niedziela, 2 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Z mojej piersi wydobyło się ciche westchnięcie, jak zwykle musiał powiedzieć swoje i zacząć robić swoje, mimo tego, że wcale nie musiał. Naprawdę, dałbym sobie z przygotowaniem obiadu, wyszedłby mi on lepiej lub gorzej, a znając mnie to pewnie nieco gorzej, ale jednak coś bym zrobił. Poza tym, to chyba w moim interesie jest pilnowanie się z jedzeniem, w końcu jestem człowiekiem, a ludzie muszą jeść, w przeciwieństwie do mojego najukochańszego anioła. Ten już wielokrotnie mi przypominał, że on jeść wcale nie musi, co doskonale zapamiętałem już za pierwszym razem, tylko nie zawsze się do tego stosowałem
- Wiesz, że nie musisz niczego mi przygotowywać, prawda? – zacząłem, schodząc z łóżka i podchodząc do Mikleo. 
- Nie muszę, masz rację. Ale i tak to zrobię – powiedział, wyjmując z szafek odpowiednie naczynia. 
Zauważyłem zaraz, że ciągle poprawia swoje włosy, co było dosyć zrozumiałe. W końcu, jego włosy nadal falami spływały po jego plecach, do tej pory ani on, ani ja nie mieliśmy czasu na to, aby je związać. No i też nie mieliśmy czym to zrobić. Odkąd Aleksander obciął Mikleo włosy, gumka nie była mu za bardzo potrzebna, bo nie można było w jakikolwiek sposób związać. Teoretycznie, ja mógłbym oddać mu swoją, związywałem swoje najdłuższe kosmyki, które mój mąż postanowił zostawić podczas ścinania mi włosów. Najwidoczniej mu się one podobały i w tej kwestii już nie dyskutowałem. Wracając, oddanie mu swojej gumki było naprawdę dobrym pomysłem, mnie rozpuszczone włosy aż tak nie będą przeszkadzać, więc jakoś to przeżyję. Cicho podszedłem Mikleo, by zaraz przytulić się do jego pleców i położyć podbródek na jego ramieniu. Jeszcze mu mogłem troszkę poprzeszkadzać, gotować jeszcze nic nie zaczął. 
- A może najpierw zwiążesz włosy? Widzę, że ci przeszkadzają – wyszeptałem mu do ucha, by zaraz złożyć delikatny pocałunek na jego szyi, oczywiście bez pozostawienia jakichkolwiek śladów. Opuszczenie tego miejsca będzie wiązało się z jeszcze jedną przyjemną rzeczą, a mianowicie taką, że obróżka znowu powróci na jego szyję. I za nią zdążyłem się stęsknić, dodawała mu wielkiego uroku. 
- Daję sobie świetnie radę – powiedział pewnie, delikatnie unosząc brew. – Nie odciągniesz mnie od obiadu. 
- Wiem, ale uważam, że ze związanymi włosami będziesz czuł się lepiej. No i ich nie pobrudzisz – odparłem niewzruszony, delikatnie chwytając jego nadgarstki. – Chodź, przecież zajmie mi to tylko chwilę – dodałem odciągając go od blatu i prowadząc w stronę krzesła, na którym mógłby usiąść. 
- Jak chcesz mi niby związać włosy? Nie masz gumki – zauważył, mimo wszystko pozwalając mi na wszystko, co chciałem zrobić. 
- Mam. Co prawda, jedną jedyną, ale myślę, że tobie się bardziej przyda – odparłem, odchodząc tylko na moment od niego. W końcu, bez szczotki nie mogłem niczego zrobić. – Zaplotę ci warkocz, może być? – spytałem, zaczynając rozczesywać jego włosy, które swoją drogą tak bardzo tego nie potrzebowały. One już były gładkie i tak cudownie puszyste. 
- Może być – powiedział, cicho wzdychając. 
Z zadowoleniem rozpocząłem swoją pracę, uprzednio oczywiście zsuwając gumkę z własnych włosów. Starałem się być bardzo skrupulatny i nie spieszyłem się, kiedy splatałem jego kosmyki. Owszem, wcześniej powiedziałem mu, że zajmie mi to chwilę, ale wtedy mogłem odrobinkę kłamać. Chciałem jak najdłuższej nacieszyć się ich długością oraz miękkością, nie miałem do nich dostępu przez kilka długich miesięcy, musiałem nadrobić zaległości. Zresztą, przecież nigdzie się nam nie spieszyło, więc mogłem sobie troszkę przedłużyć tę chwilę. 
- Gotowe – odparłem po kilkunastu minutach, po czym ucałowałem go w czoło. Grzywka była na tyle długa, że mogłem ją bez problemu wpleść w fryzurę, a dzięki temu w końcu widziałem jego cudowne, lawendowe oczy. 
- Do tej pory zostawiałeś moją grzywkę w spokoju – powiedział, delikatnie macając się po głowie, jakby chciał się upewnić, ze jego grzywka nadal tam jest. 
- Nie podoba ci się? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. Nie, żeby coś, ale mnie się on bardzo podobał, ale jeżeli on czuje się niekomfortowo... cóż, będę musiał zapleść mu inną fryzurkę.
Mikleo nic nie powiedział, tylko wstał z krzesła i skierował się do łazienki, gdzie wisiało lustro, w którym mógł się przyjrzeć. Przyznam, z lekkim niepokojem wyczekiwałem jego słów krytyki może jednak zrobiłem coś nie tak? Trochę czasu minęło, nim ostatni raz robiłem plotłem mu włosy, może jednak mogłem odrobinkę przesadzić? Wyczułem, jak mimowolnie zacząłem bawić się z tych nerwów swoimi palcami, dlatego zaraz przestałem. Rany, czemu on mnie musi trzymać w tak wielkiej niepewności?
- Podoba mi się, tylko... nie jestem przyzwyczajony do takiego upięcia grzywki – przyznam, jego słowa sprawiły mi wielką ulgę. Przyznam, więcej wiedzieć nie musiałem, to w zupełności mi wystarczy .
- Przyzwyczaisz się – powiedziałem, podchodząc do niego, by móc pocałować go w policzek. 
- Czy teraz już dasz mi spokojnie przygotować obiad? – spytał, rzucając mojemu odbiciu w lustrze zniecierpliwione spojrzenie. 
- Zgaduję, że nie mam wyjścia – przyznałem, ciężko wzdychając. 
To rozweseliło mojego aniołka, który od razu ruszył w stronę kuchenki, obok której na blacie położył jakieś garnki i najwidoczniej potrzebne mu składniki. Mnie nie pozostało nic innego, jak usiąść przy stole i obserwować, co moja Owieczka próbuje mi przygotować. Naprawdę uważałem, że jest to troszkę niepotrzebne, mogliśmy spędzić ten czas w nieco przyjemniejszy sposób. Nie musiał mi nic gotować, niepotrzebnie się przemęczał, powinien teraz odpoczywać, pokonał silnego przeciwnika, z pewnością jest zmęczony. A może to tylko ja? W sumie, nie zdziwiłbym się, jakby faktycznie się tak okazało, już pokazałem, jak bardzo słaby jestem, więc może i teraz moja słabość się ujawnia. 
- Będziemy jeść razem? – spytałem, przyglądając się jego poczynaniom. Nie, żeby coś, ale z tego, co widzę, szykuje bardzo dużą porcję, więc to musi być dla naszej dwójki. A nawet i trójki, gdyby Yuki jadł z nami, każdy z nas najadłby się do syta. 
- Nie. Mówiłem ci, że dzisiaj masz się najeść, byś mi w drodze powrotnej nie padł – odpowiedział mi niewzruszony, nawet nie przerywając pracy. 
- Przecież nic mi się nie stanie, jeżeli przez parę dni będę jadł troszkę mniej...  i nie wiem, czy coś mi da, jeżeli dzisiaj się napcham, wydaje mi się, że to nie jest do końca zdrowe – zacząłem, ostatkiem woli powstrzymując się od ziewnięcia. Jeszcze tego by brakowało, aby kazał mi iść spać, co prawda za dobrze dzisiaj nie spałem przez tę całą walkę, ale takie spanie za dnia nie było zdrowe. Śpi się w nocy, a do nocy jeszcze daleko. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz