Kiedy rano się obudziłem, odczułem dwie mało przyjemne rzeczy. Pierwszą z nich był ból w dolnych partiach mojego ciała, może nie był on jakoś bardzo odczuwalny, ale wydawało mi się, że może mi on troszkę przeszkadzać w takim codziennym funkcjonowaniu, zwłaszcza jeżeli będę chciał usiąść. Wczoraj wieczorem jakoś nie odczuwałem tego dyskomfortu, a dopiero dzisiaj... cóż, będę musiał to jakoś przeżyć, ale to chyba nie będzie aż takie trudne. Drugą rzeczą było to, że w łóżku byłem sam. Taiki już wstał? To było dla mnie lekkie zaskoczenie, w końcu zwykle to ja budziłem się pierwszy. Podniosłem się do siadu, rozglądając się niemrawo po pokoju, mając cichutką nadzieję, że mój chłopak gdzieś tu będzie, ale tak się nie stało. Może zszedł na dół na śniadanie? Jeżeli tak, to również powinienem zejść.
Ziewnąłem cichutko, przeciągnąłem się i zsunąłem się z łóżka. Zauważyłem, że mój strój pokojówki, który został mi wczoraj podarowany, nadal były na podłodze... jak sobie tylko przypomniałem, jak w nim wyglądałem, poczułem ciarki zażenowania. I jeszcze sposób, w jaki się wczoraj zachowałem... nigdy więcej tego nie założę i nie wiem, jakim cudem Taiki mnie do tego przekona. Zacząłem sprzątać te ubrania, nie mogłem przecież tego tak zostawić. Nie wiedziałem tylko, gdzie miałem to wszystko schować, dlatego położyłem to wszystko na komodzie, nie chcąc grzebać mojemu chłopakowi w rzeczach. Pewnie sam to schowa, kiedy tylko tutaj przyjdzie, nie będzie tego ciągle na widoku trzymał... prawda?
Podszedłem do lustra, by móc się w nim przyjrzeć, nim zejdę na dół. Poprawiłem swoje włosy, które były potargane jeszcze bardziej niż zwykle, oraz obciągnąłem bluzę mojego chłopaka w której spałem, tak, by zakrywała wszystko, co zakrywać powinna, zwłaszcza uda, które były lekko posiniaczone przez to, że Taiki może troszeczkę za mocno je ściskał. Co prawda, na szyi miałem jeszcze kilka malinek, ale nie wydawało mi się, aby rzucały się one jakoś bardzo w oczy. Nawet jeśli, to przecież nigdzie dzisiaj nie wychodziłem, więc nie musiałem tego jakoś bardzo specjalnie ukrywać, a chyba miałem czuć się w tym domu swobodnie.
W końcu mogłem spokojnie zejść na dół, gdzie miałem nadzieję zastać mojego chłopaka. Już na schodach mogłem usłyszeć kawałek jego rozmowy wraz z jego bratem, z której niewiele rozumiałem, a tak konkretnie to nic.
- Według mnie to nie jest taki dobry pomysł, bo zaraz się domyśli, o co chodzi, a to chyba ma być niespodzianka, prawda? – słyszałem niewzruszony głos Shingo. W sumie, chyba jednak powinienem ukryć te malinki, skoro on jest na dole... ale musiałbym to zrobić przed lustrem. Chociaż, może jednak nie zauważy, albo jak zauważy, zostawi złośliwe komentarze dla siebie.
- No tak, ale nie chciałbym wybrać czegoś, co mu się nie spodoba – tym razem odezwał się Taiki, a ja usłyszałem w jego głosie zmartwienie. Coś się stało? O kim on mówił?
- Więc bądź mniej bezpośredni, znajdź jakąś wymówkę– polecił mu Shingo.
Bez znajomości kontekstu tej rozmowy wydawała mi się ona bardzo dziwna, ale nie mogłem po prostu nagle wejść do kuchni i spytać się, o czym rozmawiali, bo wyszłoby na to, że podsłuchiwałem, a tego przecież nie robiłem. Po prostu rozmawiali na tyle głośno, że słyszałem ich już na schodach, więc to tak jakby ich wina, że ich słyszałem. Mimo, że miałem idealny kontrargument, nie chciałem go stosować. Wolałem udawać, że o niczym nie wiem, a kto wie, może ta tajemnica rozwiąże się sama.
- Dzień dobry – odezwałem się, wchodząc do kuchni, gdzie znajdowało się całe towarzystwo. Dosłownie byli tu wszyscy, Shingo, zwierzaki, mój chłopak, tylko ja jeden spałem tak długo.
- Dzień dobry. Zepsułeś niespodziankę, chciałem ci przygotować śniadanie do łóżka – odezwał się może odrobinkę obrażony Taiki tuż po tym, jak Shingo rzucił mi niemrawe „hej”. Faktycznie, mój chłopak stał przy blacie i chyba coś kroił, a obok jego dłoni stał talerz z kilkoma jeszcze niedokończonymi kanapkami. Byłem bardzo miło zaskoczony, wczoraj przygotował romantyczną kolację, podarował mi przecudowny naszyjnik, który oczywiście miałem cały czas na swojej szyi, a dzisiaj jeszcze robi śniadanie, jeszcze nikt wcześniej tak o mnie nie dbał. Czułem się nieco dziwnie, ponieważ sam jedynie siedziałem i niewiele robiłem, a do tego przyzwyczajony w ogóle nie byłem. W końcu, zazwyczaj to ja musiałem coś robić dla innych czy tego chciałem, czy też nie, dlatego dziwnie było mi obserwować, jak Taiki coś dla mnie robi.
- Już za samą chęć jestem bardzo wdzięczny – powiedziałem, posyłając mojemu chłopakowi najładniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. – Może ci pomóc? – dodałem, naprawdę chcąc coś zrobić i jakoś odwdzięczyć się za wczorajszy dzień. W końcu, ciągle tylko on coś robi, a ja nic, to chyba nie jest do końca sprawiedliwe.
- Nie, ty masz się dzisiaj zrelaksować, dlatego usiądź i poczekaj na najlepsze kanapki twojego życia – polecił mi, a ja nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko usiąść na krześle i cierpliwie poczekać, z czego nie byłem zadowolony. Czemu mój chłopak robi wszystko, a ja nie robię nic? To niesprawiedliwe. Miałem nadzieję, że chociaż da mi posprzątać po śniadaniu.
- Wczoraj chyba mieliście bardzo ciekawy wieczór – odezwał się nagle delikatnie rozbawiony Shingo, uważnie mi się przypatrując. Kiedy tylko sens jego słów do mnie dotarł, poczułem, jak moje policzki zaczynają piec. A jednak mogłem ukryć te głupie malinki pod iluzją, czemu ja się w ogóle łudziłem?
- Zdecydowanie bardziej ciekawszy od twojego – bąknąłem, nadal przeraźliwie zarumieniony.
- W to nie wątpię – zdziwiłem się lekko, kiedy przyznał mi rację, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Shingo, przestań go męczyć – Taiki stanął w mojej obronie, za co byłem mu wdzięczny, poza tym lepsze to, niż gdyby miał się śmiać razem z nim.
- A czy ja coś złego powiedziałem? Stwierdziłem tylko prosty fakt – stwierdził prosto Shingo, popijając kawę. Albo herbatę. Sam już nie wiem. – Nieważne, ja idę się położyć. Nie fochaj się już tak – dodał, wstając od stołu i na odchodne poczochrał moje włosy. To było... dziwne. Bardzo dziwne. Tak to on jeszcze nie robił. Shingo się w ogóle dobrze czuje? Może wyglądał troszkę niewyraźnie i brzmiał na bardzo zaspanego, ale raczej to wszystko...
- Twój brat dobrze się czuje? – spytałem cichutko, kiedy tylko Shingo zniknął nam z pola widzenia.
- Tak, tylko trochę jest niewyspany, całą noc był na nogach – odparł Taiki, kładąc przede mną talerz pełen kanapek oraz kubek gorącej herbaty. – Zjemy i idziemy do miasta.
- Do miasta? Po co? – spytałem zaciekawiony, biorąc kubek do ręki. Byłem zaskoczony jego propozycją, nigdy wcześniej czegoś takiego mi nie proponował, na co przyznam, nie narzekałem. Nie przepadałem za miastem, chociaż na początku mnie fascynowało, teraz wydawało mi się ono straszne. Wszędzie było pełno ludzi, było strasznie ciasno i głośno, ale wydaje mi się, że póki Taiki przy mnie będzie, chyba nie będzie tak strasznie. Poza tym, skoro mój chłopak koniecznie będzie chciał iść ze mną do miasta, to się przemogę i mu potowarzyszę, w końcu czego się nie robi dla ukochanej osoby.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz