Nie byłem zadowolony z faktu, że mój mąż nie podchwycił mojego pomysłu. Przecież to było wcale nie było takie głupie, nie mówiłem w końcu o jakimś bardzo ciężkim treningu, bo to oczywiste, że nie dałbym sobie rady, ale... bardzo chciałem zrobić cokolwiek, bo jak na razie jestem całkowicie bezużyteczny. Ostrożnie objąłem go zdrową ręką w pasie i wsunąłem nos w kosmyki jego włosów, cicho wzdychając. Bardzo chciałbym go przytulić tak normalnie, obiema rękami, zamknąć go w szczelnym uścisku swoich ramion, co możliwe nie było i jeszcze przez długi czas nie będzie.
- Powinienem być w stanie was obronić w razie wypadku – wyszeptałem, nie odsuwając się od niego ani na milimetr. Niezależnie od swojego stanu powinienem być w stanie ich obronić przed jakimkolwiek złem tego świata. To jest moim obowiązkiem, z którego jak na razie słabo się wywiązuję.
- Ale nie masz przed czym, tutaj jesteśmy całkowicie bezpieczni i możesz skupić się na sobie – odpowiedział chłopak, zaczynając delikatnie gładzić mnie po plecach.
- Ty nie jesteś – powiedziałem, przypominając sobie, jak kilka dni temu Mikleo przyszedł do pokoju wzburzony i zdenerwowany z powodu Arthura. A gdybym tylko był silniejszy, taka propozycja nawet by nie padła z ust pasterza.
- Ja jestem dużym chłopcem i dam sobie radę przez te kilka miesięcy – powiedział, odsuwając się ode mnie i kładąc swoją dłoń na moim policzku.
- Ale ja powinienem uczyć się walczyć na nowo, i to jak najwcześniej, bo szybciej się wtedy nauczę – wyjaśniłem, nadal bardzo chcąc, aby Miki przekonał się do mojego pomysłu, którego nie uważałem za zły i przyznam, nie rozumiałem, o co mój mąż się tak wściekał.
- Najpierw naucz się trzymać widelec, a dopiero potem miecz – polecił mi, na co delikatnie zmarszczyłem brwi, niezadowolony z jego słów.
- Jak mam nauczyć się trzymać widelec, skoro mi na to sukcesywnie nie pozwalasz? – wypomniałem mu ten mały, drobny fakt, który stał na drodze logicznego myślenia mojego męża.
Za każdym razem, kiedy próbowałem jeść samodzielnie, pojawiał się przy mnie Mikleo, zabierał mi widelec i sam mnie karmił, więc zwyczajnie nie miałem prawa, aby nabrać większej wprawy. A miecza tak łatwo mi z ręki nie wyciągnie... albo i wyciągnie? Miecz jest ciężki, zwłaszcza dla niewyćwiczonej ręki, a skoro widelec tak łatwo widelec potrafi mi zabrać, to jeszcze ostrze tym bardziej... dobra, to może jednak nie był taki genialny pomysł. Może powinienem najpierw sam wyćwiczyć takie rzeczy, jak chociażby poprawne trzymanie miecza i kilka prostych manewrów... to też jest bardzo dobry pomysł. Będę ćwiczył sam, a Miki nie będzie się o mnie bał, a kiedy już jako tako nauczę się walczyć lewą ręką, poproszę go, aby mi towarzyszył i pomógł mi w nieco bardziej skomplikowanych manewrach.
- Wiem, ale już obiecuję, że nie będę tak robił i pozwolę ci jeść samemu – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Pozwalasz mi samemu jeść, nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę za twoją hojność – bąknąłem, może odrobinkę przesadzając z tą ironią, ale i mnie to już zaczynało męczyć. Samemu jeść nie, trenować nie, kochać się też nie, bo nim dochodzi do najprzyjemniejszej części, Mikleo się ode mnie odsuwa... może on nie chce? Nie no, czuję przecież, jak przyjemnie drży jego ciało, widzę także te ogniki w jego oczach. Muszę zrobić coś, aby to się zmieniło, bo ja długo tak nie wytrzymam.
- Wystarczy, że będziesz o siebie dbał, to mi w zupełności wystarczy – odparł, chyba zupełnie ignorując fakt, że była to ironia, i zaraz stanął na palcach, by ucałować mnie w czubek nosa. – Wracamy do pokoju? Jest bardzo gorąco – poprosił, ładnie się do mnie uśmiechając. Szczerze, ja nie chciałem wracać, przecież przed chwilą wyszliśmy, ale wiedziałem, że mojemu mężowi wyższa temperatura bardzo nie odpowiadała, i jeszcze ten strój, na który tak narzekał... czemu ja w ogóle zaproponowałem mu spacer? Przecież doskonale wiedziałem, że on nie lubi ciepła, co było całkiem naturalne, w końcu jego żywiołem była woda, czyli coś, co kojarzyło się raczej z zimnem.
- Albo może pójdziemy nad jezioro? Mógłbyś się trochę ochłodzić – zaproponowałem, niekoniecznie chcąc wracać do zimnych ścian zamku, a jezioro też nie było takim złym rozwiązaniem. Fakt, było troszkę daleko, bo poza murami zamku, ale mielibyśmy trochę prywatności i spokoju.
- Jutro pójdziemy, tobie na dzisiaj już wystarczy wrażeń, musisz odpoczywać – powiedział, z czym się nie zgadzałem. Jakie wrażenia? Przecież dzisiaj niewiele się zdarzyło, mi by się przydały jakieś wrażenia, cierpię na ich niedobór, nie nadmiar.
- Aż tak wiele się dzisiaj nie wydarzyło – przypomniałem mu, delikatnie pusząc policzki.
- A i tak udało ci naruszyć ranę – przypomniał mi.
- Fakt, ale to zrobiłem, przebierając się, a nie dlatego, że gdzieś chodziłem.
- Więc już więcej nie pozwolę ci przebierać się samemu, chodźmy – odparł, chwytając mój nadgarstek i ciągnąc w stronę pokoju. Najwidoczniej bardzo chciał tam wrócić i pozbyć się tych niewygodnych ubrań. Jestem okropny, powinienem pomyśleć o nim, w końcu to właśnie przeze mnie ma teraz ciężko, a ja chcę go jeszcze ciągać po dworze, gdzie jest dla niego bardzo gorąco... może powinienem bardziej go słuchać i skupiać się na jego potrzebach, a nie tylko własnych.
Pozwoliłem mu na poprowadzenie się do pokoju, nie chcąc męczyć go bardziej, niż już jest zmęczony przez moje głupie zachcianki. Nie do końca zadowolony z tej całej sytuacji usiadłem na łóżku obserwując, jak mój anioł z powrotem przebiera się w moją koszulę, mając dość tego stroju. Naprawdę był on tak niewygodny? Chodziłem kiedyś przecież w podobnym i nie był on aż taki zły, chociaż fakt, na dłuższą metę potrafił troszkę zmęczyć. Ale skoro mojemu mężowi tak bardzo on przeszkadza, już nie będę tak męczył go z tym wychodzeniem na dwór, by przeze mnie nie musiał się przebierać jakieś dwadzieścia razy. Jeżeli pójdę sam na jakiś spacer, czy coś, to się nic złego nie stanie, a on będzie mógł troszeczkę odpocząć, w końcu ma za sobą pełnię, która była dla niego bardzo męcząca.
- Przepraszam – odezwałem się, kiedy na drobnym ciele Mikleo znalazła się moja koszula. – Już więcej nie będę cię sobą kłopotał i wyciągał na dwór, widzę, że to nie jest czas dla ciebie i się męczysz przez temperaturę – dodałem, chcąc mu wyjaśnić, za co tak właściwie go przepraszam, bo mam za co. Od tej pory będę dawał mu spokój i nie będę go sobą kłopotał, widzę przecież, że ostatnio łatwiej wpada w gniew, a to przez moje zachowanie. Nie będę go teraz w ogóle sobą męczył, dam sobie radę we wszystkim sam, w końcu to żadna filozofia nie jest, a on w końcu będzie mógł odpocząć od niańczenia mnie, bo to pewnie tez go bardzo męczyło.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz