sobota, 29 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, w pierwszym momencie, kiedy usłyszałem gniew w jego głosie, poczułem się źle. Może jednak przesadziłem? Ale z drugiej strony, co było złego w moim zachowaniu? Chciałem tylko jego dobra i bezpieczeństwa, widziałem, że Mikleo ledwo trzymał się na nogach, więc to oczywiste, że musiał się położyć, niezależnie od tego, co sam uważał. Niech się na mnie denerwuje i złości, ale ja już mu nie pozwolę na zrobienie czegokolwiek do końca dnia. On już dzisiaj zrobił wystarczająco dużo dobrego i czas na to, aby w końcu troszkę odpoczął. 
Usiadłem obok niego, a następnie objąłem go zdrową ręką w pasie i pocałowałem go w policzek. Ta temperatura na pewno była z powodu dojrzewania? A może to jednak przez nasz stosunek? W końcu zanim doszło do zbliżenia, wszystko było w porządku, rany, nie powinienem go do tego przekonywać. Za bardzo myślałem o sobie i oto mój mąż skończył z gorączka, która w jego przypadku była złym sygnałem. Nigdy więcej tego nie powtórzę, póki mój anioł nie da mi znać, że sam tego chce. 
- Nic się nie stało, nie jestem zły. Ja byłem bardziej okropny, kiedy przechodziłem przez to samo – przypomniałem mu, posyłając mu szeroki uśmiech. Jak sobie przypomniałem, jak zachowywałem się te parę lat temu, czułem jak ciarki zażenowania wstrząsają całym moim ciałem. Ciągle go denerwowałem, zaczepiałem, irytowałem, a mało tego, ja ciągle miałem ochotę na seks. Dodatkowo, gdzieś mniej więcej w tym okresie poddałem się złu, więc już w ogóle byłem najgorszy. Te jego wybuchy gniewu to nic w porównaniu z tym, co ja mu robiłem i jak ja go traktowałem. 
- Nie wydaje mi się – bąknął Miki, opierając głowę o moją klatkę piersiową. Serio? Czy on w ogóle wie, o czym mówił? 
- Mnie już tak. A teraz, połóż się, przygotuję ci zimny okład. Możesz mnie zwyzywać i się na mnie wściekać, ale i tak zdania nie zmienię – ostrzegłem go, przyglądając mu się uważnie i odsuwając się do niego. Skoro jest rozpalony lepiej, aby się do mnie nie przytulał, teraz potrzebuje chłodu, a ja mu go za bardzo dać nie mogę.  
- To ja powinienem się tobą zajmować, nie ty mną – wyburczał, ale pomimo tego grzecznie położył się na łóżku. 
Dobrze, że posłuchał mnie w miarę szybko, nie chciałem używać swoich przywilejów, jakie uzyskałem dzięki paktowi. Właśnie ten pakt... najpierw mieliśmy go zerwać po pokonaniu smoka, a to się przeciągnęło i mieliśmy to zrobić po dotarciu do azylu, a w końcu wyszło tak, że miało to nastąpić, kiedy wrócimy do zamku. I jesteśmy w zamku, a to nadal nie nastąpiło i szczerze, nie wydawało mi się, aby nawet teraz był na to dobry czas. Mimo, że nie chciałem głośno tego przyznać, byłem jeszcze słaby, a zerwanie paktu osłabiłoby mnie jeszcze bardziej. No i jeszcze sam Miki... był aktualnie w nienajlepszym stanie, a już raz widziałem, jak ciężko i on przeżywał zerwanie paktu. A skoro teraz oboje siedzieliśmy w zamku, a Aleksander był na pewno martwy, Mikleo w najbliższym czasie nie będzie musiał ryzykować dla mnie swoim życiem. 
- Ty już się mną zająłeś, dlatego teraz ja powinienem zająć się tobą – wyjaśniłem, podnosząc się z łóżka. Musiałem mu w końcu przygotować ten okład, by choć troszeczkę pomóc mu się schłodzić, a to przecież nie było niczym trudnym do zrobienia, nawet dla takiej miernoty jak ja. 
Mikleo nie był z tego powodu zadowolony, ale nie miał innego wyjścia, jak tylko grzecznie leżeć i pozwalać mi na wszystko. Zresztą, miałem chyba lekkie wrażenie, że nie ma siły na wiele rzeczy, tylko uparcie powtarzał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pewnie bym go zaczął ochrzaniać, że powinien nie być aż tak uparty i dał sobie pomóc, ale... czy nie ja postępuję podobnie? Wiem, że niektórych rzeczy nie dam rady zrobić bez przypadkowego zrobienia sobie krzywdy, a mimo tego i tak uparcie je robię, odmawiając pomocy innych tylko dlatego,  by udowodnić, że wszystko ze mną w porządku i nie jestem tak beznadziejny. A Mikleo to wszystko obserwuje i świadomie lub nie po mnie powtarza, bo skoro ja tak robię, to czemu on by nie mógł? Daję mu naprawdę beznadziejny przykład, i to w sumie nie tylko jemu. Yuki też mnie obserwuje i też nie raz naśladował moje zachowania. Zdecydowanie powinienem się zmienić, dla dobra ich obu. 
Mój mąż zasnął zdecydowanie szybciej ode mnie, najwidoczniej zmęczony podwyższoną temperaturą swojego cała. Z kolei ja nie przespałem wiele godzin z bardzo prostego powodu. Mogłem spać jedynie na plecach, nie uszkadzając sobie tym samym ręki jeszcze bardziej, a to najwygodniejsza pozycja nie była. Martwiłem się także o zdrowie mojego męża i za każdym razem kiedy budziłem się z tego półsnu, od razu zmieniałem jego okład na świeży. Starałem się także trzymać od niego z daleka podczas snu, ponieważ wiedziałem, że to dla niego pewnie nie było najlepsze uczucie, przytulać się do czegoś bądź kogoś ciepłego. Tak noc wyglądała tak, że zasypiałem na godzinę lub pół, budziłem się by skontrolować temperaturę Mikleo i go troszkę schłodzić, po czym znowu zapisałem. I tak w kółko. To nie była najlepsza noc mojego i byłem strasznie niewyspany, ale trzeba znaleźć dobre aspekty tego; następnym razem szybciej zasnę. Albo przynajmniej taką miałem nadzieję. Już teraz bardzo się cieszyłem, że takim ciągłym wstawaniem nie obudziłem Mikleo, jeszcze tylko tego by mi brakowało, by przeszkodzić mu we śnie, który był przecież dla niego bardzo ważny w tym momencie. 
Podniosłem się z łóżka, starając się nie obudzić zmęczonego Mikleo, którego temperatura na szczęście odrobinkę się uspokoiła. Może to dzięki moim nocnym staraniom? Miałem taką nadzieję, w końcu starałem się, aby choć trochę mu pomóc. By mu nie przeszkodzić, zacząłem po cichu się ubierać, nie chcąc za bardzo go budzić. Fakt, ubieranie się nadal jest dla mnie problematyczne i bolesne, ale miałbym tylko po to budzić mojego męża? I co mu powiedzieć? Miki, wstawaj, musisz pomóc mi się ubrać? Nie miałem serca, by to zrobić. Coś innego, gdyby już był obudzony, wtedy bym go poprosił o pomoc, a tak troszeczkę pocierpiałem, ale on może dalej spać. Zaraz pewnie i tak dostanę wywód od medyka, że nie dbam o siebie i swoją ranę, czyli nic nowego. Ostatnio ciągle słyszę podobne rzeczy na swój temat. 
- Sorey? Gdzie idziesz? – usłyszałem zaspany głos mojego męża, czyli coś, czego usłyszeć jeszcze nie chciałem. Obudziłem go? Pewnie tak. Rany, jestem beznadziejny. 
- Do medyka, musi obejrzeć ranę i ocenić, jak się goi – odpowiedziałem, podchodząc do lóżka, by móc ucałować go w czoło. – Leż i odpoczywaj, niedługo wrócę – dodałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Nie musiał ze mną iść, to była tylko rutynowa kontrola, mam tak do niego chodzić co kilka dni, by mieć pewność, że rana goi się prawidłowo. I pewnie by się goiła dobrze, gdybym ciągle nie zahaczał o nią ubraniami podczas ubierania się samemu, ale przecież musiałem jakoś nauczyć się ubierać. W końcu mi się uda i opanuję tę tajemną sztukę, jestem tego pewien. – Jeszcze zanim pójdę powiedz mi, jak się czujesz. Już jest lepiej? – spytałem, delikatnie przeczesując palcami zdrowej ręki jego splątane kosmyki. Nim opuszczę pokój i zostawię go samego na jakieś półgodziny chciałem mieć pewność, że moje przypuszczenia odnośnie jego samopoczucia są trafne. 

<Aniele? c:>
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz