Westchnąłem cicho, słysząc jego słowa, podejrzewając, że już nie umie usiedzieć na miejscu, a dopiero co się przebudził z trwającego kilka dni snu, powinien więc odpoczywać, a nie już zastanawiać się, kiedy to będzie w stanie wstać i zrobić coś więcej niż to, co robi teraz.
- Tak naprawdę to wszystko zależy od tego, jak długo będzie się goić twoja rana i od tego, czy będziesz słuchał zaleceń medyka - Wyjaśniła Królowa, nie podając konkretnego lub chociaż mniej więcej zbliżonego czasu dojścia do siebie mojego męża.
- To niewiele mi wyjaśnia i nie bardzo pociesza - Przyznał, głaszcząc zdrową ręką syna po głowie.
~ Nawet nie zaczynaj, rana była na tyle poważna byś mógł prawie umrzeć, a ty martwisz się tym, że musisz leżeć? Weź, mnie nie drażnij, no sam zaraz ci coś zrobię - W myślach zbeształem męża, nie mogąc uwierzyć w jego głupotę, jak można tak beztrosko podchodzić do sprawy i to jeszcze aż tak poważnej?
~ Oj Miki nie denerwuj się - Sorey zwrócił się do mnie w ten sam sposób tak, by nikt nie mógł usłyszeć naszej rozmowy. - Przecież nic mi nie jest, obudziłem się a ręką. No cóż, prędzej czy później znów będzie sprawna jak dawniej - Zapewnił, uśmiechając się do mnie delikatnie, starając się mnie udobruchać. Słaby pomysł jak na to, co się z nim dzieje, lepiej by było, aby robił to, co mu się każe, a nie kombinował już co by tu zrobić, niepotrzebnie mnie martwiąc jeszcze bardziej.
~ Nie chcę tego słuchać, masz leżeć i starać się jak najmniej poruszać ręką w innym wypadku przywiąże ci do łóżka - Ostrzegłem, będąc bardzo poważnym, w tej sprawie się nie ugnę i lepiej niech mnie nie prowokuje, bo jeszcze tego pożałuje - Warknąłem ostrzegawczo w myślach, nie patyczkując się z tym głupkiem, który naprawdę nie myśli w żadnym wypadku o sobie, gdy to właśnie chwilą, w której powinien myśleć przede wszystkim o sobie i odpoczywać tak dużo, jak to tylko możliwe.
~ Miki? Co się z tobą dzieje? - Zaskoczony moim zachowaniem uniósł wysoko brwi, nie dowierzając w to, co słyszy, no cóż, gdyby mnie nie drażnił, nie powiedziałbym tego.
~ Nic - Burknąłem, obrażony na niego może na siebie sam nie wiem na coś na pewno.
- Sorey? - Głos Alishy obojga nas sprowadził na ziemię, tym samym zwracając uwagę na królową, która zaczęła rozmowę z moim mężem, o sam nie wiem czym, znów się wyłączyłem, gniewając się na wszystko i jednocześnie na nic nie rozumiejąc siebie samego.
- Miki? Ziemia, halo.. - Zamyślony zwróciłem uwagę na męża, dopiero gdy jego dłoń pojawiła się przed moją twarzą, informując mnie o braku Alishy i Yuki'ego, naprawdę się zamyśliłem i to nie ma żarty.
- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się - Przyznałem, nie mając najmniejszego powodu, aby kłamać, bo niby po co?
- Co się dzieje? Jesteś dziś jakiś nie swój - Zauważył, kładąc swoją zdrową dłoń na moim policzku.
- Jestem nie swój, bo się o ciebie martwię, nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak niewiele brakowało, abyś mi tam umarł - Przyznałem, patrząc na jego twarz z widocznym zmartwieniem, nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie spotkanie z Alishą, czy bym zdążył? A jeśli nie to, co dalej? Boże tak bardzo się o niego martwię.
Sorey powoli przesunął się do mnie, kładąc dłoń na moim policzku, delikatnie mnie po nim głaszcząc.
- Hej, hej wszystko już jest dobrze, jestem przy tobie i nie planuje tak szybko odchodzić, muszę ci w końcu popsuć jeszcze trochę krwi - Rozbawiony złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, starając się podnieść mnie na duchu, odpędzając tym samym najgorsze myśli, które krążyły mi w głowie.
- Nie chciałabym, aby stało się inaczej - Przyznałem, delikatnie wtulając się w ciało męża, uważają na jego biedną rękę, nie chcąc, aby cierpiał jeszcze bardziej, niż już cierpi.
Trwaliśmy tak kilka minut, nim odsunąłem się od męża, pomagając mu się położyć, tak by nie musiał za bardzo nadwyrężać ciała, musząc teraz o niego zadbać, aby nie stała mu się krzywda.
- Nie chciałbyś czegoś zjeść? - Spytałem, coś tak czując, że może być głodny po tak długim okresie niespożywania nawet najmniejszego posiłku.
- Mógłbym coś w sumie zjeść - Przyznał, starając się przez cały czas uśmiechać, robiąc dobrą minę do nie najlepszej w tej chwili gry.
- W porządku chcesz coś jeszcze - Spytałem, wstając z łóżka, chcąc skierować się do Alishy, z którą i tak miałem zamienić kilka słów sam na sam.
- Tak, możesz mi podać książkę? No wiesz tą o aniołach - Szczerze mówiąc, nie musiał tego czytać, powiedziałbym mu wszystko, co sam wiem, skoro jednak chce zająć sobie czymś czas, nie będę mu tego zabraniał lepsze to niż kombinowanie co by i jak by tu zrobić.
Kiwając posłusznie głową, podałem mężowi przed wyjściem książkę, mogąc następnie wyjść z pokoju, kierując się do królowej, prosząc ją o posiłek dla Soreya i drobną przysługę wiedząc, że sam nie bardzo będę mógł sobie z tą sprawą poradzić. Alisha zachwycona z możliwość pomocy zgodziła się. Obiecując, że mój drobny prezent gotów będzie najpóźniej pojutrze, zabierając mnie do kuchni, gdzie służba na zawołanie przygotowała dwa pięknie pachnące dania, oddając je w moje ręce, no może nie do słownie w moje tylko Królowej, ale kto by na to zwracał uwagę i tak po wyjściu z kuchni wziąłem wszystko od dziewczyny, wracając do pokoju.
- Już jestem, odłóż książkę i zjedz, póki ciepłe - Zwróciłem uwagę męża, stawiając jedzenie na szafce nocnej. Uważając, by ich nie zrzucić przy okazji na ziemię. - Jeśli nie będziesz w stanie jeść sam, mogę ci pomóc - Dodałem, broń boże nie chcąc robić mu na złość, chciałem tylko mu pomóc, tak jak on wielokrotnie pomaga i mnie, w końcu jesteśmy małżeństwem, a to zobowiązuje, chociaż my i bez tego zawsze bardzo sobie pomagaliśmy i pomagać będziemy jak rodzina, którą od zawsze jesteśmy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz