niedziela, 20 grudnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

 Starałem się być wyrozumiały i nie traktować Rachel z wrogością. Chciałem naprawdę dogadać się z dziewczyną, w końcu to również jest dla Mikleo bardzo ważna, więc wypadałoby, abyśmy się dogadywali. Albo chociaż udawali, że się dogadujemy. Ale miałem po prostu zignorować to jej wrogie spojrzenie? Musiałem to odwzajemnić, nie mogłem przecież dać się jej zastraszyć. Mikleo jest moim mężem, nie zamierzam go jej oddać i ona musi o tym wiedzieć. I tyle by było, jeżeli chodzi o moje neutralne podejście do tej relacji. Jak to jest, że wystarczyło jedynie, aby ta dziewczyna się pojawiła i krzywo na mnie spojrzała, a ja już czuję niepokój?
- Jakoś tak nie jestem głodny – mruknąłem, tracąc apetyt. Nie, żebym go wcześniej miał, to Mikleo chciał, żebym coś zjadł, chociaż nie wiedziałem, czemu. Zdecydowałem, że skoro ja mam coś zjeść, to Mikleo również, nie będę przecież jadł sam. 
- No chodź, Sorey, jest tu tyle pyszności – Mikleo, niezrażony moją niechęcią chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę stołu. Czy to tylko moje osobiste wrażenie, Czy Rachel przyniosła nam posiłek składający się z rzeczy, które lubił ludzki Mikleo? 
- Co, jeżeli coś do tego dodała? – bąknąłem, zajmując miejsce i z niechęcią biorąc kubek z gorącą kawą do rąk. Miałem nieodparte wrażenie, że dziewczyna nie przepadała za mną, to było widoczne na pierwszy rzut oka, powoli zaczynałem żałować, że zaproponowałem Mikleo spotkanie we trójkę. Albo nie, to był bardzo dobry pomysł, musiałem w końcu pokazać jej, że bardzo zależy mi na moim mężu i tak łatwo z niego nie zrezygnuję. 
- Nie przesadzasz aby przypadkiem?  - spytał Mikleo, unosząc brwi w niedowierzaniu. – Mógłbyś się przynajmniej postarać, słyszałem od ciebie lepsze wymówki. A teraz jedz, musisz jeść i mieć siłę, zwłaszcza po takich porannych czynnościach – wymruczał, uśmiechając się do mnie zadziornie i podając mi tost posmarowany z dżemem. 
- Ale nie uważasz, że dziwnie na mnie spojrzała? Podobnie jak wczoraj. Jakby za mną nie przepadała, delikatnie mówiąc – przyznałem, z niechęcią przyjmując kawałek tostu. Pewnie kiedyś taka niechęć u kogoś by mi nie przeszkadzała i nawet pomimo tego starałbym się jakoś zapoznać z Rachel. Teraz… teraz mam nieco mniejszy zapał, jeżeli chodzi o nawiązywanie nowych znajomości. Nie mam pojęcia, kiedy się tak zmieniłem, ale myślę, że Mikleo nie powinien mieć nic przeciwko temu, w końcu teraz oboje nie przepadaliśmy za ludźmi. 
- Myślę, że odrobinkę przesadzasz. Wczoraj Rachel mówiła mi, że z chęcią lepiej cię pozna – wytłumaczył mi chłopak, nie wyglądając na specjalnie przejętego. 
Westchnąłem ciężko i zastanowiłem się nad jego słowami. Może miał jednak rację? Czuję niepokój w obecności Rachel, ale w sumie ten niepokój może być spowodowany czymś zupełnie innym, chociażby zazdrością o mojego męża, która nieco się pogłębiła, kiedy tylko dowiedziałem się o wcześniejszym uczuciu Rachel do Mikleo. Po dzisiejszym spotkaniu wszystkie wątpliwości na pewno się rozwieją… a taką przynajmniej miałem nadzieję. Naprawdę chciałem, aby okazało się tak, jak Mikleo mówił. Że Rachel jest miłą osobą i traktuje go jak przyjaciela, a to dziwne spojrzenie tylko mi się wydawało. 
- Obyś miał rację – powiedziałem cicho, biorąc pierwszy kęs. Nie wiem, czemu, ale miałem wrażenie, że ten tost był odrobinkę suchy. Kto w ogóle wpadł na pomysł, aby tyle nam tego dawać? To było zwykłe marnotrawstwo jedzenia, przecież my razem tego wszystkiego nie zjem? Ja nie zjem nawet jednej czwartej tego wszystkiego. 
Na moje szczęście z odsieczą przybył Yuki wraz z Codim. Chłopiec od razu ruszył w stronę Mikleo i całkowicie skupił na sobie jego uwagę, dzięki czemu mogłem dokarmić troszeczkę to wielkie bydle. Na zimę Codi stawał się bardziej puchaty, co wizualnie troszeczkę go powiększało… no dobra, nawet i trochę bardzo, miałem wrażenie, że ten pies waży znacznie więcej ode mnie, co przecież nie mogło być prawdą. 
- Właściwie, to mam lepszy pomysł – odezwałem się, kiedy Yuki zaproponował wyjście na zewnątrz. Dzisiaj nie za bardzo miałem ochotę na wychodzenie, wczoraj trochę zmarzłem, a dzisiaj dodatkowo padał gęsty śnieg. Dzisiaj jednak z chęcią posiedziałbym w ciepłym zamku, ostatnie dwa lata nie spędziłem w najcieplejszych miejscach, teraz chciałem troszkę sobie poużywać, póki mogę. – Może mama skróciłaby ci te włoski, co? Chyba już ci trochę przeszkadzają – zauważyłem, czochrając jasne kosmyki chłopca i powodując na jego główce niemały bałagan. 
- Nieprawda – burknął, poprawiając wpadające kosmyki do oczu. 
- Myślę, że tata ma rację – odezwał się Miki, popierając moje słowa. Przyznam, zrobiło mi się miło, jak za każdym razem, kiedy chłopak się ze mną zgadzał i to tak z całkowicie własnej, nieprzymuszonej woli. – Więc umyj włoski i zaraz ci je skrócę, twój tata nie najlepiej sobie radził z przycinaniem włosów – dodał lekko złośliwie w moją stronę. Fakt, miał kompletną rację, może i potrafiłem wiązać i pleść włosy, ale jeżeli chodzi o obcinanie… cóż, szło mi okropnie. 
- Dlatego ty to będziesz robić – uśmiechnąłem się do męża i upiłem łyk kawy. Miki zdecydowanie lepiej sobie radzi ode mnie, jeżeli chodzi o obcinanie włosów, co było trochę zabawne, bo przecież sam nigdy swoich włosów nie skracał. I jak dla mnie, absolutnie nie musi ich skracać, dla mnie były one idealne. 
Chłopiec nie wydawał się być zadowolony z takiego pomysłu. Dopiero kiedy ja powiedziałem że również będę obcinany, chłopiec ożywił się i spytał, czy może skorzystać z naszej łazienki, na co oczywiście się zgodziłem. Nie widziałem w końcu żadnych przeciwwskazań, aby tak nie było. Martwiło mnie tylko to, że Yuki coraz bardziej zaczyna brać przykład ze mnie, nie byłem najlepszym wzorem do naśladowania dla małego dziecka. Co jak co, ale w tej kwestii o wiele lepiej sprawdziłby się Mikleo. 
- Chcesz, abym ci obciął włosy? – spytał mój mąż, przyglądając mi się z niezrozumieniem. 
- Tak, chyba nie do twarzy mi jest w długich włosach. Poza tym, wreszcie będę mógł oddać ci gumkę – odparłem, szczerząc się do niego głupio i biorąc ostatniego łyka kawy. Nie rozumiałem, dlaczego Miki był taki zdziwiony, przecież dzięki temu przecież odzyska swoją własność, a ja… cóż, niczego przecież nie stracę, co to w końcu za różnica, czy mam włosy długie czy krótkie, i tak wyglądam tak samo, czyli nijako. 

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz