Patrzyłem na męża jak na chorego psychicznie człowieka, on sobie żartuje prawda? Zdecydowanie tak przecież nie mógłby poważnie mówić o treningu w jego stanie, który nie jest najlepszy, zresztą jak chciałby trenować z jedną zdrową ręką czy to w ogóle możliwe? To znaczy, możliwe jest, ale jego ręka nie jest w stanie dobrze widelca w ręce utrzymać a co dopiero miecza, którym trzeba walczyć precyzyjnie.
- Powiedz, że żartujesz proszę - Poprosiłem, nie chcąc słyszeć o żadnym treningu nie w jego stanie, niech on aż tak nie wariuje, bo jeszcze sobie krzywdę zrobi, a tego żadne z nas by nie chciało.
- Żartuje? Dlaczego miałbym żartować - Spytał, zaskoczony słysząc moją wypowiedź, najwidoczniej mój mąż mówił poważnie i to bardzo poważnie, on naprawdę chciał trenować, nie licząc się z tym, że ma chorą rękę, najprawdopodobniej mój mąż zwariował i jak ja mam sobie teraz z tym poradzić?
- Ty chyba oszalałeś, twoja ręka jest w nie najlepszym stanie a ty, zamiast odpoczywać i zbierać siły chcesz trenować? Czy ty nie masz gorączki? - Zmartwiony położyłem nawet rękę na jego czole, aby dowiedzieć się, czy wszystko z nim dobrze i dobrze akurat było, nie miał gorączki, na chorego też nie wyglądał, więc co mu za głupi pomysł do głowy wpadł? Nie mam pojęcia, w ogóle tego nie rozumiem, on chce chronić mnie i Yuki'ego? Naprawdę teraz przejmuje się nami, gdy jesteśmy w tak bezpiecznym miejscu, jak to? Cały Sorey martwi się o wszystkich tylko nie o siebie samego.
- Możemy iść na spacer, jeśli ci bardzo na tym zależy, ale na żaden trening się nie zgadzam - Spacer może być, jednak nic poza tym i mówię to od razu, aby przypadkiem czegoś sobie nie ubzdurał, w końcu znając go, może do czegoś takiego dojść.
- Co? Ale Miki ja muszę się nauczyć walczyć... - Zaczął, gdy to moja dłoń zakryła jego usta, uciszając go na chwilę.
- Twoja zdrowa ręka to niech najpierw nauczy się samodzielnie jeść a dopiero później walczyć - Burknąłem, wymijając męża, podchodząc tym samym do szafki, na której zostawiłem ubrania, dopiero co się przebrałem i już muszę znów wrócić do tych niewygodnych ubrań, rany no jakoś to przeżyję, za bardzo nie mam innego wyboru, w końcu w koszuli nie pójdę, nie wypada.
Z lekkim niezadowoleniem skierowałem się do łazienki, w której to szybko przebrałem się w ubrania podarowane przez Alishie, mogąc wyjść z mężem na spacer, ciesząc się, że chociaż mi to zaproponował, a nie sam poszedł, on w porównaniu do mnie może sobie teraz nie poradzić sam w mieście, gdzie przebywa wiele istot, które nie życzą mu najlepiej.
- Możemy iść - Wychodząc z łazienki, poinformowałem męża o swojej gotowości do wyjścia, z czegoś wyjątkowo bardzo się ucieszył, chyba naprawdę mu się nudziło w tym zamku, co nawet mnie nie zaskoczyło, tu w tych czterech ścianach nie wiele miał do zrobienia, a wyjście na miasto poza murowane ściany było czymś zdecydowanie bardziej emocjonującym, czegoś sam miałem świadomość.
- Nareszcie ile można się przebierać - Zniecierpliwiony jak małe dziecko stał już przy drzwiach, chcąc stąd wyjść teraz zaraz natychmiast.
- Przepraszam, że szybciej nie umiałem - Burknąłem niezadowolony, podchodząc do męża, wyjdźmy już na ten spacer i wróćmy, jak najszybciej się tylko da, mam już dość chodzenia w tych ubraniach a dopiero co je założyłem.
Sorey bez słowa otworzył po prostu drzwi, wychodząc z pokoju, zdrową ręką chwytając tą należącą do mnie, ciągnąc mnie za sobą w stronę pola treningowego, on naprawdę sobie nie odpuści, wciąż próbując mimo wszystko trenować.
- Sorey co to ma znaczyć? - Spytałem, starając się na razie być miłym i grzecznym, by dopiero później go ochrzanić za jego głupotę.
- Jak to co? Potrenujemy sobie - Stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie czy tylko niepotrzebnie mnie zdenerwował.
- Słuchaj ty głupku, nie jesteś w stanie jeść tą ręką, więc walczyć też nie będziesz umiał, wbij sobie to do głowy i przestań wmawiać sobie, że jest lub będzie inaczej bo nie będzie i oboje dobrze o tym wiemy - Starałem się, jak mogłem, by być miłym i grzecznym aniołem, ale miałem już tego wszystkiego dość, byłem ostatnio bardzo podatny na gniew, co mogło oznaczać, że okres dojrzewania już się rozpoczął, do tego czułem się poirytowany, przez brak zbliżeń a mój mąż wcale mi sprawy nie ułatwiał, dlaczego nie może zrozumieć, że teraz nie może walczyć ani nas bronić? Jeśli już tak bardzo chce nam pomóc, niech stara się jak najszybciej wyzdrowieć, by wszystko było tak, jak być powinno. - Przepraszam, nie powinienem się unosić, wiem, że chcesz nas chronić, ale teraz oboje dobrze wiemy, że nie jest to możliwe, daj sobie czas, w końcu przyjdzie chwila, w której to znów będziesz w stanie walczyć, a na razie zajmij się przed wszystkim swoim zdrowiem, a nie nami, my damy sobie radę - Zapewniłem, delikatnie się do niego przytulając, znów uważając, na jego rękę bojąc się, że mógłbym przypadkiem zrobić mu krzywdę, jednocześnie tak strasznie go pragnąc, muszę być wytrwały i przestać o tym myśleć zaspokojenie mojego ciała to ostatnia rzecz, na której powinienem się skupić, teraz przede wszystkim na pierwszym miejscu stawiam męża, jego zdrowie i samopoczucie, nic innego nie ma znaczenia, przynajmniej nie teraz.
<Mężu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz