zwrócenie mi kawałka mięśnia, a to jednak nie była bułka z masłem , a coś bardziej złożonego, skoro mój Miki nie może sobie poradzić z tym zadaniem, a jestem pewien, że ma ważniejsze sprawy na głowie. To nie jest w końcu sprawa życia i śmierci, a jedynie mojej własnej wygody. Poza tym, przecież on jest ciągle w azylu, czyli albo ja musiałbym się udać do niego, albo on do mnie, a to byłyby kolejne trzy tygodnie wyciągnięte z życia albo jednego, albo drugiego.
- Nie jestem przekonany, czy warto zawracać dziadkowi głowę taką głupotą – powiedziałem w końcu, poprawiając delikatnie swoją rękę i patrząc w stronę męża, który stał odwrócony tyłem do mnie i wyglądał przez okno. Tak, zaproponowanie mu ubrania mojej koszuli było bardzo dobrym pomysłem, wyglądał w niej tak rozkosznie i zniewalająco... szkoda, że na ten moment nie jestem w stanie wiele zrobić. Z dnia na dzień zaczynało mi coraz to bardziej brakować jego bliskości i wydaje mi się, że nie tylko mnie i ten brak bardzo mnie irytował. Może będzie można to jakoś obejść...? Gdybyśmy nieco bardziej uważali na tą moją nieszczęsną rękę, czy coś w tym stylu... jeszcze nad tym pomyślę. I coś wymyślę, jestem tego bardziej niż pewien. W sumie, też wiele zależy od mojego małego Mikiego, jeżeli by mi troszkę pomógł... teraz zdecydowanie powinienem przestać o tym myśleć, na to będzie jeszcze czas.
- Głupotą? Chodzi o zdrowie jego wychowanka, to nie jest głupota – odezwał się Mikleo, odwracając się w moją stronę.
- Ale to też nie jest nic bardzo poważnego – zauważyłem, podnosząc się z łóżka. – Prawdopodobnie będę miał jedynie lekkie problemy z tą ręką, ale to nic, z czym nie da się żyć, a dziadek ma z pewnością ważniejsze rzeczy na głowie, niż coś takiego – wyjaśniłem podchodząc do niego i chwytając jedną z jego dłoni, by zaraz lekko ją ucałować. Zbyt bardzo się mną przejmował i za wszelką cenę stara się zrobić wszystko, bym cierpiał jak najmniej. Może to dlatego, że nie może mnie uleczyć? Czasem mam wrażenie, że trochę się za to obwinia, co przecież było głupotą. Przecież straciłem cząstkę ciała, a mój aniołek, choć dla mnie niesamowity, kochany i najlepszy, nie jest mi w stanie zwrócić tego, co utraciłem, co przecież sam mi mówił. Skąd więc to dziwne obwinianie się?
- Ale poprosić o pomoc nie zaszkodzi – mój mąż dalej upierał przy swoim, nie za bardzo chcąc odpuszczać.
- Nie, ale musiałbym udawać się na trzytygodniową podróż, a później wracać przez dwa tygodnie tą mniej bezpieczną trasą, i jeszcze znowu uszczupliłbym ich zapasy, by móc wrócić – zauważyłem, delikatnie gładząc kciukiem wierzch jego dłoni. Nie tylko sama podróż byłaby problemem, ale i jej cel. Miałem zjawić się u dziadka tylko dlatego, aby poprosić go o pomoc? Sam czułbym się z tym źle. Zresztą, jestem przekonany, że są ludzie, którzy żyją z podobnym problemem, co ja, i sobie z tym radzą, więc czemu ja bym nie miał? Poza tym, jeszcze nie wiadomo, jak bardzo niepełnosprawny będę, więc lepiej się wstrzymać z niepotrzebnym kłopotaniem dziadka. – Na razie wszystko jakoś się goi i nie trzeba się niczym przejmować – dodałem, całując go w czubek nosa.
- Przed chwilą twoja rana była naruszona, a goi się dzięki mnie – burknął, niespecjalnie zadowolony. Nie chciałem pokazywać za bardzo mu tej rany, bo wiedziałem, że odrobinkę ją podrażniłem i wiedziałem, że będzie z tego powodu trochę na mnie za to zły. No cóż, jakoś samemu ubrać się musiałem rano, kiedy ją spał i faktycznie, może za mocno otarłem tą ranę, ale nie miałem za wielkiego wyjścia. Bolało jak diabli, ale ubrać się musiałem, a do bólu naprawdę idzie się przyzwyczaić. Trochę jest z tym gorzej, jak chce się iść spać, ale po dłuższym czasie zmęczenie bierze górę i jakoś idzie zasnąć.
- I za to bardzo ci dziękuję – powiedziałem, uśmiechając się do niego ładnie, chcąc go udobruchać. – Ta rana będzie się goić powoli i nawet ty nie masz na nią wielkiego wpływu.
- Ale ty masz. Musisz na siebie bardziej uważać – wypomniał mi, a ja wiedziałem, że miał rację. Częściowo. Gdybym nie musiał ubierać się sam, nie naruszałbym rany. A nie musiałbym ubierać się sam, gdyby Mikleo mi pomógł. Nie chciałem mówić tego na głos, by nie poczuł się bardziej winny , czy coś w tym stylu, w końcu nie czułem do niego żalu, że mi nie pomagał, w końcu też miał prawo odpocząć. Bardziej czułem do niego żal za ten numer ze zniknięciem, ale o tym też nie miałem zamiaru wspominać. Ważne, aby w przyszłości tego nie powtórzył, niczego więcej będę od niego wymagał.
- Będę, obiecuję – powiedziałem, naprawdę zamierzając jak najbardziej się przyłożyć, aby spełnić tę obietnicę. Przecież mi też zależy na tym, aby szybko wrócić do zdrowia. – Przejdziemy się gdzieś? Jest ładna pogoda – zaproponowałem, znowu mając ochotę coś porobić. Im więcej odpoczywałem, tym większą miałem ochotę na trening... to może nie jest taki głupi pomysł? Mój boże, przecież to jest genialne. – Albo chodźmy trening.
- Trening? W twoim stanie? – spytał i spojrzał na mnie, jak na największego idiotę, jakiego kiedykolwiek spotkał.
- Muszę zacząć ćwiczyć lewą rękę, jeżeli mam obronić ciebie oraz Yuki’ego, a mam dużo energii, więc możem ją jakoś... czemu się tak na mnie dziwnie patrzysz? – spytałem, widząc jego spojrzenie. Czy on wątpi w mój pomysł? Przecież on jest genialny, mamy chwilkę przed obiadem, więc możemy trochę poćwiczyć zwłaszcza, że dawno tego nie robiłem, a lewa ręka sama się nie wyćwiczy. Już trudno jest mi nią jeść, a co dopiero walczyć, dlatego lepiej zacząć jak najwcześniej. Im wcześniej, tym lepiej, czy jak to się mówiło.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz