Powoli do mojego umysłu docierały kolejne bodźce. Słyszałem, że ktoś łagodnym i miłym dla ucha głosem coś mówi, ale nie miałem pojęcia, czy mówił on do mnie, czy do kogoś innego znajdującego się obok. Czułem także, że ktoś trzymał moją dłoń oraz przyjemne ciepło. Leżałem także na czymś miękkim, co mnie lekko zaskoczyło, chyba ostatnio spałem na twardej ziemi... Czułem także rzeczy, których czuć nie chciałem, jak chociażby ogromny, przeszywający ból w ramieniu. Czemu tak właściwie bolała mnie ręka...? A, no tak, straciłem kawałek ramienia, to mogło mi sprawić lekki ból. Do tego jeszcze czułem, że moje gardło było wysuszone, a powieki były tak okropnie ciężkie...
Zebrałem się w sobie i powoli, bardzo powoli otworzyłem oczy. Przez kilka długich chwil obraz był mocno rozmazany. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłem, że znajduję się w jakimś pokoju, a obok mnie siedzi Miki, bardzo, ale to bardzo zmartwiony. Stało się coś złego? Nie rozumiałem, co musiało się stać, że był taki zmartwiony.
- Miki? – wyszeptałem, mocno zachrypniętym tonem. Nie mogłem odezwać się głośniej, ponieważ moje gardło było zbyt wysuszone. – Co się stało? Gdzie ja jestem?
- Jesteśmy w zamku, twoja rana już jest opatrzona – odpowiedział mi ulgą, przybliżając się do mnie. Nim zdążyłem się zorientować, Mikleo położył mi dłoń na czole. – Jak się czujesz?
- Jak to w zamku? Przecież ostatnio byliśmy w drodze... – zauważyłem, postanawiając podnieść się do półsiadu, ale szybko zrezygnowałem. Miałem wrażenie, że jestem tak jakoś trzy razy cięższy, a ból w ramieniu pogłębił się. Zaraz opadłem na poduszki, z cichym jęknięciem z bólu.
- Nie ruszaj się jeszcze, medyk powiedział, że minie jeszcze dużo czasu, zanim rana całkowicie się zrośnie – od razu zostałem zbesztany przez Mikleo, a nawet niczego jeszcze nie zrobiłem. – Alisha cię tutaj przewiozła.
- Byliśmy na odludziu, jak ona nas znalazła? – zauważyłem ten jeden malutki szczegół. To nie miało sensu, gdybyśmy byli na gościńcu może, ale tylko może istniał jakiś cień szansy, że Alisha znalazłaby nas na głównej drodze i mi pomogła.
- Zaniosłem cię na gościniec.
Cudownie, jak wielkim musiałem być dla niego problemem? Oboje doskonale wiedzieliśmy, że Miki silny nie jest, a ja jednak też swoje ważę. Jeszcze pozostaje kwestia drogi, do gościńca naprawdę dużo nam zostało. Rany, że też ja w ogóle nie tego nie odczułem... moje ostatnie wspomnienie dotyczyło tego, że położyłem się na kocu i jakimś cudem zasnąłem. Chociaż, jaki to był cud, straciłem za dużo krwi i mój organizm musiał jakoś to odreagować.
- Przepraszam – odezwałem się w końcu, spuszczając wzrok, czując się źle z faktem, że Mikleo musiał przeze mnie tak cierpieć. To nie tak miało wyglądać, miałem chwilę odpocząć i ruszyć dalej, pomimo bólu i rany.
- Zdurniałeś? Nie masz za co mnie przepraszać, najważniejsze jest to, że żyjesz – powiedział, chwytając dłoń u mojej zdrowej ręki i całując delikatnie jej wierzch. – Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?
- Czuję się dobrze – powiedziałem, co nie było aż tak zgodne z prawdą, nie chciałem go jednak martwić. Nie miałem pojęcia, jak długo byłem nieprzytomny, ale mogłem się założyć, że niewiele spał, o ile w ogóle, a to wszystko przez mój stan, który nie był taki zły. – Nie pogardziłbym wodą, jestem strasznie spragniony. I coś przeciwbólowego, trochę boli mnie ramię.
- Dobrze, zaraz wrócę – powiedział Mikleo, po czym ucałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
Teraz, kiedy byłem już sam, jeszcze raz spróbowałem usiąść. Dopiero za trzecią próbą mi się udało, chociaż to bardzo mnie zmęczyło, a ramię bolało mnie jeszcze bardziej. Poza tym, musiałem usiąść, bo jak inaczej miałbym wypić wodę? Poza tym, wystarczy mi leżenia, chciałbym trochę porozmawiać i spędzić czasu z mężem. I Yukim, o ile dobrze pamiętam, chłopiec był przerażony już wcześniej, i jak musiał się czuć, kiedy nagle byłem nieprzytomny tyle czasu? Dodatkowo, najprawdopodobniej zniszczyłem jego spodnie. Nie wspominając już o swoich ubraniach, one na pewno nadawały się do kosza. Trzeba będzie w końcu dokupić jakieś nowe rzeczy, bo ja swoje ciągle niszczę.
- Sorey, mówiłem ci, że miałeś leżeć – Mikleo ledwo przekroczył próg pokoju, a już zaczął mnie besztać. Nie zdążyłem nawet mu odpowiedzieć, ponieważ rozkojarzył mnie mój syn.
- Tata! – krzyknął Yuki, wbiegając do pokoju i wskakując na łóżko, chcąc się do mnie przytulić. Tym samym przypadkowo musnął moją ranę i... o mój boże, miałem wrażenie, że moje ramię zapłonęło żywym ogniem. Z mojego gardła wydobył się krótki okrzyk bólu, który miał nie mieć miejsca. – Przepraszam – powiedział cichutko Yuki, odsuwając się ode mnie i patrząc na mnie z przerażeniem. Nie tylko on, mój Miki oraz Alisha, która chyba również postanowiła mnie odwiedzić. Wziąłem kilka głębokich wdechów, które miały mi pomóc się opanować.
- Nic się nie stało – powiedziałem słabo, siląc się na lekki uśmiech i tarmosząc jego włosy zdrową ręką.
- Przyniosłem wodę i coś przeciwbólowego, tak jak prosiłeś – odezwał się niepewnie Miki, podchodząc do mnie, by móc usiąść na brzegu materaca. – W porządku? Jesteś strasznie blady – zauważył zmartwiony, podając mi rzeczy, o które go prosiłem.
- Tak, spokojnie, po prostu trochę mnie zabolało – ta wymówka chyba nie za bardzo przeszła, sądząc po jego krytycznym spojrzeniu.
- Nie dziwię się, to jeszcze świeża rana, będzie cię jeszcze długo boleć– odezwała się Alisha, przyglądając mi się uważnie.
To brzmi naprawdę pozytywnie. Zerknąłem na swoją rękę, która była wręcz ciężka od opatrunków, nie było to bardzo wygodne. Dodatkowo, ręka bolała mnie przy lekkich ruchach, zdecydowanie wolałbym, aby była unieruchomiona, czy coś w tym stylu. Byłoby mi o wiele łatwiej. Miałem także nadzieję, że zęby bestii nie uszkodziły mi w jakiś sposób ścięgien, czy coś w tym stylu. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było, ta rana wyglądała paskudnie.
Westchnąłem cicho i wyciągnąłem zdrową rękę w stronę mojego syna, delikatnie się uśmiechając. Chłopiec od razu zrozumiał zaproszenie i zaraz wtulił się w moje ciało, uważając na to, by nie dotknąć mojej rany. Przytuliłem go do siebie i zacząłem delikatnie gładzić go po plecach.
- Wiadomo, ile mniej więcej czasu zajmie mi dojście do siebie? Albo chociażby do stanu używalności – spytałem cicho, patrząc to na Mikleo, to na Alishę. Nie ukrywam, to było dla mnie bardzo ważne, ponieważ aktualnie byłem troszkę unieruchomiony, niewiele mogłem zrobić. I to bardzo mnie irytowało, nie mogłem leżeć, musiałem robić, cokolwiek... ale kiedy tylko próbowałem chociażby kiwnąć palcem, czułem okropny ból, który trzymał mnie w ryzach.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz