wtorek, 11 maja 2021

Od Shōyō CD Taiki

 Wziąłem głęboki wdech, starając się zaraz nie wybuchnąć gniewem. Mówiłem mu, by uważał, prosiłem, by nie dźwigał tych rzeczy, a on co? Dam sobie radę, nie bój się o mnie. Chociaż mógłbym mu pomóc, to niewiele, ale jego ramię byłoby nie tak bardzo obciążone... Naprawdę nie wymagałem od niego wiele, chciałem jedynie, aby Taiki na siebie uważał. To naprawdę nie było nic trudnego. 
- Jeśli chciałbyś wiedzieć, to nie za to cię pokochałem – burknąłem, nie dając się udobruchać czułymi gestami ze strony mojego chłopaka. Delikatnie podwinąłem jego rękaw, by sprawdzić jego ramię, i ku mojemu niezadowoleniu bandaż był już lekko zakrwawiony. Przez ten wysiłek musiały puścić mu szwy. I jakim cudem ma wyzdrowieć, skoro nie daje sobie odpocząć? 
- Nie? To w takim razie za co? – dopytywał, w bardzo dobrym humorze. Naprawdę musi się o to pytać? Przecież to jest jasne jak słońce. W końcu, to on jako jedyny dostrzegł, że jestem coś wart, nawet, jeśli ja nadal tego nie potrafię dostrzec. 
- Ty już dobrze wiesz, za co. A teraz chodź, muszę ci znowu zmienić bandaż, i znowu zszyć ranę – bąknąłem, chwytając go za nadgarstek i ciągnąc go w kierunku kuchni. 
- No właśnie problem w tym, że nie wiem – kontynuował Taiki, ale ja już go nie słuchałem. Miałem ważniejsze rzeczy do zrobienia niż wytłumaczenie mu oczywistą oczywistość. 
Na całe szczęście w kuchni nie było jego cioci. Czy kobieta w ogóle wiedziała, że jej wychowanek jest ranny? Chyba nie, bo w przeciwnym razie na pewno by jakoś zareagowała. To w takim razie nie ma w tym żadnego szczęścia, może gdyby wiedziała, jakoś by na niego wpłynęła. Albo i nie, nie jestem pewien, jak po tej całej sytuacji z moim ojcem wygląda ich relacja, a wiem, że potrafiło być między nimi trochę ostro. Sam nawet byłem świadkiem takiej sytuacji, i czułem się wtedy okropnie. 
Kazałem usiąść mojemu chłopakowi na krześle, po czym wyjąłem apteczkę i wyjąłem z niej wszystkie potrzebne mi rzeczy. Zaraz po tym, w ciszy i skupieniu, zająłem się raną mojego chłopaka, nadal będąc na niego odrobinkę zły. Nie kazałem siedzieć na tyłku i nic nie robić, bo zdawałem sobie sprawę, że jest to zwyczajnie niemożliwe. Zamiast tego, poprosiłem go, aby tylko uważał na swoje ramię, ale najwidoczniej i to było dla niego za dużo. Kiedy wbiłem igłę w jego skórę, usłyszałem ciche syknięcie z jego ust. 
- Jakbyś mnie słuchał, to by nie bolało – mruknąłem, nie za bardzo przejmując się tym, że go boli. W końcu, niewiele mogłem zrobić, bardziej delikatnie zszywać rany nie mogłem, a i tak już bardzo się starałem. 
- Przecież nic nie mówię – powiedział, delikatnie pusząc policzki. 
- Nie musisz nic mówić, widzę, że cię boli – kontynuowałem niewzruszony i może odrobinkę na niego naburmuszony.
- Nie aż tak bardzo, bywało w moim życiu gorzej – odarł, jakby chciał mnie uspokoić. 
- Ale wiesz, że takim gadaniem mnie nie uspokajasz, a wręcz przeciwnie? Nie czuję się lepiej, wiedząc, że kiedyś byłeś bardziej ranny niż teraz – wytłumaczyłem mu. – Proszę, nie ruszaj się i spróbuj się rozluźnić, nie chcę ci zrobić krzywdy – dodałem, wyczuwając, że delikatnie napina mięśnie. 
Usłyszałem, jak drzwi do domu się otwierają i zamykają, więc łatwo domyśliłem się, że wrócił Shingo. Gdzie on tak właściwie był...? Zresztą, nieważne, to mnie raczej nie powinno obchodzić. Był dorosły, podobnie jak Taiki, tylko ja byłem w tym domu niepełnoletni, ale jeszcze tylko rok, i to się zmieni. Albo raczej rok i półtora miesiąca, ale to tylko taki szczególik. 
- Nie, żeby coś, ale ta rana wygląda gorzej niż myślałem – usłyszeliśmy na dzień dobry, kiedy tylko Shingo znalazł się w kuchni. W końcu powiedział coś, z czym mogłem się całym sercem zgodzić. 
- Wyglądałaby lepiej, gdyby twój brat w końcu przestał nadwyrężać swoje ramię – burknąłem, kończąc szycie oraz zabierając się za bandażowanie. 
- Oboje przesadzacie, nie jest tak źle – a mój chłopak nadal szedł w zaparte, jak osioł. A jeżeli pamięć mnie nie myli, to on był smokiem, nie osłem. 
- Jeżeli nie będziesz nadwyrężał tej ręki, szybciej dojdziesz do siebie – spróbowałem przemówić do jego rozumu, odzywając się do niego jak do dziecka. Może to coś pomoże, ponieważ ja już nie miałem pojęcia, jak do niego dotrzeć. Chciałem tylko, aby ta rana mu się bezpiecznie zrosła, a to nie jest możliwe, kiedy ciągle rusza ramieniem. 

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz