czwartek, 31 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

 Zmarszczyłem brwi, wsłuchując się w słowa mojego męża, nie do końca rozumiejąc, skąd wzięło się to pytanie. Czy to, że nie chcę się spóźnić, na umówione spotkanie oznacza, że od razu coś musi mnie łączyć z nowym pasterzem? Nawet na oczy go nie wiedziałem jeszcze.
- Sorey nie rozumiem twojego pytania, lubię zjawiać się punktualnie na umówione spotkanie, bo okazuje tym samym szacunek drugiej osobie, weź również pod uwagę, że to pasterz istota, której anioł musi okazać największy szacunek, ponadto nie wiem, jak wygląda ten chłopak, to będzie moje, jak i twoje pierwsze spotkanie z tym człowiekiem - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że moje słowa dadzą mu do myślenia, jeśli chciał tymi słowami, mnie rozbawić to niestety w ogóle mu się nie udało, ta sytuacja jest bardzo stresująca, nowy pasterz nie oznacza dla mnie niczego dobrego. Jeśli będzie potrzebował mojej pomocy, nie będę mógł mu odmówić, choć bardzo bym chciał mam obowiązek służyć i chronić pasterza aż do ostatniej kropli krwi.
Mój mąż nic nie mówił, głaszcząc mnie po ramieniu, najwidoczniej analizując słowa wypowiedziane przez mnie. Rozumiałem, że może być mu w tej chwili ciężko, życie potoczyło się tak, a nie inaczej, stało się to, co się stało, wywołując u niego niechęć do ludzi, który rozumiem, choć nie do końca popieram, on w porównaniu do mnie jest człowiekiem. Obecność ludzi jest mu potrzebna do funkcjonowania, ja niestety mogę mu nie wystarczyć.
- Tak się zastanawiam, ja również byłem pasterzem, a nie otrzymywałem od ciebie zbyt wiele szacunku, o posłuszeństwie już nie wspomnę - Przerwał ciszę, nie przestając głaskać mnie po ramieniu.
- Ty zawsze byłeś dla mnie kimś więcej niż pasterzem, byłeś moim przyjacielem, a z czasem stałeś się moją miłością, nigdy nie traktowałem cię jak swojego pana. Wiedziałem, na co pozwolić sobie mogłem, poza tym przy tobie mogłem być po prostu sobą, przy nim będę już pewnie tylko aniołem, który ma moc potrzebną do oczyszczenia świata - Zauważyłem, podejrzewając, że tak właśnie będzie, nie od dziś znam ludzi, wiem, jacy potrafią być, tym bardziej, gdy władza uderza im do głowy.
- Chyba odrobinkę przesadzasz, na pewno nie jest w rzeczywistości tak, jak teraz ty sobie to wyobrażasz, a jeśli on, chociażby spróbuje tak na ciebie spojrzeć, szybko postawię go do pionu - Bardzo chciał zapewnić mnie w swoich słowach, w które nawet bym uwierzył, gdybym nie znał ludzi. Mój własny mąż jeszcze wtedy przyjaciel pokazał mi, jak zdradliwymi istotami mogą być ludzie..
Westchnąłem cicho, już chcąc coś powiedzieć, na ten temat powstrzymując się jedynie przez wchodzącego do pokoju chłopca, który już był gotowy i jak zawsze aż nadto szczęśliwy, jeden promyk radości rozświetlający smutek życia codziennego.
Zebraliśmy się, ruszając do sali narad, gdzie wraz z nami miała być również Aliaha, królowa jako pierwsza miała przyjemność poznania nowego pasterza, aż ciekaw jestem, jakie ona może mieć zdanie o tym młodzieńcu.
Atmosfera podczas spotkania była naprawdę bardzo przyjemna, pasterz był bardzo sympatyczną osobą, grzeczny, ułożony a do tego bardzo mądry aż miło było zamienić z nim kilka słów. Yuki również bardzo polubił chłopaka, którego słuchał jak zaczarowany, gdy ten opowiadał o swoich podróżach do ruin, najwidoczniej tak jak mu bardzo lubił te miejsca, co w żadnym wypadku mnie nie dziwiło.
- Wybaczcie mi, ale obowiązki wzywają - Arthur po dwóch godzinach zakończył nasze spotkanie, jako pierwszy co nie spodobało się Yuki'emu, który chciał posłuchać więcej historii. Młody pasterz nie chcąc sprawiać przykrości chłopcu, obiecał mu następne spotkanie, w którym to opowie mu inne ciekawe historie, co uszczęśliwiło naszego małego chłopca.
- Polubił go - Przerwałem cisze pomiędzy nami, gdy tylko zamknął drzwi od naszej sypialni.
- Zauważyłem - Nie był zadowolony z tego faktu, czyżby Arthur nie zainteresował go ani w małym stopniu? Nie możliwe przecież fascynował się tym samym, czym kiedyś fascynowaliśmy się my, to znaczy wciąż uwielbiamy zwiedzać ruiny, niestety od mojego powrotu zrobiliśmy to tylko raz i to z jakim skutkiem.
- Brzmisz, jakbyś już na wstępie go nie lubił - Chciałem poruszyć ten temat, aby wszystko sobie wyjaśnić, mój mąż jednak nie był skory do rozmowy, kładąc się na łóżko, odwracając się do mnie plecami, rany co go ugryzło? Nie wyspał się to pewnie to.
Nie chciałem, ciągnąć tematu widząc, że nie chce o tym rozmawiać, nie będę przecież go do niczego zmuszał, poruszę inny temat, który jest dla mnie trochę ważniejszy.
- Wiem, że nie masz humoru i pewnie jesteś zmęczony, chce jednak z tobą porozmawiać na temat świąt - Gdy tylko usłyszał magiczne słowo, święta od razu odwrócił się w moją stronę, przyglądając mi się z uwagą. - Podejrzewam, że nie będziesz zadowolony z tego faktu, chcę jednak, abyś był na to przygotowany, drugi dzień świąt chce spędzić z Rachel - Zacząłem, patrząc na niego ze spokojem w oczach.
- Słucham? Przecież mieliśmy spędzić święta z Alishą, tak po prostu mnie zostawisz? - Spytał, podnosząc się do siadu.
- To ty chciałeś spędzić święta z Alishą, mnie o zdanie nie pytałeś - Gdy to powiedziałem, ugryzłem się w język, nie tak miało to zabrzmieć. - Przepraszam, nie o to mi chodziło.. - Dodałem szybko, aby nie zaczynać kłótni. - Po prostu posłuchaj, wigilia i pierwszy dzień świąt, te dwa dni spędzimy z Alishą, tak jak tego chciałeś, drugi dzień świąt chcę spędzić z przyjaciółką, ona w święta będzie sama, nie ma nikogo, a nie może spędzić świąt z nami w tym gronie, poza tym Rachel nie ma nic przeciwko, abyście i wy zjawili się u niej w drugi dzień świąt - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że Sorey nie będzie na mnie zły. Przecież nie chce dla niego źle, chcę znaleźć rozwiązanie najkorzystniejsze dla nas wszystkich, jednocześnie nie chcąc nikogo skrzywdzić...

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Zostawiłem mojego chłopaka samego, na kilka chwil nie mając przecież powodu, aby ciągnąć go ze sobą do kuchni, jestem dużym chłopcem i na pewno dam sobie radę sam z dwoma drinkami w końcu zajmie mi to może z dziesięć minut, no może przesadzam, pięć nie jest to istotne, został na chwilę sam raczej nic mu się tu nie stanie nie z ludźmi, których znam.
Dostając się do kuchni, musiałem przeprosić kilka osób, aby dostać się do napoi, nie wiem, dlaczego w ogóle są tu ludzie, przecież cała impreza odbywa się w salonie, a nie tutaj.
Nie rozumiem tych ludzi i chyba w niektórych sprawach nie zrozumiem, nawet jeśli bardzo będę tego chciał. Skupiłem się więc na drinkach, które musiałem zrobić jak najszybciej, aby równie szybko wrócić do mojego liska, niestety dziewczyny znajdujące się w tym samym pomieszczeniu postanowiły mi trochę poprzeszkadzać, nie przejmując się w ogóle tym, że mógłbym się do kogoś śpieszyć.
- Świetna impreza prawda? - Blondynka, której nigdy wcześniej na oczy nie widziałem, podeszła do mnie kładąc mi dłoń na ramieniu, westchnąłem cicho, na ten gest patrząc przez chwilę na jej twarz, nie rozumiejąc po co, w ogóle to mówi. Tak to prawda zabawa jest przednia, miła atmosfera, alkohol ludzie, których znam i lubię czego chcieć więcej? Może spokoju od tych lasek oj tak to by mi odpowiadało.
- To prawda - Odpowiedziałem krótko, kończąc przygotowywanie zimnych alkoholowych napoi.
- Jesteś bardzo spięty wszystko w porządku? - Spytała, jej koleżanka, której też nie znałem, rany skąd one się tu w ogóle wzięły? Czy moim kumple muszą zapraszać randomowych ludzi do tego domu? Nie zdziwię się, jak kiedyś coś im zginie, o ile już nie zginęło.
- Nie jestem spięty, jestem odrobinkę zajęty, jakbyście nie zauważyły, dlatego prosiłbym, abyście dały mi spokój, nie mam czasu ani chęci z wami dyskutować - Tak było odrobinkę zbyt surowy, nie potrafiłem jednak inaczej ich potraktować, te laski były irytujące, a ich spojrzenia mówiły mi wprost, że mają na mnie ochotę. Cóż może, gdybym nie był z Karotą i gdybym nie był trzeźwy, kto wie, jakby się to potoczyło dalej.
- Jesteś bardzo nieprzyjemny jak na tak przystojnego chłopaka - Znów odezwała się blondynka, uśmiechając się do mnie słodko, oboje znaliśmy te uśmiechy, wiedzieliśmy co, one oznaczały, a mimo to nie specjalnie mnie to ruszało.
Wziąłem więc drinki do rąk, przepraszając dziewczyn za brak możliwości spędzenia z nimi więcej czasu, wracając do mojego partnera, który znajdował się razem z Marko. Zaciekawiony co tak właściwie jest grane, przystanąłem na chwilę, uważnie m się przyglądając. Marko, dał kubek z jakimś napojem mojemu chłopakowi, który na początku nie chciał tego przyjąć, uczynił to tylko i wyłącznie z powodu coraz to większego nalegania ciemnowłosego.
Bez słowa więc obserwowałem dalej, co się tam dzieje zauważając, że Marko coraz bardziej przymila się do Marcheweczki, czego on od niego chce? Przecież doskonale wie, że Karoka jest mój. Tylko spokojnie na pewno odrobinkę przesadzasz, nic przecież się nie dzieje przynajmniej nie teraz.
Marko, jednak z czasem stawał się coraz to bardziej natarczywy, co mojemu chłopakowi się nie podobało mi zresztą też, nikt nie będzie dotykał mojego liska w ten sposób.
- Co tu się dzieje? - Spytałem, w końcu podchodząc do tej dwójki.
Mój chłopak od razu schował się za mną, tak jakby naprawdę bał się Markusa.
- Nic takiego chciałem tylko się trochę podroczyć z twoim chłopakiem - Odparł, zachowując się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, czym jedynie bardziej mnie rozzłościł.
- Słuchaj no, nie waż się, do niego zbliżać on jest mój - Warknąłem, ostrzegając tego palanta przed następną taką sytuacją, nie życzę sobie takich żartów.
Chłopak westchnął cicho, przewracając oczami, koniec końców odchodząc od nas, dobrze zrobił, gdyby zechciał się ze mną kłócić, mógłby niepotrzebnie, dostać w twarz a tego by nie chciał.
- Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobił? - Spytałem, odstawiając drinki na bok, chcąc przyjrzeć się mojemu małemu chłopcu, bojąc się, że ten dupek mógł mu coś przypadkiem zrobić, a za to naprawdę obiłbym mu psyk.

<Karotka? c:> 

środa, 30 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Westchnąłem ciężko, nie będąc specjalnie zadowolony. Rany, czemu ja się w ogóle na to zgodziłem? Przecież dlatego powiedziałem mu, że może iść się spotkać z Rachel, by dzisiaj mieć spokój. Co mnie podkusiło… ano tak. Byłem zmęczony, lekko poirytowany i chciałem iść spać, więc powiedziałem tak dla świętego spokoju. To było bardzo, ale to bardzo niesprawiedliwe zagranie z jego strony oraz wielka głupota z mojej. W końcu, mogłem się nie zgodzić, tylko zamknąć oczy, powiedzieć „dobranoc” i zignorować jego naleganie na to spotkanie. Tak właściwie, czemu nalegał tak bardzo na to spotkanie? Przecież Mikleo nie przepadał za ludźmi, a teraz nagle chce się spotkać z jednym z nich. Powinienem nabrać jakichś podejrzeń?
- To jest szantaż – burknąłem, lekko pusząc policzki i zakładając na siebie koszulę, w której jeszcze przed chwilą spal mój mąż. W pokoju, który został nam przydzielony, było bardzo ciepło, dlatego spałem bez żadnego odzienia górnego. Mi tak jest i wygodniej i po prostu lepiej, a Mikleo też nie wygląda na jakoś specjalnie zgorszonego takim moim strojem do spania. 
- Szantaż? Sam się wczoraj na to spotkanie zgodziłeś – mój mąż zaczął delikatnie poprawiać moje włosy, delikatnie się do mnie uśmiechając. 
- Podszedłeś śpiącego i zmęczonego psychicznie człowieka, jesteś z siebie dumny? – mruknąłem, odsuwając się na moment od niego, by móc założyć spodnie. Nie przywitam przecież nowego pasterza w spodniach od piżamy, chociaż… to mogłoby być śmieszne doświadczenie. 
- Nie przesadzasz z tym zmęczeniem? Przecież nie masz się o co martwić – Mikleo zmarszczył brwi, chyba nie za bardzo wiedząc, co mam na myśli. Nic nie szkodzi, też czasem nie mam pojęcia, o czym on tak właściwie gada. Tak właściwie, to jest dopiero ciekawa rzecz. Zauważyłem, że są sytuacje, podczas których jedno nie potrafi zrozumieć drugiego, ale są także chwile, podczas których rozumiemy się bez słów, wystarczy tylko spojrzenie. Nie wiem, jakim cudem mój mąż wytrzymał ze mną tak długo. 
- Mogę ci wymienić przynajmniej pięćdziesiąt rzeczy, którymi się przejmuję – uśmiechnąłem się do niego łagodnie i pocałowałem go w nos. 
- To brzmi trochę niepokojąco – przyznał chłopak, czego z kolei nie zrozumiałem ja. O co się martwił? Przecież żyłem, miałem się całkiem dobrze, tylko przejmowałem się rzeczami, którymi przejmować się nie musiałem, ale mój mózg najwidoczniej uważał coś innego. 
- Przesadzasz – wzruszyłem jedynie ramionami, nie chcąc już za bardzo o tym rozmawiać. Nie lubiłem, kiedy mówiło się o mnie i moich uczuciach, to trochę krępujące. Zwłaszcza, że tuż obok jest dziecko, które doskonale wszystko słyszy i wszystko rozumie, nie jest w końcu głupie. 
Wystarczyło, że tylko pomyślałem o dziecku, a ono już się pojawiło w łazience, przecierając piąstkami swoje oczy. Wyspał się? Miałem nadzieję, że tak, bo ja tak średnio. Najchętniej jeszcze wsunąłbym się pod kołdrę, wtulił się w smukłe ciało mojego męża i zamknął na moment oczy, ostatnio naprawdę się nie wysypiam, ponieważ ciągle mi ktoś przerywa. I jeszcze ten koszmar Yuki’ego, powinienem się nim martwić? Co prawda jeszcze nie wiem, jaki koszmar mu się śnił, i nie za bardzo wiedziałem, czy powinienem go o to spytać. Może ma jakieś dziwne wizje, tak jak Mikleo, w końcu oboje są Serafinami wody. Nie mam też pojęcia, czy to tylko ten rodzaj Serafinów posiada takowy „dar”, czy może wszystkie, albo wręcz przeciwnie – tylko niektóre. Tak właściwie, wiem całkiem mało o aniołach, co chyba stawia mnie w złym świetle. 
- Gdzie idziecie? – spytał chłopczyk, patrząc na nas ze zmarszczonymi brwiami. 
- Na spotkanie z Lailah i nowym pasterzem. Chcesz iść z nami? – zaproponowałem, widząc w tym swoją szansę. W końcu, to dziecko, a dzieci szybko się nudzą. A kiedy dzieci się nudzą, narzekają i marudzą, a mnie, jako bardzo odpowiedzialnemu rodzicowi, pozostaje się tym zająć. Rany, naprawdę szukam wymówek, byleby tylko uniknąć tego spotkania. Chłopczyk ochoczo pokiwał głową, od razu się ożywiając. – Więc idź się ubierz, poczekamy tu na ciebie – uśmiechnąłem się do niego szeroko i czochrałem jego włoski, które w końcu były przycięte tak, jak należy. – Powinienem zgolić ten zarost czy raczej go zostawić? – spytałem, przyglądając się swojemu odbicie w lustrze. 
- Rób co chcesz, dla mnie wyglądasz cudownie zarówno z nim jak i bez niego – odparł chłopak, całując mnie w policzek. – Poczekam na ciebie w pokoju, przygotuj się, tylko się pospiesz, nie chciałbym się spóźnić. 
Westchnąłem cicho, kiedy drzwi do łazienki zamknęły się. Nie takiej odpowiedzi chciałem, wolałem, gdyby podał mi konkretną odpowiedź. Zawsze, kiedy się go pytałem o tego typu rzeczy, to rzucał mi takie ogólnikowe odpowiedzi. W ogóle nie znałem jego preferencji, co momentami było troszeczkę irytujące. Nie wiedziałem, czy wolał mnie w kolorze blond czy może brązowym, albo we włosach długich, czy może krótkich. Przecież gdyby mi powiedział, co mu się bardziej podoba, nie obraziłbym się. 
Przemyłem twarz wodą, decydując się zostawić zarost. Nie był on specjalnie rzucający się w oczy ani chyba jakoś specjalnie nie przeszkadzał, albo może inaczej – Mikleo nic nie wspominał o tym, jakoby mu przeszkadzał. Trochę ogarnąłem swoje włosy, które jak zwykle żyły swoim życiem, nawet pomimo ich podcięcia. Następnie do końca zapiąłem swoją koszulę, zastanawiając się, gdzie się tak właściwie mamy spotkać. Miałem nadzieję, że w jakimś ciepłym miejscu, miałem dosyć zimna na najbliższe parę lat. Tak właściwie, nie wiedziałem nic o tym pasterzu, tylko jak ma na imię oraz że był taki jak „dawny ja”. Jeżeli faktycznie tak było, lepiej, abym się z nim nie spotykał, jeszcze przeze mnie straci wiarę w dobro tego świata, kolejnego depresyjnego pasterza świat nie potrzebuje. 
- Yuki’ego jeszcze nie ma? – spytałem zaskoczony, wychodząc z łazienki. Chłopiec raczej nie ociągał się, jeżeli chodzi o spotkanie się z Lailah, w końcu ją uwielbia, dlatego zdziwiłem jego nieobecnością. 
- Pewnie zaraz będzie – odparł Mikleo siedzący na łóżku, który co chwila zerkał nerwowo przez okno. Podszedłem do niego, a następnie zająłem miejsce obok i wtuliłem się w jego ciało, cicho ziewając. 
- Co ci się tak spieszy do tego spotkania? Spodobał ci się ten Arthur czy jak? – powiedziałem półżartem, półserio chcąc go odrobinkę rozluźnić. Czym się tak przejmował? Jeżeli mamy się spóźnić, to najwyżej parę minut, to nie będzie nic strasznego, chyba, że ma jakiś inny powód, dla którego jest tak zdenerwowany.

<Mikleo? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Nigdy wcześniej nie słyszałem  o czymś takim jak sztuka ognia, a co dopiero widzieć. Moje najwcześniejsze wspomnienie związane z tym dniem to malutki ja, leżący sobie grzecznie w łóżeczku, tuż przy mojej mamie czytającej mi bajkę, chyba był to Kot w butach. Jedno z piękniejszych wspomnień, jakie zachowałem. To chyba wtedy po raz ostatni moja mama była wobec mnie taka troskliwa. Później już nie kojarzę, abyśmy byli tak blisko, wtedy jej miejsce zajęła ciocia. Nigdy nie obchodziłem nowego roku tak hucznie, zawsze był to jeden ze spokojniejszych dni, nawet jak byłem większy nie wychodziłem z domu, tylko grzecznie siedziałem z ciocią, która uczyła mnie wtedy różnych rzeczy, chociażby robótek ręcznych. 
Sztuka ognia była… głośna. Miałem wrażliwe uszy i nie przepadałem za głośnymi dźwiękami, zwłaszcza za hukami. Co prawda, widoki na niebie były cudowne, nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Może i to było nic w porównaniu do tamtego cudownego drzewa, ale i tak było czym oko nacieszyć. Gdyby nie te głośne huki, byłoby perfekcyjnie. 
- Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziałem, posyłając mu jeden z ładniejszych uśmiechów, na jakie było mnie stać. Poczułem nagłą chęć pocałowania mojego chłopaka, ale musiałem ją w sobie zdusić, w końcu to nie był ani czas, ani miejsce na takie rzeczy. W końcu było tu pełno ludzi. Może i oni wszyscy mieli wzrok skierowany w niebo, ku głównej atrakcji, ale każda z tych osób w każdej chwili mogła odwrócić wzrok i spojrzeć wprost na nas. Wolałem poczekać, aż znajdziemy się w bardziej ustronnym miejscu, gdzie nikt by nam nie przeszkadzał. 
Kątem oka zauważyłem, jak Taiki delikatnie uśmiecha się na moje słowa, a następnie poczułem, jak delikatnie chwyta mnie w pasie, przysuwając mnie bliżej siebie i delikatnie się przytulając. Odruchowo położyłem głowę na jego klatce piersiowej i westchnąłem cicho. Czułem się naprawdę szczęśliwy, nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś, kto mnie pokocha w ten romantyczny sposób, w końcu do bycia perfekcyjnym w każdym kontekście – wyglądu, charakteru czy nawet własnej rasy – brakowało mi bardzo dużo. Kiedy tylko się w nim zakochałem, myślałem, że kiedy tylko się do tego przyznam, zostanę odrzucony zarówno przez to, że jestem tym, kim jestem oraz przez jego sposób życia. To była dla mnie naprawdę wielka niespodzianka, kiedy Taiki zaproponował mi związek, nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę taką propozycję. 
- Wchodzimy do środka? – usłyszałem po kilku dobrych minutach głos mojego chłopaka. Przedstawienie pod postacią fajerwerków już się skończyło i wszyscy zaczęli wchodzić do domu. Znów będą tłumy, możliwe, że nawet jeszcze większe, niż zanim wyszliśmy… jak zachęcająco to brzmiało. Tak właściwie, skąd się wzięli ci wszyscy ludzie? I jakim cudem mieszczą się tak w tak małym domu? 
- Pewnie, troszeczkę zmarzłem – przyznałem cichutko, posyłając mu łagodny uśmiech. Nie lubiłem tłumów, ale nie lubiłem też marznąć. Poza tym, już zaznałem trochę spokoju i wyciszyłem się, więc teraz trochę potowarzyszę mojemu chłopakowi, który jest troszkę bardziej towarzyski ode mnie. 
- Ja również – chłopak cicho westchnął, lekko splatając nasze palce i ciągnąc mnie w stronę cudownie ciepłego środka. 
- To ci dopiero nowość, przecież tobie nigdy nie jest zimno – powiedziałem lekko kąśliwie, chcąc się odrobinkę podroczyć, w końcu mi nikt tego nie zaborni, a Taiki na pewno nie będzie urażony. 
- Przypominam ci, że to ja siedziałem na zimnej ziemi, a ty na moich kolanach – powiedział lekko rozbawiony, a ja wywróciłem oczami na jego komentarz. A miało być na odwrót? Przecież gdyby to on siedział na moich kolanach, to na pewno by mnie zmiażdżył. W końcu moje ciało było delikatne, wystarczyło jedno, mocniejsze uderzenie i na mojej skórze pojawia się brzydki siniak. – Poczekaj na mnie tutaj, przyniosę ci drinka – dodał, odbierając ode mnie kieliszek po szampanie. 
-  A nie mógłbym pójść z tobą? – spytałem, nie chcąc za bardzo zostawać sam w tak dużej grupie ludzi. 
- To nie ma sensu, w kuchni będzie pewnie dużo ludzi, a ja za momencik wrócę – odparł, całując mnie w czoło, co wywołało u mnie niepotrzebne rumieńce. Najpierw przy wszystkich gryzie mnie w ucho, a teraz całuje mnie w czoło, on chyba lubi mnie zawstydzać. 
Westchnąłem cicho i oparłem się o ścianę, nie mając nawet szansy na przekonanie mojego chłopaka, ponieważ ten już zniknął. Zacząłem nerwowo bawić się mankietami swojej koszuli, nie za bardzo mając ochotę na rozmowę z kimkolwiek bez Taiki’ego. Miałem tylko nadzieję, że nikt do mnie nie podejdzie. Ciekawiło mnie, czy ta impreza zakończy się tak, jak ta poprzednia. Znaczy było bardzo fajnie, owszem, ale nie za bardzo pamiętałem, co się działo. Poza tym, chciałbym w końcu zobaczyć, jak zachowuje się mój chłopak, kiedy jest pijany, on już mnie takiego widział. Znaczy, ja jego też, ale nie za wiele z tego pamiętam. 
- Twój chłopak zostawił cię samego? – usłyszałem dziwnie znajomy głos. Odwróciłem głowę w tym kierunku i zauważyłem Marko, który trzymał w rękach dwa kubki. Miałem nadzieję, że to jest czysty przypadek, że do mnie podszedł, a nie, że mnie obserwuje czy coś w tym stylu. 
- Nie zostawił mnie samego, po prostu poszedł po drinki – przyznałem czując, jak dziwne uczucie strachu ogarnia moje ciało. Rany, Shōyō, uspokój się, przecież on ci nic nie zrobił i pewnie nie ma zamiaru, to tylko ty coś sobie dopowiadasz. W tym momencie naprawdę liczyłem na to, że Taiki szybko przyjdzie, wiedziałem, że powinienem pójść z nim. Następnym razem w miejscu takim jak te nie opuszczę go na krok, niezależnie od tego, gdzie pójdzie. 

<Taiki? c:> 

wtorek, 29 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Zadowolony odwróciłem się w stronę męża, ciesząc się z wyrażenia zgody na spotkanie się z nowym pasterzem. Wiem, że nie robi tego z własnej woli, a jedynie bym dał mu spokój, co nie stawia mnie w najlepszym świetle. Mimo to czuję, że się dogadają, z tego, co mówiła mi Lailah, są w tym samym wieku, nie trudno więc będzie im złapać wspólny język, przynajmniej taką mam nadzieję.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz, życie lubi płatać nam figle, jeszcze możesz się zdziwić, poznając nowego pasterza - Odparłem, kładąc dłoń na jego policzku, nim przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, tak by nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Skąd wiesz, że mogę się zdziwić? - Spytał, mrużąc oczy, zaczynając najwidoczniej wyciągać błędne wnioski, co w jego wypadku nie było niczym nadzwyczajnym.
- Lailah mi o nim opowiedziała troszeczkę, gdy od nas uciekłeś. Ten chłopak jest bardzo podobny do ciebie.. Dawnego ciebie daj mu szanse, nie zawiedziesz się. Dobre uczynki powracają do nas ze zdwojoną siła - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, nim schowałem się w jego ramionach, zamykając swoje oczy, czując zmęczenie po spotkaniu z Rachel, pierwszy raz od dawna czułem się jak dziecko, miło było, choć na chwilę zapomnieć o wszystkich troskach żyjąc chwilą. Odkąd wróciłem, wszystko się zmieniło, ta wieczna radość, która wydobyła się z Soreya, zniknęła i może już nigdy nie powróci. Radość tę jednak udało mi się odnaleźć w mojej przyjaciółce, której byłem za to wdzięczny, jednak mimo wszystko zdecydowanie wolę przebywać z moim mężem.
Mówi się, tam twe serce gdzie twój dom, mój dom jest tam, gdzie jest i on, tego nie zmieni już nic, na zawsze razem puki śmierć nas nie rozłączy.
Sorey chciał o coś jeszcze zapytać, czułem to, choć nie byłem chętny na słuchanie, było już późno, sam w końcu chciał iść już spać to nie pora na rozmowę nie w tej chwili, jutro też jest dzień i on o tym doskonale wie.
- Dobrano - Były to ostatnie wypowiedziane słowa, nim odpłynąłem do krainy morfeusza.
Późną nocą a wczesnym porankiem obudziło mnie szturchanie w ramie, co nie specjalnie mnie zadowalało, było tak wcześnie i wyjątkowo późno jednoczenie, dlaczego Sorey mnie budzi?
- Sorey śpij - Burknąłem, przez sen wtulając się mocniej w przyjemnie ciepłe ciało męża, nie łącząc nawet zbyt wiele faktów i tego, co działo się wokół mnie.
- Mamo to ja obudź się - Słysząc głos Yuki'ego otworzyłem oczy, odwracając twarz w jego stronę, coś się stało, jego twarz była czerwona a policzki mokre od łez.
- Co się dzieje? - Podnosząc się do siadu, niechcący obudziłem jego ojca, który również niepocieszony podniósł się do siadu, przecierając zaspane oczy.
- Yuki co tu robisz? - Nim chłopiec zdążył odpowiedzieć na moje pytanie, zostało mu zadane następne pytanie zmuszające chłopca do wyjaśnień.
- Miałem koszmar, mogę spać dziś z wami? - Spytał, a jego dłonie delikatnie drżały. To było troszeczkę niepokojące, chłopiec już od dawna nie miał koszmarów, a przynajmniej nic nam na ten temat nie wiadomo, może to jednorazowy koszmar, każdy z nas w końcu je miewa.
- Tak chodź, połóż się między nami - Odboje troszeczkę się przesunęliśmy na boki, robiąc miejsce chłopcu, który od razu wskoczył pomiędzy nas, kładąc się na poduszkę. Natomiast Codi widząc, co robi jego pan, również wskoczył nam na łóżko, kładąc się w nogach, co nie do końca nam odpowiadało, nie mieliśmy jednak siły na zganianie go z łóżka, chcąc po prostu wrócić do snu, wciąż czując zmęczenie i nie tylko ja tak myślałem, sądząc po minie Soreya, również potrzebował jeszcze trochę snu, aby jutro pełen energii i sił ruszyć na spotkanie z nowym pasterzem.

***

Wyspany jak nigdy otworzyłem oczy, rozciągając się leniwie. Zauważając, że Yuki i Sorey jeszcze śpią, rozejrzałem się po pokoju, zatrzymując swój wzrok na oknie. Słońce znajdowało się już wysoko na niebie, co oznaczało, że za chwilę spóźnimy się na spotkanie z Lailah i Arthurem a na to pozwolić przecież nie mogłem, Sorey mi coś obiecał i czy tego chciał, czy nie musi dotrzymać danej mi obietnicy.
- Sorey wstawaj - Szturchnąłem go w ramie, wybudzając ze snu.
- Jeszcze pięć minut - Burknął, nakrywając twarz poduszką,
- Spóźnimy się na spotkanie z pasterzem - Zauważyłem, wstając z łóżka, chcąc przygotować się do wyjścia, na noc związałem włosy w wysoko umieszczonego na górze koka, więc nimi najmniej musiałem się przejmować, najważniejsze było ubranie się, nie mogę przecież wyjść w koszuli męża, choć mu samemu w ogóle by to ni przeszkadzało, a przynajmniej tak sądzi.
Westchnąłem cicho, wchodząc do łazienki, gdzie powoli przebrałem się w swoje ubrania, skupiając się na wykonywanej czynności, nawet nie zauważyłem Soreya, wchodzącego do łazienki sam nie wiem, jak długo stał przy drzwiach, przyglądając się moim poczynaniom.
- Długo tu stoisz? - Spytałem, podając mu jego koszulę.
- Wystarczającą, aby móc nacieszyć oczy - Uśmiechnął się do mnie zadziornie, odbierając swoją własność.
- Szykuj się wychodzimy - Ponagliłem go, poprawiając swoje ubranie.
- Naprawdę muszę? - Chociaż wczoraj się zgodził, dziś już nie był tak chętny na to spotkanie.
- Nie musisz, jeśli to dla ciebie aż tak kłopot pójdę sam, będzie mi jednak bardzo miło, jeśli jednak dotrzymasz słowa, a kto wie, może ci się spodoba, a ja w zamian zostanę dziś z tobą cały dzień, nigdzie bez ciebie nie wychodząc - Wyszeptałem, uśmiechając się delikatnie do męża. Możliwe, że moja propozycja wcale go nie zachęci mam jednak nadzieję, że mimo wszystko pójdzie ze mną. Chciałbym, aby go poznał jedno spotkanie nic więcej, naprawdę później nie będę nalegał na kolejne, jedno czy to tak wiele?

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Cieszyłem się z wypowiedzianych przez niego słów, mając nadzieję, że to miejsce właśnie mu się spodoba. Jest tu naprawdę pięknie, cicho i przyjemnie, jesteśmy tu sami i możemy spędzić ten czas na zwykłej rozmowie lub wspólnym milczeniu, które czasem znaczy więcej niż tysiące wypowiedzianych słów.
Nic nie mówiąc, bo i po co, gdy mój uśmiech powiedział wszystko za mnie, przytuliłem go mocno do siebie, zamykając w silnym uścisku, zamykając na chwilę oczy, zastanawiając się przez chwilę nad powrotem do przyjaciół, nie po to przychodziliśmy do nich, aby uciec i za szybko nie wrócić, chciałem tylko na chwilę zniknąć, aby ukryć się w miejscu nieznanym nikomu, w które miejscu jest schronem dla istot takich jak ja. Pokazując to miejsce chłopakowi, ponieważ mu ufam i wiem, że miejsce to nie zostanie nikomu innemu pokazane, nawet moja ciocia najbliższa memu sercu osoba nie znała tego miejsca, nigdy nie chciałem jej go pokazać. Wiedząc, że to nie będzie najlepszy pomysł. Moja ciocia jest wspaniałą kobietą, mądrą, zaradną i opiekuńczą mimo to jest również człowiekiem istotą, której nie we wszystkim można ufać, ludzie mimo wszystko są istotami zachłannymi, ciekawskimi i pragnącymi uwagi. Nie wiadomo co wydarzyłoby się, gdybym pokazał jej to magiczne miejsce, nigdy nie uważałem jej za złą kobietę, jest w końcu cudowna, a mimo to nie jestem w stu procentach pewien jej poufności. Już wielokrotnie słyszałem, jak obiecywała innym, że czegoś nie powie, a później mimo wszystko robiła to. Prosząc, aby osoba, z którą rozmawia, nie przekazywała tego dalej. I tu pojawia się następujące pytanie, po co przekazywała te informacje dalej? Tacy są ludzie, żyjąc problemami innych, w ten sposób się dowartościowują, nigdy tego nie zrozumiem, dlatego z wielką ostrożnością składam słowa w jedno zdanie przy ludziach, aby być pewnym, że nie powiem niczego głupiego, lub nieodpowiedniego co mogą później powtórzyć całej reszcie. A ludzie w tych czasach są naprawdę podli i dwulicowi.
Westchnąłem cicho, otwierając oczy, aby móc spojrzeć w niebo, śmiejąc się w duchu z własnych dedukcji, nie miałem przecież powodu, aby myśleć teraz o innych ludziach a mimo to robiłem to, uciekając myślami daleko daleka za siebie, już od dziecka nie potrafiłem skupić się na jednej rzeczy lub jednym poruszanym temacie chcąc od razu poruszyć każdy, zbyt wiele wniosków wyciągając bez tak naprawdę powodu.
- Kocham cię - Wymruczałem cicho, osuwając delikatnie chłopaka od swojego ciała, kładąc mu dłoń na policzku, przyglądając się jego delikatnie zarumienionej twarzy.
- Ja ciebie też kocham - Wyszeptał, wtulając się w moją dłoń, ciesząc się wspólną chwilą.
Uśmiechnąłem się rozczulony jego zachowaniem, unosząc głowę ku niebu.
- Wracajmy, nie chce spóźnić się na szampana i sztukę ognia - Poklepałem go delikatnie po policzku, zdejmując go z moich nóg, aby wstać z ziemi, która cóż była trochę zimna, aż tyłek bolał mnie do siedzenia na tym zimnie.
- Sztukę ognia? - Uniósł zaskoczony brew, stając obok mnie, to nie możliwe, aby nigdy nie widział, sztuki ognia inaczej zwanej fajerwerkami nie jest to kolorowe i zbyt widowiskowe, ale jest głośne i rozświetla niebo, co mi osobiście bardzo się podoba, w jego domu na pewno też robią lub robili coś takiego a może nie, hym po jego rodzicach można było się spodziewać wszystkiego.
- Tak sztuka ognia, zapalasz, robi dużo hałasu, leci w powietrze i bum efekt świetlny rozjaśniający ciemną noc - Może nie byłem najlepszy tłumaczem, ale wiem, że gdy już to zobaczy. Zrozumie, o co mi chodzi.
- Nie do końca rozumiem, co masz na myśli - Przyznał, a ja nie miałem mu tego specjalnie a złe, po prostu chwyciłem jego dłoń, wracając do miejsca, skąd na chwilę uciekliśmy, aby nacieszyć się chwilą ciszy.
Wracając po drodze, przywitał nas chłodny śnieg prószący z nieba, komponował się pięknie na tle wychodzącego za chmur księżyca, dzisiejsza noc będzie naprawdę wyjątkowa, to znaczy już jest. Mam wspaniałego chłopaka, poznałem prawdę odnośnie śmierci moich rodziców co choć odrobinkę ukoiło mój ból, teraz gdy wiedziałem, kto odebrał im życie, czekałem jedynie na dogodny moment ja nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
- Jesteście, zdążyliście na sztukę ognia - Brad jeden z moich kumpli z boiska podał nam obu szampana, którego mieliśmy wypić od razu przywitaniu nowego roku.
- Przygotuj się na sztukę - Szepnąłem do ucha mojemu liskowi, widząc przygotowania do wystrzału, kilka chwil a głośny huk rozszedł się dookoła, gdy niebo zalśniło bielą rozchodzących się ogni tworzących piękne kształty na niebie.
- Szczęśliwego nowego roku - Zwróciłem się do mojego lisiego partnera, stukając nasze kieliszki o siebie, wypijając następnie napój, który się tak znajdował, ten dzień nie mógł być lepszy, przy Karotce wszystko jest piękniejsze, a życie wreszcie nabrało barw, których tak długo nie miało..

<Karotka? C:>

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem za bardzo zadowolony z tego, że Mikleo znowu idzie spotkać się z Rachel. I znowu w godzinach wieczornych. Chciałem z nim trochę porozmawiać, w końcu mieliśmy parę spraw do omówienia. Zresztą, chciałbym w końcu położyć się troszkę wcześniej, bo z Yukim wręcz nie da się wyspać, a sam zasnąć wcześniej nie mogłem. Nie bez Mikleo i nie w tym pokoju. A chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja widzę w tym problem. Teoretycznie mógłbym z nimi pójść, tak jak wczoraj, ale dziwnie czułem się w ich obecności. Jakbym do nich nie pasował. I te dziwne spojrzenia rzucane mi przez dziewczynę, nie czułem się dzięki temu komfortowo. 
Westchnąłem ciężko, kompletnie nie wiedząc, co mając z tym fantem zrobić. Nie chciałem, aby Mikleo się z nią dzisiaj spotkał, ale też nie chciałem, spotykać się jutro z nowym pasterzem. Zresztą, na kogo ja wyjdę, jeśli mu zabronię się z nią dzisiaj spotkać? Na zazdrosnego męża, z którym zresztą jestem. Owszem, byłem zazdrosny o Rachel, i to nawet bardzo. Mogę to przyznać przed sobą samym, ale już nie przed nikim innym, szczególnie nie przed Mikleo. Rachel bez wątpienia była śliczną kobietą, i mój mąż bardzo ją sobie cenił, co było doskonale widać w jego uśmiechu i tej wesołej paplaninie, kiedy z nią jest. A Mikleo… jak miałbym nie być o niego zazdrosny? Był słodziutki, mądry, cudowny… jednym słowem – perfekcyjny. Kto by go nie chciał? Rachel już raz go pokochała, co, jeżeli to uczucie odżyje? Naprawdę miałem powody, aby obawiać się o swojego męża, zwłaszcza, że nie jestem dla niego najlepszy. Staram się naprawić swoje wcześniejsze błędy, ale jak widać, idzie mi marnie, nic zatem dziwnego, że boję się, że go stracę. 
- Wróć szybko, chciałbym się dzisiaj wcześniej położyć – wyszeptałem cicho, po czym pocałowałem go w czoło. Nie chciałem, aby znowu znikał wieczór i wrócił po północy, albo i jeszcze później, ale przecież nie mogłem tego po sobie poznać. Musiałem przyodziać na twarz delikatny uśmiech i pilnować się, aby Mikleo niczego nie zauważył. Ostatnio jest w tym coraz lepszy, a ja nie chciałem, by akurat teraz coś wywęszył, bo wtedy będzie się obwiniał przez całe spotkanie z Rachel. Poza tym, teraz troszkę pocierpię, ale jutro będę miał wolny ranek dopóki Yuki nie wpadnie do pokoju i brutalnie nas nie obudzi.
- To tylko godzinka, co ci szkodzi? – Mikleo nie chciał odpuścić, co nie za bardzo mi się podobało. Przecież podjąłem decyzję, jaką mi narzucił. 
- Nie spieszyło ci się na spotkanie z Rachel? Nie chcesz się przecież spóźnić – powiedziałem wymijająco, chwytając jakieś ubrania na przebranie. 
- Obiecałem Lailah, że się jutro spotkamy… 
- Powodzenia w odkręcaniu tego – mruknąłem cicho, zamykając drzwi do łazienki. Nie za bardzo chciałem z nim o tym rozmawiać, chyba wyraziłem się dość jasno w tej sprawie. 
Kiedy wyszedłem z pomieszczenia, przebrany w lekkie ubrania, Mikleo już nie było. Westchnąłem ciężko i zgasiłem świeczkę, chcąc po całym dniu na nogach położyć się do łóżka. Zdecydowanie lepiej czułbym się, gdyby obok mnie leżał mój mąż, wystarczyłaby mi jedynie jego bliskość, aby się uspokoić i odpocząć. W końcu mam warunki, aby psychicznie odpocząć, nie muszę martwić się, czy następnego dnia starczy jedzenia dla mnie lub zwierzaków, albo czy mój kaszel nie przerodzi się w poważne zapalenie płuc, które sprawiłoby, że zostawiłbym Yuki’ego samego w świecie ludzi. Myślałem, że teraz naprawdę będę mógł odpocząć, ale oni usilnie chcą, abym trenował nowego pasterza. Dlaczego, nie miałem pojęcia. Przecież dzieciak sobie świetnie poradzi beze mnie, w końcu Lailah mu pomaga, jeśli będzie się stosował jej rad, wszystko będzie w porządku. Moje rady pewnie nic mu nie pomogą, a pewnie tylko pogorszą sprawę, kogoś, kto poddał się złu nie warto słuchać. A trening? Przecież wszystkiego nauczyłem się od Lailah, niech ją prosi o pomoc. Co prawda, pomagał mi jeszcze Mikleo, ale od niego niech się trzyma z daleka. 
Nie jestem do końca pewien, ile czasu minęło, zanim mój mąż wrócił do pokoju, ale na pewno było to więcej niż dwie godziny. I mimo, że przez cały ten czas próbowałem zasnąć, nie udało mi się. Już prawie zapomniałem, jakie to strasznie irytujące uczucie, być bardzo zmęczonym, naprawdę chcąc zasnąć, ale nie być w stanie. Wystarczyło, że poczułem, jak mój mąż kładzie się na łóżku, a już wtuliłem się w jego ciało. Aby spokojnie zasnąć musiałem być pewien, że Mikleo jest tuż obok i czuć jego bliskość. Z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że znów miał na sobie moją koszulę. Zresztą, właśnie po to ją zostawiłem. 
- Wreszcie, mięło więcej niż dwie godziny – wymruczałem, w końcu się odprężając. 
- Naprawdę powinniśmy się jutro spotkać z Lailah i Arthurem. 
Westchnąłem ciężko zastanawiając się, czy Mikleo kiedykolwiek mi odpuści. To zaczynało mnie nieco męczyć, dlaczego tak bardzo chce się z nimi spotkać? I od kiedy zna jego imię? Najpierw Rachel, teraz ten cały Arthur, nie potrzebuję tych ludzi do szczęścia, a oni nie potrzebują mnie. 
- Jedno spotkanie i już więcej o tym nie wspominasz – wymamrotałem, nie mając za bardzo siły kłócić się
- Oczywiście, chyba, że sam będziesz chciał się z nim spotkać
- Nie wydaje mi się. Jedyne, czego będę chciał, to po prostu odpocząć. Padam z nóg, a bez ciebie nie potrafię zasnąć – wyburczałem, trochę mocniej wtulając się w jego ciało. Powinienem zapytać, jak minęło mu spotkanie? Może tak, ale nie miałem siły, i raczej nie za bardzo chciałem słyszeć, że było świetnie. Chyba tylko poczułbym się po tym gorzej, zresztą, i tak już teraz czułem się paskudnie. Chciałem jego szczęścia i jednocześnie nie chciałem, aby spotykał się z Rachel, albo przynajmniej nie tak często, a przecież właśnie ona daje mu szczęście. Zazdrość naprawdę jest paskuda, już teraz wiem, jak czuł się mój mąż, chociaż nie za bardzo potrafiłem to zrozumieć. Zawsze stawał się zazdrosny, kiedy obok były kobiety, a przecież jasnym jest to, że żadna kobieta nigdy mnie nie zainteresuje w taki sposób, w jaki interesuje mnie Mikleo. A może on o tym nie wie? Jeżeli nie to chyba będę musiał go uświadomić. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Przyznam szczerze, troszeczkę wątpiłem, by Taiki przyprowadził mnie tutaj tylko dlatego, że mogliśmy tutaj pobyć sami. Przecież nie tylko w tym miejscu moglibyśmy pobyć sami, wystarczyło, żebyśmy troszkę odeszli od domu i już mielibyśmy wystarczająco prywatności. Fakt, może nie mielibyśmy tak pięknych widoków, jak teraz, ale ja sam czułbym się odrobinkę lepiej. Miałem wrażenie, że to miejsce nie jest przeznaczone dla mnie. Na pewno powinienem się tutaj znajdować?
 Kiedy tylko Taiki wspomniał o śmierci swoich rodziców, poczułem się źle. Znowu poczułem, że gdybym się nie urodził, nie musiałby tak cierpieć. Albo gdybym urodził się właściwy. Gdyby tak się stało, moja mama nie musiałaby szukać pomocy u jego rodziców, a wtedy mój tata nie miałby powodu, aby wydawać ich ludziom. Każda zła rzecz, albo przynajmniej te najgorsze, jakie spotkały mojego chłopaka, przytrafiły się mu przeze mnie. Nie potrafiłem zrozumieć, jakim cudem darzy mnie tak silnym i niesamowitym uczuciem, jakim jest miłość. Przez moje istnienie stracił to, co było dla niego najcenniejsze, powinien mnie nienawidzić, i to uczucie byłoby dla mnie o wiele bardziej logiczniejsze niż to, którym darzy mnie aktualnie. 
Uśmiechnąłem się do niego łagodnie, a następnie podszedłem do niego i delikatnie się przytuliłem, nie będąc tak do końca pewien, czy mogłem to zrobić. Nie mogłem zaprzeczyć, to miejsce było niesamowite. Po pierwsze, nie było tu nikogo, co już bardzo ceniłem, w tamtym tłumie miałem wrażenie, że się zaraz uduszę – jakim cudem tak małe pomieszczenie pomieściło aż tyle osób, swoją drogą? A po drugie, było tu niesamowicie, powietrze było wręcz gęste od magii, ale nie przeszkadzało mi ani trochę. Przeszkadzała mi inna rzecz, a mianowicie niska temperatura. Ale wolałem marznąć niż siedzieć pośród tego tłumu. 
- Oczywiście, ty ponieważ nigdy o tym nie myślisz – powiedziałem z zadziornym uśmieszkiem, chcąc się odrobinkę z nim podroczyć. Wiedziałem, że na pewno nie myślał o seksie, kiedy mnie tutaj przyprowadzał, w podświadomości to miejsce musiało być dla niego ważne, a w takich miejscach nie myśli się o seksie, ale chyba mogłem się z nim podroczyć, prawda? W końcu, on mnie sobie nie szczędził wtedy w domu. 
- Oczywiście, jestem bardzo grzecznym chłopcem – wymruczał, oplatając mnie nieco mocniej w pasie, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Uwielbiałem jego dotyk, budził on we mnie poczucie bezpieczeństwa, a bliskość jego ciała sprawiała, że było mi choć odrobinkę cieplej. Już troszkę śmielej wtuliłem się w jego ciało, wsłuchując się w bicie jego serca, które było niezwykle spokojne. To chyba dobrze, jest to znak, że jest odprężony i czuje się pewnie w moim towarzystwie. 
- Chłopcem to jestem ja, nie ty – powiedziałem, na moment odwracając się w jego stronę i pokazując mu język. W końcu ciągle mi to wytykał, czas, abym ja zaczął uważać tak samo. – Czyli jestem twoim pierwszym partnerem, którego tutaj przyprowadziłeś? – spytałem, chcąc odrobinkę zmienić temat. 
- Nie tylko partnerem. Pierwszą osobą, inni nawet nie wiedzą o tym miejscu – odparł, wygodniej opierając się o drzewo i całując mnie w czubek głowy. Kiedy już poznałem takie drobne czułości, jak niewinne pocałunki i delikatne objęcia pragnąłem ciągle tylko więcej i więcej.
- Prawie poczułem się wyjątkowo – wymruczałem, przymykając oczy. Prawie, bo wiedziałem, że nigdy nie powinienem czuć się w ten sposób. 
- Czyli muszę zrobić coś, co sprawi, że poczujesz się tak na pewno – poczułem, jak chłopak delikatnie gładzi moje lekko skostniałe dłonie i po chwili zaczyna bawić się moimi palcami. Nie założyłem rękawiczek, ponieważ zbyt bardzo spieszyło nam się na wyjście na zewnątrz. Zresztą, wolałem czuć jego skórę na swojej, a materiał rękawiczek tylko by mi to uniemożliwiał. – Jesteś kimś wyjątkowym i niesamowitym. Chciałbym, abyś w to uwierzył – dodał, delikatnie całując mnie w ucho. 
Nie czułem się wyjątkowy, ani trochę. A jeżeli faktycznie byłem wyjątkowy, to tylko w tym złym znaczeniu tego słowa. Nie dostrzegałem u siebie tej niesamowitości, zresztą, nawet nie powinienem jej mieć. Jak ktoś z naszej dwójki był niesamowity, to tylko on. Tak wiele stracił w tak młodym wieku, i nie poddał się, a pomagał swojej cioci jak tylko mógł. Ja nie zrobiłem niczego niesamowitego, by zasługiwać na ten tytuł. Tak właściwie, to wydaje mi się, że jestem tchórzem i raczej uciekam od kłopotów, zamiast stawić im czoło, w przeciwieństwie do niego. 
Nie odpowiedziałem chłopakowi, ponieważ nawet nie wiedziałem, co miałbym mu odpowiedzieć. Jak zacznę przedstawiać swój punkt widzenia, Taiki zaraz zacznie mnie przekonywać, że nie jest on właściwy. Możliwe, że tak nie jest, ale to jest jedyne, co znam. Nie za bardzo potrafię patrzeć na świat inaczej. 
- Powinniśmy już wracać, byśmy zdążyli przed północą – odezwał się nagle Taiki, przerywając przyjemne milczenie. 
- Wracać? Ale po co? – spytałem, odwracając się w jego stronę i siadając przodem do niego. Tu chyba było nam obu przyjemnie, tak cicho i magicznie. O wiele lepiej, niż w tym przepełnionym ludźmi domu. 
- Wszyscy zauważą naszą nieobecność – odparł, kładąc dłonie na moich biodrach. – A myślałem, że ty przejmujesz się innymi.
- Naszą nieobecność mieliby zauważyć, ale to, że całujemy się na środku pokoju wypełnionego ludźmi już nie? – spytałem rozbawionym głosem, kładąc dłonie na jego chłodnych, rumianych policzkach. – Jest tu tak cicho i spokojnie. Podoba mi się to miejsce. Dziękuję, że mi je pokazałeś, wiem, że jest ono dla ciebie w jakiś sposób ważne – wyszeptałem cichutko i delikatnie pocałowałem go w usta. Czułem, że powinienem go również przeprosić za mojego ojca, i za to, że się narodziłem, ale on bardzo nie lubił, kiedy przepraszałem, więc postanowiłem pominąć tę część. 

<Taiki? c:>

niedziela, 27 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie spodziewałem się tak pesymistycznego podejścia mojego męża do sprawy, oczywiście nie oczekiwałem również, że będzie skakał z radości, bo od dawna to nie w jego stylu, chciałbym jednak aby zgodził się na trening młodego Pasterza, może to coś by w nim zmieniło.
- Wybacz Lailah, nie miej mu tego za złe - Musiałem przeprosić kobietę z powodu odmowy mojego męża czułem, że powinienem to zrobić, chociaż nie wiedziałem, dlaczego tak czuję, to nie moja sprawa, nie mnie chciała mieszać w to kobiet, a mimo to czuję się trochę tak, jak gdybym to ja jej odmówił, a nie mój mąż. Dlaczego? Gdybym tylko to wiedział.
- Może spróbujesz z nim porozmawiać? - Słysząc to pytanie ciche westchnięcie, wydobyło się z moich ust. Jak miałbym to zrobić? Zmusić go do pomocy pasterzowi? Nie tego zrobić nie mogę, pozostaje mi tylko porozmawiać z nim, nic więcej nie będę mógł jej obiecać.
- Mogę spróbować, nic jednak nie obiecuję, nie mogę go do niczego zmusić - Powiedziałem, wszystko to o czym pomyślałem, dając jasną odpowiedź, aby nie było niepotrzebnych nieporozumień, nie potrzebujemy tego teraz, tym bardziej że już niedługo święta, na które może uda mi się zaprosić Rachel? Kto wie, może dziś o to zapytam.
- Rozumiem, Arthur byłby mu na pewno bardzo wdzięczny - Kiwnąłem głową po usłyszeniu jej słów, zdecydowanie tak by było, chłopak na pewno wiele by się nauczył od mojego męża. Sorey jest naprawdę dobry w walce na miecze, poza tym to on jako jedyny pasterz pokonał pana nieczystości. Czy to właśnie nie jest najlepszy wzór do naśladowania? To prawda popełnił wiele błędów, lecz kto ich nie popełnia? Nie ma ludzi idealnych, kiedy on to wreszcie zrozumie?
- Zobaczę, co da się zrobić - Tylko tyle mogłem obiecać, nie mogłem przecież obiecać jej gwiazdy z nieba, gdy wiem, że gwiazda, którą mam pod swoimi skrzydłami tak łatwo przekonać się do jej pomysłu nie da.
Lailah, doskonale rozumiała i mnie i Soreya dlatego dała nam czas, chcąc abyśmy, poznali nowego Pasterza jutro z rana, ma bowiem nadzieję, że to coś zmieni w nastawieniu mojego męża, choć ja sam nie bardzo na to liczę.
Zamieniłem z kobietą jeszcze kilka słów, nim ta odeszła wracając zapewne do młodego Pasterza, który będzie jej teraz bardzo potrzebował. Sam natomiast wróciłem do mojej rodziny, która świetnie bawiła się na lodzie..

Po zabawie z naszym małym chłopcem wróciliśmy do pokoi, Yuki zmęczony poszedł odpocząć do swojego pokoju, a my do swojego mając już dość zabawy na dziś. Szczerze powiedziawszy, najchętniej wtuliłbym się w ciało męża i zamknął na chwilę oczy, nie mogłem jednak sobie na to pozwolić, obiecałem Rachel, że się spotkamy, a ja nie chcę zawalić z powodu własnego lenistwa.
- Wychodzisz? - Głos mojego męża oderwał mnie na chwilę od dalszego przygotowywania się do wyjścia. W jego głosie bowiem zdało mi się wychwycić nutkę niezadowolenia, czyżby nie chciał, abym dziś wychodził? Spędziłem z moją rodziną cały dzień nic się chyba nie stanie, jeśli na chwilę wyjdę na krótki spacer z przyjaciółką, aby choć troszeczkę powspominać stare czasy.
- Tak, chciałbym wyjść na dwie godziny - Wyjaśniłem, zapinając koszulę, tym samym podchodząc do łóżka, na którym siedział Sorey.
- Z Rachel? - To zabrzmiało jeszcze dziwniej, coś go ugryzło? Przecież to tylko spacer nic wielkiego się na nim nie wydarzy.
- Tak, z Rachek - Przyznałem, kładąc dłonie na jego policzkach, zaprzestając zapinania koszuli. - Hej Sorey, jeśli nie chcesz, abym dziś wychodził, powiedz tylko słowo, a zostanę z tobą - Przyznałem, nie mając ni przeciwko temu, przyjaciółka przyjaciółką, ale samopoczucie mojego męża jest najważniejsze . Rachela na pewno to zrozumie, jest przecież wspaniała.
- Zrobiłbyś to dla mnie i nie miałbyś do mnie o to później żalu? - Spytał, kładąc dłonie na moich dłoniach, patrząc mi prosto w oczy.
- Jesteś moim mężem, oczywistym faktem jest to, że zrobię dla ciebie wszystko, z Rachel mogę spotkać się, chociażby nawet jutro wystarczy jedno twoje słowo - Mówiłem poważnie, jego zdanie było i zawsze będzie dla mnie najważniejsze, jeśli więc potrzebuje mnie dziś mieć przy sobie, zostanę z nim, a jutro przecież też jest dzień. Spotkamy się z pasterzem a później Rachel, jeśli Sorey będzie chciał, chętnie zabiorę go ze mną, a kto wie, moje Yuki też będzie chciał poznać moją przyjaciółkę, ona mogłaby opowiedzieć mu wiele ciekawych historii, których ja nawet nie znam lub już nie pamięta. 
- Naprawdę? - Zaskoczony zamrugał oczami, chyba się tego po mnie nie spodziewając.
- Naprawdę, ale pod jednym warunkiem, spotkamy się jutro rano z pasterzem, poznasz go, a kto wie, może polubisz i jednak zdecydujesz się z nim trenować - Nie chciałem go do niczego zmuszać, chciałem tylko delikatnie zachęcić, to przecież nie jest tym samym prawda? 

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Młody naprawdę powinien odrobinkę wyluzować, nic przecież się wielkiego nie stało, to tylko niewinne pocałunki co prawda nakręcające nas, a przynajmniej mnie do działania jednak nie tutaj, tylko sobie żartuję. Już dziś dostałem swoją należność, nie oczekuję od niego niczego niestosownego przynajmniej nie tutaj i nie teraz a jak będzie to wyglądało później, cóż czas sam to zweryfikuje.
- Ty myśl, a ja będę pić - Odparłem, oczywiście robiąc mu na złość, przygotowałem dwa drinki, ale on o tym wiedzieć nie musiał... To znaczy chwileczkę, przecież widział, jak je przygotowuję, hym nieważne nikt nie powiedział, że jeden jest dla niego, może jestem bardzo, ale to bardzo spragniony dlatego właśnie wypiję oba, a on cóż zaraz się okaże.
- Ty będziesz pić a ja? - Naburmuszył się jak małe dziecko, które to nie dostało obiecanego prezentu, chociaż widziało go w rękach rodziców.
- A ty? Ty przecież będziesz myśleć, a że najlepiej myśli się na trzeźwo nie mogę pozwolić ci spożywać napojów wysoko procentowych, poza tym nie przypominam sobie, abyś był pełnoletni, byś mógł pić - Byłem odrobinkę kąśliwy, wydaje mi się jednak, że mój lisek wyłapał, że to gra a ja droczę się z nim dla zabawy, aby chociaż odrobinkę go odstresować. Sam nie wiem, czemu on się aż tak bardzo stresuje, nic złego się przecież nie dzieje, powinien bardziej się zrelaksować.
- Nie tylko na to jestem za młody - Pokazał mi język, wysyłając mi znaczące sygnały, które mnie osobiście rozbawiły, nie powiedziałbym, że na sex może być ktoś za młody, a na pewno nie ktoś w jego wieku widziałem już młodszych obeznanych na ten temat bardziej od niego. Wiek sam sobie nie ma tu nic do znaczenia, ważne jest tylko to, co się czuje i to czy się tego chce, cała reszta nie ma w tym przypadku znaczenia przynajmniej moim zdaniem, choć każdy ma swoje zdanie, a ja z nim nie dyskutuję.
- Tak sądzisz, hym dobrze wezmę to pod uwagę przy następnym razie - Uśmiechając się zadziornie, podałem mu w końcu napój, który wziął ode mnie, przednią przewracając oczami, lekko pusząc policzki, od razu dało się zauważyć, że jest niezadowolony z wypowiedzianych przeze mnie słów. Cóż niech się przyzwyczaja, tego może być jeszcze więcej.
Marko, miał racje, nim zdążyliśmy dopić nasze drinki, w kuchni zebrali się ludzie, nie rzeczy nie było ich dosłownie w całym domu. Nie wiem, czy tylko mi się wydaje, czy tych ludzi jest tu coraz to więcej jeszcze trochę, a i zwierzęta z lasu zaczną się schodzić.
Troszeczkę niezadowolony z tak dużej ilości ludzi w jednym pomieszczeniu odstawiłem nasze szklanki na bok, chwytając chłopaka za rękę, aby wyprowadzić go z pomieszczenia, kierując prosto w stronę drzwi, aby podać mu kurtkę.
- Już wychodzimy? - Zaskoczony przyjął swoją rzecz ode mnie.
- Wyjdziemy na chwilę, aby się przewietrzyć, w domu jest zdecydowanie za dużo ludzi - Zauważyłem, zakładając swoją kurtkę i buty. Mój partner zrobił to samo bez narzekania, że na dworze jest za zimno najwidoczniej i dla niego to było za dużo, w końcu doskonale wiem, że lubi cisze i spokój, a już na pewno nie lubi tłoku, którego tu jest już aż ponadto i to widzę ja. Osoba, która uwielbia tłok, lecz nie do przesady, są pewne granice, których nie lubię naruszać.
Wyszliśmy więc na dwór, gdzie było chłodno, lecz cicho, a to przynajmniej przez chwilę było mi potrzebne Karotce najwidoczniej też, bo uczucie widocznej ulgi wymalowało się na jego twarzy od razu po wyjściu z pomieszczenia.
- Ile mamy jeszcze do północy? - Gdy o to zapytał, musiałem bardzo się skupić, aby odpowiedzieć mu na to pytanie, skupiony na czymś innym przez chwilę nie mogłem do tego dojść.
- Mamy jeszcze niecałą godzinę - Przyznałem, nagle coś sobie przypominając. - Mamy jeszcze wystarczająco czasu, aby mi coś pokazał - Dodałem po chwili, splatając nasze palce, prowadząc mojego ukochanego liska w pewne miejsce.
Zaprowadzając go na polanę, znacznie oddaloną od ludzi pokazałem mu jaskinię, do której musieliśmy wejść, Shōyō nie był z tego powodu zadowolony, zrobił to tylko dlatego, że i ja to uchyliłem, trzymając się bardzo, ale to bardzo blisko mnie.
- Daleko jest to miejsce? - Wychodząc z jaskini, spojrzał na mnie, nie zwracając uwagi na otoczenie znajdujące się przed nim.
- Jesteśmy na miejscu - Odwróciłem jego głowę w stronę pięknego drzewa znajdującego się tuż przed nami, było to magiczne drzewo, ukryte przed ludźmi mogącymi zniszczyć to, co niegdyś dawało życie i schronienie smokom.
- To święte drzewo mogąc umarłemu zwrócić życie lub żywemu je odebrać, matka życia i śmierci niegdyś mówiono, że wybrani potrafią usłyszeć jej wołanie, nie sądzę jednak, by to było możliwe - Wyjaśniłem, podchodząc do drzewa, przy którym przysiadłem, aby uważnie się mu przyjrzeć. - Gdy byłem mały, moja mama zabierała mnie tu, ciągle tłumacząc mi, jak ważne jest to miejsce dla nas, nie rozumiałem, jej wtedy nie rozumiem i dziś. Od ich śmierci byłem tu dwa razy, modląc się do bogini o ich powrót, nie oddała mi ich, a ja nie chciałem tu więcej przychodzić - Dodałem, wpatrując się w drzewo.
- Dlaczego więc tu przyszliśmy? - Na to pytanie zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Miejsce jest piękne a my, chociaż na chwilę możemy być sami, zapewniam nic więcej w głowie, nie miałem, gdy cię tu zabierałem - Przysiągłem, uśmiechając się głupkowato do chłopaka, mówiąc prawdę i tylko prawdę.

<Karotka? C:>

piątek, 25 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Więc nowy pasterz został wytypowany. Przyznam, to było dziwne uczucie. Poczułem ulgę, bo w końcu nikt nie będzie miał wobec mnie żadnych wymagań, oraz współczucie do tego chłopaka. Będzie musiał naprawić to, do czego ja nie miałem już sił. Już i tak wiedziałem, że ten okaże się pasterzem lepszym ode mnie. Każdy następny i każdy poprzedni był lepszy ode mnie. A już na pewno nie skaże swojego anioła na śmierć, tak jak ja. Rany, i znów do tego wracam. Obiecałem i sam sobie, i swojemu aniołowi, że już porzucę ten temat, ale nie za bardzo potrafiłem. Chciałem to zrobić, bardzo, ale to nadal się za mną ciągnęło. Przynajmniej nie prześladują mnie koszmary. 
- To chyba dobrze – odparłem, wzruszając ramionami.
 Chociaż, czy aby na pewno? Lailah będzie musiała sprawować nad nim pieczę, tak, jak to robiła ze mną. Miałem nadzieję, że będzie miała chwilę czasu dla nas chociaż przez jeden dzień. Chciałem ją zaprosić na wigilię, już o tym rozmawiałem z Alishą i była tym pomysłem zachwycona. Poza tym, miło będzie mieć w końcu jakieś normalniejsze święta, niż przez ostatnie dwa lata. Poza tym, to będą pierwsze, wspólne święta z Mikleo od prawie ośmiu lat. Yuki pewnie też był podekscytowany możliwością spędzenia tego wyjątkowego czasu z rodziną. Może i nie jesteśmy idealną rodziną, ja i Mikleo na pewno nie zastąpimy mu jego biologicznych rodziców, ale bardzo się staramy, i chłopiec to chyba docenia. 
– Myślisz, że będzie potrzebował twojej pomocy? – spytałem, kiedy się ubrałem w ciepłe rzeczy. Nie chciałem zmarznąć tak, jak wczoraj wieczorem. Gdyby nie gorąca kąpiel, na pewno byłoby mi trudniej to znieść. 
- Kto? – spytał Mikleo, który nie zrozumiał mojego pytania. Fakt, moja wina, powinienem lepiej sprecyzować pytanie. 
- Nowy pasterz. Wiesz, ja potrzebowałem twojej pomocy, i to bardzo. Co, jeśli ten chłopak będzie jej potrzebował? – spytałem, znowu czując ten głupi niepokój. Dopiero teraz, kiedy to powiedziałem na głos, poczułem się źle. Siłą pasterza są pakty z serafinami, one dają mu większą siłę. A co, jeśli będzie wymagany pakt z moim Mikleo? Zerwałem go, bo nie chciałem, aby ryzykował swoim życiem za mnie. Nie chcę, aby to się powtórzyło.
- Ja… nie wiem – Mikleo widocznie się zawahał, chociaż ja chyba znałem jego odpowiedź. Zgodziłby się, na pewno, gdyby chodziło o ratowanie świata i niewinnych żyć. W końcu jest aniołem, a to do czegoś zobowiązuje. 
- W porządku, nie musisz mi na to odpowiadać – powiedziałem, chyba woląc nie słyszeć odpowiedzi na to pytanie. Niewiedza w tym przypadku będzie dla mnie lepsza. – Powinniśmy sprawić Yuki’emu prezent na te święta? – spytałem, chcąc zmienić temat na nieco przyjemniejszy. 
- Święta? – spytał, kilkukrotnie mrugając oczami. Od tego się nie wymiga, w końcu jako dzieciaki spędzaliśmy razem święta, co prawda też były skromne, ale nie oznacza to, że Yuki również powinien takie mieć. Chciałbym, aby ten chłopiec miał coś od życia, zwłaszcza, że ostatnie dwa lata musiał spędzić ze smętnym ojcem w jakiejś taniej karczmie. 
- Kiedy ciebie nie było, pytałem się Yuki’ego, co takiego by chciał, ale zawsze mówił mi, że nic nie chce i cieszy się, że może je spędzić ze mną – wyjaśniłem, bardziej nakreślając mu całą sytuację. 
- Już gdzieś słyszałem coś podobnego – powiedział zdawkowo Mikleo, na co zmarszczyłem brwi. Tego kompletnie nie rozumiałem, gdzie niby miałby coś słyszeć. – Zawsze, kiedy pytałem się ciebie, co chcesz na święta, to mówiłeś mi, że wystarczy ci moje towarzystwo. 
- I w sumie, to nadal jest aktualnie. Chociaż myślę, że teraz mógłbyś się dla mnie ładnie ubrać – dodałem, uśmiechając się do niego znacząco. Tak rzadko dla mnie zakłada cokolwiek specjalnego, z chęcią ujrzałbym go w jakimś ładnym ubranku. 
Mikleo wywrócił oczami i musieliśmy zakończyć temat, ponieważ znaleźliśmy się na zewnątrz, gdzie już czekał na nas Yuki. A jeśli to miała być dla niego niespodzianka lepiej, abyśmy przy nim o tym nie rozmawiali. Może porozmawiam o tym z Mikleo wieczorem?  O ile znów nie pójdzie się spotkać z Rachel. Nie podobało mi się, że nasze wieczory stają się ostatnio nieco krótsze. Chyba jednak będę musiał się do tego przyzwyczaić, przecież nie mogę go trzymać na smyczy, chociaż była to bardzo kusząca propozycja. Nie za bardzo podobała mi się cała ta znajomość z Rachel, dziewczyna wydawała mi się dziwna i chyba niezbyt przyjemna, a przynajmniej nie dla mnie. Jakie mogła mieć intencje, kiedy próbowała mi zasugerować, że nie znam mojego męża. Powinienem powiedzieć o tej krótkiej rozmowie z Rachel mojemu aniołkowi? Może jednak nie powinienem. W końcu, to niczego między nami nie zmieniło, wszystko jest dobrze i idealnie, czyli tak, jak być powinno. 
Yuki zdecydował, że dzisiaj ulepimy bałwana, a później pojeździmy po lodzie. Nie za bardzo mogliśmy się z nim nie zgodzić, ale w sumie, czy tego chcieliśmy? Chłopiec bardzo cieszył się, że znowu byliśmy we trójkę i w dodatku w miejscu, które doskonale zna i w którym czuje się bezpiecznie. Albo raczej, chyba tak było, co lekko mnie zaskakiwało. Nie zawsze w tym miejscu przecież działo się dobrze. Kiedy pierwszy raz tu przybył, przytłaczał go ciężar zła wiszący nad miastem, tutaj też stracił dwukrotnie jednego ze swoich rodziców, Mikleo najpierw zmienił się w smoka, a później został zamordowany. To dziecko było naprawdę niesamowite, nie patrzy w przeszłość, a skupia się na tym, co jest tu i teraz. Chciałbym tak potrafić. Rany, gdybym powiedział to na głos, Mikleo wyśmiałby mnie od staruchów. 
- Sorey, możemy chwilę porozmawiać? – usłyszałem łagodny głos Lailah, podczas kiedy ja i Mikleo mieliśmy krótką przerwę i odpoczywaliśmy na brzegu, podczas gdy Yuki dalej bawił się z Codim. Uśmiechnąłem się zachęcająco do kobiety i pokiwałem głową, zgadzając się na jej propozycję. – Chciałabym cię poprosić o przysługę. 
- Możesz na mnie liczyć – odparłem wiedząc, że jestem jej to winien. 
- Chciałabym, abyś zaczął trenować nowego pasterza. Jestem pewna, że doceni twoje rady i doświadczenie jako pasterza. 
Zamarłem, słysząc jej prośbę. Owszem, wiele jej zawdzięczałem, i wiele jestem jej winien, ale nie byłem pewien, czy to byłoby właściwe z mojej strony. Chyba lepiej by było, aby chłopak sam szukał swojej własnej drogi, beze mnie i moich rad. Jeszcze sprowadziłbym go na drogę zła, tak jak to zrobiłem z moim niegdysiejszym przyjacielem, a dzisiejszym mężem. 
- Obawiam się, że nie mogę tego dla ciebie zrobić. Byłem beznadziejnym pasterzem, więc nie wydaje mi się, aby wyszło mu to na dobre, gdyby skorzystał z moich rad – powiedziałem cicho, posyłając jej smutny uśmiech. Po chwili przeprosiłem ją, ponieważ Yuki wołał mnie na lodowisko, a więc jak mogłem mu odmówić tej przyjemności? Zresztą, nie za bardzo chciałem o tym rozmawiać. Pozostawiłem zatem Mikleo oraz Lailah siedzących na brzegu z nadzieją, że nie będą za to na mnie źli. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Czułem się bardzo, bardzo, ale to bardzo głupio. Nie dość, że Taiki był doskonale świadom mojego spojrzenia i tej głupiej zazdrości, to jeszcze podgryzł płatek mojego ucha przed wszystkimi. Tak, zezłościłem się na niego z dwóch powodów; po pierwsze, to było głupie i niewłaściwe z jego strony, a po drugie, spodobało mi się to, co było głupie i niewłaściwe z mojej strony. Takich rzeczy nie powinno się robić przy publiczności, nawet ja to wiedziałem. Wystarczyło jedynie muśnięcie jego ust o moje ucho, a po moim ciele od razu przebiegł dreszcz przyjemności. Naprawdę powinienem trochę lepiej panować nad swoim ciałem. 
Niepewnie podążyłem za moim chłopakiem, w sumie nie mając tak jakby większego wyboru. Taiki splótł nasze palce i zaczął ciągnąć mnie w stronę kuchni, nie czekając na moje zdanie. Musiałem szybko przeprosić dziewczyny, które dotrzymywały mi towarzystwa na te parę minut. Nie byłem pewien, jak zareagowały na moje nagłe odejście, ale chyba nie były jakoś niezadowolone, w końcu nie za bardzo byłem rozmowny. Bardziej byłem skupiony na tym, co ta dziewczyna robiła z moim chłopakiem. 
- Więc na jakie smaki masz ochotę? – spytał mnie Taiki, tylko znaleźliśmy się w kuchni. Na szczęście byliśmy sami, dzięki czemu miałem momencik, aby się uspokoić i pozbyć tego brzydkiego rumieńcu na moich policzkach. Nie lubiłem sposobu, w jaki się rumieniłem, wyglądałem wtedy okropnie. Kolor mojej skóry zlewał się z kolorem moich włosów, a coś takiego po prostu nie mogło wyglądać dobrze. I jeszcze do tego ta muszka… pewnie teraz przebiłem samego siebie.
- Na coś słodkiego? – bardziej spytałem, niż odpowiedziałem, ponieważ nie byłem pewien, czego tak właściwie chciałem. Znaczy, chciałem jednego, aby Taiki nie był na mnie zły przez tę moją zazdrość. Wiedziałem, że to nie było dobre uczucie. 
- Jesteś pewien? – mój chłopak zmrużył oczy, przyglądając mi się uważnie. Naprawdę powinienem się uspokoić, by zapewnić go, że wszystko jest w porządku. 
- Tak, lubię słodkie – powiedziałem już znacznie pewniej i posłałem mu delikaty uśmiech. Podszedłem bliżej i usiadłem na blacie, blisko Taiki’ego. Czułem, że moje policzki były już troszkę mniej gorące, dlatego z góry założyłem, że już jestem mniej zarumieniony, co było dobrą oznaką. 
- Nic dziwnego, w końcu sam jesteś słodziutki – wymruczał, unosząc usta w zawadiackim uśmiechu i odwracając się do mnie plecami, by pewnie wziąć potrzebne mu składniki. 
Cały mój spokój szlag trafił, ponieważ przez jego komentarz znów się cały zarumieniłem. Czemu on potrafi zawstydzić mnie jednym, prostym zdaniem, a ja nie? Też chciałem mieć taką umiejętność, zwłaszcza, że tak rzadko widziałem go zakłopotanego. Miło by było, gdyby tak dla odmiany rolę się zamieniły. Napuszyłem policzki nie za bardzo wiedząc i spuściłem wzrok, czują zażenowanie. Oczywiście, że robił to z premedytacją, chociaż nie rozumiałem, dlaczego ciągle to robił. Miałem wrażenie, że jeszcze nigdy się do tego nie przyzwyczaję, podobnie jak do komplementów. Dziwnie było słyszeć miłe słowa po tak długim wmawianiu mi, że nie nadaję się do niczego. Trochę tak, jakby nie były one prawdą. 
- Nie jestem słodki, ile razy mam ci to mówić? – wyburczałem może odrobinkę za cicho i niewyraźnie. 
- Ile chcesz, bo ja i tak wiem swoje – odparł wyraźnie zadowolony chłopak i odwrócił się w moją stronę, by delikatnie ucałować moje usta. Zdecydowanie wiedział, jak mnie udobruchać, chociaż na momencik. Może nawet uspokoiłbym się na dobre, gdyby nie to, że tuż za drzwiami był mały tłumek ludzi. Bałem się, że ktoś tu zaraz wejdzie i jednocześnie właśnie ta myśl mnie ekscytowała. Muszę być chyba jakiś spaczony, skoro tak się czułem. – Wszystko w porządku? Nadal jesteś jakiś dziwny. To przez tamtą dziewczynę? Przecież mówiłem ci, że to nic takiego, w końcu mam ciebie – dodał, nadal zmartwiony moim zachowaniem. 
- Nie o to chodzi, po prostu… wydawałeś się z nią dobrze bawić, i ona była taka ładna, ładniejsza ode mnie… Przepraszam, wiem, że nie powinienem czuć się w ten sposób – dodałem cichutko, spuszczając wzrok. Czułem się teraz bardzo głupio, przecież Taiki mówił mnie, że mnie kocha, i jeszcze teraz ciągle mnie zapewnia, że nic się nie stało, bo w końcu nic się nie stało. Oni tylko rozmawiali, przecież sam to widziałem, mój chłopak nie robił niczego złego, jak ktoś się przystawiał, to tylko ta dziewczyna do niego. 
- Hej, kocham cię  i nigdy cię nie zdradzę. Chciałbym, abyś to sobie zapamiętał, dobrze? – powiedział łagodnie, po czym znowu się do mnie przybliżył, by złączyć nasze usta w nieco bardziej namiętnym pocałunku, który bez wahania odwzajemniłem. Lubiłem, kiedy to mówił. Czułem się wtedy bardzo ważny, chociaż dla jednej osoby. 
Zaraz poczułem, jak chłopak kładzie dłonie na moich biodrach, przez co w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Miałem nadzieję, że Taiki nie będzie chciał zrobić niczego więcej poza pocałunkami, nie teraz i już na pewno nie w tym miejscu. Kiedy tylko to pomyślałem, drzwi do kuchni otworzyły się. Nie wiedziałem, kto wszedł, bo od razu po tym oderwałem się od ust Taiki’ego i zsunąłem się z blatu, chowając się za nim. Miałem wrażenie, że czerwone mam nawet uszy, wiedziałem, że nie powinniśmy tego robić, powinienem go powstrzymywać, zamiast go jeszcze bardziej nakręcać. 
- Wiecie, że pokoje do tego są na górze, prawda? – usłyszałem czyjś rozbawiony i dziwnie znajomy głos, który wywołał u mnie poczucie niepokoju. Wychwyciłem również, że ten ktoś zamknął za sobą drzwi, za co byłem tej osobie wdzięczny i jedocześnie na nią wkurzony. Dzięki temu nikt inny nas nie zauważy, ale czemu po prostu ten ktoś nie mógł wyjść? 
- Bardzo śmieszne, a ty przyszedłeś popatrzeć? Możesz już wyjść – usłyszałem stanowczy głos mojego chłopaka, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Sam  nie byłem w stanie wydusić żadnego słowa, najchętniej zapadłbym się pod ziemię. Co prawda, nie doszło do niczego poza niewinnymi pocałunkami, ale jego dłonie na moich biodrach mówiły same za siebie. 
- Tylko daję wam przyjacielską radę. Niedługo tu się zbierze więcej ludzi – ten rozbawiony, męski głos zaczął mnie już irytować, czemu ten koleś nie może sobie pójść. 
- Dziękujemy, a teraz z łaski swojej możesz już sobie pójść – po tej celnej uwadze nieznajomy wyszedł, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. – Widziałeś jego minę? – dodał, kiedy tylko drzwi z powrotem się zamknęły. 
Spojrzałem na niego zaskoczony, czy jego bawiła cała ta sytuacja? Czy on miał choć odrobinę wstydu? A może już się czegoś napił? Po alkoholu miał jakieś takie dziwne poczucie humoru… chociaż, bez tego też, to może jednak nie pił. Napuszyłem policzki i prychnąłem cicho, nadal czując się głupio. A jeżeli to ktoś, kogo znam? W końcu, poznałem jego głos, jak ja teraz spojrzę mu w oczy? 
- Nie, nawet nie widziałem jego twarzy – odparłem, chwytając jego dłonie i przykładając je do swoich policzków. Zrobiłem to, by się uspokoić i by pozbyć się rumieńców z moich policzków, na szczęście dłonie mojego były przyjemnie chłodne. Uwielbiałem to, zwłaszcza podczas seksu, to był bardzo przyjemny kontrast. – Kto to był? – spytałem, patrząc wszędzie, tylko nie na jego twarz. 
- Marko. Faktycznie, zaraz ktoś tu może wejść – dodał, odwracając się ode mnie i zaczynając przygotowywać dla nas drinki. W sumie, to może nawet lepiej, że Marko nas zauważył. Może dzięki temu nie będzie się kręcił blisko mnie, chociaż i tak nie zamierzam za bardzo oddalać się od niego. – Miał rację jeszcze w jednym. Skorzystanie z pokoju na górze wcale nie jest takim złym pomysłem – dodał, posyłając mi zalotny uśmiech. Ktoś tu ma bardzo dobry humor. 
- Zastanowię się nad tym – burknąłem, krzyżując ręce na piersi. Nie byłem do koca pewien, czy Taiki sobie tylko żartuje, czy mówi serio, dlatego starałem się mu nie podawać jednoznacznej odpowiedzi. Chociaż, wcale bym się nie zdziwił, gdyby faktycznie coś takiego chodziło mu po głowie. Tak czy siak, zawsze mogłem go potrzymać odrobinę w niepewności. Tylko tak mogłem się odgryźć za ten cały wstyd, który się przez niego najadłem. 

<Taiki? c:> 

środa, 23 grudnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Zadowolony odwzajemniłem pocałunek, nie bardzo w tej chwili przejmując się obecnością dziewczyny. Skupiając się przez chwilę tylko na osobie którą kocham.
- Nie karz mi długo na siebie czekać - Wyszeptał, odsuwając się od mojej twarzy.
- Dobrze - Kiwnąłem głową, odprowadzając męża wzrokiem do zamku. Zwracając uwagę na Rachel, dopiero gdy mąż zniknął mi z pola widzenia.
Dziewczyna, uśmiechając się do mnie, dopytując o szczegóły dotycząca Lailah, a raczej naszej rozmowy czego zdradzić jej nie mogłem to sprawa prywatna i nie chciałem jej poruszać przy dziewczynie ona i tak nie musiała widzieć, o czym rozmawiamy, nie wszystko od razu uda jej się wyciągnąć ze mnie.
Zmieniłem więc temat, nie chcąc o tym rozmawiać, co dziewczyna zrozumiała, odpuszczając sobie temat, rozmawiając o innych sprawach, nie trwało to jednak długo, obiecałem w końcu mężowi, że szybko wrócę i miałem zamiar dotrzymać słowa, wracając grzecznie do zamku, żegnając się z dziewczyną, która siłą nie trzymała mnie przy sobie, rzucając jedynie krótkie „do jutra”. Odchodząc w swoim kierunku co i ja uczyniłem, dość szybko znajdując się w ciepłym pokoju.
- Już jestem - Zawołałem, zamykając za sobą drzwi, mój mąż przygotowywał się do kąpieli, co wcale mnie nie dziwiło, zmarzł, a ciepła woda na pewno go rozgrzeje.
- Dobrze, że jesteś - Podszedł do mnie w samym ręczniku, chwytając moje dłonie. - Idziesz ze mną? - Na to pytanie kiwnąłem głową, nie mając zamiaru powiedzieć nie. Grzecznie podążając za chłopakiem do łazienki, rozebrałem się, wchodząc do wody, w której już czekał na mnie mąż.
- Coś nie tak? - Spytałem, gdy oparłem się plecaki o klatkę piersiową męża.
- Słucham? - Sorey nie zrozumiał mojego pytania, co wcale mnie nie zaskoczyło, źle złożyłem to zdanie, co za tym idzie, wina leży po mojej stronie.
- Może mi się wydaje mam jednak wrażenie, że coś jest nie tak. Dziś w czasie spaceru z Rachel nie za dużo mówiłeś, wydawałeś się lekko urażony, czy coś było nie tak? Zachowałem się jakoś niestosownie? - Spytałem, trochę mi to leżało na sercu, dlatego chciałem to wyjaśnić, aby mój mąż nie czół do mnie o coś żalu.
- Wydawało ci się - Wzruszył ramionami, westchnąłem cicho, słysząc jego słowa, coś było nie tak, a on nie chciał mi powiedzieć dlaczego?
- Nie jest i dobrze o tym wiem - Mówiłem spokojnie, odwracając się w stronę chłopaka, chcąc wiedzieć, co się stało, czy w czymś zawiniłem? Mam nadzieję, że nie bardzo bym tego nie chciał.
- Po prostu trochę mnie zaskoczyłeś, przy mnie tak często się nie uśmiechałeś, długo nam zajęło, nim zacząłeś się tak często i pięknie uśmiechać - Więc w tym tkwił problem, to moja wina nie powinienem być aż taki radosny, chyba za bardzo poniosła mnie radość związana z ponownym spotkaniem z przyjaciółką.
- Przepraszam - Poczułem się z tym źle, Sorey miał rację, co prawda czasy były wtedy inne, ale to i tak w żadnym wypadku mnie nie usprawiedliwia.
- Nie przepraszaj, nie masz za co, bardzo się z tego powodu cieszę, jednak jestem w szoku, że z taką łatwością potrafi cię rozweselić - Wyjaśnił, kładąc dłoń na moim policzku, zadowolony odruchowo wtuliłem się w jego dłoń, zamykając na chwilę oczy.
- Miałem najlepszego nauczyciela pod słońcem - Wyszeptałem, uśmiechając się ładnie do męża, co lekko go poruszyło, widziałem to zadowolenie widoczne w oczach, gdy usłyszał moje słowa.
- Nie mogę powiedzieć, że tak nie było - Dumny z siebie połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie, sadzając mnie na swoim kroczu. - Wiesz, że jesteś tylko mój? Nikomu cię nie oddam - Dodał, po chwili całując moją szyję, powodując ciche westchnienia wydobywające się z moich ust.
- Nikt nawet nie będzie próbował - Wyszeptałem, wplatając dłonie w jego włosy, przymykając oczy. Mój mąż coś jeszcze powiedział, nie zwróciłem jednak uwagi co całkowicie pochłonięty przyjemności, który mi sprawiał, chętnie nagradzając jego ciało tym samym.
Po jakże przyjemnej kąpieli trafiliśmy do łóżka, gdzie potoczyła się dalszą część zabawy. Nie wiedziałem, czy to tylko mi się wydaje, czy mój mąż był odrobinkę zazdrosny o Rachel. Ku mojemu lekkiemu niezadowoleniu zrobił mi malinki w każdym możliwie widocznym miejscu, chcąc zapewnić każdego, że należę tylko do niego. Osobiście nie lubiłem, gdy je robił, to znaczy, gdy je robił w widocznych miejscach, musiałem bowiem słono tłumaczyć się przed dzieckiem, które było na ten temat bardzo dociekliwe.
Tym razem jednak nie protestowałem, jeśli poczuje się z tym lepiej, przeżyje kolejną falę pytań chłopca, z resztą przyjemność, którą mi dawał, całkowicie wynagradzała mi te drobne ślady na ciele.

***

Rano wstałem równo z pierwszymi promieniami słońca, wchodzącymi na niebo czując się cudownie. Wyspany, zrelaksowany, pełen energii czego więcej mogę chcieć? Mam wspaniałego męża i cudowne dziecko niczego więcej mi nie trzeba.
Podniosłem się do siadu, zsuwając nogi z łóżka, przeczesując dłonią rozpuszczone włosy, które z rana jak zawsze żyły własnym życiem w ogóle mnie nie słuchając.
Wzdychając cicho, wstałem z łóżka, a raczej spróbowałem wstać z łóżka, co uniemożliwił mi mój mąż chwytający mnie w pasie, nim zdążyłem się zorientować, już leżałem przy nim.
- Sorey - Burknąłem cicho, czując ręce oplatające się wokół mojego pasa, ja naprawdę nie chciałem już spać ani nawet leżeć.
- Cii jest tak wcześnie - Mruknął, ani myśląc, aby mnie wypuścić z uścisku. Dając mi jasno do zrozumienia, że mam z nim leżeć aż on sam nie wstanie, nie mając więc wyboru, po prostu wtuliłem się w jego ciało, grzecznie leżąc, aby mój człowiek mógł się wyspać. Jeśli moja obecność powoduje, że czuję się lepiej, nie będę psuć mu tej chwili.
Leżąc aż do późnego ranka, kiedy to mój mąż otworzył oczy z może lekkiego przymusu. Yuki bowiem wbiegł do naszego pokoju, nie chcąc, abyśmy markowski czas na sen, gdy możemy wykorzystać go na zabawę z dzieckiem.
Chłopiec bardzo energicznie wygonił nas z łóżka, uciekając na dwór, gdzie miał na nas czekać.
- Co za dziecko - Westchnął cicho Sorey, stając za mną przed lustrem, rozczesując moje włosy.
- Lepszy nie byłeś - Zauważyłem, cicho się śmiejąc.
- Haha - Burknął sarkastycznie. - A tak właściwie czego chciała od ciebie Lailah? - Spytał, wracając do wczorajszego tematu.
- Lailah? A no tak pasterz się pojawił - Gdy to powiedziałem, twarz mojego męża pobladła wyglądał, jakby ducha zobaczył, a ja nie widziałem czemu, przynajmniej na początku nie wiedziałem dlaczego.
- Pasterz, zły pasterz? - I proszę jak namieszać może źle zinterpretowane zdanie.
- Nie, nowy człowiek wyjął miecz Lailah, mamy nowego wybrańca, o czym chciała mnie poinformować kobieta, bo kto wie mogę być mu potrzebny jak każdy inny Serafin - Wyjaśniłem, co stanowczo uspokoiło mojego męża, który spokojniej wrócił do rozczesywania moich włosów.
- I z tego powodu wzięła cię na bok?
- Tak, nie chciała wtajemniczać w to Rachel, jej nic do tego dlatego nie mogłem nic ci powiedzieć, nie przy niej - Wyjaśniłem, nie chcąc aby myślał, że coś przed nim ukrywam, to wiązało się z Rachel, która nie musiała wiedzieć wszystko.

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Nie dało się, po prostu nie dało się nie dostrzec tego spojrzenia rzucanego przez mojego chłopaka, niestety czy tego chciał, czy nie a zapewne bardziej nie, zauważyłem jego spojrzenie, które przez chwilę zmusiło mnie do krótkiej analizy jego zachowania. Bez powodu nie zobaczyłbym tego spojrzenia, nie wydaje mi się również, aby mi się wydawało, zdecydowanie mój partner nie był zadowolony z mojej rozmowy z młodą dziewczyną o imieniu Jasmin. Dziewczyna było istotą niezwykle mądrą, z tego właśnie powodu troszeczkę wątpiłem, aby mój przyjaciel z łatwością ją poderwał, nie wydawała się tą jedną z pierwszych lepszych nie ona. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że i ja bym sobie z nią nie poradził, nie żebym w ogóle chciał, mam przecież swoja drugą połówkę nie bawię się w zdrady, jeśli już z kimś jestem, to jestem na poważnie i żadna kobieta czy tam mężczyzna tego nie zmieni.
- Będę już uciekał, zostawię was samych - Stwierdziłem, chcąc iść do chłopaka, aby ten czegoś sobie nie ubzdurał w tej główce, bo coś tak czuję, że jest na dobrej drodze, aby to uczynić.
- Już uciekasz? - Dziewczyna nie była zachwycona, chwileczkę czy ona aby na pewno miałaby być zainteresowana moim przyjacielem? Nie do końca mi się to niestety wydaję, chyba niestety stałem się większym zainteresowaniem od niego, co wcale mi nie odpowiada, nie chciałem tego, przysięgam nie teraz gdy kogoś mam to byłoby z mojej strony obrzydliwe i krzywdzące w stosunku do mojej drugiej połówki.
- Niestety nie mam wyjścia, bawcie się dobrze - Odparłem, chcąc odejść, słysząc jedynie niezadowolony głos dziewczyny, której się to nie spodobało. Mój przyjaciel również to słysząc, chwycił mnie pod pachę, ciągnąc na ubocze, czego w ogóle nie zrozumiałem.
- No stary błagam cię, ta laska bez ciebie nie będzie chciała ze mną rozmawiać - Zauważył, nie żeby już nie chciała tego robić, w końcu widzę, jak od niechcenia rzuca mu znudzone spojrzenie, ewidentnie on nie jest jej ligi i nic z tym nie zrobi lepiej, aby sobie odpuścił.
- Daj spokój, ona cię nie chce, widać to odpuść sobie i zajmij się jakąś inną laską, ja ci już nie pomogę. Przypominam ci, że nie przyszedłem tu sam - Byłem stanowczy i nieugięty powiedziałem już coś na ten temat i nie będę już nic dodawał, zdania nie zmienię koniec kropka.
Mój przyjaciel westchnął ciężko, musząc niestety pogodzić się z tym faktem, nic nie zrobi, swoje powiedziałem, swoje również zrobiłem, dziewczyna nie jest zainteresowana tyle na temat.
Chłopak burknął tylko ciche dzięki, wracając do dziewczyny, mając nadzieję, że ją urobi, ta powodzenia mu życzę.
Nie chcąc się jednak już w to mieszać, podszedłem do mojego chłopaka, uśmiechając się do niego, ładnie nie chcąc, aby był obrażony lub czuł się niekomfortowo z powodu mojej rozmowy z dziewczyną, przecież nic nie zrobiłem, chyba mnie o nic nie podejrzewa prawda?
- Coś się stało? - Spytałem, gdy znalazłem się już blisko niego.
- Nie, nic - Wzruszył ramionami, choć zachowywał się jak nie on dziwne, albo ja mam paranoję, albo on ją ma, coś tak jednak czuję, że raczej on, a nie ja, chociaż mogę się mylić, nieomylny nie jestem, tak mi się wydaję.
- Hym, powiedziałbym coś innego, coś ci się nie spodobało, widziałem to spojrzenie twoich oczu kierowane na mnie - Odparłem, chcąc go uświadomić, że niestety, ale to widziałem i z tego się nie wymiga, nawet jeśli bardzo by chciał.
Moja marcheweczka zrobiła się cała czerwona, co wywołało delikatny uśmiech na moich ustach, wyglądał nie dość, że uroczo w tych ubrankach to jeszcze słodko z rumieńcem, na którego twarzy ukryć nie mógł.
- Kochanie, nie musisz być o mnie zazdrosny, ja cię nie zostawię przysięgam - Szepnąłem mu do ucha, które delikatnie podgryzłem jednak w taki sposób, aby nikt tego nie zauważył, co wywołało większy wstyd na jego twarzy.
- Przestań tu są ludzie - Wydukał, kładąc dłonie na swoich policzkach, nerwowo rozglądając się na boki, tak jakby ktoś miał zwrócić na nas uwagę, nikogo to nie interesuje, nie wszystko kręci się wokół nas.
- Widzę i co z tego? - Spytałem, nie do końca rozumiejąc, co ludzie do tego wszystkiego mają.
- Ktoś może nas zobaczyć a wtedy - Wydukał, przerywając.. Nie wiedząc, co wtedy się stanie.
- No i co wtedy? Zjedzą nas? Nie przesadzaj, nikogo to nie interesuje, lepiej chodź ze mną się napić, zrobię ci pysznego drinka, będzie zdecydowanie lepszy od tego ostatniego - Obiecałem, ciągnąc go za sobą w stronę kuchni gdzie miałem przygotować napój. Naprawdę mam nadzieję, że chłopak nie będzie nieufny w stosunku do mnie, nie zdradzę go, o to bać się nie musi, naprawdę nie jestem aż takim potworem, za jakiego pewnie już w myślach mnie ma.

<Lisku? C:>

wtorek, 22 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Dziwnie się czułem, kiedy siedzieliśmy tak całą trójką i rozmawialiśmy. Znaczy, oni rozmawiali, ja po prostu siedziałem cicho obok, przysłuchiwałem się i czasem coś mówiłem od siebie, nie chcąc tak po prostu siedzieć jak piąte koło u wozu. Chociaż już się tak czułem. Miałem wrażenie, że kompletnie tutaj nie pasuję. Gdyby nie Mikleo, czułbym się całkowicie niepotrzebny. To mój mąż był spoiwem pomiędzy mną, a Rachel, co było dziwnym uczuciem. Zwykle to ja starałem się utrzymać dobrą atmosferę, kiedy się z kimś spotykaliśmy. Na przykład początki naszej przyjaźni z Alishą były odrobinkę… nieprzyjemne. Ale już teraz chyba ich relacja nie jest taka zła, może się nie dogadują perfekcyjnie, ale Mikleo już przestał rzucać jej te nieprzyjemne spojrzenia. 
Zauważyłem, że mój mąż zachowywał się zupełnie inaczej w towarzystwie Rachel. Był jakiś taki bardziej rozmowny, więcej się uśmiechał, i wydawał się taki… szczęśliwy. Owszem, widywałem go uśmiechniętego, ostatnio nawet całkiem często, ale żeby był tak rozgadany, to już zupełnie inna sprawa. Tego drobnego dogryzania sobie i złośliwości raczej nie liczyłem, w końcu prawdziwa rozmowa. Czasem muszę naprawdę do niego dotrzeć i podejść go tak, by powiedział mi co się dzieje, bo sam mi przecież tego nie powie. Co prawda, ostatnio i z tym lepiej mu idzie, ale nadal bywają, sytuacje, w których muszę go delikatnie ciągnąć za język. 
Niepokoiła, a może raczej smuciła mnie jeszcze jedna rzecz. Ja o jego uśmiech musiałem walczyć przez długi czas. I różnie z tym bywało, raz lepiej, raz gorzej, jednak nie poddałem się i ciągle się starałem, aby jego cudowną twarzyczkę rozświetlił uśmiech. Nim zauważyłem szczery, niewymuszony przez chociażby łaskotki uśmiech, minęło bardzo dużo czasu. Tymczasem Rachel po prostu się pojawiła, a Mikleo od razu promienieje. Może wcześniej robiłem coś nie tak? A może nadal źle coś robię? Pomimo śmierci i całkowicie różnych światów widać było, że tę dwójkę łączyła wielka więź, z którą raczej konkurować nie mogłem. 
Tak jak podejrzewałem, kiedy tylko Mikleo podszedł do Lailah i zostawił nas samych, zapanowała między nami cisza, której ani myślałem przerywać. Naciągnąłem nieco bardziej kaptur na głowę i schowałem już skostniałe dłonie do kieszeni. Jakim cudem wczoraj wytrzymali na zewnątrz tyle godzin? Mróz, zwłaszcza teraz, wieczorem, był okropny, ja osobiście miałem już dosyć i najchętniej schowałbym się w jakimś ciepłym miejscu. No dobrze, rozumiałem, że mojemu mężowi mogło to nie przeszkadzać, na niego temperatura nie miała za bardzo wpływu, chyba, że ta wysoka, ale Rachel? Przecież ona również była człowiekiem, a mimo tego tylko ja trząsłem się jak osika. Chyba najwidoczniej we wszystkim muszę by od niej gorszy, nawet jeżeli chodzi o wytrzymałość na mróz. Tak właściwie, co tu robiła Lailah? Czy coś się stało? Nie bardzo było w jej stylu, aby po prostu przeszkadzała nam w spotkaniu. Coś musiało się stać, pytanie tylko, czy to była dobra wieść, czy wręcz przeciwnie. 
- Kto to? – spytała jakby od niechcenia Rachel, ruchem głowy wskazując na białowłosą kobietę. 
- Lailah – wzruszyłem ramionami, nie za bardzo mając ochotę na zbytnie rozwodzenie się na temat przyjaciółki. To było niegrzeczne, zresztą, jeśli bardzo chciałaby ją poznać, droga wolna, nie zabraniam jej przecież rozmawiania z Lailah. Ponadto, byłem nie w humorze przez to, że byłem zmarznięty, chyba mimo wszystko wolę gorące, chociaż duszące lato. 
- Lailah? Ta sama Lailah, o której opowiadał mi Mamoru? To znaczy, Mikleo – szybko się poprawiła, co sprawiło, że poczułem się dziwnie. Mamoru… tak samo nazywał go władca nieczystości. To było trochę dziwnie, słyszeć to imię jeszcze raz. Wiem, że Rachel nie miała nic złego na myśli. 
- Innej nie znamy – przyznałem, nie rozumiejąc, co miała na myśli. Nie wiedziałem, co takiego Mikleo naopowiadał jej o Lailah, ale mogły to być same najlepsze rzeczy. 
- Ty możesz nie znać, ale Mikleo owszem – nie wiedzieć czemu, ale bardzo nie spodobał mi się ton, którego użyła. Czy ona coś insynuowała?
- O co ci chodzi? – spytałem, marszcząc podejrzliwie brwi.
- O nic, po prostu… nie znasz go tak dobrze, jak myślisz. Byliście rozdzieleni przez pięć lat, a to całkiem długi czas. Wiele rzeczy się wtedy wydarzyło, zarówno w twoim życiu, jak i jego, a ty możesz nie mieć o tym pojęcia – powiedziała zdawkowo, a jej słowa spowodowały dziwny niepokój w moim sercu. Przecież dobrze znałem mojego męża, nawet pomimo tej kilkuletniej przerwy. 
Nie odpowiedziałem jej, a jedynie w zamyśleni zacząłem wpatrywać się w Mikleo, który właśnie żegnał się z Lailah. Przecież znałem go dobrze, znałem go prawie od urodzenia, wiedziałem, co lubił, a czego nienawidził, co zrobić, aby go przebłagać i co zrobić, aby go zirytować. Fakt, pięć lat spędziliśmy z osobna, ale przecież wiedziałem, co się wtedy u niego działo. Co prawda, bez jakichś wielkich szczegółów, ale taki już był Mikleo, nie był zbyt gadatliwy. 
Albo najwidoczniej nie przy mnie. 
- Coś się stało? – spytałem, kiedy Mikleo do nas podszedł. 
- Nie, wszystko w porządku – chłopak posłał mi łagodny uśmiech, który ani trochę mnie nie uspokoił. Co takiego Mikleo przede mną ukrywał? 
Albo po prostu nie chciał rozmawiać o tym przy Rachel. Jeżeli tak, to czułem się już troszeczkę pewniej. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tak się stanie, kiedy tylko znajdziemy się sami w pokoju. 
- Nie wiem, jak wy, ale ja zmarzłem  i chyba już wrócę do pokoju– powiedziałem po kolejnych kilkudziesięciu minutach rozmowy, już zmarznięty. Zanim pójdę spać, na pewno wezmę gorącą kąpiel, aby się rozgrzać. Miałem nadzieję, że Mikleo dołączy do mnie, w końcu on również musiał się rozgrzać. Wiem, że dla niego nie ma żadnego znaczenia, ale dla mnie miało wielkie, w końcu lepiej mi się spało, kiedy spałem przytulony do ciepłego ciała, a nie zmarzniętego. 
- Myślę, że to nie będzie taki zły pomysł, nie chcę, abyś się rozchorował – powiedział ze zmartwieniem mój mąż, kładąc mi dłoń na policzku. Aktualnie byłem tak zmarznięty, że nawet jego dotyk wydawał mi ciepły, co fizycznie nie mogło być możliwe. – Rachel, tobie nie jest zimno? – spytał, odwracając się w stronę dziewczyny. 
- Nie, jestem już przyzwyczajona do zimna – dodała, z łagodnym uśmiechem, który mnie nie za bardzo cieszył, a wręcz dołował. 
- Zostanę jeszcze chwilkę, ale później do ciebie dołączę, dobrze? – odparł, znów zwracając się do mnie. Szczerze, naprawdę myślałem, że Mikleo wróci do pokoju razem ze mną, ale najwidoczniej się przeliczyłem. Najwidoczniej mój mąż bardziej woli Rachel ode mnie. 
- Oczywiście – odparłem, po czym pocałowałem go w usta, nie przejmując się za bardzo jednoosobową widownią. Przynajmniej w ten jeden sposób mogę pokazać, że Mikleo jest tylko mój. No i tylko ja go mogę całować, to też jest dla mnie bardzo, ale to bardzo ważne. 

<Mikleo? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Przyznam, troszeczkę inaczej wyobrażałem sobie początek tej imprezy. Byłem pewien, że się nie rozdzielimy, albo przynajmniej nie na początku. Jednak co miałem zrobić, zabronić mu, jakby to wyglądało? A może inaczej, w jakim świetle by mnie to przedstawiło? Przecież nie mogłem m zabronić tak trywialnej rzeczy, jak odejście na moment z kolegą, by pomóc mu poderwać dziewczynę… rany, czy to naprawdę było takie głupie, czy tak głupio brzmiało w mojej głowie? Tak czy siak, Taiki przecież zgodził się na to, że wróci szybko, a mnie pozostało nic innego, jak tylko na niego poczekać. Wypatrzę w tym tłumie kogoś, kogo znam i będę trzymać się tej osoby, póki mój chłopak nie wróci i wtedy wszystko będzie w porządku. W końcu, zostałem sam na co najwyżej parę minut, co złego może mi się przytrafić przez ten czas? Fakt, ostatnim razem nie spotkało mnie coś przyjemnego, ale też ostatnim razem byłem pozostawiony na nieco dłuższy okres niż parę minut… rany, Shōyō, musisz w końcu przestać panikować i się uspokoić. Zresztą, Marko tutaj nie było, albo przynajmniej go nie zauważyłem, albo przyjdzie spóźniony,  jak ostatnim razem… 
- Shōyō? Miałam nadzieję, że cię tu spotkam! – słysząc znajomy, dziewczęcy głos, niemalże odczułem ulgę. Chyba znalazłem osobę, z którą spędzę te kilka minut i z którą będę na pewno bezpieczny. 
Odwróciłem się w stronę dziewczyny, pozbywając się wszelkiej obawy i niepewności z mojej twarzy i posłałem Emmie szeroki oraz jednocześnie bardzo szczery uśmiech. Bardzo, ale to bardzo cieszyłem się na jej widok, i nie tylko dlatego, że po prostu będę miał na ten krótki, i jednocześnie straszny czas. Ostatnim razem była dla mnie bardzo miła, i chyba mnie polubiła. Chociaż, trochę nie lubiłem, jak ona i jej koleżanki nazywały mnie słodkim, zresztą, podobnie jak Taiki. Czy oni wszyscy nie mogą zrozumieć tego, że wcale nie jestem uroczy? Po prostu jestem… trochę delikatniej zbudowany, niż reszta chłopaków w moim wieku, ale przecież ciągle rosnę, nie oznacza to jednak, że ktokolwiek ma prawo do nazywania mnie „słodkim”. Przecież chłopaki nie mogą być słodcy, to przeczy wszelkim zasadom. 
- Hej, Emma – posłałem jej wesoły uśmiech i nim się zorientowałem, dziewczyna przytuliła mnie w przyjacielskim geście. Przyznam, nie tego się spodziewałem, do tej pory jedyne osoby, jakie mnie w ten sposób witały, to Natsu, czasem ciocia, no i oczywiście Taiki. Nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego i nie za bardzo wiedziałem, jak powinienem się zachować. Przyznam, czułem się nieco spięty całą tą sytuacją, taka bliskość była dla mnie nienaturalna. Poza tym, kompletnie inaczej się czułem, kiedy przytulał mnie ktoś, kogo kocham, a ktoś, kogo niezbyt dobrze znam. Mimo tego poczucia niepewności delikatnie odwzajemniłem gest, mając nieodparte wrażenie, że gdybym tego nie zrobił, dziewczynie zrobiłoby się smutno, a to jest ostatnia rzecz, jakiej chciałem. 
- Wyglądasz przeuroczo – odparła po chwili, odsuwając się ode mnie i uważnie mi się przyglądając. Poczułem, jak moje policzki płomienieją z zażenowania. Rany, to było takie zawstydzające, już nigdy w życiu nie założę niczego podobnego, chyba, że Taiki będzie tego chciał, ale inaczej nie ma mowy, abym znowu się tak poniżył przed wszystkimi. 
- Już to raz dzisiaj usłyszałem – powiedziałem cicho, uciekając wzrokiem w bok. Czy to nie to samo powiedział Taiki, kiedy ujrzał mnie pierwszy raz? Słowo w słowo po prostu. Coś czułem, że ta dwójka by się dopiero dogadała, o ile już się nie znają. Nie byłbym zdziwiony, w końcu on znał bardzo dużo ludzi, podczas kiedy ja dopiero zaczynałem poznawać jego znajomych. Szczerze, tych imion jest tyle, że trudno mi spamiętać momentami je wszystkie. To też jest powód, dla którego mało się przy nich odzywam, nie chciałbym przypadkiem pomylić czyjeś imię, to dopiero byłby wstyd. 
- To ktoś ma bardzo dobry gust – dziewczyna posłała mi przyjazny uśmiech. – Chodź, dziewczyny też bardzo się ucieszą, zwłaszcza Katie – dodała, puszczając mi oczko i chwyciła mnie za nadgarstek, ciągnąc w bliżej nieznanym mi kierunku. Co jak co, ale nie podobał mi się ten gest, co to w ogóle miało oznaczać? Nie podobało mi się to. 
Nie miałem jednak za bardzo wyboru, jak jedynie podążać za dziewczyną, a później grzecznie czekać, aż Taiki pomoże swojemu koledze i wróci do mnie. Dzielnie znosiłem komentarze dziewczyn na temat swojego „uroczego” wyglądu, w sumie to słuchając ich jednym uchem. Bardziej byłem skupiony na szukaniu w tłumie Taiki’ego i… w końcu go znalazłem. Był kilka metrów ode mnie, i nie był sam. Obok niego stał jego kolega, który na samym początku poprosił mojego chłopaka o pomoc, oraz jakaś dziewczyna, której za bardzo nie znałem i która nie podobała mi się z jednego względu; była zdecydowanie za blisko mojego partnera. Wyglądali na takich, którzy bardzo cieszą się swoim towarzystwem… a mnie to średnio pasowało. Przyznam, czułem lekki niepokój, słyszałem o wcześniejszych podbojach mojego chłopaka, co ani trochę mi nie pomagało. Nie chciałem, aby mój chłopak w taki sposób rozmawiał z tą dziewczyną, miałem trochę do niego o to żal. To, co czułem…  to była zazdrość? Nie byłem do końca pewien, nigdy wcześniej jej nie czułem, tylko czasem coś o niej czytałem. To dobrze, że ją czułem? Chyba nie, w końcu to nie było dobre uczucie. 
W pewnym momencie Taiki uniósł wzrok wprost na mnie. Nie zdołałem wyczytać żadnych emocji z jego spojrzenia, ponieważ sam spojrzałem w innym kierunku mając nadzieję tylko nadzieję, że nie zauważył, że się mu przypatruję. To, co czułem, nie było właściwe, musiałem się jak najszybciej ogarnąć. 

<Taiki? c:>