poniedziałek, 28 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem za bardzo zadowolony z tego, że Mikleo znowu idzie spotkać się z Rachel. I znowu w godzinach wieczornych. Chciałem z nim trochę porozmawiać, w końcu mieliśmy parę spraw do omówienia. Zresztą, chciałbym w końcu położyć się troszkę wcześniej, bo z Yukim wręcz nie da się wyspać, a sam zasnąć wcześniej nie mogłem. Nie bez Mikleo i nie w tym pokoju. A chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja widzę w tym problem. Teoretycznie mógłbym z nimi pójść, tak jak wczoraj, ale dziwnie czułem się w ich obecności. Jakbym do nich nie pasował. I te dziwne spojrzenia rzucane mi przez dziewczynę, nie czułem się dzięki temu komfortowo. 
Westchnąłem ciężko, kompletnie nie wiedząc, co mając z tym fantem zrobić. Nie chciałem, aby Mikleo się z nią dzisiaj spotkał, ale też nie chciałem, spotykać się jutro z nowym pasterzem. Zresztą, na kogo ja wyjdę, jeśli mu zabronię się z nią dzisiaj spotkać? Na zazdrosnego męża, z którym zresztą jestem. Owszem, byłem zazdrosny o Rachel, i to nawet bardzo. Mogę to przyznać przed sobą samym, ale już nie przed nikim innym, szczególnie nie przed Mikleo. Rachel bez wątpienia była śliczną kobietą, i mój mąż bardzo ją sobie cenił, co było doskonale widać w jego uśmiechu i tej wesołej paplaninie, kiedy z nią jest. A Mikleo… jak miałbym nie być o niego zazdrosny? Był słodziutki, mądry, cudowny… jednym słowem – perfekcyjny. Kto by go nie chciał? Rachel już raz go pokochała, co, jeżeli to uczucie odżyje? Naprawdę miałem powody, aby obawiać się o swojego męża, zwłaszcza, że nie jestem dla niego najlepszy. Staram się naprawić swoje wcześniejsze błędy, ale jak widać, idzie mi marnie, nic zatem dziwnego, że boję się, że go stracę. 
- Wróć szybko, chciałbym się dzisiaj wcześniej położyć – wyszeptałem cicho, po czym pocałowałem go w czoło. Nie chciałem, aby znowu znikał wieczór i wrócił po północy, albo i jeszcze później, ale przecież nie mogłem tego po sobie poznać. Musiałem przyodziać na twarz delikatny uśmiech i pilnować się, aby Mikleo niczego nie zauważył. Ostatnio jest w tym coraz lepszy, a ja nie chciałem, by akurat teraz coś wywęszył, bo wtedy będzie się obwiniał przez całe spotkanie z Rachel. Poza tym, teraz troszkę pocierpię, ale jutro będę miał wolny ranek dopóki Yuki nie wpadnie do pokoju i brutalnie nas nie obudzi.
- To tylko godzinka, co ci szkodzi? – Mikleo nie chciał odpuścić, co nie za bardzo mi się podobało. Przecież podjąłem decyzję, jaką mi narzucił. 
- Nie spieszyło ci się na spotkanie z Rachel? Nie chcesz się przecież spóźnić – powiedziałem wymijająco, chwytając jakieś ubrania na przebranie. 
- Obiecałem Lailah, że się jutro spotkamy… 
- Powodzenia w odkręcaniu tego – mruknąłem cicho, zamykając drzwi do łazienki. Nie za bardzo chciałem z nim o tym rozmawiać, chyba wyraziłem się dość jasno w tej sprawie. 
Kiedy wyszedłem z pomieszczenia, przebrany w lekkie ubrania, Mikleo już nie było. Westchnąłem ciężko i zgasiłem świeczkę, chcąc po całym dniu na nogach położyć się do łóżka. Zdecydowanie lepiej czułbym się, gdyby obok mnie leżał mój mąż, wystarczyłaby mi jedynie jego bliskość, aby się uspokoić i odpocząć. W końcu mam warunki, aby psychicznie odpocząć, nie muszę martwić się, czy następnego dnia starczy jedzenia dla mnie lub zwierzaków, albo czy mój kaszel nie przerodzi się w poważne zapalenie płuc, które sprawiłoby, że zostawiłbym Yuki’ego samego w świecie ludzi. Myślałem, że teraz naprawdę będę mógł odpocząć, ale oni usilnie chcą, abym trenował nowego pasterza. Dlaczego, nie miałem pojęcia. Przecież dzieciak sobie świetnie poradzi beze mnie, w końcu Lailah mu pomaga, jeśli będzie się stosował jej rad, wszystko będzie w porządku. Moje rady pewnie nic mu nie pomogą, a pewnie tylko pogorszą sprawę, kogoś, kto poddał się złu nie warto słuchać. A trening? Przecież wszystkiego nauczyłem się od Lailah, niech ją prosi o pomoc. Co prawda, pomagał mi jeszcze Mikleo, ale od niego niech się trzyma z daleka. 
Nie jestem do końca pewien, ile czasu minęło, zanim mój mąż wrócił do pokoju, ale na pewno było to więcej niż dwie godziny. I mimo, że przez cały ten czas próbowałem zasnąć, nie udało mi się. Już prawie zapomniałem, jakie to strasznie irytujące uczucie, być bardzo zmęczonym, naprawdę chcąc zasnąć, ale nie być w stanie. Wystarczyło, że poczułem, jak mój mąż kładzie się na łóżku, a już wtuliłem się w jego ciało. Aby spokojnie zasnąć musiałem być pewien, że Mikleo jest tuż obok i czuć jego bliskość. Z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że znów miał na sobie moją koszulę. Zresztą, właśnie po to ją zostawiłem. 
- Wreszcie, mięło więcej niż dwie godziny – wymruczałem, w końcu się odprężając. 
- Naprawdę powinniśmy się jutro spotkać z Lailah i Arthurem. 
Westchnąłem ciężko zastanawiając się, czy Mikleo kiedykolwiek mi odpuści. To zaczynało mnie nieco męczyć, dlaczego tak bardzo chce się z nimi spotkać? I od kiedy zna jego imię? Najpierw Rachel, teraz ten cały Arthur, nie potrzebuję tych ludzi do szczęścia, a oni nie potrzebują mnie. 
- Jedno spotkanie i już więcej o tym nie wspominasz – wymamrotałem, nie mając za bardzo siły kłócić się
- Oczywiście, chyba, że sam będziesz chciał się z nim spotkać
- Nie wydaje mi się. Jedyne, czego będę chciał, to po prostu odpocząć. Padam z nóg, a bez ciebie nie potrafię zasnąć – wyburczałem, trochę mocniej wtulając się w jego ciało. Powinienem zapytać, jak minęło mu spotkanie? Może tak, ale nie miałem siły, i raczej nie za bardzo chciałem słyszeć, że było świetnie. Chyba tylko poczułbym się po tym gorzej, zresztą, i tak już teraz czułem się paskudnie. Chciałem jego szczęścia i jednocześnie nie chciałem, aby spotykał się z Rachel, albo przynajmniej nie tak często, a przecież właśnie ona daje mu szczęście. Zazdrość naprawdę jest paskuda, już teraz wiem, jak czuł się mój mąż, chociaż nie za bardzo potrafiłem to zrozumieć. Zawsze stawał się zazdrosny, kiedy obok były kobiety, a przecież jasnym jest to, że żadna kobieta nigdy mnie nie zainteresuje w taki sposób, w jaki interesuje mnie Mikleo. A może on o tym nie wie? Jeżeli nie to chyba będę musiał go uświadomić. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz