niedziela, 16 maja 2021

Od Soreya CD Mikleo

Zaczynałem mieć wrażenie, że trochę przesadzałem i zachowałem się wobec Mikleo niewdzięcznie. Mój mąż starał się najbardziej jak tylko mógł, aby mi umilić czas, a ja po prostu to wszystko wybrzydzałem. To był dopiero drugi dzień i ja już miałem dosyć, a czeka mnie przecież jeszcze takich kilkadziesiąt, nim w końcu ta rana się zabliźni. Zapowiada się naprawdę cudowny czas, ciekawe, jak długo mój mąż ze mną wytrzyma, ale założę się, że prędzej czy później będzie miał mnie dość. I ja mu się wcale nie zdziwię, ja już teraz mam siebie dość a wiem, że będzie ze mną tylko gorzej. 
- A co chciałbyś przeczytać? – spytałem, siadając w fotelu, mając serdecznie dość łóżka. Coś czułem, że jeszcze się w nim należę, dlatego póki mam wybór, to z niego skorzystam. Przyznam, cudowna moc mojego aniołka już powoli przestawało działać i zaczynałem odczuwać nieprzyjemny ból, ale nie dałem tego po sobie poznać. Jestem silnym mężczyzną i dam sobie radę, a przynajmniej powinienem. Jeżeli sobie teraz nie poradzę z własnym bólem, to jak w przyszłości ochronię moją rodzinę, a już i tak będę miał ciężko przez to, że nie będę miał pełnej sprawności w mojej ręce. 
- To raczej nie do mnie powinien należeć wybór – zauważył, podchodząc do mnie i ostrożnie siadając na moich kolanach.  
- Zgodzę się na wszystko, co wybierzesz – przyznałem, kładąc zdrową rękę na jego udzie i zaczynając ją przesuwać w górę i w dół. Naprawdę było mi obojętne, co wybierze do czytania, w końcu to nie był żaden straszny wybór. Zresztą, nie za bardzo miałem ochotę na czytanie, ale postanowiłem to przemilczeć, nie chciałem denerwować mojego męża jeszcze bardziej. Już i tak się dzisiaj pomęczył ze mną na dworze, teraz czas na coś, co jemu sprawi przyjemność. 
- Na wszystko? – wymruczał, odwracając się w moją stronę dziwnie rozochocony. A może to przez to, że drażnię jego ciało? Ale przecież nie robię nic strasznego, drażniłem go kiedyś bardziej i jakoś dawał sobie radę, czemu teraz miałoby być inaczej?
- Oczywiście, pozostawiam ci wolną rękę – odparłem i nim się zorientowałem, Mikleo naparł na moje ciało i wpił się w moje usta. Najwidoczniej był spragniony bliskości, nie, żebym ja nie był. Podczas pobytu w azylu mogliśmy sobie pozwolić na tylko jeden raz, który oczywiście zaraz wykorzystaliśmy. Myślałem, że kiedy wrócimy do zamku, nadrobimy to trochę, ale jakiś głupi potwór postanowił to popsuć. 
Mikleo zmienił pozycję na taką, która była dla niego wygodniejsza, czyli usiadł na mnie okrakiem. Lewą dłoń wsunąłem w jego spodnie, zaczynając teraz drażnić go jeszcze bardziej niż jeszcze kilka sekund temu. Drugą nieco poprawiłem i bardzo delikatnie oparłem ją o jego plecy, ignorując niewielki ból – w taki sposób było mi wygodniej i miałem wrażenie, że mam większą kontrolę nad sytuacją. Zauważyłem, że jeżeli trochę nią poruszam, nic złego mi się nie dzieje, jedynie trochę poboli. Nie mogłem jedynie jej za wysoko unosić, napinać mięśni czy poruszać palcami, no i oczywiście pozwolić, aby cokolwiek uderzało w tą rękę czy ocierało się o opatrunek. Cokolwiek, czyli na przykład Mikleo, który pod wpływem mojego dotyku nagle wygiął plecy w łuk, nieumyślnie uderzając w rękę. Nie za bardzo przygotowany na coś takiego, z mojego gardła wydobył się cichy syk, co natychmiastowo zepsuło całą przyjemną atmosferę. 
- Wszystko w porządku? – spytał przerażony Mikleo, jakby bał się, że naprawdę zrobił coś złego. 
- Pewnie, nie bój się o mnie – powiedziałem, siląc się na łagodny uśmiech, który jednak trochę kosztował. Mimo wszystko, to naprawdę bardzo bolało, ale nie chciałem pokazywać, jak bardzo, by ten nie zaczął się tym przejmować, on nie zrobił niczego złego, jak coś, to wina leżała po mojej stronie, niepotrzebnie unosiłem tę rękę, mogłem ją zostawić i jej nie ruszać. 
- Powinniśmy sobie odpuścić te zbliżenia, przynajmniej na pewien czas – powiedział lekko spanikowany Mikleo, chcąc już zejść z moich kolan, na co mu nie pozwoliłem, oplatając go lewą ręką w pasie. 
- Ale przytulić już się mogę, prawda? – spytałem parząc na niego wzrokiem szczeniaczka. Wiem, to niewiele pomagało, ponieważ na Mikleo to w ogóle nie działało, a przynajmniej tak twierdził, ale i tak postanowiłem spróbować. 
- Sorey... 
- Moja prawa ręka już jest bezpieczna, spokojnie – dodałem, chcąc go do tego pomysłu przekonać. Potrzebowałem bardzo w tym momencie bardziej niż psychicznej, to jego fizycznej bliskości. 
Mikleo westchnął cichutko, jakby pełen obaw, ale mimo tego poprawił się na moich kolanach i oparł o mój lewy bark, umożliwiając mi to, czego tak bardzo w tej chwili pragnąłem. Albo przynajmniej tej grzeczniejszej wersji. Ucałowałem go delikatnie w linię żuchwy, a następnie wtuliłem nos w zagłębienie jego szyi. Trwałem tak przez kilka minut czekając na to, aż ból w mojej ręce ustanie. I tyle by było z naszych przyjemności... do których pewnie i tak by nie doszło. W pewnym momencie, prędzej czy później ręka by mnie zabolała, a poza tym, przecież aktualnie nie byłem w stanie nawet rozpiąć mu guzików koszuli, miałem tylko jedną sprawną rękę, i to w dodatku lewą, nie byłem w stanie jakkolwiek wywiązać się z małżeńskiego obowiązku. Naprawdę jestem najgorszym mężem, jaki mógłby mu się trafić, on zdecydowanie zasługuje na kogoś lepszego ode mnie, i to pod każdym względem. 
Poczułem, jak Mikleo delikatnie gładzi moje włosy, co było bardzo przyjemnym doznaniem. On oraz Yuki byli najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać, zdecydowanie nie zasługuję ani na jednego, ani na drugiego. 
- Lepiej? – spytał po dłuższej chwili takiego trwania. 
- Troszeczkę – odpowiedziałem, odsuwając się od niego na moment i posyłając mu delikatny uśmiech. 
- Może ci jednak przyniosę do jedzenia? – dalej dopytywał, bardzo się o mnie martwiąc. 
- Nie chcę, abyś znowu musiał się ze mną męczyć i mnie karmić, nie jestem taki głodny – mruknąłem, na powrót wtulając się w jego ciało. Mimo wszystko, coś jednak bym zjadł, niby krótki spacer, a jednak troszeczkę mnie zmęczył i zaostrzył apetyt, tylko... cóż, czułem się strasznie niezręcznie i głupio, kiedy mój mąż mnie karmił, a jest to niezbędne, jeżeli posiłek wymaga sztućców. Podobnie głupio czułbym się, gdybym próbował jeść sam, a mój mąż musiałby patrzeć na moje nieudolne próby i spadające jedzenie, przecież to samo w sobie było poniżające. 

<Aniołku? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz