I o to było dobre pytanie, co mi strzeliło do głowy i dlaczego uciekłem, do tego jeszcze lepszym pytaniem było co i gdzie robiłem przez cały ten czas, gdy nie byłem przy mężu.
- Nie pamiętam, naprawdę nie pamiętam, mam tylko urywki wspomnień, które nawet nie wiem, czy są prawdziwe. Wyszedłem z zamku, by nie zrobić ci krzywdy, nie panuje nad sobą podczas pełni, a przy tobie nie panuje nad sobą jeszcze bardziej - Przyznałem, lekko krzywiąc się przy każdym następnym szarpnięciu grzebienia, zdaje sobie sprawie, że mój mąż specjalnie tego nie robi, ale to boli i to boli bardzo.
- Zrobić mi krzywdę? Nie pamiętasz? Co ty opowiadasz? - Spytał, sam nie wiem, czy bardziej zaskoczony, czy może na mnie zły, może myśli, że dobie z niego żartuje? Kiedy ja naprawdę nie pamiętam, co się wydarzyło poprzedniego dnia, mam lukę w pamięci, z którą nie umiem sobie poradzić.
- Sorey ja nie kontroluje tego, co robię, podczas pełni bywa, że wielu szczegółów nie pamiętam z tego dnia, nigdy nie zastanawiało cię to dlaczego zachowuję się inaczej podczas pełni? Nie panuję nad tym i ze strachu przed sobą samym uciekłem, aby chronić, ciebie i może nawet siebie przede mną samym - Wyznałem, cicho sycząc z bólu, gdy to poczułem kolejne nieprzyjemne szarpnięcie.
- Nie kontrolujesz? Więc naprawdę nic nie pamiętasz? - Zaskoczony przyjrzał mi się uważnie, nie do końca chyba wierząc moim słowom.
- Coś tam na pewno pamiętam jakieś urywki, nieprzyjemne zimno, które paraliżowało moje ciało, głośny krzyk, ciemny las a później pustka, nic więcej już nie pamiętam i raczej nie jestem w stanie sobie przypomnieć - Przyznałem, kładąc odruchowo dłoń na głowie, która przestała już nieprzyjemnie boleć z powodu czesania moich okropnie zaniedbanych włosów.
Mój mąż westchnął cicho, słysząc moje słowa, nic już nie mówiąc, oczywiście podejrzewam, że miał mi jeszcze wiele do powiedzenia, ale jak na razie się powstrzymał, pozwalając mi spokojnie się umyć i ubrać w te, cóż nie najlepsze jak dla mnie ubrania muszę cię z tym zrobić i jak najszybciej się ich pozbyć nie chce w tym chodzić, to nawet wygodne nie było.
Niepocieszony, chociaż milczący założyłem ubrania na swoje ciało, związując mocno swoje mokre włosy, wychodząc z łazienki, wciąż czując się źle, z powodu tego, co się stało, a raczej z tego sam zrobiłem, mogłem powiedzieć mojemu mężowi, co planuje lub chociażby zostawić list a ja tak bez słowa poszedłem sobie, zostawiaj go całkiem samego z powodu moich zachcianek.
Siadając w milczeniu na łóżku, słuchałem wywodów mojego męża, który miał prawo tak się na mnie złościć, zachowałem się jak małe dziecko i mam za swoje, niepotrzebnie zdenerwowałem Soreya, który i tak miał już wystarczająco swoich problemów, moich mu nie było już trzeba.
- Nie rób mi tak już nigdy więcej, tak cholernie się o ciebie bałem - Mój mąż przytulił mnie do siebie, mocno uważając na swoją rękę, abym przypadkiem jej nie dotknął. - Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś już do mnie nie wrócił, nie mogę cię znów stracić, jesteś wszystkim, co mam - Dodał, łamiącym się głosem, czy on płakał? Raczej nie chociaż może? Każdy mężczyzna ma prawo czasem płakać to nie oznaka słabości a wewnętrzną siłę i uczucia, którymi mój mąż mnie darzy.
- Przepraszam - Wciąż powtarzałem to samo słowo, naprawdę czując się okropnie, z tym, co zrobiłem może gdybym mu powiedział, wszystko byłoby dobrze, teraz mi wstyd i nie potrafię sobie z nim poradzić. - Nie chciałem, aby to tak wyszło - Cicho dodałem, niepewnie wtulając się w jego ciało, nie mając żadnych słów wytłumaczenia na moje zachowanie.
Sorey nic nie powiedział, wiedząc, że więcej słów nie było tu potrzebnych, mocno trzymając mnie w ramionach, pozwalał mi nacieszyć się jego obecnością.
Po kilku może kilkunastu minutach odsunęliśmy się od siebie, oboje zdecydowanie bardziej spokojni wszystko było już dobrze, wróciłem i nie zamierzam nigdzie iść przynajmniej do następnej pełni, przy której coś czuję Sorey, zdecydowanie bardziej będzie mnie pilnował, abym nie wywinął mu tego samego numeru po raz drugi.
Mimo wybaczenia z jego strony wciąż skruszony obserwowałem jego poczynania, nie wiedząc, co się dzieje, wciąż byłem zmęczony, choć przespałem całą noc i pewnie dzień to takie irytujące, gdy stajesz się problemem drugiej osoby, która w tej chwili potrzebuje twojej pomocy, wpatrując się w męża, położyłem się jeszcze na kilka chwil na łóżku umyty i pachnący nie powinienem odtrącać od siebie tym okropnym zapachem, z którym wróciłem a o którym nic nie pamiętam.
Sorey mówił coś do mnie, ja jednak nic nie kodowałem, zmęczony po prostu leżałem, czując się okropnie nie tylko fizycznie, ale i psychiczne wciąż nie mogłem pogodzić się z tym, co zrobiłem mojemu mężowi, mimo że nie powinienem, nawet jeśli uważałem, że zrobiłem dobrze.
Męczony przez poczucie winy zamknąłem na chwilę oczy, które wciąż nieprzyjemnie bolały, znów powoli zasypiając, wreszcie było mi ciepło i przyjemnie mogłem na kilka chwil zamknąć oczy, a czując dłoń Soreya na mojej głowie, delikatnie głaszczącej mnie po włosach poczułem się jeszcze lepiej, znów byłem w domu przy tych, których kocham.
Obudziłem się godzinę, może dwie później nie czując się wcale lepiej, najwidoczniej ta noc dała mi zdecydowanie za mocno w kość, nie byłem nawet w stanie myśleć, a mięśnie bolały mnie jak po jakimś treningu, na żadnym jednak nie byłem, co ja wyprawiałem tamtej nocy? Sam nie wiem i raczej się nie dowiem.
- Jak się czujesz? - Słysząc pytanie męża, uniosłem na niego swój zmęczony wzrok, nie czując się wcale dobrze, chociaż bardzo chciałem, aby tak to wyglądało i zabrzmiało.
- Dobrze? - Bardziej chyba zapytałem, niż odpowiedziałem na jego pytanie.
- Czy to było pytanie? - Zmartwiony podszedł do mnie, kładąc mi zdrową dłoń na czole. - Jesteś rozgrzany - Dodał zaniepokojony.
- To nic takiego trochę zmarzłem moje ciało, może trochę z tego powodu szaleć - Przyznałem, znając swoje ciało dzień lub dwa i wszystko będzie jak być powinno, nie ma się czym niepokoić, nie w jego stanie to on potrzebuje mojej pomocy nie ja jego.
- Nie byłbym tego taki pewien - Skwitował, głaszcząc mnie po głowie jak małe dziecko, to było przyjemne prawda, ale czy potrzebne?
- Nic mi nie będzie, martw się o siebie, to ty z nas dwóch jesteś poszkodowany, ja sam się w to wpakowałem - Przyznałem, nie mając zamiaru kręcić, bo to i tak nie mieli najmniejszego sensu, sam się w to wpakowałem i takie są fakty.
- To nie oznacza, że masz teraz cierpieć - Burknął lekko niezadowolony moim lekceważącym zachowaniem.
Westchnąłem cicho, chcąc coś powiedzieć, zaprotestować, postawić na swoim i pewnie by tak było, gdyby nie Alisha, królowa przyniosła jedzenie mojemu mężowi, dbając o niego, gdy ja nie byłem w stanie tego robić.
- Mikleo wróciłeś, jak się czujesz? - Na to pytanie cicho westchnąłem czy teraz każdy będzie mnie o to pytał?
- Dobrze - Krótka odpowiedź wystarczyłaby pokazać, że nie jestem w humorze i nie mam ochoty z nikim rozmawiać, wciąż źle się czułem nie tylko psychiczne, ale i fizycznie co nie oznaczało, że dziś nie będę pomagać mężowi, bo będę, jeśli tylko będzie tego potrzebował, a będzie pewnie potrzebował, z powodu swojej ręki o ile nie uprze się, że zrobi wszystko sam, bo i to świetnie mu wychodzi.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz