Niepokoiło mnie to, że Mikleo był cały rozgrzany oraz zmęczony. Fakt, po pełni zawsze był zmęczony, już nawet do tego przywyknąłem, ale jeden dzień spokoju wystarczał mu, aby jako tako dojść do siebie. I jeszcze ta temperatura... zauważyłem, że kiedy miał nieco wyższą temperaturę ciała, niż zwykle, chodziło o jedną z trzech rzeczy. Albo była pełnia, albo byliśmy podczas gry wstępnej, albo był chory. Pełnia się skończyła, gry wstępnej nie było i jeszcze długo żadnej nie będzie, czyli zostaje się trzecia opcja, która mi się nie podobała. Nie chciałem, aby był chory i musiał się męczyć. Zrobił głupotę nie mówiąc mi, co planuje zrobić, ale nie zasługuje na to, aby cierpieć przez chorobę. Wystarczy, że musi męczyć się z nieporadnym mną, to już jest dla niego wystarczająca męka.
- Jakie dobrze, jesteś rozgrzany, a to nie wróży niczego dobrego – burknąłem, chcąc aby Alisha znała pełny obraz tej sytuacji. Zasługuje na to, gdyby nie ona, pewnie już dawno bym oszalał i przywalił Arthurowi za te głupie komentarze. Chyba najgorsze w tym wszystkim było to, że był taki moment, w którym zaczynałem wierzyć w jego bzdury i zacząłem myśleć, że Mikleo zniknął, bo miał mnie już serdecznie dość. Albo ponieważ miał dosyć braku zbliżeń.
- To przecież nic takiego – Mikleo dalej uparcie trzymał swego, co mi się nie podobało. On jeszcze miał czelność mówić, że wszystko jest dobrze? Przepraszam bardzo, przecież nikt mu w to nie uwierzy, wystarczy na niego spojrzeć, widać, że coś jest nie tak.
- Siedź jak siedzisz i nie wychodź spod kołdry – ostrzegłem mojego męża widząc, że ten już coś planuje. – Dam sobie radę, powoli, ale dam. Dziękuję, Alisha – ostatnie dwa słowa skierowałem do królowej, będąc jej naprawdę wdzięcznym za posiłek.
Teraz raczej wolałem omijać jedzenia posiłków w jadalni, w końcu nadal jadłem jak trzyletnie dziecko, czyi nieporadnie i brudziłem wszystko wokół, a jakoś dawałem radę. Tak jakby, musiałem sobie dawać radę sam przez ostatnie dwa dni i jeszcze żyję. Ubieranie i rozbieranie się było z tego wszystkiego najgorsze; powolne, bolesne i niezwykle męczące. Podczas takiego samotnego przebierania się naruszyłem ranę i wczoraj dostałem mały ochrzan od medyka za to, że nie uważałem na siebie i powinienem korzystać z pomocy pokojówek przy ubieraniu się, ale uprzejmie odmówiłem. Założę się, że mój mąż nie byłby z tego faktu zadowolony, podobnie jak i ja, chociaż raczej z innego powodu. Inaczej jest, kiedy w ubieraniu pomaga mi mój własny małżonek, który nie raz mnie widział bez ubrań, a inaczej, jeżeli miałaby to robić kompletnie mi oba kobieta. Jeszcze dałbym się przebrać Alishy, chociaż z wielką niechęcią, ale jakaś randomowa kobieta kompletnie nie wchodziła w grę. Poza tym coś czułem, że jeżeli jutro znowu pójdę na kontrolę, to znowu medyk będzie niezadowolony. Dzisiaj, przy ubieraniu się znowu musiałem naruszyć ranę, która aktualnie mocno mnie piekła, ale to nic, już trochę do tego przywykłem. W końcu nauczę się zakładać te ubrania tak, że wszystko będzie dobrze i nie będę potrzebował nikogo do pomocy i nikt nie będzie musiał się mną męczyć.
- Nie ma sprawy – odpowiedziała blondynka, uśmiechając się do mnie lekko i usiadła na materacu przy Mikleo, by zaraz położyć dłoń na jego czole. – Faktycznie, jesteś rozpalony. Może przynieść ci jakieś zioła? Albo zrobić ci okład? – kobieta była tak samo zaniepokojona, jak ja. Może to da mojemu mężowi do myślenia, że jednak jest coś nie tak.
- Wszystko jest w porządku, ile jeszcze mam to powtarzać? – bąknął, niezadowolony z tego, że był w centrum zainteresowania.
- Ile chcesz, a my ci i tak nie uwierzymy, bo ślepi nie jesteśmy – odpowiedziałem mu, już będąc odrobinkę zirytowany jego zachowaniem. – Dziękuję ci, Alisha, zajmę się nim później i przypilnuję, by wyzdrowiał.
- Tylko nie zapomnij w tym wszystkim o sobie – odparła królowa, uśmiechając się porozumiewawczo do mojego męża i wstając z łóżka. – Muszę się udać się dzisiaj do letniej rezydencji i myślałam nad tym, aby wziąć ze sobą Yuki’ego, o ile nie mielibyście nic przeciwko. Moglibyście trochę odpocząć, wrócilibyśmy wieczorem, więc mielibyście trochę czasu dla siebie.
- Jeżeli tylko Yuki’emu się to spodoba, to czemu nie – odezwałem się, posyłając kobiecie łagodny uśmiech. Kobieta kiwnęła głową, powiedziała, że za służące przyniosą mi kolejny posiłek w swoim czasie i wyszła z pokoju. Młodemu przyda się taka mała odmiana, wczoraj był pełen energii i chciał koniecznie spotkać się z Mikleo, od czego skutecznie musiałem go odwodzić, ale dzisiaj już powinien być znacznie spokojniejszy.
Teraz, kiedy byłem już sam z mężem, mogłem się zabrać za jedzenie. On widział, jak tragicznie radzę sobie jeszcze z lewą ręką, więc jakoś to zdzierżę, chociaż nadal jest mi strasznie wstyd, kiedy zaczynam coś brudzić. Oczywiście, po tym wszystkim po sobie sprzątam, jeszcze tego by brakowało, aby musiały po mnie sprzątać pokojówki. Wystarczyło jednak, że wziąłem widelec do ręki i zaraz poczułem, jak Mikleo siada obok mnie. Czy on sobie za dzisiejszy cel obrał to, by mnie zdenerwować do granic możliwości? Bo jak na razie świetnie mu to idzie. Wiem, nie powinienem się na niego denerwować, ale przez tę jego gorączkę strasznie się martwiłem. A do tego dochodziły jego siniaki, luki w pamięci i strasznie podarte oraz zakrwawione ubranie. Jak wiele mogło brakować, bym stracił go na zawsze? Nawet nie chciałem o tym myśleć.
- Mikleo, proszę się – odezwałem się cicho, odwracając się w jego stronę. Odłożyłem widelec, a następnie położyłem dłoń na jego rozgrzanym policzku i zacząłem go delikatnie po nim gładzić. – Wiem, że chcesz mi pomóc, ale w tym momencie lepiej będę się czuł, jeżeli położysz się i wypoczniesz, widzę, że jeszcze nie wydobrzałeś – dodałem, opierając swoje czoło o to należące do niego, a następnie delikatnie ucałowałem czubek jego nosa. W tym momencie powinien skupić się na sobie i wypocząć, a dopiero później zacząć działać. Jakoś sobie bez niego radziłem przez te dwa dni, marnie, ale jednak jakoś mi się udawało, więc i teraz nie powinno być ze mną źle. A on? Jest rozgrzany i zmęczony, po co ma się męczyć i mnie karmić, skoro może wykorzystać ten czas na odpoczynek.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz